Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24.07.2011, 13:55   #1
minia


Zarejestrowany: Jan 2011
Posty: 17
Motocykl: RD03
minia jest na dystyngowanej drodze
Online: 9 godz 10 min 21 s
Domyślnie Zakarpaty krowie ścieżki [2011]

Są takie chwile w życiu człowieka, że nawet najsłodsza chałwa Persji już nie smakuje jak smakować powinna. Mało tego. Smakuje tak jak smakować nie powinna. Człowiek wyzuty z resztek energii lewituje między jednym super pilnym zadaniem, a drugim jeszcze pilniejszym. I w zasadzie dochodzi do stanu gdy wstaje, bo zawsze wstawał. Je, bo wszyscy to robią. Kładzie się spać by znowu rano wstać. Taki swoisty Dzień Świstaka. Właściwie dzień podobny do dnia. Właściwie, bo niby z pozoru ciągle dzieje się coś innego, ale człowiek przestaje myśleć o sobie, o życiu i przestaje robić cokolwiek dla siebie. Ciągle jest szarpany przez coraz to nowe osobistości, które mają coraz silniejsze parcie aby coś od Ciebie uzyskać. W nosie mają czy to masz chcesz to zrobić, załatwić czy im to dać. Właśnie w takiej chwili zjawił się On. Judasz.

- Słuchaj jest sprawa. Nie pojechałbyś ….
- Nie dam rady wpadnij w przyszłym tygodniu to zobaczę co się da zrobić…

Właściwie to nawet nie do końca słyszałem co mówił, i o czym. Chyba mogłem mu odpowiedzieć dokładnie tak samo jak na dziesiątki telefonów tego dnia zaczynających się podobnie.

- Dzień dobry jestem taka to a taka…. Mam dla Pana specjalna ofertę. Chciałabym umówić Pana na niezobowiązujące spotkanie z naszym specjalistą…….
- Nie dam rady…
- A kiedy mogę zadzwonić ?
- Za tydzień ….. – choć tak naprawdę ten szczery w mojej głowie podpowiada
- Powiedz jej, że nigdy. Będziesz miał ją z głowy.
Ale korporatywne standardy, normy i takie tam różne sraty taty , karzą nam trwać w tym gównie niechcianych spraw po uszy.

Nawet nie zauważyłem jak minął tydzień od pierwszego kuszenia. Pojawił się znowu On. Znany nam już Judasz.

- Pamiętasz, gadaliśmy w zeszłym tygodniu … Obiecałeś ….
- Tak, tak, pamiętam gadaliśmy …. - Biegam myślami przeszukując zasoby z przerażeniem. O czym my, kuźwa gadaliśmy ? Co ja mu niby obiecałem. Ni cholery…. Nawet nie pamiętam, że gadaliśmy.
- Jasne. Wiesz zasypany jestem po uszy, może pogadamy w przyszłym tygodniu.
- Stary, weź się obudź. Od miesiąca do Ciebie wydzwaniam. A ty za każdym razem gadasz jak potłuczony. Jakbyś jednocześnie pisał jakieś raporty, odezwy czy odwołania. Czy Ty mnie w ogóle słyszysz ?
- Tak, tak. Wiesz, nie wyrabiam się. Oddzwonię w przyszłym tygodniu.
- W przyszłym tygodniu to już se możesz.
- Co mogę ?
- Pomachać nam rączką
- A gdzie jedziesz ?
- Tam gdzie cię namawiam od dwóch miesięcy, a ty mi za każdym razem każesz dzwonić za tydzień, to pogadamy.
- A tam … - Gdzie on do cholery jedzie ? Nic nie wiem ? mówi od dwóch miesięcy ? Pierwsze słyszę.
- Stary weź zrób wreszcie coś dla siebie, zanim umrzesz. Bo zwariować to nie zwariujesz. Już jesteś nienormalny.
- Co ty gadasz ?
- To jak jedziesz czy nie ?
- A kiedy ?
- W piątek.
Kurde lista spraw wcale się nie skraca od miesięcy. Mało tego tych nie załatwionych nawet jest sporo więcej. Może On, kuźwa, naprawdę ma rację ?

