Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14.12.2018, 20:18   #51
matjas
 
matjas's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Brzezia Łąka
Posty: 13,669
Motocykl: nie mam AT jeszcze
matjas will become famous soon enough
Online: 4 miesiące 1 tydzień 15 godz 52 min 59 s
Domyślnie

Dredd ja to chyba mam takie szczęście
Nad Odra spotkałem pieska preriowego w LUTYM - na spacerze ze swoją pierdolnieta panią a moimi pierwszymi i jedynymi pasażerami w blablacarze były cztery jeże pigmejskie

Zaś dzisiaj, ze zagaje w temacie, popatrzyłem na rozmiar Algierii. Ja ignorant ech... ależ to wieeeelki kraj!

Pisz chłopaku bo tu wszyscy jak w poczekalni, piernicza głupoty czekając na właściwy pociąg

M
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa
matjas jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.12.2018, 23:22   #52
Dredd

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 283
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Dredd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 dni 10 godz 31 min 35 s
Domyślnie

Skoro tak to pisze się

3 sierpnia

Dzień kolejny. Opuszczamy dolinę M’Zab. Dziś zamierzamy pokonać 660km - do Ajn Salah. Na pewno się nie zgubimy – należy jechać prosto. Jeśli nie odbijemy w jedyny na całej trasie skręt w prawo to dotrzemy do celu
Wyruszamy przed świtem. Nie ma co się oszukiwać – jeśli chcemy jechać – trzeba robić to skoro świt, i wykorzystać kilka godzin w miarę znośnej temperatury. Na razie jest tylko 33 stopnie, więc da się życ.
Abdou uparł się, że nas odprowadzi do granic miasta i specjalnie wstał wcześniej. Jeszcze tankowanie. Pracownik stacji nie bardzo chce wlać paliwa do plastikowego kanisterka – ponoć nie wolno. Pomogło dopiero tłumaczenie, że jedziemy do Ajn Salah i inaczej może nam nie starczyć. Jeszcze pożegnalna kawa z Abdou i w drogę. Wzruszyło nas jego zachowanie.
- Żegnaj, bardzo się cieszymy, że na naszej drodze pojawiłeś się Ty. Może uda nam się jeszcze kiedyś spotkać?
- In sha Allah.
Abdou przełamuje się i na pożegnanie ściska Anię.


Jedziemy na południe. Nad horyzont wyskoczyła już czerwona piłka. Świt jest tu dość zaskakujący. W ciągu kilku chwil robi się jasno, zaś ogniste, palące słońce wyłania się zza widnokręgu z prędkością tak dużą, jakby ktoś je kopnął.


128.jpg



I oto ona: صَحْرَاء
As- sahra.
Słowo to oznacza w języku arabskim po prostu pustynię. Pokazała nam pierwsze ze swoich tysiąca oblicz.
Jest piękna.



129.jpg



130.jpg



131.jpg



132.jpg



Bóg dał ludziom kraje bogate w wodę, aby byli szczęśliwi i dał pustynię, aby mogli odnaleźć swoją duszę
(przysłowie tuareskie)


133.jpg



134.jpg



135.jpg



Mijamy właśnie bokiem oazę El- Menia. Gość z autobusu mówił nam, że tam jest niebezpiecznie i jeśli nie musimy, żeby nie zjeżdżać z trasy.
Skoro jest stacja benzynowa, a na niej „maqha” czyli kawiarnia – nie wybrzydzamy. Tankujemy i pijemy kawę. Przez kolejne 400km nie będzie takiej okazji.
I tego jesteśmy pewni.


136.jpg



137.jpg



138.jpg



139.jpg



140.jpg



Trans Sahara Highway biegnie dalej do Ajn Salah. W prawo możemy odbić do Timimun. Są to najbliższe osady ludzkie.
Potwierdziło się, że stacja przed skrzyżowaniem jest nieczynna. Paliwa powinno starczyć, ale na styk. Na szczęście w kanisterku „złotego” płynu pod korek.
Dziwnie się czuję wiedząc, że przed nami tylko pustka. Tu można poczuć, co to słowo naprawdę znaczy.



