View Full Version : Gruzja - w tym roku jak widzę do znudznia [Sierpień 2012]
Słowo wstępu:
Jesienią tego roku miałem jechać zupełnie gdzie indziej, miało być bardziej egzotycznie i nie gruzińsko. Jednak jak mówi rosyjskie przysłowie, "chcesz rozśmieszyć Boga - powiedz mu o swoich planach" znów pokazało swoją prawdę.
Skoro nie wyszło co miało wyjść, to może z racji otwartej granicy pomiędzy Rosją i Gruzją uda się objechać Morze Czarne, pomyślałem - trzeba wejść na forum i sprawdzić jak to wygląda. Na forum zorientowałem się, że połowa zalogowanych gości będzie w tym samym czasie jeździła po tych samych drogach co ja. W zakładce umawianie wyjazdów znajduję forumowicza o niku Lukasz, widzę że chłop wie gdzie trzeba zajrzeć, żeby zrobić pakiet obowiązkowy. Udaje mi się z nim skontaktować i wygląda na to, że nie będę zmuszony jechać w samotności. Na szybko załatwiam wizę Rosyjską i w sumie jestem gotów.
W piątek 30 sierpnia Lukasz dojeżdża do moich skromnych progów w Ustroniu. W tym dniu widzę chłopa pierwszy raz więc niewiele mogę o nim powiedzieć, na pierwszy rzut oka wydaje się być w porządku......
Wieczorem jeszcze lutujemy kable od reglera w jego afryce, był nawet plan wyjścia na piwo, ale ja tak ociągam się przy pakowaniu, że nie wypalił.
dzień 1
....niestety to jest Polska i pogoda musi nas pożegnać guwnianą aurą, dobrze że perspektywa jest słoneczna. Słowacja również nie rozpieszczała i niestety na wszystkich przełęczach jakie chciałem pokazać mojemu kompanowi podróży nie można było się otworzyć, tym bardziej że mamy założone na tył nówki sztuki mitasy, co powoduje u nas wewnętrzną blokadę. Na szczęście Słowacja nie jest duża i szybko dojeżdżamy do Węgier, a potem Rumunii. Nocleg rozbijamy koło Arad, pijemy pivo, zagryzamy kabanosami - jest tak jak być powinno, a co najważniejsze mój nowo poznany kompan ma takie samo zdanie. Jest tak ciepło, że szkoda rozkładać namiot....
34510
34511
34512
dzień 2
.... ruszamy w kierunku Urdeli, co prawda byłem tam już kilka razy, ale zawsze warto powtórnie zajrzeć w tak urocze miejsce. Wpadamy na kawałek autostrady i po kilku kilometrach moje podśpiewywanie zostaje przerwane jakąś nie stabilnością motocykla
-co jest??
Zjeżdżam na bok - guma na autostradzie??? Nie może być, a jednak.
Upał straszliwy, ale oczywiście afryka wiedziała gdzie złapać defekt - pod mostem, więc do wymiany dętki przychodzi mi zabrać się w cieniu :-)
Zdejmuję oponę i tu widok lekko mnie zaskoczył:
34513
Trochę nam nie poszło, bo mamy tylko jeden tył zapasu, mój poszedł do kola kiedy zakładałem nówkę sztukę mitasa i aktualnie przypomina kształtem sznurek, ale nic to, przecież się kupi i będzie dobrze.
Dojeżdżamy do Urdeli:
34514
Gregu i JaroBQT - ktoś zdrapał wasze naklejki
34515
34516
Potem jedziemy sobie beztrosko Rumunią w kierunku Bułgarii.....
cdn (jeżeli kogoś interesuje kolejna gruzińska relacja)
Tytuł skopany :p. Nie chodzi o literówkę, to nie może się znudzić. Oczekuję c.d. :Thumbs_Up:
Roomyanek
12.10.2012, 02:19
Duży - to Ty umiesz pisać ? ;)
o ja pierdziu..... kto to sie zabrał do roboty!?
ja tez czekam na ciąg dalszy , relacji moze dużo ale mało skończonych ! poza tym ile by nie było to każda ciekawa :)
o ja pierdziu..... kto to sie zabrał do roboty!?
