15.11.2011, 22:31 | #1 |
Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Gwe/Warszawa
Posty: 3,502
Motocykl: CRF1000, RD04
Online: 5 miesiące 1 tydzień 4 dni 8 godz 34 s
|
Bałkan trip, prawie solo. [Sierpień 2011]
Planować nie umim i nie lubim. Więc nie jestem w stanie ułożyć sobie gryplanu dużo wcześniej. A jak dorzucić do tego wzorcową wręcz Wagę, to już wogóle...
Tak więc wyjazd bałkański chodził mi po głowie już drugi rok. W 2010 jednak wygrał Złombol turecki. W tym roku nic ciekawszego się nie urodziło, więc stwierdziłem, że atakujemy Montenegro i Albanię na spontana, bo to w końcu Ewropa. No właśnie, atakujemy. Drugi rok z rzędu mieliśmy jechać we 3 tszodowników z WTA pod chwytliwą nazwą: "Młodzi&świezi prodżekt 2010/2011 na kościach seszyn Bałkany". I ponownie, jak rok wcześniej, reszta składu się wysypała niedługo przed wyjazdem (student nie ma kasy, lotnik czasu... ). I stanąłem przed dwiema opcjami: jechać solo i się troche ograniczać, co do tras i trudności szwędaczki, czy dobić do kogoś/znaleźć towarzysza niedoli. Tak się złożyło, że znajomy trampkarz był w identycznej sytuacji. No właśnie, trampkarz...ale na Tigerze 955i, którego ledwo co kupił. Tym sposobem jedno z założeń wyjazdu (offfffffffff...) legło w gruzach. Cóż począć, lepiej pojechać tak niż wcale... Pierwszy kontakt nastąpił 23.07. Rozpoczęły się ustalenia. Padło, że ruszamy tuż przed "Wniebowzięciem Najświętszej Maryi Panny" (czy jakimś innym Bożym Ciałem ), coby trochę dłużej pobyć na obczyźnie: wyjazd czwartek 11.08 return ok.28.08=18dni, chyba styknie. Mamy 3tyg na zebranie się do kupy. Luuuzik. Toż to Ewropa i syfilizacja. Ok. 3 sierpnia ustawiliśmy się na pewniaka, złożyłem wniosek o urlop i już czułem wyjazd na karku. Motóra przygotowywać nie musiałem zbytnio. Oliwa, synchro, nowe świeczki, szosówki, dorobić dyszę do olejarki i miał być koniec. Niestety, jak zwykle przy takich okazjach, wyszło coś jeszcze. A mianowicie po 18tkm napęd się chyba chciał ze mną pożegnać (zmieniany rok wcześniej przed wyjazdem na Złombola ). Istniało spore rydzyko, że nie dożyje końca tripu, więc sensowniejszym było go wymienić zawczasu. 5stówek poszłooo (dzięki Rambąk za szybką akcję ). W Tigerze okazało się podobnie, więc mamy remis. Dzień przed wyjazdem motór jest gotowy. W między czasie ogarniam resztę tematów. Gdzieś tam wcześniej czytając różne relacje, lookając po mapach i gadając ze znajomymi, powstał zarys trasy, a w sumie pkt pośrednie "trzeba zobaczyć". W sumie trasy jakoś mocno nie ustalaliśmy, trochu spontan. Jakąś mapę papierową nabyłem, jakąś wziąłem z domu, kupiłem Larka 35AT, Rambąk mi dograł mapki i jakoś sobie poradzimy. Do tego Barańsky był już w tych rejonach, więc coś tam wie. Spotkaliśmy się w "2kółkach", mapę pooglądalim, coś tam ustalilim. No i przyszło do zweryfikowania wizji dojazdu: Ja: no wiesz, jadę podwyższoną Afrą, w kasku z goglami (bo ciepło będzie), nie chcę ekspresówek ani ałtobana, jak najbardziej bokiem. Baran: nie no stary, dajemy jak najszybciej na miejsce coby w sobotę już dupska w Adriatyku moczyć Ja: no dobra, ale nie chcę zapi..dalać na umór, możemy jechać długo, ale nie na siłę, bez napinki. Baran: no dobra, to lecimy do 140, bez autostrad. Ja: nie ma opcji, 110-120, więcej nie lubię i nie chcę. Baran: daj mi chociaż 130 Ja: ...