PDA

View Full Version : Laweciarstwo na Balkanach.


hans
23.03.2014, 13:23
Poniewaz zawsze jest tak, że ktoś musi zacząć, zacznę od wyznania:

Tak.
Jestem laweciarzem. Trzeba sie do tego faktu przyznac i przeprosic za lamerstwo, chodzenie na skróty i zabijanie adwenczera....

Poniżej opiszemy laweciarska wyprawe na Balkany (Serbia, Kosovo, Albania, Macedonia), która samotrzeć odbylim we wrzesniu roku trzynastego w skladzie:
Paulina - zwana dalej Cleo
Adam - zwany dalej Sowizdrzalem
Ja - zwany dalej mną lub Hansem

Laweciarz przy lawecie wyglada tak:
http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/002-IMG_9267_zpsb46780b0.jpg

Laweciarz na lawecie wygląda tak:
http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/011-IMG_9276_zpsbaa78d34.jpg


A laweciarz poza lawetą wygląda tak:
http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/051-IMG_9316_zps31bc3dd9.jpg

razem wyglada to tak:
http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/091-GOPR0351_zps44985d67.jpg


A zaczelo sie calkiem niewinnie, od zeszlorocznej Albanii - http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=15806 , wyjazdu Chlopakow w góry Szar - http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=14497&highlight=szarpanina oraz pewnego pomyslu Cleo....

Mixajlo
23.03.2014, 13:32
A ja Was widziałem w Zylinie- pomachalismy sobie na światłach :at:

Cleo
23.03.2014, 15:03
Zaraz jaki to mialam pomysł...? :smoking:

ale zanim opowiem o tym, to parę słów wstępu...
Jako że jeszcze nie mamy ochoty zwiedzać zabytków i podróżować tylko po asfalcie (może jak będziemy w słusznym wieku)postanawiamy " zmierzyć się z przygodą... pier...ć zabytki, jedziemy znowu w góry".
Tylko gdzie? Zastanawiamy się...
Rok wcześniej byliśmy w Albanii - zakochałam sie w tym kraju. Musimy tam wrócić mimo że miałam kur...ko ciężko na XT.
Zmiana motocykla na DR 350 pozwoliła mi jak się potem okazało, spojrzeć w innym wymiarze na otaczający mnie świat :) Lekko, łatwo z Chochlikami na tylnym kole ...Ale za nim pojawiły się Chochliki a wcześniej zainspirowani wyprawą Szarpanina mówię do Hansa,
- mam pomysł. Zostańmy laweciarzami :D

1. obieramy kierunek ; Góry Szar,
2. pakujemy moto na lawetę i
3. bierzemy jeszcze kogoś.

Założyłam temat na Fatcie -http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=18863
z nadzieja,że może ktoś będzie miał podobną wizję podróży
...
Kiedy czekalismy na odzew ja zaczęłam szykować do worka gorące słońce i kupę śmiechu...

Orzep
23.03.2014, 15:27
...ale, może chociaż jakiś jeden mały kuferek?
Może być i na kosmetyki, byle by "adFenczeru" posmakować! :D
Dawajcie, bo widzę, źe "będzie się działo".
Cleo wyglądasz jak "Piękna", a piszesz jak "Bestia" :Thumbs_Up:

Pozdro Orzep

sowizdrzal
23.03.2014, 15:44
Sowizdrzał:
Wrzesień 2013 nie zapowiadał mi się rewelacyjnie, ani z motocyklowego, ani z innego punktu widzenia. W paszporcie leżała i stękała z nieróbstwa wiza
do jednego ze wschodnich krajów, bo niestety nie miała szansy go ujrzeć, zwłaszcza z perspektywy dwóch kółek. W Garminie niepotrzebnie miejsce na
karcie zajmowało kilkadziesiąt tracków po Czarnogórze i płn. Albanii (bo sierpień też nieco dał w życie). Przy zwykłym borykaniu się z codziennością,
jedyną formą motocyklizmu, na jaką mogłem sobie wtedy pozwolić, było regularne śledzenie kolejnych relacji i planów (cudzych) na forum, o ile nie
liczyć nieśmiałego wkołokominowego docierania nowego tłoka w Suzi DRuZi. Nawet wątek Cleo pt. ,,Szar Płanina czy jakieś tam bałkańskie''
rzucił mi się w oczy tylko jako potencjalnemu kibicowi, bo prawdopodobieństwo wzięcia udziału w tym czy innym przedsięwzięciu równało się wówczas
moim możliwościom startu w Rajdzie Dakar...

Puściłem delikatną sugestię do Pauliny i Jacka i natychmiast spotkałem się z ich wesołą i konkretną reakcją. Właśnie to ich pozytywne i tętniące ciekawością
świata nastawienie podpowiedziało mi, że może by tak jednak spróbować? Góry Szar nadal kryły dla mnie co najmniej kilka zagadek, kilka niedokończonych
tracków, kilka nieprzejechanych dróg. Ich odpowiedź ,,my i tak jedziemy, miejsce na lawecie jest wolne'' stwarzała mi bardzo wówczas potrzebne pole manewru.
Ale już ziarno myśli o kolejnej włóczędze po Bałkanach padło na grunt podatny i żyzny, wypuściło kiełki i listki... Znacie to uczucie, kiedy nagle zapala się
światełko na końcu ciemnego tunelu.

Cleo
23.03.2014, 17:13
Ja :Jacek, odezwał sie jakis facet Sowizdrzał z AT, że może on przyłączyć się do nas.
Hans: Kto ?
Ja: Sowizdrzał.
Ja: Cos mnie olsnilo! Mówię,o kurka to facet który był z Chłopakami na Szarpaninie.
Jacek, musisz do niego zadzwonić! Już! Teraz! Koniecznie! Proszę. Myślę se, jak to się cudnie układa. Myieliśmytylko plan składający się z : jedziemy w tamte tereny i tyle. A tu Adam który już tam był i chce jechać jeszcze raz :bow:
Jacek : Spokojnie Mała, nie podniecaj sie. Przestań przebierać tymi nóżkami i zajdź mi z głowy bo muszę zadzwonić...
Ja już w mojej pokretnej główce zaczynałam snuć plany, a Chłopaki zaczęli się dopiero dogadywać.

Kuferek AdFenczeru był juz dawno spakowany ;)

zaczekaj
23.03.2014, 17:34
Piszcie dalej!

hans
23.03.2014, 18:10
"adFenczeru" - na wszystko co piękne i dobre, błagam Cie - nie idź drogą Orzepa, zarzuć pokemonizm....

:bow:

pokemonizm: http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Pokemoniaste_pismo

hans
23.03.2014, 19:44
Dzwonie. Odbiera Adam. Gadamy. Takie pierwsze telefoniczne co i jak. Gdzie i po co. I kiedy....

Wyglada na to, ze cos z tego bedzie, ze sie moze jakios zgramy. Choc gdzies z tylu glowy kielkuje mysl: "...jedziesz z Obcym...". A ze - primo - wielu znajomych wyjeżdzalo razem a wracalo osobno nie odzywajac sie do siebie i - secundo - wiem jak francowaty mam charakter, czarne są mysli me.

Montuje hak do auta, żartem groźbą i uśmiechem uzyskuje wpis do dowodu. Potem zawracam ludziom dupę ws przyczepki. Z sukcesem.

O tym jak nasze francuskie 1,4 w gazie ogarnie zestaw jeszcze nie mysle. W sumie i dobrze ze nie mysle. Pociągnęło choć osiagi dupy nie urywaly. Raczej usypialy, a przednie kola drogi dotykaly. Czasami, ale jednak :)

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/009-IMG_9274_zpse80415cf.jpg

Ale, ciut wybiegam w przyszlosc...

PS. powyzsze zdjecie robione bylo po trzygodzinnej drzemce ok 100 km od Belgradu. Drzemka tyczyla glownie Cleo i Adama. Ja milo spędzalem czas usilujac usnac radosnie dopignowany do tego siarczystym charapniem moich Kompanów. Brzmialo to mniej wiecej tak (tylko na dwa glosy, chórek taki) /film z youtube o charakterze pogladowym, tylko sluchac/

Tw-CmMyUvyc

RAVkopytko
23.03.2014, 19:48
Eeenoo, Cleo ładny rydwan Ma ;)

Sub
23.03.2014, 20:33
Proszę poprawić linka do YT bo ekran śnieży...;)

TAGDB
23.03.2014, 20:53
Pisać pisać .... Bo ja chce czytać :)

Orzep
23.03.2014, 22:07
"adFenczeru" - na wszystko co piękne i dobre, błagam Cie - nie idź drogą Orzepa, zarzuć pokemonizm
Pokemon się już nie wcina :Thumbs_Up:

hans
23.03.2014, 22:16
Taaaa, wiedzialem.

Orzep, ależ wcinaj sie ile chcesz ;)

'' Mieć dystans do siebie '' - "... umieć żartować sobie z siebie, ze swych wad, zalet. Oznacza też akceptowanie wad. Czasami żartowanie także ze swych zainteresowań. Ogólnie, mieć luźne podejście do siebie, do swego życia. (...). Patrzeć na siebie obiektywnie...."

Orzep
23.03.2014, 22:24
Za trudne Hans - dla GSiarza z kuframi! ;)
...więc pisz i nie 3.1416erdol kocopołów, że ślimak ma sierść!!! :D

Pozdro podglądacz Orzeppe
p.s. Qrwa edycja na FAT jest...dodópy!

sowizdrzal
24.03.2014, 07:47
Sowizdrzał:
Przejrzałem na forum relacje i zdjęcia z wcześniejszych wyjazdów moich towarzyszy podróży in spe. Cholera, Cleo sama
pojechała XT-kiem w Bieszczady, potem przesiadła się na lżejszy motek - wiecie co to oznacza. O do licha - Hans objeżdżał
Afryką w Albanii takie miejsca, gdzie moja Suzia DRuZia nie miała za lekko. Lubią góry a nie asfalty, szpejek mają upakowany
ciasno, do hoteli się nie pchają... To twardzi zawodnicy, trzeba będzie się porządnie przygotować. Tylko co ja mogę wnieść do
tego składu? Już wiem! Poukładam porządnie tracki z poprzednich lat i poszukam jeszcze kolejnych w sieci. Teren trochę znam,
może uda się zobaczyć kilka miłych widoków, a przy okazji sprawnie i bez błądzenia poendurzyć (względnie sprawnie poendurzyć,
a widoki przy okazji ;)). Do roboty, Sowizdrzale, Garmin w dłoń, bo kilka dni raptem zostało!

Sprzęt na wyjazd spakowałem jak zwykle. Do uzgodnienia zostało mi tylko kilka kwestii technicznych, a konkretnie: jakie opony
i jakie śpiwory zabieramy oraz jaki zarys trasy planujemy, żebym wiedział, które drogi wybierać i gdzie możemy urządzać noclegi;
wrzesień w górach bywa już chłodny i z kiepskim sprzętem biwakowym trzeba by potem przed nocą uciekać w doliny, co nie
zawsze jest możliwe. Wolę więc wiedzieć, czy targać śpiwór z puchu, czy wystarczy mi mała letnia ,,kilówka''. Rozmiary zębatek
w DR350 i XT600 też mi sporo powiedziały. Wypytałem szczegółowo Hansa o to przez Skype'a (później Jacek przy którymś
kolejnym piwie zeznał, że czuł się wtedy jak na egzaminie, a ja wcale nie byłem luźniejszy), ale okazało się, że nastawienie mamy
bliźniacze. No i fajno - posłałem Jackowi swoje pomysły na trasę, okazało się, że się przyjęły, przynajmniej na Google Earth ;)

miroslaw123
24.03.2014, 07:53
Czekamy na dalszy ciąg!
Ps. dawniej "pokemoniozmem" nazywał się dysleksję/dysgrafię/niechęć do poprawnego pisania ;)
Ps.2 Przypominam, że rogal czeka do przymiarek, a on również nie wpisuje się w ducha pełnego forumowego adventura :) ot do laweciarstwa w sam raz :D

zipo
24.03.2014, 10:07
Juz samo zapiecie lawety do 1.4 benzynka w klasku zachacza o przygode.;)
Jechaliscie na ryzyko chyba ,bo wagi auta a lawety nie pasuja ?
Dla mnie bardzo fajny zestaw :Thumbs_Up:
Jak juz sie rozchulasz to jakos idzie,troche gorzej z hamomaniem.

hans
24.03.2014, 10:21
I tu Ci Zippo powiem, że i tak, i nie.
Tak - bo miałem wątpliwości czy zestaw w ogóle ruszy. a jak ruszy to czy zahamuje ;)

Ruszał (jakoś), hamował (jakoś), do 100km/h się bujał, górki robił na Słowacji i do tego palił ok 10-11 l LPG/100km. Co więcej - w papierach wagi się zgadzały...
Ale trauma była.

Nie - bo gdyby po drodze trafiła się waga, to byłby zonk

sowizdrzal
24.03.2014, 10:44
Tak to miało wyglądać: po zostawieniu lawetki w Belgradzie, najpierw lekka rozgrzewka przez Serbię,
do granicy z Kosowem, coby się dograć. Potem w Kosowie formalności (ubezpieczenie OC) i kierunek
Szar Płanina, głównie malowniczy Brod :) Dalej przeskok do Albanii, jeziora Lure i mnóstwo zapomnianych
górskich szutrów, niektóre zaledwie o krok od Tirany. Na deser Macedonia i piesza wycieczka
na Titov Vrv (2747m npm.) - najwyższy szczyt gór Szar.

Dużo to czy mało na 2 tygodnie, jak Wam się wówczas wydawało??

Cleo
24.03.2014, 13:25
Kiedy Jacek przedstawił mi sytuacje... O ku...a, czy ja dam radę?
Przegładnęłam pare relacji Adama, które mówiły że Facet ma pojęcie o jeździe. O cholera! To nie będzie już tak, jak jeździłam sama z Jackiem, że będę mogła robić jaja typu : nie przejadę danego odcinka trasy bo za trudny i zmuszała Jacka do przeprawienia dwóch motków.Dlaczego? Bo tak!

Ok.Paulina! Sama tego chciałaś, teraz masz okazje sprawdzić się przed Obcym :mur:
Kiedy to przegryzłam to sam plan trasy wydawał się fajny, chodź nie miałam pojęcia ( bo nie umiem czytać z mapy, widziałam tylko zarys linii na mapkach) co, gdzie i którędy. Ten wątek zarezerwowałam przygodzie :)
A czy trasa była wystarczająca na 10 dni...? Zobaczycie w kolejnych odsłonach.

zipo
24.03.2014, 14:08
I tu Ci Zippo powiem, że i tak, i nie.
Tak - bo miałem wątpliwości czy zestaw w ogóle ruszy. a jak ruszy to czy zahamuje ;)

Ruszał (jakoś), hamował (jakoś), do 100km/h się bujał, górki robił na Słowacji i do tego palił ok 10-11 l LPG/100km. Co więcej - w papierach wagi się zgadzały...
Ale trauma była.