Wiesz, w tajemnicy pojechał i teraz się lansuje ;)
Potem się detki nie kupiło i utknęło w Gruzji byliśmy z Diabłem kawał drogi od Was jak poradziliście sobie z dziurką:)
normalnie taki Duzy a piszeeee :)
no to pochwal się chociaż czy była kolejna gumaaa ? :) :bow:
Teraz będziemy czekać jak na kolejny sezon Friendsów. Do wiosny...
Weźże się Waść za to pisanie!!!
Krucho z czasem jest.
.....jedziemy w kierunku granicy z Bułgarią, ale oczywiście po drodze:
34974
34975
Wieczorem znajdujemy jakieś niespecjalne miejsce do spania, ale było ognisko, kiełbaska i piwo więc humory jak zwykle dopisują.
A miejsce wyglądało tak:
34976
Następny dzień to pokonanie granicy Rumuńsko-Bułgarskiej na Dunaju, ale przed podejściem do granicy fundujemy sobie ciepły posiłek. Ja oczywiście Ciorba de burta (znawcy wiedzą o co chodzi). Niestety sama granica powoduje dwu godzinną zwłokę z powodu rzadkiego kursowania promów, na szczęście znajdujemy sobie cień i wciągamy miejscowe przysmaki z miejscowej piekarni i zapijamy jakąś miejscową wodą.
Tego dnia dojeżdżamy pod granicę z Turcją.
W miejscowości, której nazwy już nie pamiętam znajdujemy pole namiotowe i bierzemy pierwsza w podróży kąpiel - 3 dni, do rekordu jeszcze daleko.
Niestety z tego dnia nie było żadnych fotek - przez tą stratę czasu na czekanie na prom jakoś bardziej zależało nam na robieniu kilometrów niż na robieniu fotek, należy tez odnotować, ze nie złapałem tego dnia żadnej gumy :-)
Dzień następny
Po przebudzeniu widok Afryki stojącej na tle rabaty z kwiatami na owym polu namiotowym wydał mi się na tyle ciekawy, ze został on uwieczniony
34977
reszta dnia to kierowanie się na Capadocję. Po drodze jeszcze nieszczęsny Stambuł, niestety w Stambule zostaliśmy zmuszeni, przez dużą liczbę służb mundurowych które poruszały się w rejonie bramek, do kupienia karty za bagatela 25 euro sztuka. Nie muszę dodawać, że do Stambułu jeździliśmy jak wsioki po mieście - bramki migały, alarmowały syrenami, że tak nie wolno, a my tłumaczyliśmy sobie cały czas, że nie było gdzie kupić żadnej karty i dojeżdżając na autostradzie do bramek nie ma możliwości zawrócenia i musimy jechać dalej - krótko mówiąc oszczędności.
Pamiętam jak staliśmy przed bramkami już w Stambule, upał był spory, w pewnym momencie Łukasz pokazuje mi kolesia na mopedzie z mufkami, takimi kudłatymi na kierownicy, ....no szacun dla gościa, ja się zastanawiałem czy nie wywalić szyby i handbarów, a gość w 38 stopniowym upale zasuwa z mufkami na kierownicy - może miał niedokrwienie.
W Turcji zaczynają się umiłowane kebaby, wiec jak tylko głodniejemy to fundujemy sobie kulinarną przyjemność.
Wieczorem lądujemy nad rzeczką, których jak na złość z powodów upałów jest jak na lekarstwo. Tu też nastąpiła zmiana przedniej opony u Łukasza - zdjęta została opona o wymownej nazwie "DURO", a założona TKC 80. Podobno jeżeli masz dla kogo żyć to "DURO" nie należy zakładać do motocykla którym się poruszasz :-)
34978
34979.
Nocleg oczywiście pod gołym niebem.
Plan na dziś to przejechać przez Ankarę i zakupić dętkę, bo przecież nie mamy ciągle zapasu na tył, a licho przecież nie śpi.