141.jpg



143.jpg



144.jpg



Nagle… Dochodzę do wniosku, że tu słowo „nagle” jest nie na miejscu. Ono tu po prostu nie pasuje. Tu nic nie dzieje się nagle. Tu wszystko ma swoje miejsce i swój czas. Dobrze więc – powiem lepiej „w pewnym momencie”.
W pewnym momencie dostrzegam napis „Deviation”, co - a i owszem - oznacza zboczenie, ale z trasy. Czyli objazd. Znam to oznaczenie i wcale go nie lubię. Przejechać się da, ale równo nie jest i ledwo co wrzucam dwójkę. Trzeba kontrolować temperaturę oleju, żeby nie było przypadkiem przymusowego postoju dla schłodzenia silnika. Włączam wobec tego wiatrak – niech robi swoje.
Nasza dewiacja okazała się na szczęście tylko kilkukilometrowym odcinkiem offroadowym.


142.jpg



145.jpg



146.jpg



Jedziemy, interkom wyłączony. Każde z nas pogrążone w swoich myślach. Nie wiem jak moja Żaba, ale ja niesamowicie cieszę się, że tu jestem. Chłonę pustynię. Jestem szczęśliwy.
Przypominają mi się słowa Jacka Pałkiewicza:
„Żaden człowiek, który ją poznał (pustynię), nie pozostanie takim samym. Będzie na zawsze nosić w sobie jej ślad i nigdy nie opuści go pragnienie powrotu.
Kto raz uległ jej czarowi, nie oprze się wyzwaniu i zawsze tam wróci, bez względu na to, jaką miałby zapłacić cenę i na jakie narazić się wyrzeczenia.
Tutaj razem z powietrzem wdycha się spokój, mądrość i szacunek.”
Mądre to i prawdziwe słowa. Chyba nie da się tego lepiej powiedzieć.



147.jpg



148.jpg



Od ostatniego tankowania minęło około 250km. Na poboczu spostrzegłem jakieś zabudowania oraz ludzi. Zabudowania, to może określenie na wyrost, ale żadnego innego nie potrafię znaleźć. Na Saharze Zachodniej w takich miejscach dało się kupić benzynę. Może i tutaj się uda? Paliwa powinno nam starczyć, ale czułbym się lepiej wiedząc, że mamy spory zapas.
Stajemy. Podszedłem do stojących obok ludzi.
- As salamu alajkum.
- Wa alajkum as salam.
- Macie może benzynę?
- Nie, ale nie ma problemu. Pojedziemy samochodem i kupimy.
Do najbliższej stacji benzynowej było 150 kilometrów. Cóż, tacy są Algierczycy…
Pamiątkowa fota i w drogę.


151.jpg



152.jpg

Ostatnio edytowane przez Dredd : 31.01.2022 o 20:46
Dredd jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15.12.2018, 15:13   #53
Melon
 
Melon's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Mar 2012
Miasto: Lublin
Posty: 4,278
Motocykl: cz350/ bandit600/ zx12r/ varadero/vfr1200xd
Melon jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 miesiące 1 tydzień 4 dni 17 godz 11 min 43 s
Domyślnie

Rozmarzyłem się jazdą, A tu zima za oknem.
__________________
kto smaruje ten jedzie
Melon jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15.12.2018, 15:38   #54
tyran
Kiedyś R.T70
 
tyran's Avatar


Zarejestrowany: May 2014
Miasto: Częstochowa
Posty: 1,420
Motocykl: Była RD04
Przebieg: 120000+
tyran jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 miesiące 2 tygodni 5 dni 6 godz 2 min 44 s
Domyślnie

Oj, czyta się i marzy się!
__________________
Serdecznie pozdrawiam.
Romek T.
tyran jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20.12.2018, 15:08   #55
jochen
Kierowca bombowca
 
jochen's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Kraków
Posty: 2,557
Motocykl: RD07a
jochen jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 13 godz 55 min 0
Domyślnie

O kontynuowanie relacji grzecznie proszę
__________________
AT RD07A, '98, HRC
jochen jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20.12.2018, 19:51   #56
Dredd

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 283
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Dredd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 dni 10 godz 31 min 35 s
Domyślnie

