03.01.2013, 20:37 | #61 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,667
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 3 godz 20 min 20 s
|
Wielkość grupy to inna historia. Tam gdzie ja jeżdżę grupa 2 czy 3 osobowa to za mało. Jeśli ktoś sobie zrobi krzywdę to nie sposób mu pomóc. Jedna osoba musi zostać, trudno ogarnąć pozostały sprzęt etc. Często robi się podział 2 - 1. Większa grupa to również większa szansa racjonalnego rozłożenia części i ekwipunku.
W szwendaniu się po cywilizowanej Europie obowiązują pewnie inne standardy i można to robić rozsądnie w inny sposób. Ostatnio w Maroku byłem z Majkim w grupie 9 osób i tłoku nie było. Gdybyśmy byli w 5 osób pewnie w ogóle nie dałoby się jednego odcinka przejechać. Nie prowadzę od dłuższego czasu grup w układzie lider na początku więc nie przerażają mnie duże grupy, faktycznie spotykamy się wszyscy na posiłkach czy noclegu. Przez większość dnia w ogóle się nie widząc. Natomiast znam przypadek kumpli znających się od zawsze, faceci przepracowali w jednym pokoju 20 lat. Wyruszyli dookoła świata po przejściu na emeryturę. Jechali ze Szkocji, kiey przyjechali do mnie jeszcze byli kumplami, 100 kilometrów przed Magadanem coś pękło ostatecznie i się rozstali. Jeden pojechał w lewo a drugi w prawo. Znam relację z obu stron. Dokładnie taka sama jak ta z rozwodu moich przyjaciół: dwie, kompletnie nie pasujące do siebie historie...
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. |
03.01.2013, 20:39 | #62 |
Afryka zawsze w sercu i na tatuażu :)
Zarejestrowany: Nov 2008
Miasto: Bytom
Posty: 631
Motocykl: BMW F800GS
Przebieg: 29167 M
Online: 3 tygodni 4 dni 12 godz 28 min 31 s
|
Ja mialem takie sytuacje:
Podrozowalismy rowerami z dobrym kumplem i jego dziewczyna i bylo ok.Duzooo,roooznych podrozy. Pozniej wybralismy sie na rejs 2tygodniowy.On ze swoja i ja z moja dziewczyna.Po tym wyjezdzie jep...Juz nigdzie razem nie pojedziemy.Drogi sie rozeszly. 2przyklad: Wyjazd zeglarski, 4 facetow,rozne srodowiska,nie wszyscy sie znaja,baaa, nawet 2ch nie przepada za soba.Inne zainteresowania,zbieranina na ostatnia chwile.Dolacza do nas dziewczyna... Pewnie samce sie zagryza i jeden przed drugim beda zgrywac macho....Nic bardziej mylnego. Zajefajnie spedzone wakacje.Zwiedzone Mazury od Wegorzewa po Pisz. Zero zgrzytow.Niektorzy nawet tak pozytywnie sie zachowywali,ze az do teraz sie dziwie
__________________
Jazda na dwóch kółkach jest jak chodzenie po bagnach - bardzo wciąga. |
03.01.2013, 21:27 | #63 | |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Ponownie Kotlina Kłodzka :D
Posty: 450
Motocykl: RD07 mit VW parts :D
Online: 2 tygodni 4 dni 15 godz 9 min 23 s
|
Cytat:
Kiedyś muszę spróbować spakować sprzęt nurkowy na Afri...
__________________
Ale dlaczego Honda?... Bo VW nie robi motocykli... |
|
03.01.2013, 21:30 | #64 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Ponownie Kotlina Kłodzka :D
Posty: 450
Motocykl: RD07 mit VW parts :D
Online: 2 tygodni 4 dni 15 godz 9 min 23 s
|
Ja za mało jeżdżę długie trasy aby się wypowiadać choć najbardziej lubię jeździć sam lub w zespole 2 max 3 osobowym. Tak objeżdżałem kotlinę kłodzką wraz z Czechami oraz Stobrawski Park Krajobrazowy. Na żaglach to trochę jednak jest inaczej. Motorami zawsze można się rozjechać w innych kierunkach a łajby na załogantów raczej nie podzielisz...