W drodze do Ankary:
34980
34981
W Ankarze trafiamy do jednego wielkiego monstergarage - osiedle warsztatów - ...ha jesteśmy uratowani. Jednak po kilkudziesięciu minutach krążenia i kłopotach z zakupem tak banalnej rzeczy jak spray do łańcucha lekko stygniemy z początkowej euforii. Trafiamy do jedynego warsztatu motocyklowego - pytamy o dętkę....i dupa nie ma. Klient, też motocyklista, jeszcze dzwoni do jednego ze sklepów w Ankarze, mogą sprowadzić na jutro - rezygnujemy, dziękujemy i ruszamy w dalszą drogę. Na pocieszenie można było jeszcze nacieszyć oko pojazdami, których konstruktorzy mieli za zadanie stworzenie samochodu który miał nie dać powodów do popadania w znudzenie osobą które go mijały:
34982
dojeżdżamy pod samą Capadocję i znajdujemy nocleg nad rzeką
34983
Nazajutrz Capadocja - trochę jeździmy, trochę chodzimy, zaliczamy skalne miasto - nawet bierzemy własnego przewodnika
34984
34985
34986
34987
34988.
Wieczorem robimy jeszcze zakupy w jakimś sieciowym sklepie i po przeliczeniu czekolady i piwa, czyli dwóch najważniejszych produktów spożywczych, na złotówki, wychodzi że piwo to tak z 8 zł kosztuje, a czekolada z pistacjami (nasza ulubiona) też coś koło tego. Jak żyć panie premierze Turcji.
Po zakupach szybko lądujemy w kolejnym przytulnym miejscu:
34989
I jeszcze jedno. Do wszystkich szyderców (Calgon, 7Greg, Rumianek, Megi) - bardzo dziękuję za cenne uwagi.
nie no czekaloda dla Dużego musi być!
Musze zagęścić trochę ruchu bo nie dość że czasu brakuje, to konkurowanie z tak wielkimi pisarzami jak Calgon jest niemożliwe. Pozostaje też kwestia skończenia tego co się zaczęło.
kolejny dzień to dalsza droga w kierunku Gruzji po tureckiej ziemi:
35593
35594
35595
35596
35597
W ostatnim odwiedzonym Tureckim mieście ARTVIN jemy kebaba do którego zaprowadził nas Turek na Varadero. Sam podjechał do nas kiedy byliśmy przy sklepie i tak chłopak zachodził, zagadywał aż w końcu okazało się że mają tam klub motocyklowy składający się z 15 osób. Po zrobieniu kilkuset metrów za naszym przewodnikiem zostawiamy motocykle przed sklepem jego kolegi, który również jeździ na motocyklu i jest jednym z klubowiczów i idziemy na kebaba:
35598
Jak zwykle koryto jest rewelacyjne.
Wracamy do motocykli, a tam już kolejny członek klubu podjeżdża i uśmiecha się do nas. Rozmawiamy na temat elektroniki BMW ( Rambo byłby dumny z naszych opinii - ale nie wypadało inaczej, jechaliśmy przecież afrykami). Proponowany nam był nocleg, ale niestety środek dnia i nam "nada jechać". Na pożegnanie dostajemy jeszcze smycze z logo klubu i naklejki. Tak mnie zaskoczyli, że nie zrobiłem im ani z nimi żadnego zdjęcia, nad czym ubolewałem już kilka kilometrów dalej - o czym ja myślałem?
Ale nic to, dziś wjazd do Gruzji :-)
Przed samą granicą:
35599
W sumie niewiele zauważyłem zmian po zmianie państwa - paliwo znacznie tańsze. Jednym zaskoczeniem była reakcja ludzi na widok motocyklisty jadącego na stojaka, zdarzali się tacy co jechali obok nas samochodami i nagrywali nas telefonami.
Pierwszy nocleg w Gruzji to wynajem domku.
Rano kierujemy się w kierunku Mesti
35600
W samej Mesti najbardziej zadziwiająca jest jednostka Policji:
35601
35602
Chyba najczęściej fotografowane miejsce w tym mieście.
Reszta to niewykończone Krupówki z bydłem rogatym w środku:
35603
Na deser tego dnia zostawiamy sobie szutrowy dojazd do Użguli:
35604
35605
35606
35607
Wynajmujemy nocleg u Aksela, pijemy kilka piw w lokalnej knajpie i tak kończy się dzień.
