Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Prev Poprzedni post   Następny post Next
Stary 23.09.2018, 21:12   #11
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 16 godz 49 min 28 s
Domyślnie




4.09.2018
5 dzień podróży. Helsinki – Wschodni brzeg jez. Nasijarvi.




Z Helsinek na północ.
W rześki poranek popijając gorącą kawę w GPS wystukuję współrzędne, które zapewnią dostęp do wody pełnej ryb, miejsce na biwak, ognisko i ciszę wśród dzikiej przyrody. Miejsc takich pełno w Finlandii. W tym czasie obóz sam pakuje się do wyjazdu.



Skorzystałem ze strony www.tulikartta.fi (nie wiem czemu teraz, kiedy pisze te słowa, strona nie działa). W każdym razie droga na północny brzeg jez. Pukala to 190 kilometrów nieskomplikowanej asfaltówki z odcinkami „specjalnymi” po szutrach w lesie. Tyle mówią GPS i GoogleMaps.
Już mam odjeżdżać ale nie ma Kaczora. Z patrolową prędkością przemierzam przestrzeń kempingu. Namierzony. Kaczor jest w trakcie robienia prawa jazdy na jednoślady. Znalazł okazję do ćwiczeń z przeciążeń i pokonywania zakrętów na symulatorze.









Cóż. Jaki jest koń każdy widzi. Póki co za dużo mocy.
Po szkoleniu na przód. W rzeczywistości jest jak ma być, z tym że po zjechaniu z asfaltu okazuje się, że niektóre drogi zablokowane są prężącymi się znakami zakazu wjazdu albo znikają, zamieniając się w wątły szlak pieszy między gęsto rosnącymi drzewami. Poza tym jest dość urokliwie. Szeroka na pięć metrów mocno ubita szutrowa droga faluje w górę i w dół. Łagodnie skręca nad małe oczka wodne, żeby za chwilę oddalić się w cień lasu. Jest dość chłodno i takie wpadanie w nasłonecznioną drogę jest bardzo odprężające. W cieniu wszystko wraca do normy i znowu czuję dygot za sobą. Ale ani znaku, słowa, gestu czy nawet szturchnięcia. W myślach przyznaję Kaczorowi punkt za wytrwałość w znoszeniu swoich biologicznych słabości.
Ignoruję jeden z zakazów, który okazuje się zwykłym skrótem leśnym od asfaltu do asfaltu. Zaraz wjeżdżam w inną boczną drogę. Już blisko nad Pukala. Cóż z tego, skoro jedno rozwidlenie prowadzi do szlabanu a drugie do prywatnej posiadłości. To może Neejarvi. To jezioro jest blisko. Pojadę kawałek.