Nie - bo gdyby po drodze trafiła się waga, to byłby zonk

-Znam dobrze to uczucie.
Swego czasu ,gdy w portfelu wialo groza bralem kazda robote.
Ktos powiedzial, ze trzeba przyciagnąc zdefektowany mercedes.
Merc umarl w Le Havre a nie bylo komu jechac za niska stawke.
Zgodzilem sie pojechac z Polski tam i z powrotem.
Laweta zlom,Bus za lekki ,brak zmienika i glodowa djeta.
Zapytali-Prawko masz?
-mam! Ale nie mialem .Nie pytali dalej wiec pojechalem.
Udalo sie przejechac i wrocic i dopiero polscy gliniarze rutynowo zatrzymali
Patrzy jeden, patrzy to na mnie ti na zestaw.
-Pyta skad jade ,nie wiedzac co mam robic wiec powiedzialem prawde.
Z Le Havre-mowie :)
A on-...A gdzie to jest?
-No..na koncu Francji ,dukam
...Czy mnie czasem nie pojebalo?!- pyta zadziornie widzac tylko "A,B"
-Z leksza chyba-odpowiadam
Od razu wyciagam stowke i mowie ze to wszystko co mam...
A ci na siebie,na mnie patrza...i mowia bym spadal
Stowke oczywiscie inkasuja ;)
Dojechalem do domu i wszystko co bylo zdalo mi sie snem..

pozdrowienia

sowizdrzal
24.03.2014, 20:11
No to przechodzimy do samego wyjazdu. Jego ewidentnie pierwszą częścią był tzw. prolog, czyli pokonanie trasy Chorzów-Nowa Huta,
DRZ-ką na szutrowych gumach, krótkich przełożeniach i w deszczu. Oj! była jazda, ale jak mus, to mus (i to bynajmniej nie w oponach,
tylko w okolicach mózgu wypełnionych głównie przez imperatyw kategoryczny - umówiłeś się, to wio, masz być na czas, choćby skały srały....)

Z Pauliną i Jackiem umówiłem się w Krakowie na dzień przed wyjazdem - pakowanie motocykli na lawetę, ostatnie zakupy. Dopiero po drodze
zaczęło do mnie docierać, że pierwszy raz będę na większej wyprawie w towarzystwie damy. Psiakrew - myślałem - trzeba będzie oduczyć
się mówienia ,,ku**a'' i ,,d**a'', po piwie bekać tylko dyskretnie, a na siku chodzić w krzaki, a nie lać na drogę. Do tego to moje chrapanie w nocy...
Uprzedzając nieco fakty - niepotrzebnie się martwiłem, albo byliście oboje z Jackiem na tyle dyskretni, że nie daliście mi nic odczuć :P

RAVkopytko
24.03.2014, 21:54
Dobrze się zapowiada :D

Rebel
24.03.2014, 23:38
Cleo, cieszę się na kolejną opowiastkę. Będę tutaj zaglądał :)
Pozdrawiam

hans
25.03.2014, 17:42
Faktycznie Adamie - ad rem.
Więc - Adam przesłuchał mnie na skype tak dokładnie, ze miałem już zamiar przyznać się do win wszystkich popełnionych, niepopełnionych i podatkowych (takie zboczenie zawodowe ; )
Ustalenia proste były - Adam nawiguje, ja trzymam wspólną kasę i zamykam (myliłby się ten, kto sądzi, że Cleo ma konsumpcję czegokolwiek niższą niźli statystyczny samiec ALFA (a w końcu wszyscy nimi jesteśmy, czyż nie - Panowie?), a Cleo jako jedyna kobieta w zestawie łagodzi obyczaje i budzi zdziwienie albańczyków. Dzięki niej, nie klniemy, nie pierdzimy, nie bekamy i w ogóle - pełna kultura - przynajmniej przez pierwszą dobę

Kurde, pierwsze wakacje od nastu lat, gdzie moja wiedza o trasie sprowadzała się głównie do kraju w jakim jestem... :)

Lawetka spakowana, pasy pozaciągane (pasy od Harley'ow, a kto bogatym zabroni), zapoznawcze piwko wypite, pozostało tyko wyruszyć...

Anyway, lecim, spotykamy naszych z Żlinie, ciężko obrażamy słowackiego policjanta, nie płacimy mandatu i.. wyprzedzamy furmankę na HJajŁjeU (autostradzie).

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/006-IMG_9271_zps3e212892.jpg

Adam bezbłędnie nawiguje, a my śpimy (Cleo z tylu, ja za kółkiem).

Zrzutka z lawety, ogarniecie i dawaj przygodo!

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/018-IMG_9283_zps17198b6c.jpg


http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/023-IMG_9288_zps446d72ca.jpg


http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/024-IMG_9289_zpsb0cd5d51.jpg

Od tej pory jedynie Najwyższy i Adam wiedzą gdzie jesteśmy...Z Adamem jednakże, łatwiej jest się dogadać, co widać na załączonym obrazku.

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/006-GOPR0223_zpsa1812f6f.jpg

A noclegujem w hotelu. Tysiacgwiadzkowym.

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/033-IMG_9298_zps11887ec5.jpg


Kurde, jakie te single fajne, nie to co ta krowa..... ups, wrrrrróć, to znaczy Królowa. Nie ma to jak pierwszy sezon na singlu.
Ścieżki, jak widać kolega wybierał raczej nie on...

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/015-G0150235_zps6db039aa.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/018-G0150238_zps3efb6d8f.jpg

Adam - jak zawsze o rok świetlny z przodu, wiec wrzucam Cleo:

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/406fa305-859c-47a5-b0fb-b5787af895bd_zps95c8cc8e.jpg

A jak się zatrzymał, to i fotę ma :)

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/2f7e2d56-231c-41a0-b736-05972030fe76_zps253e2ff9.jpg

Zarzuć że Adamie mapą jaką, coby lokalizacja była...

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/038-IMG_9303_zps90c89154.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/049-G0180285_zps8d0129d0.jpg

A dla odmiany leje, mi - kurde - zawsze leje.

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/040-IMG_9305_zps0dde4ca6.jpg

Kosovska Mitrovica jak zawsze przygnębiająca... i ten most oddzielający Serbów od Kosowarów.

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/047-IMG_9312_zps8d31ef0e.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/042-IMG_9307_zpsf4dfe866.jpg

Tydzień później, w Mitrovicy zastrzelono cztery osoby...

zipo
25.03.2014, 17:51
Cleo "weszla na wheele" czy tak ino wyglada :)?

Orzep
25.03.2014, 20:11
...na pociesznie Wam powiem, że mnie z kuframi, też Kosovo przywitało deszczem!
Widać nie wybiera bardziej advenczer, czy bardziej rejli - do suchej nitki i koniec!

Pozdro Orzep
p.s. No i może trochę większa częstotliwość?
W końcu do cholery trójka Piszących! ;)

Cleo
26.03.2014, 00:57
Rebel :" Cleo, cieszę się na kolejną opowiastkę. Będę tutaj zaglądał :) "

:)


Zipo : "Cleo "weszla na wheele" czy tak ino wyglada :)? "

Tak ino wygląda. Może czasami próbowała wznosić się na wyżyny przy tak wybornej Obstawie ;)

Kiedy wystartowaliśmy na motkach z Belgradu, pomyślałam, no Chłopaki czuje się wyjątkowo, bo z każdej strony mam obstawę.
Pierwszy nawiguje, co jakby nie muszę sie martwić która to strona prawa a która lewa ( prawa to lewa czy lewa to prawa?) a ostatni pilnuje by mi sie nic nie stało a w razie W podniesie DRkę. Jupi. Pozostaje mi jedynie prowadzić się. Żyć, nie umierać.
Dzięki Chłopaki. Poczułam sie wyjątkowo ;)
Adamie,Twoja dynamiczna jazda rozwiązała moje odwieczne dylematy typu:
hmm... przejechać tą czy tamtą dziurę...
Jednym słowem zaoszczędziła nam czas, który i tak cholernie szybko płynął.

Boski-Kolasek
26.03.2014, 03:22
sorki za pytanie, ale co to za przednie zawieszenie w xt'ku?

PZdr

hans
26.03.2014, 08:33
sorki za pytanie, ale co to za przednie zawieszenie w xt'ku?



Przodzik jest z CRF'y, poustawiany pod inna masę.
pozdr

sowizdrzal
26.03.2014, 09:42
No chyba nic nie dodam nowego o tym fragmencie trasy, ale tak moim okiem:
Sowizdrzał:
Pierwsze kilometry w Serbii przecieramy po czarnym - to w końcu cywilizowany kraj - z lekka tylko próbując szuterków.
Kierunek południe, kurort Kopaonik i przejście graniczne z Kosowem k. Raszki. Tu nie chciało mi się zbytnio wysilać przy
robieniu tracków, bo nie warto w nowym składzie od razu za wiele ryzykować. Pomimo to udało się zobaczyć Kopaonik,
park narodowy zaraz przy granicy z Kosowem i zaliczyć pierwsze offiki. Piękne góry! Tempo mamy jednakowe,
aż muszę naprawdę mocno się sprężać na prowadzeniu, żeby na kolejnych rozjazdach mieć te kilka sekund przewagi
i wybrać dobrą drogę, tak żeby nie musieli stawać i czekać na decyzję (bo taka niepłynna jazda bardzo męczy grupę).
Pierwsze biwaki, pierwsze zakupy, pierwsze piffka - okazuje się, że styl podróżowania mamy ten sam. Fajnie!
Zakładamy wspólną kasę, którą trzyma Jacek, bo jemy i pijemy tyle samo i to samo (brawo Paulina!).

Szybciutko też dobieramy sobie styl biwakowania: namioty rozstawiamy w miejscach nie rzucających się w oczy, ale niedaleko od cywilizacji.
Wodę kupujemy butelkowaną, więc do źrodełek ciągnie nas li tylko w celach ablucyjnych, ale to niekoniecznie musi wiązać się z biwakiem
czy noclegiem. W ostatniej wsi przed planowanym spaniem uzupełniamy jedzonko i napoje, po czym spokojnie toczymy się w kierunku
miejsca namiotowego. Zazwyczaj wypada nam to najpóźniej godzinkę przed zmrokiem (który pod koniec września zapada dość szybko,
bo dzień zdążył już skrócić się do niepełnych 12-tu godzin...)

Cleo
26.03.2014, 09:51
A z pierdzeniem Panowie... to przesadzacie.
Z każdym postojem to myślałam że portki chciało mi urwać! A Wy sie tak przejmowaliście,że z kobitką jedziecie :haha2:
Jak przygoda to w każdym calu :D

sowizdrzal
26.03.2014, 10:21
Tydzień później, w Mitrovicy zastrzelono cztery osoby...

A tego samego dnia, kiedy wyjeżdżaliśmy z Mitrovicy już z polisami w kieszeniach, zastrzelono tam policajnta, bodajże z sił KFORu :(
Dobrze żesmy wówczas o tym nie wiedzieli.

hans
26.03.2014, 10:38
Fakt, do Kosova wpuszczono nas bez lokalnego OC. Mieliśmy już nawet niewykupywać, ale się złamaliśmy.


Szło to jakos tak:

"...nikt nas nigdy tu nie znajdzie..."

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/059-IMG_9324_zpsa62c4d17.jpg


20 minut później:

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/052-GOPR0294_zps14ceb9f9.jpg

Miras Sc
26.03.2014, 10:51
I co ?? Przerwa w relacji w takim momencie ??????

dawid8210
26.03.2014, 20:07
I co ?? Przerwa w relacji w takim momencie ??????

Pewnie zachlali z lokalesami:D

sowizdrzal
26.03.2014, 23:43
Nie, nie, nie, z lokalesami - a właściwie pod ich dachem - zachlaliśmy tylko raz i oto co z tego wyniklo...
Ale o tym później.

*romek*
27.03.2014, 00:38
Kurczę, pomimo tego,że znam historię i miałam okazję być na mini relacji, (tzn. dużej relacji, ale w mini gronie :) ),to muszę przyznać, że czyta się z zapartym tchem. I z tego miejsca chciałam zaprotestować przeciwko tak długim przerwom w opisywaniu przygody!!! Proszę się nad nami nie pastwić, my tu czekamy na ciąg dalszy!:bow:

hans
27.03.2014, 09:02
I co ?? Przerwa w relacji w takim momencie ??????

dobra, dobra, wieczorem cos skrobniem

sowizdrzal
27.03.2014, 09:06
*romek* - co prawda umówilismy się wczoraj z Pauliną, że będziemy twardo budować napięcie, ale...
ja mam słabą silną wolę i zawsze ulegam płci pięknej, więc specjalnie dla Ciebie...
----------------------------------------------------------------------
Sowizdrzał:
Na trzeci dzień na dobre wsiąknęliśmy już w kosowski klimat. Po przecięciu drogi M25 łączącej Prizren ze stolicą Kosowa - Prisztiną,
kończą się asfalty, zaczynają sympatyczne nietrudne szuterki, zjazdy, podjazdy, a teren bardzo przypomina charakterem nasze
Gorce lub Podhale. W planach mamy atak na ciut większą górę, w okolicach wiosek Maqiteve i Jezerce, czeka nas blisko 1000m
podjazdu, a to i tak dopiero początek. Ze szczytu, na którym w dość oczywisty sposób zbudowano stację przekaźnikową, widać
główną grań pasma Szar. Poezja! Szczyty sięgają 2700m npm., ale kształtem i aparycją przypominają nasze Bieszczady, bo ich
zbocza są pełne połonin i to 50 razy bardziej rozległych niż te ukochane - polskie. Sporo gór się widziało, na parę z nich wlazło,
ale widok każdego nowego pasma, w scenerii ciemnych chmur przez które z rzadka przebija się słońce, zawsze powoduje opad
szczęki... Wyłapuję w tym widoku szczyt Scarpa, na który rok wcześniej wjechaliśmy motocyklami z Szarpaniną :)
https://picasaweb.google.com/101854868260849424109/Fotorelacja2#5772441561603282306

Tymczasem niebo się chmurzy, a nas czeka zjazd sporo ostrzejszy niż podjazd. Wyszukane na zdjęciach satelitarnych drogi okazały
się koleinami po ciężkim sprzęcie, albo pieszymi ścieżkami. Cholera, gubimy drogę, przewracamy raz za razem, grzęźniemy w głębokich
koleinach. No - ale przynajmniej, skoro tyle luda się tu bezładnie szwendało, to znaczy, że nie ma min (a być mogły, o czym wspomnieli
nam polscy żołnierze spotkani na granicy Macedonii i Kosowa w ostatnim dniu jazdy)... W którymś motocyklu przestaje wystarczać
nawet jedynka, sprzęgła się męczą, jazda staje się coraz mniej przyjemną przeprawówką. Nie trwa to jednak długo, po znalezieniu
łagodniejszego zjazdu odpuszczamy część przygotowanego tracka i spadamy, nieco zmęczeni, do wioski Mushtisht w okolicach Prizren.
Tam kusi nas pieczony kurczaczek za 5 euro, jak się okazuje, nie za porcję, ale za całość, a w tym chleb, sałata, oliwa w dowolnej ilości
dla 3-ch osób. Smak dobrej potrawy sprawia, że nie żałujemy zbytnio tej niezrealizowanej dróżki, przecież będzie jeszcze po co tam wrócić :)

Tymczasem powolutku dociera do nas, że kobieta która jeździ na motocyklu i do tego zasiada z mężczyznami przy stole w lokalach,
jest dla Kosowarów co najmniej.... zjawiskiem. Ale o tym to już nie ja...