(bęęęędzie ciężko). No dobra, 120, max. 130, ale bez nudnych ekspresówek. Tak to właśnie jest gdy zestawisz 100konną, szosową maszynkę z poczciwą Afrą, na której wolę lecieć offem niż ekspresem. Padło hasło: "będziem snorklować, więc organizuj płetwy i maskę". Płetwy gdzieś kiedyś miałem...ale gdzie Przetrząsnąłem mieszkanie, chałupę u matki, najgłębsze pokłady pamięci...i nic. Jak to babcia mawia: "diabeł ogonem nakrył". No nic, trza nabyć nowe, w końcu ciekawa opcja może być. No to teraz w środku sezonu znajdź tu w parę dni płetwy na mą skromną nóżkę (48-49), które mnie nie zrujnują finansowo. Z pomocą, jak zwykle, przyszedł Decathlon. Zamówiłem jeszcze szybkę do deflektora, co by mi na przelotach łba nie urwało (dzięki wd60 ). No i jest dobrze, na 3 dni przed wyjazdem mam wszystko...upsss. Prawie wszystko. Kończy mi się OC i nie mam zielonej karty. No to jeszcze szybkie sprawdzenie warunków u obecnego ubezpieczyciela i konkurencji. Oj się po mieście za tym. W końcu szybkie wypowiedzenie jednej polisy i zawarcie nowej + ZK. Jeszcze tylko na szybko wyrobić EKUZ i dorobić szybki do popękanych lusterek (mogą się przydać ). Ekuz od ręki, a lusterka jutro rano. No dobra przed wyjazdem zajrzę. Jeszcze się "tylko" spakować. Cel: jak najmniej tobołów, wykonanie: 40l w centralnym, skompresowany worek na kanapę, mały tankbag i plecak z camelbagiem. W sumie mam to co potrzeba, zbędnych kilogramów nie odnotowałem. Jest nieźle i późno. Spać bo z rańca przygoda wzywa. Zawsze wszystko na ostatnią chwilę... Ufff, jutro wyjazd... Ostatnio edytowane przez JARU : 28.12.2012 o 17:16 Powód: święto / edit2: dodaję termin wyjazdu |
16.11.2011, 00:51 | #2 |
Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Gwe/Warszawa
Posty: 3,502
Motocykl: CRF1000, RD04
Online: 5 miesiące 1 tydzień 4 dni 8 godz 34 s
|
Dzień pierwszy, godzina zero
Poranne wstanie, szybkie objuczenie krówki, no i dziiida. Szybki lot po lusterka i o 8:30 jestem u Barana pod blokiem. 100_0082.jpg W między czasie wynika "problemik". Tygrysek gubi płyn chłodniczy, a my lecimy w ciepłość. Więc zabieramy się za grzebanie 100_0085.jpg Po ładnych kilku godzinach i wywaleniu termostatu, udało się bezpiecznie uruchomić Angola i można było ruszyć. Byliśmy już mocno opóźnieni, więc plan był tylko na opuszczenie kraju. Wybiliśmy się na Słowację, po ciemaku szukaliśmy noclegu z navi w Żilinie i dopiero przy którymś z rzędu namiarze się udało. Wszędzie nie ma miejsc lub coś w ten deseń. Nawet cały akademik ponoć zajęty (środek wakacji, czwartek ). Śpimy w ubytownicy na tyłach salonu BeMWe (ale motków nie mają), za całkiem sensowną kasę z motórami pod oknem recepcji. 100_0088.jpg Rano szybkie żarło, pakowanie i dzida dalej. Słowacja to nuuuuda.... 100_0092.jpg Węgry też... Omijamy płatne drogi i co bardziej uczęszczane, przynajmniej próbujemy. 100_0093.jpg Z Pecs napieramy na Chorwację. Granica w D. Mihojlac idzie zwinnie Croatia na chwilę 100_0094.jpg Dalej żółtą kierujemy się na BiH. Trochu nawi nas poniewiera przed granicą w Slavonskim Brodzie (zamiast na most, to prowadzi nas przez osiedla dołem, żeby od boku i tak na ten sam most wjechać ). Pchamy się w korku przed granicą, między furami, ludźmi, rowerami, chodnikami, trawnikami, aż dobijamy tuż przed szlaban. Wreszcie jakaś inność. Zaczyna się. Jesteśmy w Bośni. |
16.11.2011, 06:50 | #3 |
Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Polska poł.-wsch.