Tutaj to samo. Obiecująca droga kończy się na kilku niezamieszkałych teraz domkach letniskowych. Jest też szlaban. Oczywiście zamknięty. Chwila namysłu, dumania nad mapą i innymi punktami ze strony tulikartta. Osobiście już dawno odpuściłbym sobie ale Kaczor zawzięcie kombinuje, jakby tu na dziko i na dziko. Nad jeziorem i z ogniskiem. W swoim postanowieniu jest tak zdeterminowany, że chce spacyfikować jeden z domków nad jeziorem. Kiedy wybijam z gorącej głowy ten mętny pomysł, przyznając mi rację, Kaczor zamierza się kopniakiem w stary i pokryty już pleśnią grzyb. Właściwie to markuje kopnięcie głośno oznajmiając, że mimo wszystko daruje, wybacza i niech sobie tu starzeje się do końca. Cóż… Z jednej strony charrrakterek niczego sobie, z drugiej zaś niepokojące sygnały pociągu do destrukcji otoczenia. Muszę przemyśleć czy nie wozić na wierzchu sznura i nie zatrzymywać się „przypadkiem” przy mocno zakorzenionych drzewach. Wiem, że ogólnie potępiane jest wiązanie zwierzaków w lesie ale o ludziach tego nie słyszałem.
Wracając do tematu. W krainie tej, można spać wszędzie pod warunkiem, że zachowa się odległość 150 metrów od zabudowań. Nie ma. No nie znalazłem. Czy to szutrowa droga czy asfaltowa, zawsze prowadzi na miejsce piękne acz zastawione domkami. W desperacji szukam coraz gorszych dróg. Skręcam w każdą i każda na swoim końcu zniechęca domkami. Są wszędzie. Efekt jest zawsze taki właśnie albo trafiam na koniec drogi w lesie. Jeden z takich końców prowadzi motocykl na polanę. Otoczona szczelnie lasem, wypełniona wysokimi trawami, może pozwolić ostygnąć silnikowi i choć przez chwilę wsłuchać się w tutejszą przyrodę.
Sielanka trwa bardzo krótko. Tuż po zdjęciu kasku, atakują mnie czarne mucho-pająki! Bezczelnie przysiadają na ubraniu, dłoniach i na twarzy. Czuję jak łażą po głowie. Zapach sprowadza je do zdjętych rękawic. Lądują na kasku i wszystkim co miało kontakt ze skórą. Są ciche. Te potworki nie boją się machania rękoma, nie są im straszne żadne sposoby odganiania działające na komary. Siadają na skórę i włażą pod włosy. Na dodatek nie sposób żadnego zaklaskać na śmierć. Nawet jak zbyt lekko się takiego zgniecie, tuż po upadku maszeruje jakby nigdy nic. Kaczor oddalił się nieco i tańczy. Pierwsza myśl to że nie trzeba. Umawialiśmy się przecież. Żadnych takich. Jednak jakoś tak nieskoordynowanie się rusza. No można nie umieć a mimo to nadrabiać pewnością siebie ale aż tak…? To nie taniec. To zmasowany atak stworów poruszył zmarznięte członki. Dociera do mnie, że i dźwięki które słyszę od pewnego czasu, nie pochodzą od dzikiej natury. Uświadamiam sobie też, że Kaczor biegnie w moją stronę wyma****ąc rękoma ale ta agresja nie jest skierowana przeciwko mnie. Uff. Natychmiastowa ucieczka. Wyłuskuję z włosów Kaczora pobieżnie co tam łazi i na motocykl. Las bez jeziora też się nie nadaje do zamieszkania. To znaczy już jest zamieszkały.
Kemping. Szukam kempingu. W małym, sennym miasteczku zatrzymuję się po chleb. Kaczor idzie po jeden bochenek a ja rozgrzewam się na nasłonecznionym parkingu. Kaczor wraca. Taszczy nigdzie niezmieszczalny gabaryt: dwie paczki bułek, przyprawę do ryb i wodę w butelce. Jej poprzedniczka odpadła na wybojach, źle przymocowana do bagażu. Z tym punktem za wytrwałość w znoszeniu słabości to się pospieszyłem. Siadam na motocykl, za mną reklamówka i za reklamówką Kaczor.
GPS pokazuje niedaleko kemping. Skręcam w boczną drogę. Kilkaset metrów i zatrzymuję się na wzgórzu z którego spomiędzy drzew przeziera tafla wody a na niej przystań dla jachtów. Ani śladu miejsca na obóz.



Pekka.
Pojawił się znikąd na swoim nowym, wielkim GS1200ADV. Siwy, nie za krótki włos, ruchliwe oczy, pewny krok. Kilka zdań w suomi, kilka po angielsku i niezbyt rozumiejąc intencje, jadę drogami szutrowymi za nowym znajomym.



Za kilka kilometrów zatrzymujemy się na małej leśnej polanie, nad wielkim jeziorem. Jest pomost, łódź wiosłowa, łódź motorowa. W oddali duży, drewniany dom, kilka mniejszych. Wszystko to w zatoce z widokiem na wyspę z głazów. Osłonięta przed wiatrem ziemia przyjmuje swoich gości stygnącym już słońcem i brakiem nawet jednego komara. To ziemia Pekki.



Pierwszą czynnością po zdjęciu kasków jest wiskanie Kaczora z reszty mucho-pająków. No w lesie widocznie nie byłem za dokładny i coś tam wybrałem dla świętego spokoju ale nie wszystko.
Pekka jest podróżnikiem. Na różnych motocyklach objechał wszystkie kontynenty. W 2009r. przyjechał do domu na kupionym w Indiach, nowym Royal Enfield. W 2012r. przejechał z przyjaciółmi od Alaski do Patagonii. Wydał swój album z tej podróży. Przejechał Afrykę, Australię i oczywiście Europę. Teraz jest na emeryturze.
Rozbijam z Kaczorem obóz przy domku gościnnym (chyba). Teraz jest zamknięty. Nowy kolega odjeżdża, bo wcześniej umówił się na cotygodniowy zlot po drugiej stronie jeziora. Jezioro nazywa się Nasijarvi.