Cleo
27.03.2014, 14:17
No i nici z planów budowania napięcia :-(
Adamie ja też mam słaba silna wole, ale nie do kobiet ;-) więc :

Wieczór dnia 2 zapowiadał się bardzo spokojny. A jednak...
Resztę pozostawię milczeniem... Taka niepisana umowa
Co się wydarzyło na łące jakiejś tam -€“ tylko Adam wiedział gdzie ona była ;-) to pozostało na łące jakiejś tam.
Ponieważ moje wyobrażenie na temat trasy było, co będzie to bedzie.I tyle.
To jednak dzień 3 zapamietałam na dobre.
Dość niewinnie snułam się po lekkich szuterkach z lekkimi przechyleniami...beztrosko patrzyłam na otaczajacy mnie krajobraz...
Aż tu nagle, wyrosła z nienacka, pionowa (no, na tamtą chwilę taka była!) góra, którą trzeba było pokonać.
Orzesz KU..A - pomyślałam.Byliśmy juz w takim miejscu, że nie wypadało marudzić. Po co mi klopoty?
Jedź Paulino - przygoda czeka za zakrętem... A z drugiej strony przecież jechałam z nowo poznaną osobą. Bądź twarda!
Pokonawszy straszna górę pojawił sie dość mi bliski widok.

Bieszczady -€“ Wspaniałe Bieszczady.

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/159-G0250458_zps8f350406.jpg

Tylko zaraz... ! One są jakieś rozległe i wyższe. Były wszędzie. A ja stałam jak zahipnotyzowana z cieknącą ślinką.
Moi współtowarzysze stali obok i równie dziwnie wyglądali jak ja.
Eh...potem pojechalismy dalej...
Każde następne strome wzniesie stawało sie normalnością. Do czasu kiedy Drce zabrakło jedynki na podjeździe. Ale mimo tego incydentu nie poddawałam się! Za to pojawiły sie głebokie rozjechane koleiny...brr
Jakos to przejechałam. Z naciskiem na jakoś! Dzieki Chłopaki za wsparcie :-)

Potem szybka decyzja. Chłopaki modyfikują plan trasy i ladujemy na pysznym chrupiutkim kurczaczku w pierwszej małej kosowskiej wiosce.

Mimo, że zasiadłam wygodnie przy stole, to ciągle byłam na połoninach, na podjazdach i zjazdach i jak to usiłuję podnosić swoje moto.
Nie słyszałam Jacka i Adama, którzy komentowali zachowania mężczyzn z sąsiednich stolików.
Gdzieś tam docierały do mnie urywane słowa Chłopaków
Jesteśmy... cyrk....żdziwko? Te słowa obijaja mi sie po uszach... lekceważę te sygnały.
Ciekawsze było, jak nadal cisnę na DRce pod górę... jupi
Ale zaraz, o czym oni mówią...? o cyrku... ?
Wieczorem trzeba Chlopakom dać piffa, bo bredzą ;-) Koniecznie.
A tymczasem koło naszego stolika...
Autochtoni, jak tylko sie zorientowali że ten najmniejszy koleś to dziewczyna to zaczęli obchodzić nasz stolik z wielkim zainteresowaniem Widać było że juz chcą podejść, ale jak to? Baba z Facetami przy jednym stole w knajpie – tak relacjonowali mi potem Chłopaki.
Wracając z "O" szybko wróciłam do rzeczywistości! Nie moglam znaleźć mojego stolika.
Zaraz, przeciez on tam był... ale przecież nie mogli mnie zostawić ... Widzę motki przed knajpa.
Ok. Uf. Są. Tylko gdzie?
Podeszłam do tłumu mężczyzn i co widzę? Tambylców którzy okupują stolik z moimi Panami i staraja się jakoś dogadać.
Jak tylko zostałam zauważona, towarzystwo jak pokopane przez prąd zwiało do swoich stolików.
Aha, to oto chodzi. Ten cyrk to my w rolach głównych ;-)
Jako kobieta - europejka a zarazem gość w kraju z goła odmiennym kulturowo i religijnie od mojego, musiałam pogodzic się ze zdziwieniem, szokiem i komfuzja jaką wprawiałam wszystkich mężczyzn na swojej drodze. A do jeszcze wiekszej konfuzji dochodziło wtedy, jak równy z równym śmialiśmy się i bekaliśmy równie donośnie :-)


To był fajny dzień :-)

hans
27.03.2014, 15:50
....ano, połonina była fajna.
gdyby nie deszcz i burza, była by fajniejsza ; )

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/094-G02303592_zps24f994f3.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/101-G0230366_zps2650c1d0.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/107-G0230373_zpsdab8656e.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/118-G0230384_zps6016d264.jpg


a i zjazd niegłupi był:

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/129-G0240400_zps35de7b08.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/133-G0240404_zps27154330.jpg


http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/132-G0240403_zpsc03ebefc.jpg


http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/126-G02403972_zps2de41ec7.jpg

sowizdrzal
28.03.2014, 07:15
....ano, połonina była fajna. gdyby nie deszcz i burza, była by fajniejsza ; )

Nic straconego, jak się okazało. Kilka połonin jeszcze potem widzieiliśmy, nie?
A dalej w Macedonii Ty robiłeś chyba więcej zdjęć...

sowizdrzal
31.03.2014, 11:15
To był fajny dzień :-)

Ha, pewnie, że fajny, ale ten dzień nie skończył sie przecież na pieczonym kurczaczku :)
---------------------------
Sowizdrzał:
Po przejechaniu przez Prizren, co ze względu na panujący tam brak reguł ruchu drogowego, nie było wcale takie łatwe,
Garminek nieoczekiwanie pokazuje nam bliskość śladów z zeszłorocznej Szarpaniny. W pamięci mam wielogodzinne błądzenie
i zawracanie ze ślepych ścieżek, kiepską orientację, dokuczliwe słońce. Nawet przy zapisanym tracku obliczam ten dodatek
do trasy na jakieś 2 godziny. Ale co tam - decydujemy się zobaczyc te góry, najwyżej prześpimy się po drodze, biwak
w Brodzie może poczekać. Okazuje się, że przy sprawnej jeździe i orientacji odcinek zajmuje nam... ok. 25 min. do tego
warunki są rewelacyjne dla lekkiego tour-enduro. To przekonuje mnie ostatecznie, bezapelacyjnie i do samego
końca o wyższości nawigowania po śladach w miejsce map. Jeżeli cokolwiek psuje nam humory, to tylko docierająca coraz
dalej i wyżej czarna masa bitumiczna pokrywająca bezpowrotnie kolejne dziewiczo naturalne, ujeżdżane od pokoleń ,,adefałowe'' szutry...

W końcu, w lekkim deszczyku, docieramy do ,,stolicy'' regionu Gora - miasteczka Shar Dragash. Położone na południe od Prizren,
przeszło 1100m npm. wyżej, nie różni się prawie niczym od innych miasteczek tego typu. Jest jednak pewna rożnica - na ulicach
pobrzmiewa język nie albański, ale... jakiś taki słowiański. Później od pasterza w Restelicy dowiemy się, że to język bośniacki
(bardzo zbliżony do serbskiego, jak czeski do słowackiego albo nawet bardziej), którym mieszkańcy Gory posługują się od wieków.
Rdzennie mieszkali tu bowiem Serbowie i Bosniacy, którzy przyjęli islam. Dziś wszyscy są Kosowarami i najczęściej posługują się
równolegle albańskim.

Tak czy siak, mam tu znajomych z zeszłego roku do odwiedzenia - szef lokalnego przedsiebiorstwa dostarczającego internet, czyli
po polsku: ,,prowajder'';) (AUĆ, Hans, nie szturchaj mnie ciągle pod żebro, ten pokemonizm był zamierzony i ujęty
w cudzysłów: ,,''), częstuje nas kawą, sokiem, przyjmuje mały upominek w postaci albumu ze zdjęciami o Polsce.
Jest miło, deszcz troszkę jakby zelżał, żegnamy więc gościnnegpo ,,prowajdera'' (AUĆ!!!) i turlamy oponki 20 km dalej, w głąb doliny,
do Brodu. Dla odmiany leje...

W ciągu swoich sześciu poprzednich wyjazdów na Bałkany nie widziałem w sumie tyle deszczu, co w ciągu tych 3-ch dni z Pauliną
i Jackiem. Zazwyczaj w tym rejonie rozsychałem się z gorąca, chciwie spijałem każdą kroplę wilgoci z butelek i źródełek, a w odparzone
od siodła półd... tj. policzki wcierałem sudokrem, wybierając po temu zaciszne i ustronne miejsce, żeby koledzy źle mnie nie zrozumieli.
Tymczasem trzeci dzień nie rozstaję się z deszczówką, w butach mokro, a ubrania i namiot suszę wtedy kiedy mży.
Ki diabeł, albo raczej ,,ki Smok Wawelski?''. Pewnie Cleo w przedwyjazdowym rozgardiaszu zapomniała upakować obiecane słoneczko
do worków i zostało na lawecie w Belgradzie. Tak na marginesie - obiecanej flaszki domowej roboty też z Hansem zapomnieli, ale już
nie będę im wypominał, bo będzie foch :P Natomiast tamtego wieczoru akurat flaszeczka przydałaby się, bo namioty rozkładamy jakieś
1500m npm. i w cieniu mokrych deszczowych gór. W nocy nawiedza nas Wuj Chłodek, upał nieco zelżał, bo nad ranem widać było coś
jakby odrobinę szronu na trawie.

oskar_z
31.03.2014, 15:06
Ech ta miejscówka w Brodzie...:)
https://lh3.googleusercontent.com/-BWE0WmqMGo8/UBmeqCeltMI/AAAAAAAABac/1KRiZCYJj6A/w619-h414-no/szarpanina_146.jpg

też tam się zatrzymaliście?

sowizdrzal
01.04.2014, 09:49
Ech ta miejscówka w Brodzie...:) też tam się zatrzymaliście?

Tak, właśnie tam :)
-------------------
Znalazłem jeszcze zdjęcia z tego dnia.

sowizdrzal
02.04.2014, 10:40
Sowizdrzał:
Rano nie spieszymy się z pobudką, bo i po co. Chmurki i mgiełki powoli sobie opadają (dobry znak, lampa będzie!).
Przy porannej kawie dłubiemy conieco z Jackiem w motocyklach; problem ten sam - zacinające się liczniki. Pomimo tej
i wielu kolejnych prób do końca wyjazdu ani w XT, ani w DRZ telewizorki nie pokazują już wszystkiego co pokazywać
powinny. Pierwszy raz na wyjeździe motocyklowym nie zapisuję kolejnych przebiegów, biwaków, tankowań, bo zwyczajnie
nie ma z czego.

Tymczasem nasze obozowisko leniwie nachodzą mućki-mlekodajki, a za nimi poważnie i dostojnie kroczy pasterz. Robimy
sobie wspólne zdjęcie, a Paulina znajduje jednak słoneczko w bagażu i szybko rzuca je na niebo, więc pakowanie idzie nam
raźniej. Wyprowadzamy motorki na drogę, jeszcze dwa rekreacyjne kilometry w głąb doliny, zamkniętej hotelem Argena dość
przyzwoicie wkomponowanym w estetykę górskiej okolicy. Mijamy walec drogowy, którego operator wygraża nam za rozoranie
kostkami wygładzonej dopiero co nawierzchni; tu też już kładą asfalt...

Śladami z poprzedniego roku jedziemy do sąsiedniej doliny, która przez wieś Restelica wyprowadza nas do miesjca, gdzie
schodzą się granice Macedonii, Albanii i Kosowa. Kiedyś nie było tu granic, teraz są, ale nadal nieoznaczone, pilnujemy więc
pozycji na GPSie, żeby niepotrzebnie nie władować się na patrol macedońskiej straży granicznej. Z Restelicy wyjeżdżamy na ciągnący
się ponad 20 km pas połonin, przez które wije się szutrowo-kamienista, nawet niezła droga. Znowu buszujemy po wysokościach sięgających
2000m npm. Słońce raźno grzeje, czasu mamy sporo, wszystko nas zachwyca: stojący w tle Golem Korab - najwyższy
szczyt Albanii i Macedonii zarazem, niekończące się połoniny, stadko koni... Widzimy też wyraźnie granicę pomiędzy pasmem Szar
a Mali i Korabit (alb. pasmo Korabia) - to jakby Bieszczady Wschodnie z Rawkami i Tarnicą postawić obok Tatr Wysokich. Jestem
w tym miejscu 4-ty czy 5-ty raz, a jak zwykle napatrzeć się nie mogę.

Wreszcie GPS mówi ,,stop'' - granica już blisko, nie będziemy się o guza prosić. Wracamy do Restelicy, ale po drodze świta nam pomysł,
aby wprosić się do bacówki na kawę. Zazwyczaj nie było to nigdy problemem w tych stronach, jednak tym razem wyczuwamy jakby
lekki opór pasterzy, którzy choc bardzo dla nas życzliwi, coś szepczą pomiędzy sobą i koszą oczy. No tak - jest z nami kobieta, a oni
przecież nie wiedzą, że to nie jest wcale taka zwykła kobieta, ale najprawdziwsza Kobieta Enduro. Najstarszy z pasterzy,
w charakterystycznym gospodarskim nakryciu głowy, pokonuje jednak swoje skonfudowanie (,,idzie nowe, dziadzie, idzie nowe'')
i podtrzymuje grzeczną rozmowę. Jego bośniacki język jest podobny do serbskiego, przez co i my Polacy jesteśmy w stanie go zrozumieć.
Po kawie kłaniamy się pasterzom, dziękujemy za poczęstunek i - z lekkim żalem - spadamy na asfalt. Dziś chcemy juz przeskoczyć
do Albanii lokalnym i dość dobrze schowanym przejściem granicznym, namierzonym - a jakże - na zdjęciach satelitarnych. Czy nam się
to udało? Napiszemy niedługo :)

hans
02.04.2014, 21:11
No tak.
Dorwawszy się co nieco do kompa, śpieszę odrabiać zaległości.

W temacie motocykli - dojechały wszystkie, w bez większych przygód. Mielismy (Adam i ja) drobne problemy ze wskazaniami liczników i - pomimo litrów wylanego WD40 - do końca wskazywały co chciały i kiedy chciały ; )

U mnie - jak wszystko wskazuje - było gdzieś przebicie na cewce lub kablu WN, na tyle malutkie ze kłopotów z jazdą nie powodowało, ale pracę obrotomierza w Acewell'u już zaburzało. Co u Adama - ja nie znaju.