Rano ku mojemu niezadowoleniu szczyty, które otaczają to cudne miejsce znów są spowite mgłą, bo nie wspominałem że dzień poprzedni był mało łaskawy i też przymglił większość widoków.
35608
Zamknięcie pętli w której udział brały dwie w/w wioski jest mało malowniczy, 100 km szutru w lesie w którym korony drzew skutecznie zasłaniają wszystko.
Potem kierujemy się nieco na południe i podziwiamy kolejne komisariaty:
35609
35610
Zamykamy opony na idealnej asfaltowej drodze , która się kończy w miejscowości przypominającej kurort:
35611
Lokales informuje nas, że dalej to już tylko wojskowe sprzęty mogą jechać - ryzykujemy.
Kiedy uznałem, ze jesteśmy prawie na szczycie to wypatrzyłem jakąś drogę, która prowadzi nieco wyżej. Melduję Łukaszowi, ze jadę zrobić jakieś zdjęcie. ledwo wjechałem na górkę a w moim kierunku biegnie pies wielkości małego niedźwiedzia, no...pomyślałem...burkwi trzeba będzie porządnego buta sprzedać, żeby się odczepił, przez myśl przebiegło mi pytanie - czy Łukasz wie gdzie jest moje ubezpieczenie, przyda się jak powiozą mnie do szpitala. Ale burek zwalnia i zaczyna merdać ogonem - idzie do Łukasza a ten traktuje go jak swojego, no dobra wjechałem tu żeby zrobić zdjęcie, a tu tylko same prosiaki biegają
35612
Nawracamy, ale zaczyna wołać nas jakiś koleś, Łukasz, mówię. jak zwykle pewnie wjechałem komuś na pole i idę w szkodę, nawracamy. Ale nie, koleś podchodzi, wita się i proponuje jedzenie, tłumaczy że będzie piekł chleb. Pytamy czy to długo potrwa, ależ skąd 15-20 min zapewnia Gruzin. No dobra idziemy.
Po 2 godzinach wychodzimy najedzeni jak bąki z zapasami na kolejny dzień
Tak wyglądało wypiekanie chleba i podsmażanie sera:
35613
35614
Dziękujemy za wszystko i jedziemy dalej
35615
35616
35617
Po drodze otrzymujemy jeszcze kilka propozycji wstąpienia na kielicha, albo chwilowej zamiany motocykla na konia, ale z racji długiej przerwy u naszego piekarza i chęci powrotu na całym motocyklu do domu rezygnujemy z tych pokuszeń.
Na wylocie, jak się okazało z parku narodowego spotykamy jeszcze trójkę Rosjan na Afrykach, którzy jadą w przeciwnym kierunku, pytani mówimy, że z pasażerem się da, ale jest ciężko i dalej ruszamy w dalszą drogę, nie zwracając uwagi na nabitego strażnika owego parku.
35618
Dojeżdżamy do miasta, kontaktujemy się z naszymi z forum, robimy zakupy i znów spotykamy tych samych Rosjan, którzy jednak zrezygnowali ze zdobywania przełęczy i zawrócili, podejmujemy decyzję o wspólnym noclegu nad rzeczką, gdzie i późną nocą dojeżdżają forumowicze krajani.
Aldo Raine
13.11.2012, 23:35
Co jest? Zdjęcia się nie wyświetlają.
Forumowicze krajani to ja z ekipa. Skoro foty nie działają wrzucam swoją z tego przypadkowego małego zlotu AT :at: Pozdro chlopaki!
https://africatwin.com.pl/attachment.php?attachmentid=114193&stc=1&d=1645360004
Duzy dopadło Cie z fotkami co mnie czasami.Spedziles duzo czasu na edycji , za długo!
Teraz musisz edytowac posta wklejac po kolei.Ja dlatego dziele fotki bo sie tak kilka razy w balona zrobiłem.
Moze admini cos wymysla?
ps. Spokojnie odtwórz wszystko i powklejaj na nowo
miałeś mi to Calgon prędzej napisać - wujek dobra rada.... :-)
Jutro się za to wezmę.