Nie ujechaliśmy daleko, może z 50km. Mijamy drogowy posterunek żandarmerii. Niestety, zatrzymali nas. Sprawdzają dokumenty, dzwonią gdzieś, czekają na instrukcje.
- Dalej nie pojedziecie. Musicie czekać na eskortę, która przyjedzie z Ajn Salah.
Wszystko w bardzo miłej atmosferze, ale nie ma żadnej dyskusji. Nie udało się przeforsować opcji, że spotkamy się z eskortą na trasie. Przecież nigdzie nie skręcimy po drodze.
Trudno, czekamy. Siedzimy wraz z żandarmami na posterunku przy drodze zbudowanym z palet i plandeki. Siedzimy na jedynej, zbitej z nieheblowanych desek ławce. Ławka trochę się klei, ale położyłem na niej kurtkę. I tak jest brudna jak święta ziemia, a skórę łatwo wyczyścić.
Dobrze, że nieco dalej stoją kontenery, bo inaczej to warunki pracy by były nieszczególne.
Chłopaki z żandarmerii częstują nas wodą, którą mają w wielkim 30- litrowym termosie, sokiem. Picie odbywa się z jednej szklanki. Na razie grzecznie odmawiany. Dopiero, gdy w szklance zostanie przyniesiona herbata miękniemy. Szklanka krąży między obecnymi, każdy pije po trochu. Trochę klei się do rąk, ale herbata smaczna. Na końcu pije moja żona.
Choć bariera językowa duża, jakoś rozmawiamy:
- Gdzie dalej jedziecie?
- Do Ajn Salah, potem Adrar i Timimun.
- A w Ajn Salah na długo?
- Nie, prześpimy się i jutro dalej.
- A gdzie będziecie spać?
- Znajdziemy jakiś hotel.
- Tidikelt? (dla informacji czytających – to porządny, drogi hotel)
- Nie! Tidikelt jest bardzo drogi! Myśleliśmy o hotelu Badjuda albo Łast Almadina.
Na twarzach chłopaków zagościł uśmiech.
- Dobrze. Przybijcie piątkę. Tego drugiego już nie ma, został jedynie Badjuda.
Widać, że inaczej traktują ludzi, którzy sypiają w normalnych hotelach, niż bogatych, którym nawet nie przyjdzie do głowy, by spać w innym hotelu niż Tidikelt.
Mamy okazję obserwować jak wyglądają kontrole przejeżdżających samochodów. Choć czynności służbowe wykonywane są sumiennie, to wszystko odbywa się z uśmiechem, w przyjaznej atmosferze.
Z nudów patrzę na termometr: ciepło. Ponad 40 stopni. Jest niewielki wiatr, więc jakoś da się funkcjonować. Na pustyni widać całkiem spore trąby powietrzne.

Po półtorej czy dwóch godzinach przyjeżdżają z Ajn Salah 2 samochody żandarmerii. W każdym z nich 4 chłopa z kałachami. Możemy jechać. Od tamtej pory jeden z samochodów jedzie przed nami, drugi z tyłu. Wcale nam się to nie podoba. Psują widok i trochę śmierdzi spalinami, ale co zrobić.
Chłopaki z eskorty oczywiście wyluzowani. Często nas nagrywają
Nieraz robimy sobie nawzajem zdjęcia, choć generalnie nie pozwalają na to – wiadomo, są na służbie.
Ania wzięła się na sposób – jeśli chciała zrobić zdjęcie, wyciągała aparat i wysuwała obiektyw. Samochód żandarmerii oddalał się, żeby im nie pyknąć fotki, a my dzięki temu mieliśmy niezmąconą perspektywę



153.jpg



155.jpg



157.jpg



158.jpg



159.jpg



Wreszcie docieramy do Ajn Salah. Wypadałoby zatankować, bo wykorzystałem już rezerwę z kanisterka.
Ale na stacji nie ma benzyny. Żadnej.
Jedziemy dalej. Żandarmeria odstawia nas na komisariat policji. Tam odbywają się, wydające się nie mieć końca formalności. Gdyby nie czas, który to zajęło, było bardzo sympatycznie.
Jeden gość rozmawia z nami po angielsku, dwóch wypełnia jakieś formularze.
- Czy to jest twoja siostra?
- Nie, to moja żona.
- Na pewno? Przecież macie takie samo nazwisko. (W Algierii kobieta nie zmienia nazwiska wychodząc za mąż).
- Na pewno. Hija załżati (ona jest moją żoną) - odparłem po arabsku, żeby nie było wątpliwości.
- A może to jednak twoja siostra?