Najbardziej irytujące było to, że najstarszy motocykl w zestawie (1995 DR'ka Cleo) nie miał ŻADNYCH fochów, kichów, wachań i NIC nie trzeba było o nim myśleć.

Ale - do rzeczy.

Towarzystwo na szczecie doborowe i wesołe:
tVi6UixV5TI

A miejscówka w Brodzie - zanim spadła 8 godzinna ulewa wyglądala tak:
50F1-pdO2B4

a leniwy poranek tak:
YZfqhFng5HA

na szczęście potem:
- słońce wzeszło
- mgła się rozwiała
- krowy se poszły
- kupy po krowach zostały
- zrobiło się ciepło
- zarzuciliśmy bezowocne próby dojścia do ładu z licznikami
- rzeczy wyschły
- se pojechaliśmy dalej.

A na tej granicy Macedońskiej było tak:

RMNUhhiuStg


Co do deszczu - tak, na początku przez pierwsze dni ciut padało. Czasem nawet więcej niż ciut. Adam - jak chcesz bez deszczu to najlepiej beze mnie. I w przeciwnym kierunku. I miesiącu ;)

Mi zawsze pada....

Przejście KOS-AL wyczailiśmy na mapach googla na wysokości Shishtavec'a.

Takie baraki w górach na polnej drodze:
mBKwKuOp6p0

I zaczęło się. Że się nie da. Że to przejście lokalne. Że kosovarzy wypuszcza, ale, albańczycy wpuścić już nie mogą, że nie wolno im. Że niebezpiecznie, Że bandyci z bronią, że napady i złodzieje (kurna, rok wcześniej spaliśmy z Cleo 2 km od tegoż przejścia po albańskiej stronie i owszem, słyszałem strzały ale...). I tu - obstawiający przejście w ramach KFOR tureccy żandarmi (ten biały SUV na filmie)- się zmyli. I właściwie zaczęło się dać, ale układ był prosty. Albańczycy wpuszczają nas bez pokwitowania, czyli pieczątek w paszportach, a w razie czego zaprzeczają, że tędy wjechaliśmy. Szlaban w górę - droga wolna, jedźcie.

Nie wjechaliśmy. Wjechaliśmy przez Kukes, i rozbiliśmy się gdzieś. Nie wiem dokładnie gdzie, ale było ładnie. I zimno.

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/168-IMG_9433_zpse62197e4.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/163-IMG_9428_zps04c45979.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/216-GOPR0566_zps59791815.jpg

A kolejnego dnia, prawie spłonęliśmy żywcem, ale o tym potem....
PS. powyższe filmiki maja charakter nieobrobiony i poglądowy. Sensowny film, taki poskładany i z muzyką - później. ; )

Cleo
03.04.2014, 12:14
Właściwie, to Słońce wypuściłam z worka 4 dnia. Pupa zmarzła, więc bez przesady. Zimmnnooo było.
A tak na poważnie. Nam zawsze pada, gdziekolwiek pojedziemy. Nawet na bałkanach.
A propos Bacy i jego synów... byli lekko z konfundowani, kiedy postanowiliśmy zatrzymać sie u nich na kawę.
Padło pytanie,czy my sa militares, bo mamy wszyscy ubrania moro...(Własciwie to praktycznie przez cały wyjazd lokalsi brali nas za wojskowych :) )
Wiedziałam jednak, ze dystans który był wyczuwalny od górali spowodowany był moją osobą.
Gospodarz zapytał moich towarzyszy podróży kim ja jestem, w odpowiedzi usłyszał że żona.
Okeeey. Poukładał to sobie jakoś, a i dalsza pogawędka przy kawce przebiegła w nieco luźniejszym nastawieniu.

Potem pojechaliśmy dalej.
Aż żal było wyjeżdżać z tych połonin... Eh Pięknie tam.

Kolejne miejsce na ziemi,które stało sie moim domem.


Tak, muszę sie przyznać.
Nie wziełam flaszki domowej roboty, bo już najzwyczajniej nie miałam. Hans wszystko wypił.
To jego wina!


Odnośnie podróżowania :

Ponieważ zawsze jechałam w środku i miałam tak świetna obstawę,


zawsze dojeżdżałam do celu
zawsze podnoszono mi motocykl. Bo o żadnej awarii nie moge powiedzieć. DRka Świetnie sie spisała :)

nie musiałam sie o nic martwić. Pełen komfort. Mogłam dalej kontemplować o otaczającej mnie przyrodzie o ludziach których mijaliśmy na drodze...
Czułam sie jak ten Szeregowy z Pingwinów -€“ (co mi bardzo odpowiadalo) tak niewinnie, beztrosko i głupiutko... Dzięki Chłopaki :)


Miejscówka w Brodzie a dokładnie poranek który przywitał nas gęstą mgłą stoi mi teraz jak żywy przed oczami.
Niesamowite zjawisko. Wyobraźcie sobie że widzicie tylko swój i waszego kolegi namiot bo mgła jest tak gęsta że można zawiesić na niej wszystko, potem powoli, powoli zaczyna odsłaniać otaczające was wzniesienia gór. Widzicie to?
Dookoła was, wszystko jest szare jakby umarło. Sami macie wrażenie że żyjecie po to żeby tylko oddychać.Jjedynie ubrania i namioty dają kolory życia.
Mgła jest nieustępliwa. Nadal trzyma Słońce w swym kokonie...Czekacie...
Aż do pierwszej próby przebicia się Słońca.
Widać jak Słońce przełamuje mgliste chmury, jak szary nieżywy świat wstaje do życia. Jak wszystko dookoła zaczyna błyszczeć...

A Ty przypominasz sobie że jesteś w podróży i zaczynasz kolejny jej dzień ...

sowizdrzal
03.04.2014, 18:15
Taaaa.... Jacek, tekst: ,,biwak - wersja cygańska'' rządzi :)
No i przyznaj się, że jak skończyłeś kamerować, to się z nami w końcu napiłeś ;)
-------------------------
A biwak wyskoczył nam - po sromotnym odwrocie z granicy, na której ,,WOPiści'' nie
wiadomo czy brali więcej kasy od rządu, czy od zbrojnych grup w Shishtavec - tu:

Navaja
04.04.2014, 08:34
Fajna relacja. Pisać, pisać proszę, nie ociągać się. :D
Co było ostatecznie przyczyną, że nie wjechaliście przez to przejście dla lokalesów koło Shishtavec? Czytając post Hansa już Was widziałem na albańskiej ziemi.

hans
04.04.2014, 09:13
"...No i przyznaj się, że jak skończyłeś kamerować, to się z nami w końcu napiłeś ..." - jasne, że się nawodniłem wewnętrznie. A deszcz dokończył nawadnianie zewnętrzne ; )

"...Co było ostatecznie przyczyną, że nie wjechaliście przez to przejście dla lokalesów koło Shishtavec? ..." - przyczyną był brak potwierdzenia wjazdu na terytorium Albanii w paszportach. Bez tego, każda kontrola drogowa - że o wyjeździe z AL nie wspomnę - mogła by zakończyć się sporym kłopotem. Bo formalnie rzecz biorąc, było by to nielegalne przekroczenie granicy.

Navaja
04.04.2014, 09:39
"...Co było ostatecznie przyczyną, że nie wjechaliście przez to przejście dla lokalesów koło Shishtavec? ..." - przyczyną był brak potwierdzenia wjazdu na terytorium Albanii w paszportach. Bez tego, każda kontrola drogowa - że o wyjeździe z AL nie wspomnę - mogła by zakończyć się sporym kłopotem. Bo formalnie rzecz biorąc, było by to nielegalne przekroczenie granicy.

Aha. Dzięki za info.
Ale równie dobrze wjeżdżając przy Kukes mogliście nie dostać pieczątek, bo był burdel, tłok itd.
Nie zawsze na granicy stemplują paszport.
No ale piszcie proszę dalej, bo ciekawość żżera. :D

sowizdrzal
04.04.2014, 11:13
Aha. Dzięki za info.
Ale równie dobrze wjeżdżając przy Kukes mogliście nie dostać pieczątek, bo był burdel, tłok itd.
Nie zawsze na granicy stemplują paszport.
No ale piszcie proszę dalej, bo ciekawość żżera. :D

No akurat strach przed formalnościami nie doskwierał nam tak bardzo jak wizja otarcia się o jakieś
uzbrojone grupy. Nie tylko ja słyszałem o tym, że tam ,,rosną narkotyki''... W coś takiego pakować
się nie zamierzaliśmy. Nawet biwak zakładaliśmy godzinkę później niż zwykle, bo chcieliśmy przejechać
poza rejon wioski Kolesjan, za którą już miało być bezpiecznie....

EDIT:
A następnego dnia było jak zwykle, czyli niezwykle :)
Przynajmniej do południowej kawy gdzieś gdzie diabeł mówi dobranoc...

sowizdrzal
08.04.2014, 15:29
Południowa kawa wypadła nam w tym samym momencie, kiedy po pochmurnym poranku słoneczko zaczęło znów
spoglądać na ziemię. Snuliśmy się leniwie na południe doliną rzeki Drini i Zi, wzdłuż drogi SH31 oddzielającej rejony
Kukes od Dibres (takie tamtejsze województwa), kiedy ujrzeliśmy wioskę trochę większą niż kilka domów; ,,trochę
większą'' znaczy, że była w niej jeszcze szkoła i knajpka. Miejscowość nazywa się chyba Zali-Dardhe. Weszliśmy
do knajpki, coraz mniejszą uwagę zwracając na to, że Cleo zwraca na siebie coraz większą uwagę ;) Do dziś nie
jestem pewien, czy nie byliśmy zbyt lekkomyślni, bo właściciel widząc turystów z Kobietą Enduro w składzie wyglądał
na conajmniej zakłopotanego. Przydzielił nam osobny stolik, w pomieszczeniu oddzielonym od reszty sali, za kawę
nie chciał nawet zapłaty i choć z pewnością nie był niemiły czy nachalny, to zachowywał się tak jakby chciał,
abyśmy w miarę szybko stamtąd wyszli... No cóż, co kraj to obyczaj.

Do motocykli zleciały się wioskowe dzieciaki, ale my, napojeni kawą i słońcem, ruszylismy dalej, pomimo ich radosnych
pokrzykiwań. Ślady w Garminku prowadziły nas nieomylnie do wioski Fushe Lure, z ktorej chcieliśmy wyskoczyć
do tamtejszych zjawiskowych polodowcowych jeziorek. Minęlismy skrzyżowanie dróg SH31 i 34, 31 poleciała dalej doliną
do Peshkopi, a my odbiliśmy na północny zachód, pnąc się coraz intensywniej w górę. Droga szbko traciła na jakości,
znów zaczęły się mozolne podjazdy na jedynce... Za to widoki coraz piękniejsze, jesteśmy przecież w górach przekraczających
2000 m npm. Przełęcz oddzielająca dolinę Fushe Lure w końcu zdobyta, stamtąd już powoli, dużo lepszą drogą zjeżdżamy
do wsi, a nawet dość sporego miasteczka, jak się później okazało (ok. 2 tys. mieszkańców, w lokalnej szkole uczy się ponoć
przeszło setka dzieci). Tam przy chipsach i małym piffku ustalamy plany na resztę dnia. Niestety, deszcz ma zamiar wrócić
w te strony, więc atak na jeziorka Lure może się okazać kłopotliwie mokry :) Podjeżdżamy nawet pod pierwsze jeziorko -
bardzo ładne, choć bez mgły byłoby je pewnie widac lepiej. Zjeżdżamy już w deszczu z powrotem do Fushe Lure i postanawiamy
zalogować się w tamtejszym niedrogim hotelu. Przy kawce dosiada się do nas lokalny nauczyciel angielskiego (jak się później okazuje
- jeden z nielicznych reprezentantów mniejszości katolickiej w tym miejscu) i proponuje gościnę w swoim ,,gesthałzie''. Jacek leci
obadać klimaty - są dość... rustykalne, gesthałz to z trudem zaadaptowana do warunków mieszkalnych stara stodoła - ale decydujemy
się za te kilka euro przespać deszcz pod dachem i wziąć prysznic. Zjadamy smażoną rybkę na obiad, gospodarz częstuje nas rakiją, robi
się błogo, sennie, za oknem ciemno, deszcz.... rzeczy się suszą, telefony ładują, powoli odpływamy... W tym momencie w całym
budynku gaśnie światło, a spod dachu dobiegają dziwne trzaski... CDN.

sowizdrzal
09.04.2014, 08:13
Nie zdążyłem wczoraj wkleić fotek, ale zobaczcie - mam nadzieję, że będą dobrze ilustrować ten fragment relacji.

hans
09.04.2014, 18:11
Tak właśnie było...

Ów dzień zaczął się ładnie, choć cokolwiek lekko mgliście, ale słońce z czasem przebiło mleczną woalkę mgły i radośnie zaczęło wygrzewać nasze schodzone już i - poza Cleo - niemłode już kości...

Było nietrudniej niż zwykle, co nie znaczy że łatwo. Za to obłędnie pięknie:

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/217-IMG_9482_zps6a1ef788.jpg

A na przełęczy to już całkiem piknie było:

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/290-G0350654_zps3f0d65db.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/225-IMG_9490_zpsa3d8d383.jpg

2rAtm1q2jyc


Po krótkim odpoczynku w Fushe Lure - jak już było pisane atakujem jeziorka, niestety zaczyna padać, co:
a) psuje widoki
b) wzmiankowanego ataku nie ułatwia ; )

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/325-G0360694_zps9dd22315.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/327-G0360696_zps057953eb.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/334-G0360703_zpsea1d1cd1.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/341-G0360715_zpsef81a265.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/344-G0360718_zpsc7b9f493.jpg

Jako, że leje już całkiem konkretnie i nie zanosi się na to, że przestanie, wracamy na dół i po opisanych już perturbacyjach logujemy się w "gesthausie". Ma być to nasza pierwsza noc pod dachem od początku wyjazdu. Chcemy się wyspać w cieple i - przede wszystkim - wysuszyć rzeczy.
Chata ma kształt litery L - śpimy w krótkim boku, a w długim właściciel rozpala tzw. kozę coby rzeczy podeschły...
I właściwie już mamy iść spać, kiedy gaśnie światło. W sumie jak w górach w Albanii o 22.30 gaśnie światło, to znak, że trzeba iść spać, a nie robić doktorat czemu zgasło... :)
Więc poszliśmy jednak robić ten doktorat. ;)

Bezpieczniki całe, ale takie jakby światło ze strychu przebija. Podniesienie klapy na strych gwałtownie i brutalnie zmienia nastrój przedsennej sielanki. Palimy się....palimy się? KUTWA PALIMY SIĘ!!!!!!!!!! Ogień jest nad nami, jest na strychu całej chaty. 3-2-1 akcja!
Paulina zostaje wypchnięta na zewnątrz z zakazem wstępu, ma łapać to, co my przez drzwi wywalimy (okna są zakratowane). Faceci (Enduro Faceci znaczy się) usiłują ratować rzeczy. Z sypialni idzie łatwiej bo bliżej. Z pomieszczenia z piecykiem jest gorzej, bo i dym i ogień i strach, że to się zaraz zawali. I faktycznie zawaliło się, jakie 2 minuty po ostatnim wejściu. Rzeczy wywalamy jak leci na kupę, w dym, deszcz, ciemność i zbierający się tłum.