Te świnki wyglądają na szczęśliwe :Thumbs_Up:
Duży no czego się mogłem spodziewać !
Bydło tematem przewodnim!!!!!
Tak na poważnie dzięki że chciało się Tobie przysiąść jeszcze raz do wklejania, wiem jak to boli!
ps. Wycieczka przednia! Pisz pisz jak ja to lubie!!!!
Roomyanek
15.11.2012, 22:43
ale ładne foty :)
Duży nie wiedziałam, że tak lubisz zwierzątka :lol8:
Calgon świnki to nie bydło :)
Mów mi dalej jak ja kapusty od ziemniaków na polu podobno nie rozróżniam!
Poszukałem w internecie faktycznie -trzoda!!!!:-))))))))))
Świnki prze za je bis te ! :)
Aldo Raine
15.11.2012, 23:13
:Thumbs_Up:Teraz jest dobrze.:Thumbs_Up:
Jeszcze bym poczytał i popatrzył na zdjęcia czad naprawde!!!
Świnki na okładkę kalendarza 2014!!!
Głosujemy? ;)
...tak trochę to trwało...nie zdziwię się jak mnie ktoś zbeszta za ociąganie.
Tak jak napisał Panzer forumowicze krajanie to oni.
Rano robimy zdjęcie pamiątkowe:
36574
Po spakowaniu razem próbujemy przeskoczyć przez przełęcz, ale z uwagi na zbyt terenowy charakter koledzy z plecaczkami rezygnują i kierują się na północ.
My natomiast przeprowadzamy inwazję na sklep - śniadanie to w końcu najważniejszy posiłek dnia, podchodzą gruzini z hasłem "my toże bajkery - kawasaki" i tym sposobem za chwil parę siedzimy z nimi w knajpie goszczeni gruzińskimi przysmakami:
36575.
Ładujemy się na przełęcz i po kontroli paszportów i ujechaniu kilkuset metrów moją afryką zaczyna zamiatać w znajomy dla mnie z rumuńskiej autostrady sposób - kapeć znaczy i to z tyłu. Zatrzymałem się znajdujemy w oponie gwoździa takie 70-80 mm. Uśmiechy z twarzy nie znikają, ale po wyjęciu dętki okazuje się że jest rozcięta wzdłuż na połowie obwodu.
Wypowiedziałem kilka nieparlamentarnych słów, spojrzałem na Łukasza i powiedziałem, że chyba zdaje sobie sprawę, że im prędzej pojedzie w kierunku cywilizacji tym prędzej będzie nam dane pojechać dalej.
Jedyna dobra rzecz to miejsce w którym złapałem gume:
36576
Poleżałem tam sobie kilka godzin, dokładnie 7. Nim wrócił Łukasz zostałem zaproszony przez pasterzy na strawę i oferowano mi nocleg.
Łukasz z uśmiechem na twarzy informuje mnie że był prawie w Tibilisi, spotkał motocyklistów, którzy się zlitowali i w dwie strony zrobił 350 km.
Po założeniu dętki zjeżdżamy w dół i znajdujemy pokoje do wynajęcia. Tam też spotykamy ludzi, którzy w tym dniu skończyli montaż linii wysokiego napięcia, jakiś duży projekt 280km długości. Rozmawiamy dużo o sytuacji gruzińsko-rosyjskiej , o Putinie itp.
Nazajutrz z nowymi nadziejami na niezłapanie gumy, bo przecież nadal nie mamy zapasu ruszamy w kierunku Armenii po uprzednim zwiedzeniu skalnego miasta:
36577
36578
36579
36580
36581
Dojazd do Armenii:
36582
36583
Granica bez większych przeszkód, ba nawet z pomocą celników, noc spędzamy już po stronie Armenii gdzieś na polu. O armeńskiej gościnności nie będę się rozpisywał, bo jest równie niesamowita co gruzińska.
Po pierwszej nocy na ziemi Armenii obieramy kierunek stolica. Tam na jednej z droższych ulic fundujemy sobie kawę, piwo, ciastka za zawrotną sumę niespełna 30 zł za całość.