Posty: 1,011
Online: 4 tygodni 1 dzień 22 godz 15 min 47 s
|
Dajesz "maleńki", dajesz...
|
16.11.2011, 09:28 | #4 |
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Zielona Góra
Posty: 216
Motocykl: 950 SE
Online: 3 tygodni 4 dni 9 godz 36 min 30 s
|
Zawsze wiedziałem że stolica to inny świat ale żeby Boże Ciało w sierpniu
Czekamy na więcej, bierz się do pisania! |
16.11.2011, 10:41 | #5 |
Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Gwe/Warszawa
Posty: 3,502
Motocykl: CRF1000, RD04
Online: 5 miesiące 1 tydzień 4 dni 8 godz 34 s
|
Oj tam, oj tam. Blisko byłem.
Wjechaliśmy do Bośni. W sumie dużo się nie zmieniło, nawet pieczątki w paszporcie nie przybili. Naginamy dalej, gdyż mamy plan dotrzeć do Mostaru w dniu dzisiejszym (a to prawie tałzen kilosów ze Słowacji). W Bośni zaczyna się ściemniać i mamy pewne rozterki czy jechać dalej. Ale Ędóro nie pęka, podobno. Tylko te nieoświetlone traktory na zakrętach i ciężarówy jakoś nie dają spokoju. Stacja pod Żenicą, tankujemy bośniacką wachę, nawet udaje się zapłacić kartą, ale tylko za paliwo, bo napoje czy żarcie już tylko gotówką. Pakujemy się na motóry i dalej. Ujeżdżamy z 500m i na jezdnię wyłazi policmajster z lizakiem. Kurczaki, nawet się nie zdążyłem rozpędzić. Dokumenty, okazanie wyniku na suszarce (80/50), wypisanie kwitka na...uwaga...35 DM. No i zaczęły się schodki. - Płatne na miejscu - może być ojro lub $, bo my jeszcze Marek nie mamy. - o to kolega pojedzie na stację i wymieni - ok. a ile to te 35DM? - weźmie 20ojro i będzie dobrze. - ok. Pojechał. Daleko nie miał. A ja stoję i się gapię na gwiazdy, bo gadka się nie klei. Poza tym lekko wku...rzony jestem na siebie. Na szczęście kwota mała wyszła, więc luz (na Słowacji za taką akcję 2 lata temu chcieli nie 20, a 200ojro ) Próbowałem fotkę im zrobić z biodra, ale coś nie wyszło. Baran wrócił z kasą (a mógł uciec i zdefraudować ). A Pan Władza: - wsiadajcie na motóry, jedziemy na posterunek. No to atmosfera zgęstniała. My się gapimy na siebie: noc, Bośnia, jakieś zadupie i Policja co nas chce na "posterunek" wieźć...trochę to śmierdzi...tymbardziej, że przez 10min jak stali ze mną (winnym) nie powiedzieli ani słowa. Niestety moje dokumenty cały czas trzymali, więc wyjścia nie mamy. Pakujemy się i dzida za radiolką na bombach, a utrzymać się wcale łatwo nie było. Skręty w prawo z lewego pasa, przejeżdżanie na czerwonym i takie tam, a my grzecznie, jak te barany na rzeź, za nimi. Noc, ale w mieście życie trwa w najlepsze, w końcu łykend się zaczyna. Tak nas zakręcili po mieście, że sami byśmy nie wyjechali. Ale w końcu fucktycznie widzimy komisariat. Stajemy przed wejściem i idziemy za nimi do środka. A tam babka bierze papiry i wypisuje kolejne. Okazuje się, że nie mogą brać "do łapy", więc musi to przyjąć ktoś kwitkiem na posterunku. Kwota wzrasta o 1 DM, więc wychodzi ok. 18ojro. Płacimy, bierzemy papiry i chcemy jechać. Tylko jak? Wyszedł policmajster i mówi, że nas odprowadzi na rogatki. Ledwo zdążyłem kask założyć, a ten już na kogutach odjeżdża. No to dzida za nim. Oczywiście pojechał inną drogą. Za miastem nas puszcza. Jesteśmy dobre 1,5h w plecy. No to lecim dalej. M5 na Sarajevo. Lecimy, już spokojniej (groźba Smerfów i czarna noc). Droga miała być autostradą na stolicę, a jest...wybitą szutrówką, z dołami, wybojami, grubym żwirem i kurzem po nocy. Ale fajnie jest, nareszcie jakiś offik, ja się cieszę pod kaskiem i odkręcam trochę. Późno, więc i pusto, ale droga się wije to na lewo to na prawo, górką, dołkiem, autostrada ędóro. Nagle atakuje nas nowiutki, szeroki asfalt i tak przez kilkanaście km, aż pod Sarajewo. Bramki, płatne 2DM za przejazd. Tyle to można płacić. Do tej pory jechało się spoko. Wypadamy za Sarajevem na E75. Mamy jeszcze stówkę do Mostaru. Tak blisko, a tak daleko. Zaczyna się fajna jazda, tzn. fajna by była za dnia i z większą percepcją otoczenia. Jadę trochę na autopilocie, tzn. patrzę ale nie widzę, zaczynam słabo ogarniać co się dzieje (na szczęście się mało dzieje). Jedziemy za BeMWe X5 po krętej drodze w kanionie jakiejś rzeki. Pewnie jest pięknie i wogóle, ale niestety po nocy, to widać, że jest ciemno. Autopilot przejmuje władzę, nie wiem co się dzieje, jestem padnięty na ryło. Nagle resztką świadomości dostrzegam napis Motel, ale zanim zatrybiłem, że można by się przekimać przejechaliśmy ze 2km. Pobocze, "szybka" ustawka i odwrót. Motelik przyjazny, choć cena już mniej. Ale dalej nie powinniśmy jechać, bo nie ogarniamy. 900km nawinięte tego dnia. Przy mapach padam w objęcia Morfeusza. Mostar jutro z rana zdobędziemy, nie jest źle, bez napinki. I od następnego odcinka wkroczymy ze zdjęciami. |
16.11.2011, 10:55 | #6 |
wondering soul
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,364
Motocykl: KTM 690 enduro, Sherco 300i
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 23 godz 11 min 8 s
|
Majki - pisarz z Ciebie pełną gębą ! Nie znałam Cię z tej strony . Pisz, pisz. Fajnie się czyta , a z lekkim wyprzedzeniem wiem, że będzie baaaardzo ciekawie.
__________________
Ola |
16.11.2011, 11:35 | #7 |
Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Gwe/Warszawa
Posty: 3,502
Motocykl: CRF1000, RD04
Online: 5 miesiące 1 tydzień 4 dni 8 godz 34 s
|
Rano wstajemy, motóry stoją grzecznie pod parasolami na tarasie, między grillem a stolikami. Jakieś poranne życie trwa na tarasie, śniadania, kawy, gazetki, a my wcinamy zapasy z kufrów. Niestety drogą, pustą wczoraj, jadą już tabuny puszek i ciężarówek. Pakowanko i na koń.