Po czym rozpoczęło się wpisywanie danych do komputera. To już nie poszło szybko…
Nagle pada pytanie:
- Macie dzieci?
- Nie!! – prawie wrzasnęliśmy chórem, mając w perspektywie wypełnianie kolejnego formularza.
Gość, który mówił po angielsku zapytał czy chcemy wody. Gdy potwierdziliśmy, wyjął pieniądze z kieszeni i wysłał kogoś aby ją dla nas kupił.
Przypomniałem sobie, że wypadałoby zatankować. Pytam policjanta czy gdzieś da się kupić benzynę. Po konsultacji telefonicznej z kimś, wysyła kolejnego, aby zaprowadził mnie na stację i przyprowadził z powrotem po zatankowaniu. Żona zostaje na komisariacie. Biorę kask i kurtkę.
- Po co to bierzesz? – wskazuje na kurtkę - Przecież jest gorąco.
- Zawsze to jakaś ochrona jakbym się wywrócił.
- Tu nie musisz tego zakładać. Tu Allah cię chroni.

Dojeżdżamy na stację. Benzyny bezołowiowej nie ma. Nawet takiego dystrybutora nie ma. Benzyny super 96-oktanowej też nie ma. Dobrze, że jest chociaż zwykła.
Szybko przypominam sobie instrukcję, na jakiej minimalnej liczbie oktanowej pojedzie Harley. Dobra, da radę. Dobrze, że Road King ma w dupie, czy jest to bezołowiowa. Zresztą – jakie mam wyjście?
To jedyna stacja z paliwem w promieniu kilkuset kilometrów.
Do dystrybutora kolejka kilkunastu samochodów, ale policjant z którym przyjechałem wysiadł z radiowozu, pokazał mi, że mam podjechać między samochodami pod dystrybutor. Pracownik stacji szybko nalał paliwo. Oczywiście na stacji asfaltu nie było, ale zamiast niego był piasek. Ledwo wjechałem, ale o wycofaniu o własnych siłach nie było mowy. Dobrze, że dwóch chłopa wypchnęło mnie „na wstecznym”.

Gdy zakończyliśmy formalności na policji było już ciemno. Jedziemy do hotelu. W Ajn Salah są aż dwa. Tidikelt – porządny, z ochroną i parkingiem, ale drogi. Drugi – Badjuda, prawdopodobnie tańszy i bardziej „swojski”. Ponieważ Tidikelt był dosłownie za rogiem komisariatu, decydujemy się pojechać do niego. Jest już ciemno, a my nie mamy już siły i czasu na szukanie Badjudy. Ciekawostką jest, że dostajemy policjanta w cywilu, który ma zadanie chodzić z nami wszędzie – „for your security”.
Hotel Tidikelt przygotował nam psikusa – cena, choć i tak przekraczała nasz budżet - okazała się o 1/3 wyższa niż podana na stronie internetowej… Poza tym był naprawdę przyjemny.

Za to policjant który nas pilnował okazał się wyluzowany. Nie mówił w żadnym innym języku niż arabski, ale bez problemu nawiązaliśmy kontakt. Zaprowadził nas do fajnej, lokalnej knajpki na obiad, choć pora wskazywałaby raczej na późną kolację – było grubo po 22. W drodze powrotnej do hotelu nie mogliśmy odmówić sobie wypicia herbaty i zakupu lokalnych ciastek. Zaraz potem do łóżek. Byliśmy padnięci, a jutro start skoro świt – z żandarmerią umówiliśmy się na 5:40.



160.jpg



161.jpg



162.jpg



163.jpg



164.jpg



Ajn Salah to oaza znana już w X wieku jako… targ niewolników. Nazwa wzięła się od smaku wody, która jest słonawa. Herbata robiona z niej jest niesmaczna, kawę idzie wypić. W osadzie dominuje budownictwo w stylu sudańskim. Zapachniało prawdziwą Afryką. Z tego co zaobserwowaliśmy to ponad 80% ludności miało czarny kolor skóry; Arabowie stanowili ewidentną mniejszość. Jednak poza położeniem na pustyni nie ma tu nic spektakularnego.


4 sierpnia

Allah akbar, Allah akbar!
Aszhadu ana la illaha il Allah
Aszhadu ana Muhammadan rasulu Allah


Wołanie muezina powoli przepędza sen:
Bóg jest wielki!
Przybywajcie na modlitwę. Modlitwa jest lepsza niż sen…
Muszę przyznać, że bardzo lubię to wołanie. O ironio, wcale nie przeszkadza mi też, że nieraz nie pozwala pospać
Wstajemy o 4:30.