36584
Następnie objazd po okolicach z uwzględnieniem co ważniejszych zabudowań
36585
36586
36587
Dziewczynka to co prawda nie zabudowania, ale jest bardziej godna uwagi. Jeżdżąc po okolicy cały czas wypatrujemy Araratu, jednak z powodu zamglenia nic nie widać. Decydujemy się na noc w Erewaniu. Już co prawda wyjechaliśmy za stolice ale jednak pokusa zobaczenia tej góry powoduje że wracamy. Do miasta wpadamy obwodnicą, Łukasz wycelował w jeden ze zjazdów do centrum, hostel mamy obrany. Zatrzymujemy się żeby zapytać o drogę, a trzy panie ze sklepu informują nas że to ta ulica - chłop powinien grać w totka, nawet numer pod którym mieścił się sklep to 5 a my potrzebowaliśmy chyba 8, więc praktycznie bez podjeźdzania gdzieś naprzeciwko. Łukasz idzie wybadać sprawę hostelu ja czekam przy motocyklach i podziwiam chodnikowe piękności. trzeba tu dodać ze Armenki są dużo bardziej urokliwe niż Gruzinki.
Łukasz wraca z kwiatami...hmmm... To dla pań za informację - ładny gest Łukaszu, ale jak Cię nie było to panie pozamykały i poszły do domu - może jednak granie w tego totka to nie do końca dobry pomysł.
Kwiaty oczywiście się nie marnują, dostaje je dziewczyna która obsługuje hostel, w zamian za to mamy uruchomiona pralkę - bo oczywiście my jako że jesteśmy prawdziwymi mężczyznami z pralkami nam nie po drodze. Następnie udajemy się na miacho:
36588
Rano oprócz tego, że pani recepcjonistka śpi na kanapie nad moją i Łukasza głową w gościnnym pokoju to udaje nam się wypatrzyć górę dla której wróciliśmy te parę kilometrów.
36589
36590
Widok z balkonu hostelu.
Dzień spędzamy na przejechaniu do Tibilisi
36593
36591
36592
36594
36595
36596
36597
Nocujemy w Hostelu poleconym przez ekipę Panzera, prowadzony jest przez Polaka z Bielska (już nawet dzwonił do mnie przed świętami)
36598
Wieczorem oczywiście zbutowanie miasta z Polakami, którzy również nocują w tym samym miejscu
36599.
36599
Kolejny dzień to wypad do Omalo, nie ma co opisywać trzeba zobaczyć.
Droga w Gruzji wysunięta najbardziej na północny-wschód. Zaznaczyć tylko można że nim tam dojechaliśmy to po drodze kupujemy chleb, którego smaku długo nie zapomnę, no ale do zdjęć:
36616
36617
36618
36619
36620
36621
36622
36623
36624
36625
36610
36611
36612
36613
A na to już na powrocie przed Tibilisi
36614
I w samym Tibilisi
36615
Hostel w Tibilisi to jedyne miejsce gdzie spaliśmy aż dwie noce.
Dzień kolejny to skierowanie się przez Gruzińska Drogę Wojenną na Rosję zahaczając jeszcze o Jutę i Kazbegi.
36626
36627
36628
36629
36630
36631
36632
36633
36634
Granica Rosyjska mimo naszych obaw idzie jak z płatka. W dodatku na przejściu pracuje pani celnik przy której uroda pozostałych kobiet jest mi już obojętna - ja bym jej dał tytuł miss świata. Potem okazuje się że Władykałkaz jest pełen takich ładnych niespodzianek, oczywiście niespodzianki powodują ze na moim kufrze przybywa rys - porostu nie sposób się skupić na drodze, znakach i reszcie bzdur typu przepisy, hamowanie itp. Oczywiście zdarzył sięi przykry incydent związany z kontrola pana Policjanta, który ze 2 godziny upierał się że jechaliśmy 120 km/h niemając ku temu żadnego poparcia w postaci urządzeń rejestrujących prędkość. Nie wiedzieć czemu Łukasz w myśl zasady, ze najlepszą obroną jest atak zaczął od straszenia naszego komandira telefonami do konsula, no ale każdy ma swoje sposoby :-).