Wygląda na obiecująco rybne. Idziemy na wędkowanie. Nie będę dokładnie opisywał tej żałosnej próby sił z płytką, pełną kamieni zatoczką. Niech będzie dość, że Kaczorowi idzie lepiej bo zrywa gumę z przyponem, woblera z przyponem i plącze żyłkę tak, że węzeł gordyjski to przy tym supełek z kokardką.



Właściciel tego urokliwego miejsca wraca za dwie albo trzy godziny ze swoją przyjaciółką. Wsiadam z Pekką do jego łodzi wiosłowej i płyniemy daleko w jezioro.





Tu, na wodzie niechronionej już przed wiatrem, podryguje mała bojka. Podnoszę ją z powierzchni wody i ciągnę. Przyczepiony do bojki sznur z trudem wyrywam z toni. Ciągnę tak i ciągnę i wyciągam na moje oko jakieś 15 może 20 metrów. Na jego końcu metalowa pułapka a w niej pełno okoni i raków.



Całą zdobycz, już na łodzi przerzucamy do wiadra. Wracamy, a ja po drodze wyrzucam za burtę najmniejsze ryby. Przy pomoście raki wędrują do metalowego sadzyka zanurzonego w wodzie. Okonie idą na ruszt. Tak się łowi ryby tutaj. Skutecznie.
Pekka rozpala ogień. Trochę kory z brzozy, trochę batonowanych nożem szczap i gotowe. Od jednej zapałki. Patroszy ryby. Żadnej przyprawy specjalnej. Tylko sól. W życiu nie jadłem tak smacznych okoni.





Sauna.
Noszę wodę z jeziora, Pekka rozpala w piecu. Piec jak piec. Palenisko na dole ale na piecu sterta kamieni. No i obok tej sterty pojemnik na wodę wpuszczony do wnętrza. No i rura kominowa. Za godzinę wszystko gotowe. Dziewczyny idą pierwsze. Kaczor wstydliwie zdezorientowany ale opór mija po piwku. Kiedy obie panie smażą się i otwierają pory w ukropie oddychając wrzącą parą, idę za Finem do innej, nieczynnej teraz sauny (są trzy). To chyba zimowa wersja. Uboższa, bo domek skromny ale w środku… Dookoła siedzisko z desek a na samym środku słup kominowy a na nim skóry reniferów. Na tych skórach siada się zimą, żeby było miękko chyba. Dach schodzi się do środka od samego wejścia w odwrócony lejek. Tuż przy wejściu, u podstawy daszku skrytka. Podnosi się jedną z desek i wkłada głęboko rękę. Ze skrytki Pekka wyjmuje butelkę pełną fińskiej wódki i dwie małe, drewniane chochle. Zalewa jedną odrobiną alkoholu, kręci energicznie i wylewa na zewnątrz. Cóż mi pozostało - robię to samo. Teraz właściwa porcja ląduje w „naczyniu” i w ustach. Wcale nie drapie. Repeta. Z nieczynnej sauny wychodzę jakby weselszy a i krew czuję, że rzadsza.



Nie będę opisywał wrażeń z sauny. Niech będzie dość, że wchodziłem tam dwa razy. W międzyczasie, w zimną noc, wskakuję na golasa do czarnego jak smoła i zimnego jak samo Zimno jeziora. Młodość się przypomniała Nadmienię jeszcze, że wywinąłem potężnego orła na śliskiej, terakotowej podłodze. Strat zero



Pierwszy kontakt z Finami to zaskoczenie. Zawsze miałem przed sobą obraz ludzi zamkniętych w sobie, zdystansowanych. To nieprawda.
Kończymy ten dzień w nocy. Jest godzina 0:30, czyli 1:30 miejscowego czasu.

Cdn.
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
 


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:56.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.