__________________
Ale dlaczego Honda?... Bo VW nie robi motocykli... |
04.01.2013, 08:15 | #65 |
Zakonserwowany
|
Trzeba rozdzielić wyjazdy na asfaltowe i off . W tych pierwszych nie ma walki w nie znanym terenie , trudności z tym związanych i wyczerpania . W takich okolicznościach może czasami nastąpić chwilowa utrata motywacji i siły do dalszej walki , wtedy bardzo istotna jest obecność odpowiedniego kompana tułaczki , który potrafi pomóc lub przejechać ten odcinek twoim motocyklem a nie dodatkowo wkur..ć
Organizując , lub biorąc udział w wyjazdach off jadę tylko wtedy gdy znam minimum 60 % uczestników . Mistrzowie świata i ci co wiedzą wszystko najlepiej pozostają wtedy w domu , choć są dobrymi kumplami w pod domowych krzaczorach . Według mnie głównym powodem zgrzytów jest źle dobrane towarzystwo . Jeśli przed wyjazdem program , skala trudności i inne detale zostały w jasny sposób przedstawione i zaakceptowane przez wszystkich . Ale kto dziś przyzna sie że jest miękką fają i nie ogania sprzęta . Powodzenia .
__________________
Proszę siadać, się nie wychylać, się nie opowiadać I łaskawie i po cichu i bez szumu i bez iskier Wypierdalać. |
04.01.2013, 08:35 | #66 |
Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,599
Motocykl: nie mam
Online: 1 tydzień 6 dni 13 godz 32 min 10 s
|
|
04.01.2013, 09:54 | #67 | |
Hodowca Kalafiora
Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Kraków
Posty: 393
Motocykl: już nie mam AT, tera jest MG
Online: 1 tydzień 3 dni 2 godz 34 min 42 s
|
Cytat:
Z życia wzięte przykłady: - na wyjazdach 4x4 niemal wszyscy mnie lżą, że mam podesranego Patrola, a jadę zawsze jako jeden z ostatnich, zamiast faja i do przodu. Więc mówię, że nie mam wyciągarki i przecież jak przejadą suki i landryny, to ja na pewno dam radę, więc nie ryzykuję utopienia. Hi hi, ha ha, miękka faja. 30 minut później daję się namówić i jako pierwszy przejeżdżam bród. Za mną dzielnie wkleja suka, oferuję więc pomoc (jako najcięższy i mający dosyć dobrą trakcję holownik), ale nie, zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, inna suka wpada na ogniu i będzie ją ratować. W efekcie po kilkudziesięciu minutach próbuje wyciągnąć je obie landryna. Niestety w wodzie gaśnie silnik landryny i nie daje się uruchomić. Na tym etapie proponuję, żeby nie kombinować więcej (mija kolejna godzina, a cała reszta wycieczki stoi i się nudzi (siąpi deszcz, jest zimno, nie ma co robić), tylko pozwolić mi ich powyciągać. Nie, lepiej będzie, jak druga (oszpejowana) landryna spróbuje wyciągarką. Wzruszam więc ramionami i staję z boku (niestety nie palę, a w takiej sytuacji chętnie bym zajarał...). Po kilku podejściach pada wyciągarka, a landryna nie chce zapalić. Zakasuję więc rękawy, odsuwam widzów na dystans (kinetyk) i wyciągam pierwszą landrynę, która w końcu na równym zapala. Następnie po kolei wyciągam resztę pojazdów, w tym drugą landrynę holuję wiele kilometrów do samej bazy, bo niestety aby zapalić, musi najpierw wyschnąć. Na tym wyjeździe nikt już nie lży mojej miękkiej faji, choć zbytniej sympatii ze strony "uratowanych" też nie zauważam. Za to cała reszta wycieczki jest zadowolona, że wreszcie ruszyliśmy. - wybrałem się na wycieczkę motocyklową w większej grupie obcych mi, ale doświadczonych kolegów - super młody, jeździj z nami, to wiele się nauczysz, pokażemy Ci, jak jeździć