Droga jest fajna, w wąwozie rzeki, kręta, o dobrym ancfalcie. Się jedzie. 100_0097.jpg Pierwsze tunele 100_0098.jpg Dobijamy do Mostaru. Trochę pokręciliśmy się po uliczkach i parkujemy tuż obok nazwotwórczego mostu. Nawet fajny jest. Tylko czemu tych ludziów tak dużo? DSC_6152.jpg Tłumy widać też po wyślizganych stopniach na moście czy też powierzchni uliczek wokół. DSC_6154.jpg DSC_6160.jpg DSC_6157.jpg Jako, że jesteśmy w byłej Jugosławii: DSC_6161.jpg Schodzę na dół, nad rzekę. Nagle mostek się okazał kawałem mostu i bardziej mi się spodobał. DSC_6163.jpg Ale człowiek by się chętnie wykąpał w tej rzeczce, czysta, chłodna, a upał coraz "lepszy". DSC_6165.jpg zrobiliśmy jeszcze małe zakupki giftowo-żarciowe. Napilim się, podjedlim i dzida. Na Chorwację, ale znowu tylko na moment. Odbijamy na Trebinje, coby nie jechać Magistralą w Chorwacji (sezon w pełni, będzie tłum). Nagle Baran odbija w jakąś boczną dróżkę i nagina do przodu. Myślałem, że postój czy co, a on leci dalej. Orientuję się, że jedziemy na Neum, jedyne bośniackie miasto nad Adriatykiem. Droga kręęęta, wąziutka, pnie się przez jałowy krajobraz. Na szczęście nic tędy nie jeździ, a to trochę dziwne, biorąc pod uwagę środek sierpnia i pogodę. 100_0100.jpg 100_0102.jpg Robimy sobie postój na chwilę. Wszystko ładnie pięknie... DSC_6168.jpg ...dopóki nie zaglądamy za skarpę: DSC_6170.jpg No cóż, trza stąd spadać. 100_0109.jpg 100_0113.jpg No i mamy Chorwację. 100_0116.jpg Uciekamy w dróżkę równoległa do wybrzeża. Jest fajne, widoki, pusto, kręto. Się jedzie. 100_0119.jpg Mały postój z widokiem 100_0125.jpg A ja skacząc po okolicznych skałkach wygrzebuję coś takiego: 100_0126.jpg Więcej już z asfaltu nie schodzę. 100_0127.jpg 100_0128.jpg Lecimy dalej, na Montenegro. Niestety kontrolka rezerwy sygnalizuję iż musimy polookać stacji i nakarmić krówkę. Spadamy z bocznych dróżek na główną magistralę na Dubrovnik. Tam musi być stacja. Do Dubrovnika ponad 30km, a stacji ani jednej nie widać. Taaa, syfilizacja, tylko penziony, apartmani, hotele, wieeelkie hotele i dziki tłum puszek,ciężarówek, skuterów. Walimy na ciągłych, bo przerywanej nie ma wcale. Masaaakra. W końcu jest miasto. A rezerwa już wrzeszczy o paliwo. 100_0130.jpg Wbijamy w dół w poszukiwaniu stacji, nawi oczywiście strzela jakieś fochy i cały czas karze zawracać. Się wkurzam, wypatruję stacje z góry i wio po paliwo. Opuszczamy ten zgiełk i walimy na Herceg Novi. Czarnagóra wzywa. Ostatnio edytowane przez majki : 16.11.2011 o 11:38 |
16.11.2011, 12:30 | #8 |
Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Gwe/Warszawa
Posty: 3,502
Motocykl: CRF1000, RD04
Online: 5 miesiące 1 tydzień 4 dni 8 godz 34 s
|
Czarnogóra
W Chorwacji była masakra No to się zdziwiłem. Korek się zaczynał nie daleko za granicą (której nawet nie pamiętam, więc poszło zwinnie ). Ale taki korek stojący, wiatraki chodzą, wali gorącem po paszczach, a droga dalej wąska. Walimy cały czas pod prąd licząc, że ten z naprzeciwka zjedzie i nie będzie wielkim autokarem na zakręcie. Jakoś się przedzieramy przez Herceg Novi, asfalt trochę śliski w mieście, więc bez szaleństw.