Jesteśmy w sercu Sahary. Aby móc tutaj jakoś funkcjonować dzień rozpoczyna się ze wschodem słońca. Nawet śniadanie w hotelu serwowane jest od godziny 5:00. Gdy zeszliśmy na nie o 5:15 niektórzy goście już skończyli jeść, a niektórzy byli w trakcie. Ludzie tam nocujący także przedstawiali ciekawy dla nas obraz – przykładowo było dwóch mężczyzn, bardzo szykownie ubranych w tradycyjne galabie z chustami a’la arafatki na głowach.
Pomimo przyzwoitej klasy hotelu i ceny, śniadanie nie odstaje od standardu: jajko, babka, dżem, margaryna, croissant, mleko, kawa, kakao. Zapraszamy naszego anioła stróża – niech także coś zje. Skoro hotel oszukał nas na cenie noclegu, niech zrewanżuje się chociaż dodatkowym śniadaniem. Żegnamy się z „naszym” policjantem, machamy sobie na pożegnanie.

Start zgodnie z planem o 5:40. Żandarmi zjawiają się punktualnie, tak jak się umówiliśmy. Trochę się tego baliśmy. Ponoć zdarzały się takie sytuacje, że żandarmeria potrafiła umówić się na 8, a przyjechać o 9 czy 10. Przypuszczam, że my mieliśmy tę przewagę, że jako jedyni byliśmy latem i nikogo z żandarmerii nie rajcowała jazda w upale w samo południe



165.jpg



Piach leżący na ulicach nie pozwala zapomnieć gdzie jesteśmy.



166.jpg



Opuszczamy już Trans Sahara Highway i drogą N52 kierujemy się na zachód.



167.jpg



168.jpg



169.jpg



170.jpg



To co nam wydaje się mazgajem na ścianie, niesie ze sobą przesłanie, lecz w języku tamazigh…



171.jpg



172.jpg



173.jpg




My tymczasem opuszczamy Ajn Salah. Znów jesteśmy na pustyni. Choć w sumie wcale jej nie opuściliśmy…



175.jpg



176.jpg



177.jpg



Jedziemy. Otacza nas bezruch. Także krajobraz zmienia się prawie niedostrzegalnie.
Jedyne postoje to tankowanie i zmiany eskorty. Kolejne patrole żandarmerii witały się z nami uprzejmie, co bardzo ciekawie wyglądało w przypadku Ani. Niektórzy podawali jej rękę, a inni kładli ją na sercu. ( oczywiście sobie )
Udaje nam się namówić szefa jednej z eskort na wspólne zdjęcie.
- Foto? – pytam wskazując na nas i niego.
- Turist, normal! – odpowiada z uśmiechem.



174.jpg


178.jpg



179.jpg



180.jpg



181.jpg



182.jpg



183.jpg



Stacja benzynowa. Nie jestem zachwycony brakiem asfaltu na wjeździe. Zawsze mam wątpliwości wjeżdżając na piasek moim motocyklem. Pomimo tego, iż bardzo go lubię, to muszę przyznać, że do jazdy po nawierzchni innej niż asfalt, to za bardzo się nie nadaje… W najlepszym wypadku możemy zakopać się, w gorszym – glebnąć. Ale skoro jest paliwo – nie wybrzydzamy. Okazało się, że – jak zawsze – strach ma wielkie oczy. Pod cienką warstwą piachu była jakaś twarda powierzchnia i przejechaliśmy bez problemu. Skoro już się zatrzymaliśmy, pomyślałem, że skorzystam z toalety. To co zastałem w środku przeszło moje wyobrażenie o syfie (a już trochę widziałem )
Dobrze, że kiedyś nurkowałem i potrafię wytrzymać dłuższą chwilę na bezdechu. Widząc, że żona również wybierała się w to samo miejsce, stanowczo jej odradziłem. Na szczęście posłuchała.



184.jpg



Pustynia co i rusz pokazuje swoje inne oblicze. Zupełnie martwa skorupa przeplata się z piaskiem w przeróżnych odcieniach, kiedy indziej to kamienie. Nieraz płasko jak okiem sięgnąć, za chwilę pagórki. Każde z tych wcieleń jednakże piękne, inne, fascynujące. Obserwuję ją i myślę sobie: a więc to tak wyglądasz, pustynio?
Sahara. Wielu próbowało ją opisać, ale czy komukolwiek to się udało?