4m9SNAPDZY4

GYj0JWUbgI8

Decyzja jest jedna - spadamy stąd. Natychmiast. Nie zostaniemy tu ani sekundy dłużej, dla własnego bezpieczeństwa. W końcu jesteśmy tu Obcy, a wszystko złe co jest zawsze winą Obcych, nie wiemy co było by za godzinę, dwie, rano...

Zaczynam odbierać złe nastroje lokalsów.

Odjeżdżamy w noc, góry i deszcz, byle dalej.

Poranek.....

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/250-IMG_9515_zpsea404a1d.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/253-IMG_9518_zpsfc29565c.jpg


cedeen.

miroslaw123
09.04.2014, 19:46
:Sarcastic: czekamy na słoneczko;)

Orzep
09.04.2014, 20:09
...przygoda nie lada z tym pożarem!!!
Zapewne wasz "desant", w oczach Ichnich wygladał na - WINNI ;)

Pozdro Orzep

RAVkopytko
09.04.2014, 21:36
Niezła heca z tym pożarem,piorun trafił czy co ?

sowizdrzal
09.04.2014, 23:25
...przygoda nie lada z tym pożarem!!!
Zapewne wasz "desant", w oczach Ichnich wygladał na - WINNI ;)

Pozdro Orzep

Widzisz, Maestro Orzeppe, na początku nie traktowano nas jak winnych, nawet zaproponowano zastępcze miejsce do spania,
wielokrotnie pytano, czy wszystko jest z nami w porządku. Coś nam jednak mówiło, żeby temu nie ufać. Dookoła stał
tłum lokalesów, który zamiast gasić pożar wymieniał między sobą ploteczki. W takiej atmosferze łatwo było narazić się na wyrok
,,winni'' tak czy siak. W końcu byliśmy tam jedynymi obcymi. Kto wie - myślelismy później - czy nad ranem nie dowiedzielibyśmy
się, że nasze motorki zostały ,,wzięte w zastaw'' a my mamy jak najszybciej pokryć koszty chałupy i czego tam jeszcze.
Każda straż, policja, służba czy władza wzięłaby stronę lokalesów, ,,świadków'' mieli w bród, a nam przypisano by jeszcze wyginięcie
dinozaurów i gwałt zbiorowy popełniony na stadzie dzików w 1997 roku przez grupę pijanych emerytek z RPA....
... że o ewentualności klasycznego linczu nie wspomnę....

W tej sytuacji manewr ,,szybkiego taktycznego wycofania się na z góry upatrzone pozycje celem wprowadzenia dezorientacji
i obniżenia morale w szeregach wroga'' czyli mówiąc krótko: spie****nia przed nieprzewidywalnym tłumem muzułmanów, wydał
nam się najwłaściwszy, choć nie bez ujmy na honorze. Trudno, woleliśmy być ,,winni'' daleko od nich, niż ,,winni'' wśród nich...

Orzep
09.04.2014, 23:41
...ależ ja nie ganię, a fakt stwierdzam czcigodny Sowizdrzale ;)
Choć jam GSiarz z kuframi, to mocno do Mnie przemawia to zdanie, które świadczy o posiadaniu JAJ na miejscu swym!!!
... choć nie bez ujmy na honorze.
Pozdro Orzep

miroslaw123
10.04.2014, 07:28
W tej sytuacji lepiej być "żywym tchórzem niż martwym bohaterem", czekamy :D

sowizdrzal
10.04.2014, 07:48
Ano fakt faktem, nie da się ukryć. Nasz desant najprawdopodobniej zostawił takie właśnie wrażenie.
Czytam właśnie książkę W.Suworowa ,,Specnaz'' i wynika z niej, że desanty zazwyczaj nie kojarzą
się dobrze lokalnym odbiorcom <sarkazm=ON> ;)

Noc przespaliśmy dość nerwowo, w jednym namiocie, nasłuchując czy przypadkiem nie będzie miał ktoś
do nas pretensji. Poranne pakowanie też odbywało się w nielekkim nastroju. Podobnie, jazda na zachód
prześliczną SH34 nie dawała tej radości, co powinna. Powiem szczerze, że odetchnąłem z ulgą dopiero
na skrzyżowaniu niedaleko Rreshen, gdzie na chwilkę trafiliśmy na asfalt i tradycyjną już siatkę dróg i dróżek,
chrakterystyczną dla tych bardziej nizinnych obszarów Albanii. Teraz to już, kochani lokalesi, gdyby przyszło
Wam do głowy ferować wyroki pod nieobecność pozwanych, ślijcie je na adres sowizdrzał@berdyczow.drz

W pobliskim Burrel stanęliśmy na kawę i tankowanie. I tu DRZ-ka spłatała nam małego psikusa - nie chce kręcić
rozrusznikiem. Cóż, rozbieramy, szukamy po drutach. Prąd jest, rozrusznik spięty na krótko hula aż miło, gdzieś
przerywa. Jest, przekażnik, nietypowo umiejscowiony pod siodłem. Mamy szczęście, bo przy samej stacji
jest mały warsztacik, z którego pan Albańczyk wychodzi.... z przekaźnikiem w ręku, uśmiecha się i mówi ,,fajf euro''.
Moje zdziwienie na pewno wszystkich dookoła rozśmieszyło. No tak, jesteśmy przecież w najgościnniejszym kraju
Europy, mimo wszystko :) Pan Albańczyk pokazuje na nasz przekaźnik i mówi ,,noł cyk-cyk'', pokazuje na swój i mówi
,,cyk-cyk''. Z kolei ja pokazuję na poplątane druty przekaźnika i zastanawiam się jak po albańsku jest ,,rozrusznik'',
,,akumulator'' i ,,masa''. Decyduję się na względnie uniwersalne ,,starter'' i ,,bateria'', co zostaje przyjęte ze zrozumieniem.

Szybki montaż przeprowadzamy z Jackiem w cieniu stacji, a tymczasem Cleo staje na wysokości zadania i w na pobliskim
trawniczku suszy nasze rzeczy. Humory powoli wracają, wyszukuję w Garminku ślad prowadzącego nas do
miejscowości Klos, w kierunku niezwykle widokowej drogi SH54, która zaczyna się w Tiranie, a kończy gdzieś w górach...

hans
10.04.2014, 12:20
"....Niezła heca z tym pożarem, piorun trafił czy co ? ..." wszystko wskazuje na to, ze piecyk. A dokładniej metalowy nieizolowany/nieszczelny komin, który przez parę godzin najpierw wysuszył drewniano-słomiane poszycie dachu, a potem je zapalił.

A co do odwrotu - taka sytuacja jest zawsze niekomfortowa i pozostawia pewien niesmak, jak już Adam pisał. Ponieważ sumienia mieliśmy i nadal mamy w tej materii absolutnie czyste, w grę wchodziło tylko i wyłącznie nasze bezpieczeństwo. Gdybyśmy olali zgaśniecie światła, tej relacji prawdopodobnie by nie było. W takiej sytuacji, jeśli wiesz ze nic nie zawiniłeś, masz obowiązek najpierw ratować żonę (Cleo), potem kumpla, siebie i dobytek. W tej właśnie kolejności, a trzy pierwsze (a zwłaszcza kobietę która jest z tobą) za wszelką cenę.

sowizdrzal
12.04.2014, 10:09
Cóż, pewnie jeszcze długo będziemy wracać we wspomnieniach do tego najbardziej zapalczywego i ognistego punktu
,,Laweciarstwa na Bałkanach''. Pytań też będziemy sobie stawiać wiele, o przyczyny, o skutki, o zachowanie ludzi tamtejszych
i o naszą postawę...

Tymczasem powróćmy do głównego wątku - jesteśmy w miejscowości Klos, na południe od Burrel, względnie wyciszeni
po pożarze i z naprawionym przekaźnikiem w DRZ-ce. Zatankowani, z zapasem wody, wbijamy się w ścieżkę, która prowadzić
ma nas do wypatrzonej na FAT - gdzieżby indziej: http://africatwin.com.pl/showpost.php?p=305949&postcount=34 -
przecudownie położonej drogi SH54, wiodącej z Tirany do Bize.

Cleo znowu się śmieje - powiedzmy szczerze, że robi to tak uroczo i cudownie, że przywodzi na myśl znany śmiech malarki,
reżyserki, pisarki i badaczki kultury Gruzji (a przy okazji aktorki kabaretowej) Kasi Pakosińskiej. Trzeba tylko ją - Paulinę znaczy -
delikatnie rozśmieszyć, a potem już idzie samo, śmiech, potem śmiech z samego śmiechu, itd. Jacek - może masz jakiś fajny
fragment, który by to obrazował? Ten śmiech pojawia się także wtedy, gdy Cleo na swoim osiołku pokona jakiś szczególnie
wymagający kawałek drogi (np. sypki kamienisty podjazd), co później Hans kwituje treściwym i rzeczowym: ,,Paulina - jeździsz
jak facet'', ona znowuż promienieje jeszcze bardziej, i w ten sposób wracamy do niezłej formy psychicznej :D

Droga z Klos wiedzie najpierw asfaltem, potem asfalcikiem, potem szutrem, aby za ostatnimi wioskami przemienić się w pas kamieni
i kałuż. Nie poddajemy się, do biwaku zostało raptem półtorej godziny, a my pniemy się wciąż w górę i w górę. W tym czasie
pokonujemy różnicę wysokości ponad 1200m, miejscami znów pierwsze biegi w motocyklach wyją, bo po prostu inaczej się
nie da. Gdzieś po drodze jeszcze zakupy i kawa w miejscu, gdzie psy ogonami szczekają, znów zdziwienie lokalesów z powodu
kobiety przy stole (odtąd zwanej Kobietą Enduro o Śmiechu Pakosy), wreszcie wioski Zall-Dajt, Besh, Zall Bastar, Bastar Muriz,
z widokiem na przełęcz, za którą widać przedmieścia Tirany. Tak blisko, a jednocześnie tak niedostępnie. Jesteśmy zadowoleni z pokonanej
drogi, chełpimy się nawet tym cokolwiek, ale ten stan nie trwa długo - ,,hiper-off-road'' ścieżką wjeżdża za nami..... busik Mercedes,
spokojnie na jedyneczce toczący się przez te wszystkie ,,kamienie'' i ,,przeszkody''. Na pace, jak gdyby nigdy nic, z filozoficznym
spokojem siedzą sobie pasażerowie w liczbie kilkunastu i przyglądają się turystom na motórach, którzy w jednej chwili poczuli się
odarci z całej swojej adventurowo-offroadowej godności... :/

Taaaaa..... chyba jednak jesteśmy już zbyt zmęczeni na dziś. Z pewnym trudem znjadujemy miejsce na rozbicie namiotu, bo w takim
terenie każdy w miarę poziomy i płaski metr powierzchni jest wykorzystany jako pólko uprawne lub ogródek. Wreszcie przy akceptacji
napotkanego pasterza pozwalamy sobie na przekroczenie któregoś płotka i postawienia jednego namiotu na trawie tuż za nim. Piwo,
chińskie zupki, zdjęcia, zmrok. Gnieciemy się w trójkę w jednym namiocie, na więcej nie ma miejsca. Jeszcze po jakimś czasie przychodzi
właściciel terenu i nadziwić się nie może, że nie przyszliśmy do niego do domu przenocować. Nalega abyśmy spakowali cały biwak
i przenieśli się do niego. Nie może zrozumieć, że pakowanie tego szpeju zdecydowanie nie jest nam na rękę, kiedy już leżymy
w śpiworach. Doświadczenie poprzednich wypraw podpowiada nam, że bylibyśmy zobowiązani jeszcze do ok. 3-godzinnej konwersacji
przy stole, w języku zwanym ,,szprechu w dechu, a reszta ręcami''. Jacek podejmuje się wyjaśnienia temu gościnnemu dobremu
człowiekowi powodów naszej decyzji. Ja już nie mam na to siły, puch śpiwora grzeje, Cleo ziewa, usypiam....

Orzep
12.04.2014, 11:44
:D

7vZe8zDifbk

Cleo
13.04.2014, 23:32
Bardzo Was przepraszam za znikniecie. Lecę to nadrabiać...



Dzień w którym dojechalismy do Fushe Lure był cudnie słoneczny, czasami trudny w pokonywaniu przeszkód a jednocześnie zaskakujacy nas oboje :D

( Osiołka i mnie ) że to się dało zrobić! I to jak łatwo!
Najbardziej byłam zaskoczona z jak zaskakującą lekkością wyprowadzaliśmy się z jakżeż (po zastanowieniu) trudnych odcinków. O Matko!
Szczęście i radość Chłopaki łapali spod mojego kasku :) Czułam jak Chochliki tanczą dopingując mnie do dalszej drogi :-)) A moi towarzysze, już bez mojego zdziwienia, zwracają się do mnie jak do faceta ( jak równy z równym, żeby nie było).
TAK, TAK, TAK... DR-ka zostanie ze mną na dłużej!!!
Ale do rzeczy...
Szeregowy jedzie z bananem na twarzy i zgadza sie na wszystko. Padła propozycja podjechania do jeziorek po polodowcowych. Chłopaki z Wami zawsze i wszędzie!
Kurde, zaczyna padać. To nic, jedziemy dalej. Pniemy się pod prąd spływającego strumienia drogą, pokonujemy kamyczki, kamienie, kamerdolce... Zmęczenie daje po sobie znać. Podjeżdzamy do pierwszych jeziorek, chwila odpoczynku. Ok. Wracamy na dół.
W Fushe Lure zostajemy na noc.
Ok., Jacek, Adam pisali, że gesthouse że obiadek, ciepły prysznic, rakija, leniuchowanie... Tak właśnie było.
Zgasło światlo... Panowie poszli zobaczyć co sie stało, ja wyglądnęłam przez zamknięte okno...
Mgła, znowu mgła, nic nie moge zobaczyć :Sarcastic: !

Podchodze do drzwi i nie zdążyłam przełożyć nogi za próg, kiedy po prostu zostałam wypchnieta przez Jacka... Palimy się!
Wpadłam w panikę, nie mogłam nic zrobić, myślenie się wyłączyło... Ciągle powtarzałam co my zrobimy, dokumenty, kluczyki, ubrania.
Rany Boskie Chłopaki w środku! JACEK! ADAM!
Biadoliłam jak stara baba!
Tak, popłakałam się!
Chłopaki co po chwila wyrzucali wszystko co nasze na zewnątrz,
a ja, o dziwo! starałam sie to zbierac na jedna kupę. Chłopaki, kluczyki, dokumenty są,
a ja, o dziwo! zaczęłam sie śmiać jak szalona!
Potem wyruszyliśmy w ciemna deszczową noc. Jak najdalej... Dla naszego bezpieczeństwa.