- No dobra, jadę. Kiedy ?
- W piątek po robocie. Weź namiot, śpiworek i jak najmniej rzeczy.
- A gdzie w ogóle jedziecie ?
- W góry.
- Fajnie zawsze chciałem ….
- Tylko się spakuj w jakiś worek i jak najmniej na plecach.
- A kiedy wracamy ?
- W sobotę .
- No nie to po co tyle zachodu…..
- W następną sobotę…Osiole.
- Nie no, na tyle to nie dam rady.
- Dasz, dasz. Ja Ci urlop podpiszę.
- Bardzo śmieszne, bardzo śmieszne.

Właściwie to miał rację. Zwariowałem, i to już dawno. Ale kiedyś trzeba zrobić choć małą przerwę. Nawet najgorsi wariaci miewają urlop.

Oddołowałem motura. Próba odpalenia nic nie dała. Nie żywy. Nawet nie zajażyło pół kontrolki. Może z popychu. Gówno, też nic. Na szczęście znalazły się kable u sąsiada i odpalił z pożyczki. Jest nieźle. Silnik nawet chodzi. No właściwie nie dotykany od zeszłego roku, to jak niby miął odpalić… Teraz dopiero zauważam, że po moturze daje się normalnie pisać palcem po kurzu.

Dojeżdżam do pierwszych świateł. Hamuję. Wszystko gaśnie. Puszczam hample. Zaczyna z powrotem działać. Ki czort. Po pół godzinie jazdy nic się nie zmienia. Gdy zapala się stop wszystko gaśnie. Że aku słaby to wiem, ale, że aż tak żeby nie przyjął prądu Po konsultacji z multimetrem wykazuje dwa i pół wolta. Prostownik na całą noc i … nic się nie zmienia. Potrzebujemy aku. Chyba nie tylko tego. Noc po nocy sumiennie przeglądam go po kawałku.

Wreszcie mogę się pakować. Tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Namiot, śpiworek, karimatka. Ręcznik gacie na zmianę i zapasowe skarpety. Ze dwie koszulki, ręcznik, kubek. Dwie dętki, klamka, łyżki, łatki, naboje do pompowania. Kilka kluczy. Suma sumarum. Wyszło worek plecak, pedałka i zmota na kierownicę. Sporo. Ale nie mam wyjścia miałem się ograniczać.

W piątek po robocie dopadam sztuki i … mam kapcia. Powietrze zeszło. Dupa. Dojadę do stacji, piardnę w oponkę i będzie gites. Dojeżdżam do stacji, ale jest słabo. Powietrze ucieka. Niedaleko jest wulkanizator. Nich to zrobi dobrze i szybko. Nie ma czasu, chłopaki czekają.

- Panie oponkę trza zrobić.
- Jak skończe z tym, to zrobię.
Jak skończył to spojrzał na motura z pogardą.
- Eeeee, motórów nie robim.
- Jak to ? To po co ja czekam ?
- A bo ja wim ?
- A jak se zdejmę to mi pan załata ?
- Eeee nie panie, takich nie robim i już.
- Ło żesz ty smutny pacanie. Żeby cię ….. takie niedomówienie.
Motur na trawę i robim. Dętka wyszła nawet szybko. Jest dziurka. Załatałem złożyłem i znowu ucieka. Chyba przyciąłem dętkę przy składaniu.
- Żeby cię –
Rucam w próżnię nie wiedząc czego i kogo ma to dotyczyć. Znowu na trawkę i od nowa to samo. Koło, dętka, łatka i składanko. Wkurzony na maksa próbuje w miarę spokojnie zawalczyć z oponą, aby tym razem nie zrobić nic złego. Suma sumarum mam prawie dwie godzinki w plecy. Ledwo ruszyłem, walnęło deszczem. I to takim, że nim naciągnąłem na siebie kondon, byłem już zupełnie mokrutki. W sumie jak się źle zaczyna to się dobrze kończy. Będzie dobrze, Będzie dobrze. Powtarzam sobie w kółko, bo co mam sobie powtarzać…
Docieram na miejsce. Chłopaki pakują motura na lawetkę, a ja zakładam suche gacie. Siadam z tyłu auta i ruszamy – Na południe. Za chwilę gaśnie światło. Budzę się w Radomiu . Jakiś pierniczony korek. Wszystko stoi. Po jakimś czasie kilku zawraca. Rzut oka na tablice aut.
- Lokalesi. Oni na pewno znają jakiś objazd tego tyfusu. –
- No to zawróć tą galerą z przyczepą.
- Jednak jakoś się udaje.
Jedziemy jakimiś opłotkami cholera wie gdzie i jaką drogą. Ale jedziemy. Gdy wracamy na drogę Radom jest już za nami. Znowu gaśnie światło.