185.jpg



186.jpg



187.jpg



188.jpg



189.jpg



Przydrożna kawiarnia wygląda zaś tak:



196.jpg



A tak przystanek autobusowy


197.jpg



Handel przydrożny także kwitnie



198.jpg



Natomiast kobiety są zdecydowanie bardziej kolorowe



199.jpg



Raz na jakiś czas zatrzymujemy się w przydrożnej knajpce na kawę albo żeby napić się czegoś zimnego. Rzadko kiedy udaje nam się zapłacić – z reguły chłopaki z żandarmerii stawiają nam napoje. Pytają kilka razy, czy nie chcemy zjeść obiadu, ale dziękujemy.
W stolicy prowincji Adrar mijamy kampus uniwersytecki: „Universite Africaine”.



200.jpg



190.jpg



191.jpg



192.jpg



193.jpg



194.jpg



195.jpg


Za Adrarem mamy pierwszą awarię. Ułamał się uchwyt do GPS-a. Na szczęście mamy pilota w postaci żandarmerii, więc GPS tymczasowo ląduje w sakwie. Po dotarciu do Timimoun blachowkręt załatwia sprawę.
Dobrze, że chociaż pogoda dopisuje i jest względnie ciepło, co potwierdza pokładowy termometr
W sumie na temperaturę nie możemy narzekać. Jesteśmy wszak w najcieplejszym obszarze Sahary, tzw. trójkącie ognia: Adrar – Timimoum – Ajn Salah, a jakoś żyjemy. Pewnie to zasługa niskiej wilgotności powietrza. Inną sprawą jest, że oboje lubimy ciepło…
Choć mamy w planie kontrolę temperatury i odnotowanie jej najwyższego punktu, idzie nam to słabo. Z reguły żadne z nas nie ma siły na zerkanie na termometr.



201.jpg



202.jpg



Na przedostatnią zmianę żandarmerii przed Timimoun musieliśmy trochę poczekać, potem nie mogliśmy się z nimi dogadać co do prędkości jazdy. Ja chciałem – tak jak dotychczas - jechać stówką, czy ciut szybciej. Ci uparli się, żeby jechać 70-80 km/h, bo niebezpiecznie. Może miałoby to sens, gdybyśmy nie jechali prostą drogą przez pustynię, na której ruch był praktycznie zerowy…
Po kilkunastu kilometrach stanąłem.
- Musimy poczekać, aż silnik ostygnie. Zobaczcie na wskaźnik temperatury – prawie 100 stopni…
Wskazałem oczywiście na temperaturę oleju. Fabryka mówi, że normalna temperatura pracy to do 110 stopni
Trochę im to nie w smak, bo ciepło, a klima w ich samochodzie nie działa.
- Co ja na to poradzę? Tak się wleczemy, że silnik mi się nie chłodzi.
- It’s your problem!

Szczęście nas jednak nie opuściło. Z uwagi na temperaturę nie zdejmujemy kasków ani kurtek. A tu nagle… jak nie walnie mi krew z nosa!
- Co ci się stało? – pyta żona.
- Nic – zaswędział mnie nos w środku, a ja się nieopatrznie podrapałem.
Krwawienie szybko nie ustępowało. Chłopaki z żandarmerii próbowali jakoś pomóc. Dowiedziałem się, że należy ochłodzić kark i to faktycznie zadziałało.
- Nie wiem jak wy, ale ja jadę szybko do miasta, na wypadek, gdybym potrzebował pomocy lekarskiej.
Nie protestowali, więc pojechaliśmy przodem z prędkością jaka faktycznie nam pasowała. Zostali gdzieś z tyłu. Z drugiej strony wiedzieli, że przecież im nie uciekniemy


Krwawienie z nosa to kara za zignorowanie przeze mnie prastarej mądrości ludzi Sahary.
Tuaregowie owijają głowę kawałem materiału, robiąc z niego turban, dodatkowo zasłaniając twarz i szyję. Stosowne materiały zakupiliśmy już w Ghardai i moja żona jechała mając zasłoniętą całą twarz i szyję. Ja zaś przycwaniakowałem i gorące i suche powietrze wysuszyło mi śluzówkę nosa. Wystarczyło lekko się podrapać i psikus gotowy – krew lała się jakbym solidnie dostał w pysk.
Od tego momentu już zasłaniałem twarz.
Okazało się, że para wodna osadzająca się na materiale tworzy specyficzny mikroklimat, powodujący, że wydaje się, że wdychane powietrze jest chłodniejsze. Dodatkowo szyja osłonięta jest od gorących podmuchów wiatru.
Jeśli dobrze się zastanowić, to używany w Polsce szalik działa tak samo, z tą różnicą, że chroni szyję od zimna