w grupie, fajnie będzie. Taka asfaltowa popierdziawa. Małe mam doświadczenie, więc nie pcham się do przodu, poza tym pierwszy raz w kolumnie, więc wiecie, inny tor jazdy, pilnowanie swojego miejsca etc. Poza mną w grupie same "stare wygi". Trochę dziwi mnie niskie tempo na dwupasmowej Zakopiance, a potem przeciskanie się kolumny w korku na jednopasmowym odcinku, ale może takie są zwyczaje, w końcu ja nowy jestem, nie znam się. Chwilę później zaczynają się winkle, i trochę dziwi mnie to, że dużo bardziej doświadczony kolega, prowadzący poprzedzający mnie motocykl, opuszcza swoje miejsce w szyku i zajeżdża mi drogę na każdym prawym zakręcie, pomimo tempa, które pozwala jechać takim torem, by tego nie robić. Kulminacja następuje na skrzyżowaniu, na którym jesteśmy na podporządkowanej i włączamy się "po skosie" na ruchliwą drogę. Prowadzący kolumnę ocenia, że nadjeżdżające z lewej auto jest dostatecznie daleko i nie zwalniając włącza się do ruchu. Jadący za nim bezmyślnie kopiują jego manewr. Dojeżdżając do skrzyżowania widzę kątem oka nadjeżdżające z lewej auto i zwalniam. W tym momencie motocykl "dwa miejsca" przede mną też gwałtownie zwalnia, powodując paniczne hamowanie tego, który jest tuż przede mną, a następnie uznaje, że się zmieści i odjeżdża. Dla tego przede mną jest za późno, widzę jak się przechyla i kładzie na asfalcie "pod moimi kołami" - leży na szczęście przed samym skrzyżowaniem, na bocznej drodze. Jakimś cudem mijam go (do tej pory nie wiem, jak mi się to udało), oraz kilku kolegów, którzy zatrzymali się na środku skrzyżowania na głównej drodze i zjeżdżam kilkadziesiąt metrów dalej na chodnik. Mijające grupę samochody gwałtownie hamują, robi się nieciekawie. Widzę, że koledze nic nie jest (poobijał się trochę tylko), więc proponuję najpierw usunąć sprawne motocykle i ludzi z drogi, a następnie pomóc koledze pozbierać się i ocenić szkody. Zbita lampa, lusterko, ale najgorsze to, że z daleka lagi wyglądają na krzywe, bo kierownica jakoś krzywo stoi i kółko jakoś nie na środku. Zaczyna się dyskusja o lawecie, wraca prowadzący grupę, zaczyna się dyskusja czyja to wina, "jak masz pretensje to ze mną nie jeździj", "jeszcze słowo to nie jedziesz dalej z nami" i takie tam. Omijam dyskutantów i przyglądam się motocyklowi, a następnie proszę o klucz imbusowy i wraz z właścicielem motocykla popuszczam półki, lagi wracają na miejsce i problem czy motocykl dojedzie, czy wzywać lawetę, znika. Kłótnia z prowadzącym nadal trwa, jedyną osobą, która zachowuje zdrowy rozsądek jest poszkodowany (milczy) oraz kolega, który od początku zamykał grupę i trzymał się trochę jakby "za grupą". Do końca wyjazdu wszyscy pozostali byli na siebie obrażeni. Do domu wróciłem prawie o 23, a poprzednio, gdy jechałem sam, tę samą trasę skończyłem przed 15:00. Więcej w grupie nie jeżdżę, chyba, że na paradę. W sumie nie wiem, czy nadaję się na kompana. Z jednej strony nie pcham się do przodu i jestem ugodowy, ale z drugiej strony zdarza mi się powiedzieć komuś (także starszemu wiekiem, doświadczeniem, stopniem) "to wypierdalaj" (pierwsza była pani od geografii w podstawówce za to, że nie chciała mnie zwolnić z lekcji jak jechałem kupować motorynkę - jakoby chciała mnie akurat pytać, wiec jej krzyknąłem, że nie będę odpowiadał i trzasnąłem drzwiami wychodząc, potem pani od chemii, po otrzymanej pałce ze