Dalej miało być luźniej, miało... Slalom gigant ciąg dalszy, dopala, asfalt oddaje. Dla mnie za ciepło. Ja wolę w góry, mniej ludziów, chłodniej, fajniej. Jedziemy na Tivat, liznąć Bokę Kotorską. Ze względu na wszystko pakujemy się na promik płynący przez cieśninę Zatoki (całe 1,5ojro można odżałować, zamiast naginać jakieś 50km dookoła, co i tak uczynimy później ) 100_0131.jpg Zatoka wygląda kusząco 100_0134.jpg A wszędzie na brzegach prężą się ciałka 100_0135.jpg Musimy się jeszcze przebić przez Budvę i dobijamy do Petrovac na Moru. Wjeżdżamy w miasteczko, w miarę spokojnie, dzikich tłumów nie widać. Na dziś koniec jazdy. Okazuję się, że Baran był tam rok wcześniej i mu się podobało, więc wraca. Szukamy stancji na parę dni. Nagabywaczy sporo, ale cena jedna, za duża. Ostatecznie bierzemy pierwszą ofertę od dziewczyny, która bardzo dobrze nawija po angielsku i nie jest sztywną pensjonarką. Przeżyjemy te 20ojro/noc. Przynajmniej jest klima, TV, duuuże wyra i miejsce na motóry. Rozpaczkowanie, sprzęt do pływania i atak na morze o zachodzie słońca. Chwilę się pluskamy, ale po ciemaku traci to sens. W związku i na okoliczność robimy szybki trip na miasto (po zmroku tłumy wylegają, więc jest tłoczno), uzupełnić zapasy i spadamy odpoczywać. Następny dzień przeznaczamy na leniucha. Połowę dnia pływamy w Adriatyku i moczymy dupska. Jest dobrze. Baran się nie mógł oprzeć i bierze do płetw dużą butlę browca. 100_0143.jpg Obaj bierzemy swoje wypasione, podwodne aparaty i idziemy eksplorować co się ukrywa pod powierzchnią wody. 100_0144.jpg A nawet się dzieje 100_0146.jpg 100_0174.jpg 100_0185.jpg 100_0194.jpg Odpływamy od głównej plaży i znajdujemy mała, niedostępną z lądu plażyczkę 100_0180.jpg Formacje skalne są świetne 100_0183.jpg 100_0184.jpg Jaskinie też są 100_0197.jpg Mi się podoba walka światła z mrokiem u wejścia do jaskini 100_0191.jpg Czy też zachowanie bąbelków powietrza pod wodą 100_0147.jpg Gdy zaczynamy wyglądać jak duże rodzynki, stwierdzamy, że można opuścić to mokre środowisko. No właśnie, tylko co robić potem Gorąc się leje z nieba, żwirku na plaży, chodników, no zewsząd, a cienia niet. Spadamy do chaty, tam przynajmniej klima działa. Obmyślam plan na jutro i się byczę do woli. A niedziela mija niespiesznie. Jesteśmy na Bałkanach. Co do naszych wypasionych sprzętów podwodnych. Za 2stówki kupiłem przed wyjazdem Kodaka c123 (odporny na to co motocykliście się zdarza-woda, kurz, upadki). Baran miał odpornego Casio za grubszą kasę. Zgadnijcie, który wytrzymał testy podwodne? Ogólnie fajna maszynka, może szałowej jakości nie ma, ale wytrzymał nurkowania, obijania na kamieniach, szlifa na moto i dalej działa. Dla mnie sukces. I jest kilka razy lżejszy od lustra, które wyciągałem tylko jak była wyższa potrzeba. |
16.11.2011, 15:20 | #9 |
Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Gwe/Warszawa
Posty: 3,502
Motocykl: CRF1000, RD04
Online: 5 miesiące 1 tydzień 4 dni 8 godz 34 s
|
Boka Kotorska
Poniedziałek, ruch turystyczny może być mniejszy, więc decydujemy się na atak na Zatokę Kotorską i Kotor. Pakujemy się na lekko, ja jadę jednak w ochraniaczach, a Baran tylko krótkie spodenki i koszulka. Jak kto woli. Ja się przynajmniej nie boję składać w winkle i cisnąć w mieście.