Z kolejną ekipą żandarmerii nie ma już problemów. Zajeżdżamy do Timimoum – czerwonego miasta. Muszą nas odstawić do hotelu. Pod jedynym adresem pensjonatu jaki mieliśmy nikt nie otwiera…
Wobec tego muszą zawieźć nas na policję. Tylko nie to!! Prosimy, aby zaprowadzili nas do jakiegokolwiek hotelu.
Niestety, droga do jednego jest zasypana piachem. Mówię, że po piachu to nie damy rady. Dobrze byłoby znaleźć hotel do którego da się dojechać asfaltem lub chociaż pistą.
- Jest jeden hotel, ale drogi. Ile macie pieniędzy na nocleg?
- Pięć, no maksymalnie siedem tysięcy dinarów.
- To trochę za mało. Ale spróbujemy coś ponegocjować.
Zajechaliśmy. Hotel fajny. Żandarmi poszli gadać z recepcjonistą.
- Dobra, możecie zostać za pięć tysięcy za noc. Pasuje?
- Pewnie! Dzięki!
Jak się później okazało, hotel kosztował 9000 za noc. Fajne chłopaki!
Recepcjonista w hotelu został jedynie zobowiązany do informowania służb, gdzie jesteśmy i co robimy. Nie widzę najmniejszego problemu w informowaniu, gdzie jedziemy, o ile możemy jeździć sami!

Hotel bardzo przyjemny. Wybudowany w stylu charakterystycznego ksaru – pustynnego „zamku”. Generalnie klimat niezły – na ścianie wisi mapa Afryki z lat 40 czy 50, w holu stoją stylowe regionalne meble z wyrzeźbionymi symbolami różnych religii i kultur.



216.jpg



206.jpg



207.jpg

Ostatnio edytowane przez Dredd : 31.01.2022 o 21:37
Dredd jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21.12.2018, 16:44   #57
jochen
Kierowca bombowca
 
jochen's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Kraków
Posty: 2,557
Motocykl: RD07a
jochen jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 13 godz 55 min 0
Domyślnie

__________________
AT RD07A, '98, HRC
jochen jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21.12.2018, 22:19   #58
krakus
 
krakus's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Sulejówek
Posty: 993
Motocykl: Fiddle
krakus jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 miesiące 6 dni 21 godz 40 min 45 s
Domyślnie

super się czyta!
krakus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22.12.2018, 11:58   #59
GregoryS


Zarejestrowany: Oct 2018
Miasto: Zabrze
Posty: 1,125
Motocykl: ATAS 2019
Przebieg: 11000
GregoryS jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 1 dzień 14 godz 24 min 33 s
Domyślnie

Wspaniala relacja ! Codziennie rano spogladam czy jest nowa czesc, jakos tak.. "robi moj dzien"

To mnie urzeklo:
- Po co to bierzesz? – wskazuje na kurtkę - Przecież jest gorąco.
- Zawsze to jakaś ochrona jakbym się wywrócił.
- Tu nie musisz tego zakładać. Tu Allah cię chroni.
GregoryS jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22.12.2018, 19:15   #60
karlos
 
karlos's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2009
Miasto: Radom
Posty: 405
Motocykl: RD04
Przebieg: 68000
karlos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 13 godz 57 min 23 s
Domyślnie

Mnie to :

"Za Adrarem mamy pierwszą awarię. Ułamał się uchwyt do GPS-a"

__________________
"Cieszę się, że nie jestem bezużyteczny, zawsze mogę służyć jako zły przykład."

http://www.youtube.com/watch?v=kfH1hxvAN30&ob=av2n
karlos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz

Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
(2018) поездка b Памир - czyli opowieść o tym, jak Gienia, Efcia i Słoń Dominik Pamir zdobywali trolik1 Trochę dalej 167 05.05.2021 08:26
Rumuński Nałęczów czyli wycieczka w Karpaty (sierpień 2018) Gończy Trochę dalej 23 27.11.2018 09:35
Sama na wyspie ludożerców – czyli Królowa na BMW GS Challenge 2018 Sierdiukov Imprezy forum AT i zloty ogólne 23 14.09.2018 22:56
Fireblade na Saharze - tak tez mozna... sambor1965 Kwestie różne, ale podróżne. 26 26.02.2010 23:45


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:13.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.