Nawet teraz jak o tym piszę... muszę się na chwilę zatrzymać i powiedzieć.
Tak, jesteśmy już w domu :-)


Obiecuje, że jutro coś napiszę.

calgon
14.04.2014, 00:12
No w końcu znalazłem chwilę co by Was poczytać w całości.Niezła jazda, nie mogłem sie oderwać.Pisać pisać proszę!

hans
14.04.2014, 10:58
kategorie przejezdności dróg na balkanach:
1. osobówki
2. suv'y
3. terenówki/ motocykle enduro
4. ciezarówki terenowe / motocykle cross
5. ciężki sprzet gąsienicowy
6. 8 rumunów w osobowej - Dacii - koniecznie początku lat 80-tych, (względnie: 8 albanczyków w starym osobowym Mercedesie)

Kategoria 6 ora (orze?) psychikę i depcze miłość własną.
:)

Poncki
14.04.2014, 11:23
Dobre, samo życie :Thumbs_Up:

Orzep
14.04.2014, 13:15
W kwestiach drogowych trochę nas "zachód" przymulił!
Wiadomo, że pkt 6 jest nagminnie stosowany i wszyscy jadący radośni, aż miło!
Nikt się nie przejmuje oponami terenowymi, wagą pojazdu!
Jest zapotrzebowanie, cel i paliwo - trzeba jechać...

Pozdro Orzep
p.s. Ci z kuframi, za trudną drogę uważają zamknięcie "pętliTheth"!
Będąc w Albanii, kilku spotkanych Motocyklistów nam ją odradziło - mega ciężka!
Rozmawiając podczas wieczornej biesiady z 14-17letnim Tubylcem, rzekł:
-Eeee, tymi motocyklami to spokojnie, ja w tamtym roku skuterem jeździłem
ps.psa. Jak myslę nad swoimi przygotowaniami do wyjazdu, jak czytam relację z "trudnych" terenów!
To mam przed oczami foty z relacji Louisa do Bułgarii!
Moto zawiezione na lawecie do celu, opony najlepsze-kostki, rogale i minimum bagażu!
Ekipa pełna profeska walcząca ostro z przygodą...i co chwila mijanki z Amatorami!!! :D

https://lh6.googleusercontent.com/-6SWYexU_LZU/UD5V1GaDjYI/AAAAAAAAOuo/6mDF0HbX-Co/s800/Przechwytywanie%2520w%2520trybie%2520pe%25C5%2582n oekranowym%25202012-08-23%2520230249.jpg

fassi
14.04.2014, 13:50
Orzep, po prostu lokalesi nie wiedza o tym ze sie nie da tam wjechac bez kostek i innych koniecznie potrzebnych gadzetow...

Cliff Young wygral wyscig bo nie wiedzial ze trzeba spac 8 godz na dobe

puntek
14.04.2014, 14:27
Pięknie ...:)

Przede wszystkim teraz - po zagrożeniu z którego można się śmiać, ale wtedy ???

Ale to jest ten element który się potem wspomina, który sprawia, że wszystkie elementy podróżniczej przygody zapadają w pamięć :)
Tak na długo :)

pisać, pisać ... czytamy :)

trzykawki
14.04.2014, 16:54
Nie tylko gej esem na kostkach można... takie o to sprzęty wyjechały z THETH. Wystarczy chęć szczera aby zrobić z beemwiu advenczera

sowizdrzal
14.04.2014, 17:35
Kolejny dzień, kolejny świt, pakowanie, kawa... Coś mi nie idzie, ani jedzenie, ani zwijanie biwaku. Nie lubię przyznawać się do słabości,
ale ciężko mi ją ukryć: skurcze żołądka, bladość, inne objawy. Cleo wydobywa z apteczki słynną nospę, a ja z góry przepraszam swoich
towarzyszy za ewentualne spowalnianie jazdy tego dnia. Trudno, jechać trzeba. Początek drogi nie rozpieszcza nas zbytnio, jest to
kontynuacja ,,hiper-off-road'' ścieżki, którą zaraz po nas wjechal Mercedes ;) http://africatwin.com.pl/showpost.php?p=373744&postcount=67
Na którejś koleinie Cleo łapie glebę, na szczęście niegroźną, potem, kiedy kamieniste podjazdy się kończą, jest nieco łatwiej. Ale ja i tak
- już tylko retorycznie - pytam, czy to droga jest tak trudna, czy ja jestem tak słaby. Postanawiam tego dnia pić tylko colę i wodę, może
trzeba było walnąć setkę dla dobicia bakcyla, no ale jazda mogła się potem okazać zbyt wesoła, a jej skutki - zbyt smutne.

Ścieżka SH54 jest niesamowita! Biegnie trawersem dość stromego zbocza, wciąż we względnym poziomie i otwartym terenem, technicznie
nie przedstawia, aż do Bize prawie żadnych trudności. Jedynie po minięciu zjazdu do Burimas i Elbasan zaczynają się lekkie górki. Dla mnie to dobrze,
bo bakcyle mocno osłabiły moją wydolność. Turlamy się powoli, a moi towarzysze okazują sporą wyrozumiałość. Chłoniemy, zachwycamy
się, liczymy niezliczone warianty ścieżek i odnóg prowadzących głębiej w góry, do jeszcze mniejszych wiosek, jeszcze bardziej kamienistymi
szlakami, na zasadzie ,,może kiedyś''...

Im bliżej Bize, tym bardziej - na tej wydawałoby się pamiętanej tylko przez pasterzy ścieżce - wzmaga się ruch. Terneówka jedna, druga,
nawet jakaś ciężarówka z naczepą (?!?) Cie choroba, z naszej off-roadowej godności juz i tak niewiele zostało, ale jednak mogliby nam
wspaniałomyślnie darować chociaż jej skromne resztki, niechby i ochłapy. Tymczasem ścieżka znów się wypłaszcza, zamienia w szeroką
szutrostradę i wyskakujemy w całkiem niezłym tempie na sporą polanę pełną.... czołgów? pojazdów opancerzonych? O co tu chodzi?
Wyskakują z nich żołnierze, wydają rozkazy, demontują broń (na szczęście nie repetują). Obok obóz wojskowy, hangary, warta, kamuflaż,
w dali słychać liczne strzały, także z broni maszynowej (!) Rozdziawiam japę ze zdziwienia.... Hans - z radości, bo tematy wojskowe
to jego żywioł. Cleo uśmiecha się promiennie i strzyże oczkami z jeszcze innego powodu ;)

Cleo
14.04.2014, 21:24
"...Cleo uśmiecha się promiennie i strzyże oczkami z jeszcze innego powodu"
Adamie, Może wyglądałam nieco inaczej, ale raczej z wrażenia tych wielkich pojazdów :D
Tak naprawdę to Jacek i Ty, byliście moimi Wielkimi Bohaterami przez WIELKIE B :)

sowizdrzal
16.04.2014, 10:17
Tak naprawdę to Jacek i Ty, byliście moimi Wielkimi Bohaterami przez WIELKIE B :)

Haha, to jest dopiero komplement, przez duże KOM ;)
No i ja Ci się wcale nie dziwię, bo znalezienie się jako jedyna Kobieta (Enduro O Śmiechu Pakosy)
pośród dziesiątek młodych opalonych blondynów w mundurach, którzy siedzieli tam już ładnych
parę tygodni, może być porównywalne dla mężczyzny chyba tylko do znalezienia się w szatni
Playboya, gdzie kilkadziesiąt króliczków właśnie się przebiera do sesji zdjęciowej, po miesięcznym
obozie przygotowującym :dizzy: :drif:

--------------------------------------------------------
Ale kogo myśmy właściwie spotkali? Zgrupowanie wojskowe w Bize stanowił oddział brytyjskiej
piechoty morskiej, Royal Marines Commando http://pl.wikipedia.org/wiki/Royal_Marines,
w sile - tak na oko - kompanii albo nawet batalionu (pewnie i tak formacja miała swoją specjalną
nazwę i strukturę, której raczej nie poznamy). Ze zdawkowych pogaduszek z wartownikami
(w koszulkach i bez broni beztrosko wylegujących się na leżakach przy bramie obozu) dowiedzieliśmy
się, że są tam od ok. miesiąca na czymś w rodzaju obozu treningowego. No tak - był to dokladnie
okres zaognionej sytuacji w Syrii, a w Albanii teren ćwiczeń klimatem i ukształtowaniem
jest podobny do bliskowschodniego, czyli łatwo było skojarzyć te fakty: aklimatyzacja i trening przed
misją stabilizacyjną. Sęk jednak w tym, że dosłownie parę dni wcześniej ONZ podjęła rezolucję
o nieinterweniowaniu w Syrii. Czemu więc marines nie zwijali się z Albanii, a NATO wciąż traciło
olbrzymie środki na ich utrzymanie w gotowości bojowej, szkolenie, zapewnienie bezpieczeństwa,
zaopatrzenia, ochrony kontrwywiadowczej, itp. ? Przecież taki - powiedzmy - batalion stacjonujący
w obcym kraju nawet na terenie NATO to zaangażowanie wielkiej ilości ludzi ,,z cienia'' w zbieranie
informacji, ochronę, badanie nastrojów, zapobieganie sabotażowi, co oczywiście kosztuje stokroć
więcej, niż samo wysłanie żołnierzy na ,,wczasy'' ??? Odpowiedź przyszła parę tygodni później, już w Polsce:
otóż znaleziona w Syrii broń chemiczna miała zostać zneutralizowana właśnie w Albanii. Niewykluczone,
że napotkani marines mieli ochraniać tę operację, nie wiem jednak, czy tak rzeczywiście było...

Hans fachowo ocenił umundurowanie ,,obozowiczów'' jako ,,najnowszy model'', gdyż albowiem sam
chadzał w spodniach Armii Jej Królewskiej Mości, tyle że z demobilu zeszłorocznego :)

W każdym razie po krótkiej gadce z wartą - interesowało nas głównie, czy możemy dalej jechać
drogą w tym kierunku z którego słychać było strzały - pognaliśmy do najbliższego transportera
opancerzonego, żeby sobie zrobić zdjęcie :) Fajna maszyna do górskiego ,,Ęduro'', do tego z przyczepką,
także na gąsienicach i napędzaną olbrzymim wałem Cardano - Jacku, zarzuć proszę tu swoją fachową
wiedzą, bo ja z tej dziedziny to tylko na spadochronach się troszkę znam. Wojacy bez problemów
pozwolili nam ,,skamerować się'' na tych pojazdach, sami jednak w kadr się nie garnęli - co akurat jest
zrozumiałe. Po krótkiej sesji zdjęciowej, wsiedliśmy na motocykle, a cały batalion marines odprowadzał
dyndający spod kasku warkocz Cleo niezwykle tęsknymi i melancholijnymi spojrzeniami :o

RAVkopytko
21.04.2014, 21:50
:lukacz: Dalej poproszę

sowizdrzal
22.04.2014, 11:19
:lukacz: Dalej poproszę

:D Mam już sklecony kolejny odcinek, ale tu przydałyby się zdjęcia i filmiki
od Hansa, żeby zakończyć wątek militarny ;) Hej, nowohuckie obżartuchy,
proszę dźwigać brzuszyska po Świętach i ilustrować multimedialnie :bow:

hans
22.04.2014, 18:34
ok, ok, ok.

Jako że udało nam się:
a) nie sfajczyć
b) wysuszyć:
http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/302-IMG_9567_zpsacd4fcf4.jpg
c) naprawić DRZ'ę
d) nienaprawić licznika w XT
e) nie tykać DR'ki (nie było po co, bo działała)
f) ominąć blokady drogowe ustawione centralnie na środku asfaltu:
http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/303-IMG_9568_zpsd2f42629.jpg

pojechaliśmy dalej.
I było piknie na miejscówce:
http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/349-GOPR0737_zps8befea2c.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/350-GOPR07382_zps06167662.jpg


http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/354-GOPR0741_zpse723e859.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/352-GOPR0739_zps7705502f.jpg

A rano, z braku lepszego pomysłu pojechaliśmy dalej:

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/359-G0380750_zpscc04a022.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/360-G0380751_zpsbe6ca227.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/367-G0380758_zps20ddadc7.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/371-G0380762_zps1f4569ae.jpg

Znajdź Cleo:
http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/335-IMG_9600_zps70997826.jpg

Tu jest (uwaga - lansfotka):
http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/385-GOPR0783_zpsced26146.jpg

Tylko jak mijany autochton zatrzymuje się obok i wyciąga giwerę, jest nieswojo. Jakby.

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/360-IMG_9625_zpsd74c8a23.jpg


A w Bize, w środku niczego, chłopcy Jej Królewskiej Mości z Command Force /coś jakby siły szybkiego reagowania/:

fnB5oK-tgKI

rUC282RlQy0

Wg. Cleo żołnierze byli zaebiście męscy i śliczni. Cóż, jakoś ani Adam, ani ja nie podzielamy tego - niczym nie uzasadnionego entuzjazmu ; )

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/366-IMG_9631_zps3b0472b1.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/369-IMG_9634_zps0bc1bb3a.jpg

A potem jedziemy dalej. I jest tak:

16hbaU0OpNI

Orzep
22.04.2014, 18:46
Wg. Cleo żołnierze byli zaebiście męscy i śliczni. Cóż, jakoś ani Adam, ani ja nie podzielamy tego - niczym nie uzasadnionego entuzjazmu ; )
...ale od tamtej pory zmieniłeś krój i kolor piżamy, na piaskowo maskujący? ;)

Pozdro Orzep

hans
22.04.2014, 18:51
"...ale od tamtej pory zmieniłeś krój i kolor piżamy, na piaskowo maskujący?..." - nie, ale w domu do Cleo mówię tylko po angielsku ....
Ale jakoś nie dziala...:mur:

Orzep
22.04.2014, 19:14
...bo to nie o MÓWIENIE chodzi zapewne! :p

Pozdro Orzep
p.s. Natommiast powiedzieć możesz trybem rozkazującym, by siadła do kompa i odwaliła swoją szychtę w tej relacji!!! ;)

ps.psa. Często tryb rozkazujący działa na Panie odpowiednio, bezwzględu na kolor piżamy!
:D

sowizdrzal
22.04.2014, 20:30
:D Tak jest! A łysinę przefarbował na blond :haha2: :haha2:

No ale Paulinie trzeba przyznać rozsądek i takt, który nakazał jej wybrać
pewność, stałość, bezpieczeństwo i opiekę, zamiast chwilowej, acz złudnej
i zdradnej, wyłącznie optycznej fascynacji chwilą. Z resztą, nasz wewnętrzny
kontrwywiad przewidział możliwość nadziania się na zdradliwych i niestałych
w uczuciach (także politycznych) angoli i na następnym odcinku dalismy
sobie nawzajem odczuć, że możemy liczyć wyłącznie na siebie, a nie na jakichś
Bondów-Srondów, taka ich mać.... synów Albionu.
-----------------------------------------------------
Zaraz za Bize droga SH54 rozmywa się w górach. Niby da się kontynuować jazdę wzdłuż SH50,
która skręca na północ i zakosami prowadzi do Kraste i Bulqize, ale my mieliśmy inne plany. Chcieliśmy
połączyć się z piękną, około stukilometrową szutrostradą, która biegnie wzdłuż granicy Albanii i Macedonii
i łączy miasta Librazhd i Shupenze. Konkretnie zamierzaliśmy wpaść na tę drogę w okolicach niewielkiej
wioski, za to dość sporego posterunku granicznego o słowiańsko brzmiącej nazwie Steblevo (później
dowiemy się, że większość mieszkańców tego rejonu Albanii jest dwujęzyczna i mówi także po macedońsku).
Niestety, odcinek pomiędzy Bize i Steblevo nie był oznaczony jako ciągła droga na żadnych dostępnych mi
mapach, więc na zdjęciach satelitarnych, wyklikałem ślad po czymś co mogło być drogą. Upewniłem się,
że nie ma na nim zbyt dużych przeskoków wysokości, a teraz przyszła pora na weryfikację, czyli na
przygodę. Względnie komfortowa nawierzchnia rozjeżdżona gąsienicami brytyjskich transporterów kończy
się, a raczej zmienia w dwukoleinowy pas terenu, stosowny chyba tylko dla drwalskich ciągników. Ślady
zrywki drewna nie ułatwiają nam jazdy... GPS pokazuje niby tylko 25km do Steblewa, ale w rzeczywistości,
uwzględniając liczne zakosy i zakręty wychodzi ich blisko 50, prawie 3 godziny męczącej jazdy, niekiedy
przeprawówki. Głębokie koleiny wypełnione są wodą, nie wiadomo jak głęboką, wolimy więc je omijać,
co też nie jest proste. Odczuwamy zmęczenie, Cleo prosi o przerwę, za co jestem jej wdzięczny, bo
po porannym paradoksie sraczki (jednocześnie i rzadko i często) nadal nie czuję się najlepiej. Jacek
narzeka na stłuczone kolano. Prawdę mówiąc chyba pierwszy raz na tym wyjeździe, zamiast cieszyć się
jazdą, odliczamy kilometry do końca odcinka, których - jak już mowiłem - nie ubywa zbyt szybko...