Potem byli jeszcze jedni, ale tu akurat nie zatrzymaliśmy się na stopie, też jakoś poszło. Reasumując o 2 w nocy dojeżdżamy pod Elbrus, pensjonaty są, ale o tej porze zamknięte. trafiamy jeden gdzie pani pozwala nam rozbić namiot.
Rano Elbrus - pogoda jak dzwon.
36635
36636
36637
36638
36639
36640
36641
36642
36643
36644
36645
Wyciąg w trzech odsłonach kosztuje 60 zł w dwie strony, wjeżdża na 3800m, prowadzi tam też droga szutrowa, którą próbowaliśmy atakować, ale po pierwszej próbie daliśmy sobie spokój. Trzeba by ekipy z Tarcu i dnia wolego, myślę że wtedy w kalendarzu mogłaby się pojawić fota afryk z Elbrusem w tle.
....po Elbrusie staramy się zrobić jak największą ilość kilometrów kierując się na Ukrainę, a dokładnie mówiąc Krym, kiedy zastała nas noc znajdujemy mało wyszukany nocleg
36652
Rano dojazd do promu i przeprawa na Kercz, tam też śpimy
Kolejny dzień to przejazd przez Krym i nocleg w jego północno zachodniej części
36653
Trafiamy na sesję z kształtną Krymianką
36654
36655
36656
36657
36658
36659
Tu śpimy
36660
Kiedy się obudziłem to zaczęło mnie ogarniać to uczucie kiedy myśli się ze to tak naprawdę koniec...
Robimy kilka zdjęć.....
36661
36662
36663
Potem łapie nas jeszcze taka ulewa ze kondny się poddały, schniemy w hotelu, kolejny dzień to dojazd do Lwowa gdzie każdy z nas łapie swój kierunek i inne miejsce gdzie spędzi ostatnią noc wyjazdu.
Bilans wyjazdu:
- około 4800 zł wydane
- mam nowego towarzysza podróży z którym można przysłowiowe konie kraść, tylko nie wiem dlaczego znów z północy Polski - jakieś gniazdo ich tam musi być.
Rewelacja zaczytałem się i rozmarzyłem .Super opis i foty .Gratulacje dziękuje
Duży79, stary kartoflu, dzięki za relację! Dziękuję również za Twoje towarzystwo. Nie powiem, na rozstaju dróg pod Lwowem, kiedy każdy z nas miał już jechać w swoją stronę niepozorna łezka opuściła mój oczodół:D Bite trzy tygodnie z nową gębą 24h/dobę. To nie mogło się udać. A jednak.
Poniżej kilka suchych faktów - mam nadzieje pomocnych - dla tych, którzy zapuszczą się w tamtym kierunku w przyszłości.
- około 5tysi zł na wyjazd (bez przygotowania motocykla) trzeba liczyć. My zahaczaliśmy o Kapadocję, a trasa wiodła wokół Morza Czarnego.
- podczas całego wyjazdu wydaliśmy około 300zł/os. na noclegi
- 3/4 kosztów wyjazdu, to paliwo. Reszta, to czekolada i słodycze pochłaniane w nierozsądnych ilościach. Dużego Afra paliła 0,5l/100km mniej od mojej. Do dzisiaj nie mogę się z tym pogodzić.
- opony, to klasyczny zestaw afrykański, czyli E9 Dakar na tyle oraz TKC na przodzie. Zrobiłem niecałe 11kkm. Tył starczy jeszcze na jakieś 2kkm, a przód po obróceniu;) na jakieś 6kkm.
- najlepszą drogą podczas całego wyjazdu była wg mnie "droga do Omalo". 140km szutrówki w górę i w dół serpentynami. Droga jest tylko w jednym kierunku, więc trzeba wjechać i zjechać tą samą drogą. Wybierając się tam, warto jechać na "lekko" zostawiając babetle w Tbilisi (około 50km od początku drogi do Omalo). Wyjazd akurat na cały dzień.
- zdecydowanie nie warto pałętać się po ciemku w okolicach Biesłanu oraz Płn. Osetii. Sporo policji oraz patroli wojskowych, a co za tym idzie wymuszeń mandatów. Za dnia podobno jest tam spokój.