Budzę się w Rzeszowie. Taka podróż w sumie ma sens. Czuję się jakbym przemieszczał się za pomocą teleportera ze Star Trecka. Jakoś kole północy jesteśmy przy granicy. Kolacyjka łóżeczko i znowu gaśnie światło. Zarąbiście.

Ostatnio edytowane przez JARU : 28.12.2012 o 16:31 Powód: czcionka / dodaję termin wyjazdu
minia jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24.07.2011, 14:06   #2
czosnek
 
czosnek's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,964
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 5 dni 21 godz 38 min 34 s
Domyślnie

Bardzo dobre wejście Czekamy na ciąg dalszy.
__________________
Wiesz... taki kuter...

czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24.07.2011, 14:07   #3
aciu
 
aciu's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2011
Miasto: Gołańcz
Posty: 801
Motocykl: RD07
Przebieg: 71000 +
aciu jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 9 godz 13 min 31 s
Domyślnie

dobre...wstęp to jakby o mnie było :/
aciu jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24.07.2011, 17:25   #4
deptul
 
deptul's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Katowice
Posty: 1,249
Motocykl: RD07a
deptul jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 39 min 57 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał aciu Zobacz post
dobre...wstęp to jakby o mnie było :/
Też Ci światło gaśnie
deptul jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24.07.2011, 18:44   #5
aciu
 
aciu's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2011
Miasto: Gołańcz
Posty: 801
Motocykl: RD07
Przebieg: 71000 +
aciu jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 9 godz 13 min 31 s
Domyślnie

po głębszej rozmince stwierdzam że pora umierać bo i tak nic się nie dzieje nowego. Pierdzenie w koło komina. Nadzieja w tym że po nabyciu z grubsza doświadczenia w jeździe, doinwestowaniu oraz full serwisie motura no i nazbieraniu odpowiedniego szpeja, w przyszłym roku przykleję się na ślinę i taśmę do jakiejś ekipy na zagraniczny wypad. Jak nie wypali to już tylko fotel kapcie okulary...
aciu jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24.07.2011, 21:09   #6
jacoo
 
jacoo's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: Zakopane / Kraków
Posty: 400
Motocykl: Tenere T700
Przebieg: rośnie
Galeria: Zdjęcia
jacoo jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 3 godz 41 min 37 s
Domyślnie

fajnie lekko napisany wstęp do wstępu.

Czekamy na cd
jacoo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24.07.2011, 21:50   #7
bliźniak
droga jest celem
 
bliźniak's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Wrocław
Posty: 1,023
Motocykl: RD07, LC8
Przebieg: X70.000
Galeria: Zdjęcia
bliźniak jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 18 godz 34 min 0
Domyślnie

Cytat:
Napisał aciu Zobacz post
dobre...wstęp to jakby o mnie było :/
o tobie też mówisz... to jest nas więcej, nie wiem czy to dobrze, tak BTW

czekam na ciąg dalszy!
__________________
RideNow!
bliźniak jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25.07.2011, 17:56   #8
duzy79
 
duzy79's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Ustroń
Posty: 237
Motocykl: RD07a
Przebieg: 95000
duzy79 jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 23 godz 10 min 45 s
Domyślnie

duzy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25.07.2011, 22:53   #9
minia


Zarejestrowany: Jan 2011
Posty: 17
Motocykl: RD03
minia jest na dystyngowanej drodze
Online: 9 godz 10 min 21 s
Domyślnie

Poranne słońce wpadające przez okno dachowe fajowo smyra po nosie. Dopiero teraz zaczynam się rozglądać gdzie jestem. Nie mam ogromnych doświadczeń z agroturystyką, ale kwaterka robi nader dobre wrażenie. Chłopaki jechali całą drogę gdy ja z nudów spałem na tylnym siedzeniu. Teraz odrabiają zaległości. Spacer po okolicy. Znowu mam wrażenie jak po teleporterze. W nocy opuszczając auto po ciemku nie miałem nawet okazji zobaczyć gdzie jestem. A okolica w porównaniu do tej w której zasypiałem zmieniła się nie do poznania. Nie, nie w Poznaniu nie byliśmy tylko w Bieszczadach. Bieszczady to piękna okolica.