W końcu Steblevo i osada Fushe Stude - droga wypłaszcza się, nawierzchnia łagodnieje, siodło daje
wytchnąć wytłuczonym pośl.... policzkom. Należy nam się odpoczynek. Mała knajpka, a w niej - cóżby
innego - pieczony kurczaczek, frytki, sałatka. Oj, łakomstwo i tylko łakomstwo nie pozwala mi odpuścić
takich smakołyków. Trudno - nospa od Pauliny znów pomoże. Do tego jeszcze pozwalamy sobie na małe
piffka, no bo podobno bardzo dobry rajder to i na trzeźwo pojedzie, ale myśmy nigdy nie twierdzili,
że jeździmy bardzo dobrze ;)

Wreszcie szutrostrada wiedzie nas na północ, w kierunku Shupenze. Dwie godziny niezapomnianej zabawy,
latania bokiem i sesji zdjęciowych. W ostatniej wiosce robimy zakupy, z tej okazji zbiega się cała wieś,
aż trudno manewrować motocyklem. Dalej już tylko szukamy miejsca na biwak. Pozornie jest to łatwe,
\bo droga wije się wzdłuż rzeki, będącej jednocześnie granicą AL/MK. Raz nawet znajdujemy ładną polankę
za niewielkim płotkiem, ale.... okazuje się, że ten płotek to niegdysiejsze zasieki graniczne, czyli
że przekroczyliśmy nielegalnie granicę o jakieś 100m. Ouppsss, nie chcemy problemów. Grzecznie szukamy
biwaku dalej, w końcu, już prawie po ciemku, znajdujemy ładne miejsce i nawet rzeczka jest. Wyjątkowo
ciepła, bo sączy się zza tamy zbudowanej po stronie Macedonii, dzięki której wytworzyło się tam spore
i bardzo nasłonecznione jezioro. Następnego ranka już tylko pakowanie, troszkę szutru i w okolicy
miejscowości Debar (Dibar) przekaraczamy granicę z Macedonią. Kierunek Mavrovo - sztuczne jezioro
zbudowane jakby na przełęczy (!!) przy pomocy dwóch wielkich tam i górujący nad nim piękny zespół
połonin (Lazaropole, Galicnik), po których zupełnie legalnie można po prostu pojeździć. Skwapliwie więc
kierujemy tam nasze osiołki :)

sowizdrzal
24.04.2014, 08:20
Wyjazd na połoniny początkowo biegnie niezłą gruntówką przez las, aby w końcu wydostać się ponad ten
- powiedzmy - ,,górny regiel'' i trafić od razu na łąki pokryte wysoką trawą. Pośród tych łąk wyjeżdżone są
całkiem wygodne dla enduraków drogi, błotnisto-kamieniste, które obwożą nas po wszystkich piękniejszych
zakątkach tej enklawy. Nie da się uniknąć skojarzenia z naszymi Bieszczadami, choć kolory, wysokość
i skalistość naszych gór sporo różnią się od tych macedońskich. Mijamy niekiedy pastwiska koni, bacówki,
schroniska, amatorów 4x4, ale nie spieszy nam się. Z resztą - niech zdjęcia mówią za nas, bo nic nie jest
w stanie lepiej opisać tamtych widoków.

Asfaltem zjeżdżamy do Mavrova, później do Gostivaru. Pod wieczór tego dnia łapią nas drobne deszczyki,
ale prognozy na dzień następny sa pozytywne. A to jest dla nas bardzo ważne, bo zamierzamy zsiąść
z osiołków i.... wdrapać się zupełnie pieszo na najwyższy szczyt pasma Szar - Titov Vrv (2747 m npm.)
(Wierch im. Josipa Broz-Tito, przywódcy komunistycznej partyzantki w drugowojennej Jugosławii).
http://pl.wikipedia.org/wiki/Titov_Vrv

W narciarskim kurorcie Popova Szapka położonym nad miastem Tetovo znajdujemy przytulny i niedrogi
pensjonat ,,so wsiemi udobstwami'', tfu! z wszelkimi wygodami, coby się dobrze wyspać (przez wrodzoną
delikatność nie dodam, że także i domyć). Nazajutrz czeka nas ponad 900m pieszego podejścia, w dodatku
Paulina i Jacek będą próbowali pobić swój rekord wysokości :)

ex1
24.04.2014, 08:29
hehe.. wspaniała laweciarska wyprawa... :D
aż miło poczytać i pooglądać.. :)
gratulacje! :)

Navaja
24.04.2014, 08:53
Ale wypas. :bow::bow::bow:
Na mapach: Macedonia 1:200 000 oraz Albania 1:400 000 droga z Bize do Stebleve jest zaznaczona. Wprawdzie jako 16 kategoria odśnieżania ale istnieje. Jednak dla kogoś, kto nie czytał Waszej relacji może być niemiłą niespodzianką. :D

Możesz proszę wrzucić dokładne położenie tej miejscówki przed Shupenze gdzie biwakowaliście przy tamie nad rzeczką? Nie żebym chciał podjechać i sprawdzić czy nie naśmieciliście ale w czerwcu lecimy w drugą stronę od Macedonii i planowałem nocleg gdzieś między Debar a granicą to tak sobie podjedziemy dalej na sprawdzone miejsce. Z góry dzięki.

sowizdrzal
24.04.2014, 09:29
A dokładnie tu :) http://goo.gl/maps/DXuiq
Tylko nie rozbijajcię się zbyt blisko rzeczki, bo jej poziom - jak to pod tamą - się nieraz gwałtownie podnosi ;)

Navaja
24.04.2014, 10:15
A dokładnie tu :) http://goo.gl/maps/DXuiq
Tylko nie rozbijajcię się zbyt blisko rzeczki, bo jej poziom - jak to pod tamą - się nieraz gwałtownie podnosi ;)

Fenkju. Dobrze widzę, że, zeby umyć tyłek muszę iść na macedońską stronę?:D

Kosmal
24.04.2014, 16:31
http://c3201142.cdn03.imgwykop.pl/comment_0tJXUM0cL62vGrNUmB8PNnpWr3siJs9k.gif

hans
24.04.2014, 18:08
Kolanem trafiłem w ścięte drzewo.
A jako ze napisane zostało, dokumentuję:

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/372-IMG_9637_zps04db9530.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/389-GOPR0795_zps968222ef.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/391-IMG_9656_zps576a6181.jpg

W sumie od jakoś tej chwili, noc nie przynosi już powrotu sił, mamy kumulacje.
Podniesienie motocykla robi się problemem ; )

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/430-IMG_9695_zpscfcd9dff.jpg

Ciekawostka - koniom nie smakował cukier - chyba dostały go pierwszy raz w życiu. Koń nielubiący cukru wygląda tak:

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/441-IMG_9706_zps54a8d3ec.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/424-G0410849_zps772548c5.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/433-G0410857_zpsda0fc5e4.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/447-G04108712_zps2615be82.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/439-G0410863_zps4efe1b52.jpg

DUVVibgj3yM

RxxXAKuPdjM

JuhJKVW6zCk


cedeen.

sowizdrzal
27.04.2014, 15:43
Orzepowi

Jest wczesny poniedziałkowy poranek. Temperatura w nocy spadła - tu, na wysokości prawie 2000m npm.
- do minus 2-3 stopni, o czym świadczy szron na siodłach motocykli. Nie możemy zostawić sprzętu ani bagażu
w pensjonacie, bo poza sezonem właściciele zamykają go poza weekendami. Plan zatem jest taki: spakować
się i jechać w stronę szczytu Titov Vrv najdalej jak się da, tam już poza cywilizowanymi terenami zostawić
motki, przebrać się i z buta na szczyt. W ok. 30 min. dojeżdżamy do górnej stacji jednego z licznych wyciągów
w tej okolicy, tam rozbijamy namiot, w którym lądują wszystkie ciuchy moto, zbroje, kaski i plastikowe buty.
Namiot szczelnie zapinamy, szpilujemy i w polarkach oraz turystycznych butkach, z małymi plecaczkami,
rozpoczynamy pieszą wędrówkę. Motki zostały na ok. 1900m npm., więc przed nami do pokonania co najmniej
800m deniwelacji, jeśli nie liczyć lokalnych minimów i maksimów :) Później zapis śladu z tego dnia pokaże nam
ponad 1100m podejść i dziwnym trafem tyle samo zejść :P Z początku jest pochmurno, na szczęście nie pada,
potem w miarę jak zdobywamy wysokość przez chmury przebija się słoneczko. Rosnąca wysokość zatyka nas
dosłownie, a piękno gór - w przenośni.

Kto z Was był na Tarnicy, Bukowym Berdzie, Połoninie Caryńskiej? Wyobraźcie sobie ten sam krajobraz,
ale rozciągnięty do granic horyzontu i podniesiony o jakieś półtora kilometra. Pomnożcie długość Połoniny
Wetlińskiej przez 20, a po bokach dodajcie kilkadziesiąt Małych i Wielkich Rawek. Tak właśnie wyglądają
góry Szar. Połoniny, połoniny i połoniny.

Gdy nie zostanie po mnie nic,
Oprócz pożółkłej fotografii,
Błękitem mnie powita świt
W miejscu, co nie ma go na mapie.

I kiedy sypną na mnie piach,
Gdy mnie pokryją cztery deski,
To pojdę tam gdzie wiedzie szlak -
Na połoniny, na niebieskie.
(M.Dutkiewicz)

Ta i inne piosenki dźwięczą mi w uszach. Palce, które przez ten jeden dzień nie operują gazem i sprzęgłem,
same składają się do nieistniejącego gryfu i strun. Tak dawno nie grałem, trudno jest wozić gitarę motocyklem
po wertepach. Najwyżej nadrobię latem w Beskidzie Niskim, na razie wracam do nierzeczywistej rzeczywistości.
Połoniny i połoniny. Tylko gdzieniegdzie skały, żleby i osypiska wskazują, że górotwór na tej wysokości twardo
walczy o przetrwanie z nasłonecznieniem, dobowymi różnicami temperatur i wszelką inną erozją.

Pokonujemy wielki polodowcowy kocioł przecięty głębokim korytem potoku. Teraz podejście na jedną z bocznych
grani, którą Titov Vrv ,,wysyła'' w kierunku południowym, sam bedąc dla niej zwornikiem
(http://pl.wikipedia.org/wiki/Zwornik_(geografia)). Mała lokalna kulminacja tej grani (ok. 2300m npm.)
jest świetnym miejscem do wypoczynku i licznych foteczek.
Później już tylko długi trawers potężnego zbocza (zimą to nieźle tu musi lawinami walić) i ostatnie podejście
stromą grzędą, miejscami po niegroźnych skałach, do wieżyczki na samym szczycie. W sumie 3 godziny marszu
- nieźle. W odpoczynku przeszkadza nam silny i bardzo zimny wiatr, ale deszczówki (!) ratują sprawę, czyli i tak
jest pięknie. Cieszymy się zwycięstwem, gęby i gębusie mamy jak banany :)

Od momentu wjechania w góry Szar, drugiego dnia podróży w Kosowie, minął właśnie tydzień, w trakcie którego
zatoczyliśmy wielkie koło. Teraz jesteśmy w linii prostej zaledwie 10 km od biwaku w Brodzie, jakieś 20 km
od miasta Prizren i raptem kilka od szczytu Scarpa, zdobytego motocyklem rok wcześniej. Wszystkie te jednak
punkty znajdują się za pilnie strzeżoną granicą pomiędzy Maceodnią a Kosowem. Aby do nich wrócić, musimy
skierować się na wschód, aż w okolice stolicy Macedonii, Skopje, i dopiero stamtąd kierować się na północ,
do Belgradu. Jednak zanim to nastąpi, pocieszmy się jeszcze górami dzień lub dwa...

sowizdrzal
30.04.2014, 08:59
Zejście z Titov Vrv jest względnie łatwe, słoneczne i niezwykle przyjemne. Jeszcze raz te same krajobrazy,
ten sam szlak, ale jednak jakoś łatwiej i tylko kolana trzeszczą z przeciążenia. Docieramy do motocykli
i namiotu rozstawionego dla naszych motocyklowych bambetli. Wszystko w porządku, oblekamy się
i w drogę. Utrata wysokości, zbyt szybka jak na nasze organizmy, daje o sobie znać; jakiś kilometr niżej
odczuwamy potworne zmęczenie, które przeszkadza nam bezpiecznie prowadzić motki. Mamy jednak na
to sposób - dobry obiadek w restauracji (ponoć albańskiej, ale jednak w Macedonii - niezbadane są wyroki...),
po którym po prostu chce się nam jechać dalej. Wyjeżdżamy szybciutko poza Tetovo, robimy zakupy
i na znalezionym naprędce pastwisku rozbijamy namioty. Sen przychodzi bardzo szybko...

Następny dzień upływa nam już w atmosferze powrotu - bez napinki, ale jednak. Wiemy, że musimy kierować
się na Skopje, ale jest szansa jeszcze - przed zjazdem na asfalty - ogarnąć jedną czy dwie górskie ścieżki.
A tych akurat w Macedonii nie brakuje. Z nisko położonego Tetowa kierujemy się na południowy wschód
(wioski Chelopek, Meltino, Blatse...) aby znów wspiąć się na wysokości conajmniej bieszczadzkie i pokosztować
uroków tamtejszych gór, w pobliżu jeziora Kozjak (sam diabeł wie, czy naturalnego, czy stworzonego
ludzką ręką).