- generalnie nie ma problemu z płatnościami kartą za paliwo, niemniej warto mieć zawsze kilka zaskórniaków w ichniej walucie lub innych dolcach
- wizy do Rosji - ja miałem tranzyt, duży79 miał turystyka. Turystyk droższy ale przechodzi bez problemu. Tranzyt (wyrabiany w Gdańsku i z tego co się orientuję, tylko tam możliwy do wyrobienia w tamtym okresie) tańszy ale oglądany ze wszystkich stron przy wjeździe i wyjeździe z Rosji. Przy okienku nie obyło się bez konsultacji oficera w dużej czapce. Puścił ale miał fefry. Na wszystkich pozostałych granicach nie było żadnego problemu oraz kolejek.
- wspólna kasa - ciekawy pomysł zapodany przez globtrotera dużego79. Każdy daje np. 100 ichniej waluty do wspólnej kasy. Wspólna kasa płaci za żarcie, bilety wstępu, nocleg, itp. Warunek - podobne zapatrywanie na jadłospis. Duża wygoda w gospodarowaniu hajsem.
- motocykle - nie licząc 4 gum dużego79, to bez awarii. Profilaktycznego lutowania kabli mojego reglera przed wyjazdem nie liczę (mimo pieczołowitego dbania i regularnego pryskania kontaktem, rak zaczął wchodzić)
- jak ktoś myśli, że Gore przetrzyma ukraińskie oberwanie chmury, to jest w błędzie. Szykować dobre kondony na taki wyjazd!
- jeżeli ktoś będzie miał przyjemność zagoszczenia w chacjendzie dużego79, to zapewne zostanie obdarowany prowiantem na drogę dnia następnego. Prowiant przygotowuje mama i ma on postaci hamburgerowych kanapek. Chociażby po to warto odwiedzić dużego79;)
- warto zabrać zapas dętek. Nam się skończyły w środku niczego. W przypadku tyłu, na upartego można się ratować 18" z Gazeli (rosyjskiego dostawczaka, których jeździ tam pełno). Trzeba ją umiejętnie wkomponować pod oponę i awaryjnie na dojazd może starczyć. Mi udało się kupić dętkę od kolegów ze Słowenii. Mieli wszystko, nawet dętkę do bezdętkowych motocykli:
Foty powalają .
Zabudowania na jednej z fotek to jakie 5-7km przed Omalo, a dalej ?
A dalej ujechaliśmy jeszcze kilka kilometrów, przed samym Omalo w tył i na lewo. Jakoś nie znalazłem natchnienia do zrobienia zdjęcia, może dlatego, że to co było za nami zrobiło większe wrażenie, niż to co znaleźliśmy na dole.
No tak, Ty wiesz ...:Thumbs_Up:
miroslaw123
28.12.2012, 12:25
Pięknie, szkoda że nie udało się Wam namówić dziewuszki na zdjęcie z afryką:drif:
Pięknie, szkoda że nie udało się Wam namówić dziewuszki na zdjęcie z afryką:drif:
Też nie mogę tego zrozumieć. Byłaby rewelacyjna fotka do kalendarza.
Nieśmiałe z nas chłopaki są.
El Kowit
27.12.2021, 13:07
Wszystko już nie takie same ale... mam nadzieję, że duży dopisze ciąg dalszy.
syncronizator
27.12.2021, 21:56
Byłem w Gruzji w 2007r no i jak widzę po budynkach to duża pierestrojka się zadziała.
Obecnie na googlemaps widać, że Hoteli i hosteli teraz pełno.
Wtedy nocowaliśmy nawet w szpitalu .. bo był taki deszcz jakiego nigdy nie widziałem na oczy.
W holu głównym namiot rozbiliśmy za zgodą personelu... mocno pijanego zresztą.
Szpital nie miał szyb a i na własne oczy widziałem jak lekarz robił operację w pomieszczeniu w którym były powybijane okna ...taka bida była wtedy w Gruzji.
Rok później była wojna.
vBulletin v3.8.4, Copyright ©2000-2025, Jelsoft Enterprises Ltd.