Jak nie musisz gonić rano na biegu do roboty czas płynie jakoś zupełnie inaczej. Właściwie wszystko wygląda inaczej. Patrzysz i widzisz, słuchasz i słyszysz, wąchasz i czujesz. To zupełnie inne wrażenia od atmosfery miasta. W mieście ludzie idą nie patrząc co się wokół nich dzieje. Na uszy naciągają słuchawki aby nie słyszeć otoczenia. Zatykają nos wchodząc do autobusu, aby nie dostać porażenia węchu. Krótko mówiąc izolują się od całej tej reszty. Starają się być sami mając wokół setki ludzi. Spacerek w miłych okolicznościach jeszcze przed śniadaniem to naprawdę fajna sprawa. Zaczynam rozumieć ludzi którzy kupują sobie psa. Gdyby nie to, że musiałby siedzieć sam, cały dzień w bloku pod kluczem, to kto wie może bym się skusił.

U nas cały tydzień lało, a tu piękne słoneczko. Choć w niższych częściach łąki czuje się, że to słońce jest od niedawna. Trochę się obawiam co będzie na leśnych duktach. Wracam ze spacerku chłopaki powoli się wygrużają z pieleszy. Śniadanko i przepakowanie. Ściągamy motory z przyczepki i zgadnijcie co mnie spotkało No, no kto pierwszy zgadnie ? Stawiam browca……

No właśnie mam kapcia. Chłopaki sikają ze śmiechu.
- Może se sam powinienieś pojechać …. Hi hi
- Trza było jechać od razu, jak wstałeś. Dogonilibyśmy cię na pierwszym łataniu. He , he, he – normalnie mają ze mnie taka polewkę, że hej.
- Misiek, ty to mistrzem pierwszego kroku jesteś. Jeszcze nie ruszyłeś, a już trzy dziury masz. Zanim wrócisz, łatkę będziesz robił w pięć minut.
- -Posadę we wulkanizacji masz jak nic.
W sumie to trzeba mieć niezłego farta, żeby złapać kapcia jadąc na przyczepie.

Dupa Jasiu, pierdzi Stasiu. Dobrze, że mam łyżki. Na biegu z pod stodółki targamy ławeczkę, organizując z niej centralkę. Miód, malina. Wychodzi taki trochę skansenowy hi tech. Luzik. Ważne, że działa bez zarzutu. Koło ląduje na ziemi. Łyżki w ruch.
- Wywal tą dętkę. Nową zakładaj. Na pewno ci się łatki odparzyły i puszczają.
Fakt. Łatki takie miałem siajowe. Od roweru. Ale to były jedyne jakie mi się udało kupić. Po za tym były małe i poręczne. Ale wygląda, że nie trzymają najlepiej. Przy okazji dowiaduję się, że w zeszłym roku mieli już podobne historie. He, he cwaniaki, a ze mnie łacha drą. W sumie oporządziłem się z dętką i pakowaniem, a Oni jeszcze nie są gotowi. A jakby o dętkę mieli mniej. No cóż taki lajf. Nic na to nie poradzę. Oni mają telewizory i wiedzą gdzie jedziemy. Ja nie.

Koniec końców wykaraskali się i Oni. Ruszamy w kierunku granicy. Kurcze lubię Bieszczady. Tu jakby życie jest inne. A może to tylko moje nastawienie. Zawsze kojarzą mi się z wakacjami, luzem i takimi sprawami. Ani się obejrzałem, a już jesteśmy na granicy w Krościenku. Kolejka właściwie nie wiadomo do czego. Właściwie to kolejka jest do granicy, tylko nie wiadomo dlaczego ona jest. Niby jest stado urzędników tylko ta odprawa idzie jakoś ślamazarnie.