Tak czy inaczej, akurat ten dzień jest zdecydowanie najcieplejszy na całym wyjeździe. Brak wiatru, słońce
praży niemiłosiernie, do tego zjeżdżamy w bardzo głęboką dolinę, w której nagrzane powietrze zdaje się stać
i może tylko trochę drga z gorąca. Za to drogi są wymarzone na adventure; suchy sypki szuter, o różnych
stopniach nachylenia i różnej wielkości tłuczywa, od małych drobinek żwirku, aż po uczciwe kamory
kilokunastocentymetrowej ,,średnicy''. Jazda jest wymagająca, ale nie ponad siły, co oczywiście równa się
WIELKA PRZYJEMNOŚĆ. W trakcie przejazdu przez most na Kozjak Lake nie sposób oprzeć się pokusie kąpieli
- zatrzymujemy się na stromym brzegu, a przeskok w stroje kąpielowe zajmuje nam minutę. OOOOO!!!!
jak dobrze zmyć z siebie te wszystkie naleciałości ostatnich dni!! Przy okazji organizmy się schłodzą....

Przed nam kolejna szutrostrada, która przechodzi w trudną górską drogę. Na różnice wysokości przestaliśmy
już zwracać uwagę. Dalej wioska Breznica, w której próbujemy znaleźć sklep z coca-colą. O naiwni, tutaj
nawet dobrej wody do picia się nie da nabrać, a co dopiero kupić. Napotkany przypadkiem leśniczy, zapytany
o dalszą drogę informuje nas jasno i rzeczowo: ,,tam rampa'' (szlaban znaczy). Czyli nie wolno jechać. Trudno.
A swoją drogą co za piękny i prosty kraj, ta Macedonia. Tam gdzie nie wolno wjeżdżać pojazdem silnikowym,
tam jest to wyraźnie oznaczone. Jeśli gdzieś szlabanu nie ma, nawet w parku narodowym, znaczy się wjeżdżać
wolno. Proste? Proste! Okazuje się że można zwyczajnie napisać na znakach i tablicach ludziom, co im wolno,
a za co mogą spodziewać się kary, a nie czyhać w krzakach z bronią, pałą i upajać się n-tym paragrafem m-tej
ustawy...
niniejszym wszystkim polskim leśnikom, ekozjebom i samozwańczym kontrolerom z (na szczęście już
byłej) Straży Ochrony Przyrody, dedykuję powyższy akapit

Zjazd do wioski Bielitsa (Bielica) to już czysta przyjemność. Wracamy na szutrostradę biegnącą wzdłuż
wschodniego brzegu jeziora Kozjak i pospieszani przez zbliżający się zmrok pędzimy w stronę Skopje.
Po drodze jeszcze spotykają nas atrakcje - jednokierunkowa droga przez góry, którą cieć otwiera raz
na dwie godziny i lokalny ,,szlak tysiąca zakrętów''. Dalej zjazd w długą i stopniowo rozszerzającą się dolinę,
u wylotu której leży Skopje. Zatrzymujemy się na zakupy i biwak w pierwszej lepszej wiosce.
Namioty rozkładamy już po ciemku, piffko, chwila pogawędki, zasypiamy...

hans
30.04.2014, 20:51
przepraszam najmocniej ale ciag dalszy bedzie jak wrocimy z Bieszczad, tzn w poniedzialek
pozdr

sowizdrzal
01.05.2014, 14:18
bedzie jak wrocimy z Bieszczad

:) :Thumbs_Up:
Zakochałem się w połoninach, w tych bieszczadzkich pannach dwóch,
Zakochałem się w połoninach, dla nich chcę powrócić tu

https://myspace.com/andrzejstarzec/music/song/-zakocha-em-si-w-po-oninach-65564581-71835603

hans
05.05.2014, 18:47
Właśnie wróciliśmy z Bieszczad (Komańcza, Łupków, Przełęcz Łupkowska, Balnica, Przełęcz nad Roztokami, Małe Jasło, Przełęcz Żebrak, Łupków Stary, z plecakami i namiotem, tak, to se je to)

Te dwa dni, mocno wryły się w pamięć:
- pierwszy bo kocham góry
- drugi - bo mi sie - nie wiedzieć czemu - dłużyło.

Podjazd dokonany (to była pierwsza i - jedyna noc pod dachem) -

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/466-G0430895_zpsea412801.jpg

- motki zaparkowane. Idziemy. Jak to zostało dobrze napisane, w sumie takie bieszczadzkie połoniny, tylko dziesiątki razy większe, skaliste i wyższe niż Gerlach.

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/483-GOPR0922_zpsd91e94a1.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/481-GOPR0920_zpscddf9587.jpg

Pod chmurami jest tak:
BwL1QIayjTk

a nad tak:
0mmHx6iobSk

CXZdprIO8b8

oraz tak:
07shJ_2pxUE


http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/484-GOPR0923_zps3cdb8b61.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/466-IMG_9731_zps6e192dcc.jpg


Wejście na Titova, było super, choć na ostatnich 200m przewyższenia dawał się już z lekka odczuć spadek ilości tlenu w powietrzu. Za to widoki z nad chmur, granatowe niebo i ogrom gór, to coś, czego się nie zapomina.

ePUoz_zF-sM

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/493-GOPR0936_zpsf7b619bb.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/498-GOPR0941_zpsa2f8ff63.jpg

Nocleg dopadł nas wyplutych - za to pełnych dobrych wrażeń - na poletku przemiłego pana rolnika.

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/517-IMG_9782_zps77058fda.jpg

Higiena jamy ustnej to podstawa udanego związku:
http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/519-IMG_9784_zpsfeceb03e.jpg

:)

A rano:
-xE-sCY4S_M

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/507-G0440952_zps2424983d.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/523-G0440969_zps92e1d20c.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/536-G0440982_zpsdc36b79e.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/547-G0450996_zps4dedb7ef.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/534-IMG_9799_zpsd20a5ba3.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/556-IMG_9821_zps843e8c7c.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/557-IMG_9822_zps09e79ee4.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/552-G0461006_zps110ed303.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/563-G0010008_zps045041d4.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/565-IMG_9830_zps570995d4.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/559-IMG_9824_zps510a5a10.jpg

Kocham to:
http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/573-GOPR0018_zps0e09fa33.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/572-GOPR0017_zps51cbcd98.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/ae179/jacekkwatera/Balakny%2013/590-IMG_9855_zps1e5ba585.jpg

A w następnym odcinku - powrót i premiera filmu.

pałeł
05.05.2014, 19:55
Czytam i się mi podoba :)

sowizdrzal
07.05.2014, 08:05
I w końcu powrót. Z okolic Skopje do Belgradu mamy prawie 500km do przejechania. Trasa jest dość
prosta i całkiem całkiem widokowa, ale to jednak już powrót. Macedonia, granica z Kosowem, na której
spotykamy polskich żołnierzy (dzięki nim przejeżdżamy bez żadnej kolejki czy kontroli), szybki
przelot na północ tej byłej serbskiej autonomicznej prowincji, mijamy Kosowską Mitrowicę i wjeżdzamy
do północnej części (teoretycznie już) Kosowa, ale tak naprawdę nadal zamieszkaną przez sceptycznie
(to bardzo delikatne słowo) nastawioną do ,,neue ordnung'' ludność, oczywiście głównie Serbów.
W czym ten sceptycyzm się objawia? Ano, głównie w tym, że na samochodwych rejestracjach widnieje
wciąż SRB, zamiast RKS (Republika KoSowo). Niektóre auta jeżdżą w ogóle bez rejestracji - domyślamy
się, że to te, którym zdjęto na siłę numery serbskie, a kosowskich właściciele przyjąć nie chcieli...
Oprócz tego na domach serbskie flagi, napisy na sklepach głównie cyrilicą, a jedyne łacińskie litery
które widzimy, układają się w napis ,,KOSOVO JE SRBJA!'' Smutne, ale cytując któryś polski film -
,,sami jesteście sobie winni''.

Granica z Serbią, tą właściwą, to już niemalże tylko formalność. Jedynie kosowska pograniczniczka
mówi nam, aby pokazać w następnej budce (czyli Serbom) dowód zamiast paszportu. Dlaczego? Do końca
nie orientujemy się, ale... to działa. Chyba mamy w paszportach wbite coś (albo nie mamy wbite),
co nie pozwoli nam legalnie wjechać do Serbii. Co rok się to zmienia, ciężko się połapać, jednak
granicę przekraczamy bez problemów.

Odtąd już tylko nudna dojazdówka do Belgradu, bo do auta i lawety pozostaje nadal prawie 300 km.
Cholera, jak ja nie lubię takich dni - wszyscy zmęczeni, fajny wyjazd się kończy, trzeba być
na czas w określonym miejscu, więc końcówkę trasy jedzie sie już nocą, zimno i niebezpiecznie.
W końcu jednak Belgrad i pakowanie motków. Jak dobrze, że tych 800km do Polski nie musimy robić
w siodłach nudną płaską autostradą, po ciemku i w deszczu. Laweciarstwo jednak ma swoje zalety,
a i adwenczer nie poczuł się nijak tym zamordowany :) Budapeszt, Słowacja, granica w Cieszynie,
Chorzów, potem SMS z Krakowa, że trzon ekipy też już dotarł bez kłopotu na miejsce.

Nie lubię pożegnań, ani podsumowań, z resztą ta przygoda nie zakończyła się jeszcze.
Wzruszeń też nie lubię, ale po ilości czasu, którą poświęcamy na spisywanie wspomnień
łatwo jest wywnioskować, jak wiele ten wyjazd miał ciepłych i słonecznych momentów :)

Za najlepszy komentarz do całości niech posłuży film zmontowany przez Jacka.

hans
09.05.2014, 15:50
UWAGA - obiecana premiera :p

/można w HD/

ZopNu1wR19M

mikelos
09.05.2014, 22:28
Rewelacyjna trasa, konkretne kamienie na tych oślich ścieżkach - jestem pełen uznania, zwłaszcza dla piękniejszej 1/3 tego tercetu. Moja ubiegłoroczna wizyta w Albanii była jedną z przyczyn rozstania z AT i powrotu do singla. To co na AT jest upierdliwą szarpaniną, na prostej w sumie DRce jest zabawą. Filmik to fajna wisienka na torcie, widoki zamulają czachę !

sowizdrzal
12.05.2014, 08:33
Rzeczywiście fajnie nakręcony i zmontowany. Wiem, że mówię to subiektywnie,
ale zupełnie jakbym tam był znowu :) Krytyka: za mało śmiechu Cleo :p

hans
12.05.2014, 13:22
I tu wielkie podziękowania dla kolegi Artiego za pomoc w ogarnieciu materiału. A dokładniej za 99% roboty.

PS.Arti - odchowaj to dziecko i kup motocykl znowu!

hans
15.05.2014, 08:50
Jeszcze male uzupełnienie logistyczno - kosztowe:

- łącznie z dojazdem - 13 dni (chyba)
- dojazd samochodem z lawetą - do i z Belgradu. Reszta na motocyklach.
- koszt - calosciowo (paliwo do samochodu, autostrady, całość pobytu na miejscu) - ok. 1300pln/os.

:)

mikelos
30.06.2014, 20:30
Czy jest szansa na wysępienie tracków z waszego wyjazdu ? Szukam inspiracji na sierpniowy wyjazd :)

sowizdrzal
02.07.2014, 10:11
Czy jest szansa na wysępienie tracków z waszego wyjazdu ? Szukam inspiracji na sierpniowy wyjazd :)

No nie wiem, nie wiem... Musiałbyś podanie do mnie na priv napisać.... ;)
No chyba że Ci już Hans z pominięciem drogi służbowej to podał :) :P

hans
02.07.2014, 10:58
"....No chyba że Ci już Hans z pominięciem drogi służbowej to podał..."
nie śmiał bym. Praw autorskich brak mi.....

sowizdrzal
02.07.2014, 13:54
"....No chyba że Ci już Hans z pominięciem drogi służbowej to podał..."
nie śmiał bym. Praw autorskich brak mi.....

Macie z Cleo nieograniczone prawa, i te majątkowe, i te osobowe :)
Jako Współautorzy mający kluczowy wkład w ostateczny kształt dzieła :)

mikelos - poważnie mówię, ślij mi @ na priv, no bo jak mam Cipo słać te tracki?? :D

mikelos
03.07.2014, 10:28
Bardzo dziękuję za tracki, teraz czas na zabawę w planowanie trasy palcem po mapie ;)

mikelos
12.07.2014, 11:16
Bardzo dziękuję za tracki, teraz czas na zabawę w planowanie trasy palcem po mapie ;)

Po analizie trasy mam parę pytań:
- laweta i auto, gdzie bezpiecznie zostawić, jakaś polecana miejscówka ?
- zębatki w xt, jakie ? Moja dr ma zbliżoną moc i masę więc może jednak trzeba zmienić ;)
- noce chłodne w górach, waham się czy nie kupić ciepłego śpiwora, moje superduper one kilo zamrozi mi klejnoty :( Na jakie temeratury się szykować ?

Z góry dziękuję za info :)

hans
12.07.2014, 11:43
wiec:
- samochod z przyczepa zostal u zaprzyjaznionej firmy w Belgradzie
- zebatki - seria, ale teraz dalbym bardziej terenowe przelozenia. Zbyt wiele kawałkow trasy wymagalo - przy serii- jazdy na jedynce
- temperatury - kiedy jedziesz?

mikelos
13.07.2014, 17:45
wiec:
- samochod z przyczepa zostal u zaprzyjaznionej firmy w Belgradzie
- zebatki - seria, ale teraz dalbym bardziej terenowe przelozenia. Zbyt wiele kawałkow trasy wymagalo - przy serii- jazdy na jedynce
- temperatury - kiedy jedziesz?

Ruszamy 15-16 sierpnia na dwa tygodnie, chyba powtórzymy waszą trasę tyle że na koniec wpadniemy jeszcze na 2-3 nad morze.

sowizdrzal
16.07.2014, 00:43
Zębatkę daj ząb mniejszą z przodu - ekonomicznie i powinno wystarczyć.
Temperatury - wszystko zależy na jakich wysokosciach będziesz spał.
Dobrym patentem jest cieniutka puchowa kurteczka (jakieś 300g i ok. 200,- pln w Decathlonie).
W ten sposób masz ,,półtora śpiwora'' i nad ranem nie boli przy wychodzeniu zeń.
Jak kupisz zbyt ciepły śpiwór, to się będziesz męczył nocami :)

hans
16.07.2014, 11:24
Albo wkladka termiczna do spiwora:
http://www.e-gory.pl/index.php/Sprzet/Sprzet-i-szpej/Wkladki-termiczne-do-spiworow-nie-tylko-w-tropiki.html
będę ja testowal w tym roku...