Walimy na Kotor tunelem 100_0200.jpg Jak już docieramy na miejsce to oczom naszym ukazuję się taki oto widok, dokładnie tuż obok głownej bramy do starego miasta. SZACUN, jednak można. DSC_6171.jpg Parkujemy machiny, obok kilku skuterów i 2 bodaj włoskich trampków. Zbędne rzeczy zostają przypięte pajączkiem do motóra (kask, zbroja, nakolanniki) i ta też je zastajemy po powrocie . Jest git. Atakujemy twierdzę kotorską. DSC_6172.jpg DSC_6173.jpg Wstupenka kupiona, więc idziemy. Jest 10 rano, a z nieba już leję się żar. Dobrze, że jeszcze nie całe zbocze jest w . Na górę dostajemy się dość szybko (20min), mijając po drodze całe tabuny sapiących amerykańców z wielkiego wycieczkowca "zaparkowanego" w porcie. DSC_6175.jpg Na górze jest fajnie, są widoczki, są jakieś ruinki i coś wieje, DSC_6176.jpg DSC_6178.jpg DSC_6179.jpg ale jest jakiś niedosyt... W tle, za murami widzę cały czas ścieżkę pnącą się duuużo wyżej, na najbliższe szczyty. Zaczynamy obczajać jak się tam dostać.... DSC_6180.jpg I jest opcja, przez zakazy wstępu, trochę po murze, trochę przez chaszcze, boczkiem i znajdujemy niewielką dziurę w murze. I jesteśmy po drugiej stronie zgiełku. DSC_6183.jpg A tam kilka domków, jakiś kościółek i resztki zabudowań. DSC_6185.jpg A do tego wszystkiego prowadzi bardzo fajna, pozawijana dróżka, btw. na motórze by było niezłe wyzwanie (duże, luźne kamienie, progi itp), ale pewnie by się dało. Pniemy się szybko w górę, a upał chyba dopiero rozpala w piecu. DSC_6186.jpg Już mieliśmy nadzieję na ratunek... DSC_6187.jpg Ale niestety źródełko było suche na wiór DSC_6188.jpg Nie ma co, naginamy dalej, wody musi starczyć. Droga się wije do góry zawijasami i coś końca nie widać. Ale jest dobrze. DSC_6192.jpg W końcu jest szczycik, dalej droga się obniża i wchodzi w lasek, żeby potem wyjść na kolejny szczyt, zapewne na skraju parku Lovcen. DSC_6195.jpg Po przedarciu się przez rozpadliny i duże głazy... DSC_6206.jpg można się powylegiwać na skraju skały z pięknym wju, będąc smaganym przyjemnym wiatrem po przegrzanym cielsku. Ale bym wtedy chętnie wskoczył do rzeczki/jeziora/morza czegokolwiek mokrego. Panoramka zajefajna, chłonąłem krajobraz dłuższą chwilę. Było warto się zmachać (od twierdzy ok.2h na górę). DSC_6198.jpg No to teraz się trzeba zmotywować i ruszyć zwłoki spowrotem na dół. Zawsze mnie wtedy nurtuję: "po co człowiek włazi na góry? Żeby potem z nich złazić". Upał wysysa do sucha, kamienie pod stopami latają na boki, a tu jeszcze kawał drogi. DSC_6210.jpg Znowu ruinki i wszechobecne kozy DSC_6209.jpg Jak się zgramoliliśmy na dół (ok. 1,5h zejścia) to ledwo człapaliśmy. Kierunek: najbliższy sklep, duuuużo zimnego do picia i może coś lekkiego na ząb, bo padniemy nieuchronnie. I tak człapiemy po obrzeżach starego miasta w Kotorze i coś sklepu nie widać. JEST, duży, KLIMATYZOWANY, dziiida. Aż się nie chciało wychodzić. Stwierdziłem, że trzeba się wbić nad płynący obok strumyk i zamoczyć choćby nogi, opłukać ryło i kark. Tylko jak tam zleźć, jak strumyk płynie w korycie o wysokich murach? No co, my nie zejdziemy I po chwili już zalegaliśmy na chłodnych kamieniach nad mocno rześką wodą. Ale był czilałcik DSC_6211.jpg Jak bym miał teraz wybierać, to bym olał tą całą twierdzę i poszedł od razu na górę na tyłach. Widoki, lepsze, twierdza też lepiej z tej perspektywy wyglądała. Poza tym ja lubię wysokość. |
16.11.2011, 17:14 | #10 | |
Cytat:
|
||
Tags |
albania , bałkany , czarnogóra , macedonia , montenegro |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Norwegia solo na koło podbiegunowe [Czerwiec 2011] | Nalewa | Trochę dalej | 10 | 14.05.2014 20:53 |
Maramuresz - 100 kilometrów offu solo [Sierpień 2011] | bukowski | Trochę dalej | 21 | 08.01.2014 14:15 |
Aby spróbować gruzińskiego wina... [Sierpień 2011] | Miętus | Trochę dalej | 57 | 13.06.2012 15:36 |
Albania/Czarnogóra 6-21 Sierpień 2011 | Jaca GDA | Umawianie i propozycje wyjazdów | 24 | 02.08.2011 22:59 |
ISLANDIA-sierpien 2011 | myku | Umawianie i propozycje wyjazdów | 18 | 30.03.2011 19:14 |