Omijamy tę kolejkę stojących aut i dojeżdżamy od razu pod szlaban. Tam wychyla się Pan z budki i pyta;
- A czemu nie stoicie w kolejce jak inni?
- A bo moturem słabo = odpowiadają chłopaki. Ja się nie znam, jadę potulnie za nimi. Ufam, że wiedzą co robią.
- A jak inni będą mieli coś przeciw ?– Pogranicznik nie łapie wykrętu.
- Czy ktoś ma coś przeciwko ? - Pyta głośnio Wojtek.
- Widzi Pan, nikt się nie sprzeciwia, tylko Pan. – wopista chowa się w budce. Gdy otwiera się szlaban ruszamy za kilkoma autami. Postój na takiej patelni z początku nawet był miły, po całym tygodniu zimnych deszczy. Ale tylko na początku. Szybko jakoś miałem dość.
- Jak chcecie tu sterczeć to życzę sukcesów. Ja sobie podjadę tam i położę się na trawce, a jak dojedzie kolejka to stanę za naszym Panem i będzie gites. – Jako, że chłopaki nie podchwycili pojechałem sam. Stanąłem za ukraińskim busem. Wyjąłem sobie karimatke i rozłożyłem się na trawce.

Słońce miło grzeje w pycho i w zasadzie jeśli zapomnieć o tym że się stoi w kolejce jest naprawdę luzik. Czego mi więcej trzeba? Niestety kolejka dość szybko daje znać o sobie. To znaczy ta druga w której stoją osobówki – i chłopaki.
- Panie tamta nie jedzie do przodu, bo tam są do cła. Rzuca prawie po polsku jakiś Jegomość z osobowych.
- Naprawdę ? – wyrażam zdziwienie, prawie naturalnie. – Nie, mnie się nie spieszy, tak się rozłożyłem żeby poczekać.
- Choć pan tu do nas bo tamta wcale się nie posuwa.
- Myśli Pan, że tak trzeba ?
- Tak, tak, tamta jest jak ma pan do zgłoszenia odprawę. Choć Pan do nas.
Ulegam pokusie i przechodzę do właściwej kolejki. Do tej w której stoją chłopaki, tylko jakieś dwadzieścia aut z tyłu. Nie wpychałem się. Sami mnie zaprosili. Oczywiście zaczęły się pytania;
- A ile poleci?
- Ile kosztuje?
- I ile pali ?
Dowiedziałem się, że na Ukrainie wszystko drogie, bo cła jak cholera. Motory zciągają i nie rejestrują, bo cła za duże. Jeżdżą bez tablic. Ścigają się po ulicach. Potem Policja stara się ich złapać na stacjach, jak tankują. To tankują w bańki i w domu leją. I tak trwa zabawa w kotka i myszkę. A na stacji po prawej, to mam nie tankować, bo chszczone paliwo. Na tej po lewej jest ok. Tam spoko. Czego to się człowiek w kolejce nie dowie? W sumie bezcenne. Za resztę mastercard. Choć nie wiem czy w rejonach gdzie jedziemy coś się uda z plastikiem zrobić.

W końcu zaliczam okienko za okienkiem i jestem już z drugiej strony. Chłopaki jeszcze stoją. Wyjechałem poza obszar przejścia i stanąłem na poboczu. Siedzę sobie i tak sobie patrzę. Na samym przejściu przy szlabanie stoi landcruizer z ciemnymi szybami. Cały czas silnik pod parą. Pewnie pościgowy czy jak? Co kraj to obyczaj. W pewnym momencie wysiada jeden cywil i mundurowy, i idą przez łąkę w kierunku zarośli nad rzeczką. Po kilku krokach mundurowy krzyczy do auta ; - Misza jeścio dzius i kolu priwiezi. – i zniknęli w krzakach nad rzeczką. Ja z braku lepszych tematów począłem obserwować ślimaka który próbował przejść przez jezdnię. Nie dość, że nie po pasach, to jeszcze po skosie. Ojtam, ojtam. Cicho być, nie czepiać się. Każdy ma swoje zwyczaje.
minia jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26.07.2011, 22:36   #10
minia


Zarejestrowany: Jan 2011
Posty: 17
Motocykl: RD03
minia jest na dystyngowanej drodze
Online: 9 godz 10 min 21 s
Domyślnie

Chyba trochę przynudzałem. Ale w końcu jak luz to luz.

Już w oddali słychać pyrkot nadciągających chłopaków. No to pora zacząć przygodę. Na początek Pani Viera, czyli profesjonalny obmien walut. Kantor czy bank jak kto woli. Na wyjeździe z granicy stoją dwie starsze panie i machają plikiem kasy na przejeżdżające auta. Jako, że na szlaku na który się wybieramy może być słabiej z bankomatami wolimy zawczasu załatwić sprawę. Pani z szybkością kalkulatora oblicza przelicznik w różnych walutach i w różnych ilościach za razem. Szybkość obrachunków może zadziwić niejednego speca od cyfrowych technologii. Mam wrażenie, że nawet nie zdążyłbym wystukać tych cyferek na kalkulatorku. Za którymś razem mam ją. Ona po prostu liczy w pamięci, a na kalkulatorku wybija ostateczna kwotę do zapłaty.