sprawdzianu poinformowałem ją, że ona ściągnęła pytanie z książki, a ja odpowiedź, więc jakim cudem mam pałę, kazała mi siadać, więc poinformowałem ją, że ona już tu nie pracuje i wyszedłem) ale zazwyczaj potem wracam, i przepraszam, bo często po przemyśleniu okazuje się, że moja reakcja była niewspółmierna do przyczyn. Poza tym zdarza mi się przejmować przywództwo bez pytania o zgodę. No i oczywiście jestem nieomylny i jak coś zacznę, to koniecznie trzeba to dokończyć (na przykład przejechać jeszcze 200 km jak już ciemno i noc). Pewnie dlatego jednak wolę jeździć sam lub w bardzo małej grupie... Z drugiej strony nigdy nie zdarzyło mi się rozstać z kimś w podróży, czy to motocyklowej, samochodowej, żaglowej, nartowej czy nurkowej, ani poobrażać na znajomych po powrocie. Wydaje mi się, że dużo zależy od nas samych, od tego co w nas siedzi. Wiele konfliktów zaczyna się od drobiazgu, na który druga strona się (niepotrzebnie) zacietrzewia, i tak nakręca się spirala... Trzeba mieć trochę luzu, dystansu do samego siebie, pamiętać, że coś się samo nie zrobi i innym tak samo bardzo się nie chce tego robić jak nam, ale ktoś musi to zrobić więc mogę równie dobrze i ja to zrobić, oraz mieć wyjebane na pewne sprawy. Rozpisałem się za bardzo, ale nie chce mi się tego skracać ;-)
__________________
To nie burza tata, to Pan Bóg jeździ na motorze! |
|
04.01.2013, 10:12 | #68 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 304
Przebieg: ~
Online: 2 tygodni 5 dni 1 godz 37 min 39 s
|
Na osatnim wyjeździe miałem pełen przekrój:
- z osobami które na początku wyjazdu irytowały, wiekszość chciałaby pojechać gdzieś jeszcze, - osoby więdzące wszystko i najlepiej - wiadomo, - osoby z którymi znaliśmy sie wcześniej, a się w moim mniemaiu nie sprawdziły i po drodze coś pękło - teraz nie gadamy i pewnie nigdzie już razem nie pojedziemy, - wielkie odkrycia, ludzie którzy pokazali się z fantastycznej strony choć się tego po nich nie spodziewaliśmy. Gdzieś w tym wszystkim ja. Podejrzewam, że jak zapytać poszczególnych uczestników to wymieniliby wszystkie w/w opcje w stosunku do mnie, a pewnie coś jeszcze. Dla mnie to było bardzo ciekawe doświadczenie i nauka na przyszłość |
04.01.2013, 10:15 | #69 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,667
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 3 godz 20 min 20 s
|
Pytront, miałeś cięzki doświadczenie. Polecam może dostosowanie się do zasad jazdy w grupie, zebrałem to kiedyś....
http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=1489
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. |
04.01.2013, 10:17 | #70 |
Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,599
Motocykl: nie mam
Online: 1 tydzień 6 dni 13 godz 32 min 10 s
|
Swietny przykład że jechało towarzystwo a nie zespół. Kiedyś były KLUBY, braki własnego sprzetu niwelował sprzęt klubowy. Trza było byc cierpliwym i iść na kompromisy bo się załatwiało a nie miało. Dziś, każdy jest niezależny i zbyt łatwo zapomina że gramy w jednej druzycie. Brak poczucia jedności - stąd szybkie jak się nie podoba to spadaj, lub znikam.
Jak to zrobić by zespół by zespół? Chyba nie ma żadnej metody lepszej od wspólnego wroga i odpowiedzialności grupowej. W wojsku, na żaglach - gdzie nie da się po prostu odwrócić plecami. Po kilku razach musimy się dotrzeć a nie tylko wyskakiwać na bok. |