P1050849.jpg

Mamy kasę możemy się żądzić. Chłopaki ładują na stację. Ja nie.
- Misiek, czemu nie tankujesz ?
- Bo mam zatankowane.
- No co ty, chyba nie zalewałeś w Polsce ?
- Zalewałem.
Znowu leją ze mnie po nogach. Chyba ostro przepłaciłem za te dziewięć litrów co się mieści w zbiorniku. No cóż taki lajf. Będę musiał z tym żyć.
Następnie wizyta w sprzywce. Tak, to co zwykle w przygranicznych sklepach. Gorzała, fajki, perfumy i trochę słodyczy. Jest jednak jeszcze coś co stanowić będzie o esencji wyjazdu. Sardiny w tomatach. Taki żelazny fetysz ekipy. Bez tego wyjazd straciłby sens.

Zalani i zapakowani ruszamy w pieriod. Zanim zdążyliśmy się na dobre wykręcić na piątce, blok na koło i w prawo. Zaczyna się prawdziwa zabawa. Szutruweczka pierwsza klasa. Kałuże jak się patrzy. Znać i tutaj nieźle padało. Chłopaki dają ostrożnie bokami. Dojeżdżamy do pierwszej rzeczki. A raczej pierwszy raz do rzeczki. Będziemy jechali wzdłuż niej jakiś czas

P1050847.jpg

Na przestrzeni kilkunastu kilosków będziemy ją pokonywać kilkadziesiąt razy. Właściwie nic takiego szczególnego. Woda ledwo po osie. Jedyna trudność jest w tym, że zanim się nie przejedzie to jeszcze nie wiadomo jak jest głęboko. Dalej droga wiedzie leśnymi szutrami. Kręta twarda i sporo kałuż. Jednym słowem można pycić do woli. Na jednej z polanek zaliczamy popas. Taki królewski piknik. Lokalny tokai i sardyny. Normalnie żyć nie umierać. Niebo w gębie.

P1050852.jpg

Lecimy drogą dalej przed siebie. Znaczy oni wiedzą gdzie, a ja za nimi. W sumie wygodna poza. Na leniucha. Górki, dołki. Laski, polany. Drogi, dukty i leśne ścieżki. Z czasem trafiają się wyjazdy na mniejsze lub większe połoninki.

P1050866.jpg

Zjeżdżając z jednej takiej trafiam na ostrą jazdę w dół. I może nie byłoby w tym nic strasznego gdyby droga nie wiodła dość gęstymi zaroślami. W dodatku wąska ścieżka miała nawierzchnię z rozbełtanej krowimi kopytami wodno błotnej melasy. Jakiż ja byłem szczęśliwy, że jest w dół, a nie pod górę. Mimo mocno klockowych skorpionów odstawiałem przysłowiowy taniec pingwina na szkle.

Szczęśliwy byłem ….ale do czasu. Już byłem u drzwi, już witałem się z gąską i …… Skończyło się szczęście. Już widać było normalna drogę. Oczywiście z racji pilnego szlifowania tanecznych figur jechałem sporo za resztą. Zanim dotarłem do końca żlebu oni stali już naszykowani z aparatami. Widzę, że od regularnej drogi dzieli mnie już tylko rów … wypełniony wodą. Widzę aparaty. Trzeba wypaść fachowo. Staję na podnóżki i pędzel. Trza zapracować na prezencję. Nie ? Iiiiii zamiast fachowej fontanny i bryzgów pod niebo zaliczam piękny ślizg i ląduje centralnie ryjem w tą gnojowicę. Efektownie wypaść to trzeba potrafić. Nie ?

Ostatnio edytowane przez minia : 27.07.2011 o 09:48
minia jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Maroko Enduro 2011 1-15.04.2011 stoner Trochę dalej 53 07.12.2018 22:26
Mongolia 2011 P-R-S sebol Trochę dalej 126 31.05.2013 23:43
Maroko 10.2011 kowal73 Trochę dalej 22 10.01.2012 20:45


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:39.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.