Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Prev Poprzedni post   Następny post Next
Stary 23.10.2017, 21:13   #1
cinas67


Zarejestrowany: May 2008
Posty: 39
Motocykl: RD03
cinas67 jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 1 dzień 7 godz 9 min 32 s
Domyślnie Dlaczego Gruzja?

Pojechaliśmy do Gruzji po raz pierwszy w 2013 roku i już w czasie tej podróży powiedziałem sobie ze jakaś spuścizna pseudo literacka powinna po tym wyjeździe powstać. Szło mi z tym pisaniem strasznie, coś powstało i zaraz w kanał, do tego stopnia ze kosz mi się zapchał w laptopie. Jak już w końcu po trzech miesiącach coś powstało, to stwierdziłem, że wstyd będzie pokazywać te wypociny ludziom i czym prędzej je zakopałem. Hmmm…człowiek jednak nie krowa i czasem zdanie zmienia, z kolei mój tekst to nie wino i w miarę leżakowania wartości nie nabiera, ale puste szkło się męczy, więc pomęczę też i was. W związku z tym że minęło już parę lat od naszego wyjazdu i wiele spraw się już zdezaktualizowało w tym tekście, to bardzo proszę brać na to poprawkę. Boże chroń królową i Cinasa.
266.jpg
no to powolutku, po cichutku zaczynamy…
Dlaczego Gruzja? Bo się człowiek naczytał, nasłuchał, naoglądał, a to o widokach takich, że majty spadają, o ludzkiej serdecznej gościnności, która nawet nas Polaków czasem onieśmiela, o jedzeniu, które powoduje, że po takich wakacjach wraca parę kilo obywatela więcej, o pięknych kobietach…?? Tu akurat wydaje się, że trochę w tym przekłamania, niestety jakoś bardzo urodziwej Gruzinki nie widzieliśmy, no może z jednym wyjątkiem, ale o tym potem… Do tego mój robak, który siedzi gdzieś we mnie w środku - jak się zorientował, że plan Gruzja - to zaraz zaczął swoje: masz afty w przełyku - trzeba je odkazić alkoholem, gruzińskim bimberkiem zwanym czaczą (to podobno taki Don Perignon Kaukazu). A poza tym Cinas bądźmy szczerzy - przecież ty nie lubisz jazdy na motorze jedynie, co cię tam ciagnie to - jazz, piwo, wódka, jazz, wino, wódka. Tak mi ten mój kochany robal prawi i powiem wam, że skubaniec częściowo ma rację, oczywiście oprócz jazdy na motorze. Mieliśmy jechać w sześć osób na czterech motocyklach, niestety jeden z wiernych towarzyszy wielu podróży Karaluch na trzy tygodnie przed wyjazdem został zaatakowany przez czerwonego kura, no i skończyło się w Siemianowicach na oparzeniówce. Pozostała ekipa to - Ewa i Rumcajs z Lasówki niedaleko Kłodzka na Afryce, Grzechotnik z Pszczyny na BMW 650 GS no i my, czyli Oko i Cinas z Pszczyny na Afryce. Plan był taki, aby do Gruzji dostać się i powrócić z niej przez Ukrainę i Rosję. Może trasa przelotowa nienajciekawsza, ale na pewno dużo tańsza, niż opcja przez Turcję gdzie cena paliwa zabija. Prawie 8,70 zł! Życie bywa jednak przewrotne, Rumcajsom udało się załatwić wizy bez problemu, a my mieliśmy cały czas pod górę. A to zła ramka, a to literówka w nazwisku kumpla (dokument drugi raz wysłany bez poprawy nazwiska i wszystko było OK?), ubezpieczenie, które musieliśmy rozszerzyć na cały świat?? A na koniec konsul powiedział, że może nam wystawić wizy mniej więcej w połowie trwania naszego urlopu – całuj konia w wentylator.
Dodam, że wizy załatwialiśmy przez biuro podróży, a nie prywatnie. Pracownik z tejże firmy, który pilotował sprawę w prywatnej rozmowie stwierdził, że nigdy się jeszcze z taką upierdliwością ze strony konsulatu nie spotkał. Rosja to nie kraj, to stan umysłu. No i co było robić, Rumcajsy jadą góra przez Ukrainę i Rusy, a my - czyli oddział Pszczyna - zapycha dołem przez Turcję. Oczywiście robak jest czujny i dopóki był plan jazdy przez Rusy to gadzina spała spokojnie ale jak usłyszał suche słowo „Turcja” to zaraz się ożywił i cicho szepcze - ,,Cinas oni tam mają ramazan w tym czasie, uschniesz z tęsknoty, weź coś na komary” a że mam słaby charakter i słabość do mojego robaka to zakupiłem 24 szt. 100 ml żubrówki, niby jako prezenty dla miejscowych i do nacierania się przeciwko komarom. Robak uspokojony zasnął.
1.jpg
Dzień przed naszym wyjazdem wpadają do nas Rumcajsy na małą kawę i gnają dalej w kierunku na wschód. My troje następnego dnia (27.07) około piętnastej wytaczamy siebie i machiny ku dwudziestu trzem dniom fantastycznej przygody. Słowacja, Węgry, Serbia, Bułgaria – tranzyt.
8.jpg
Nocleg nad Dunajem w Serbii

Po przejechaniu prawie 1900 km (oczywiście nie w jednym kawałku) dojeżdżamy do granicy tureckiej. Wszystko idzie bardzo sprawnie, a załatwienie wiz wali nas na kolana - wklejka do paszportu, potem pieczątka, 15 euro z naszej strony i słyszymy miłego dnia, następny proszę – wszystko trwa około 15 sekund. Pierwszy nocleg w Turcji mamy na stacji benzynowej. Podjeżdżając na stację widzę małe patio przylegające do niej, wiec pytam dwóch panów z obsługi czy możemy się tu przespać, a oni, że jak najbardziej i jeszcze pokazują nam gdzie są toalety i prysznice. Rozkładamy manele. W ramach odwiecznej przyjaźni polsko - tureckiej zanoszę im dwie buteleczki żubrówki (robak robi się niespokojny), a uśmiech na ich twarzach sprawił, że poczułem się jak Król Maciuś I, albo jakiś inny pirat. Wieczorem czyli około 24, jeden z dwóch panów obsługi przyszedł do nas na szczeniaczka poprawionego piwem, wypił trzy, po chwili duch go opuścił i odpłynął, a rano był nieczynny.
16.jpg
Nocleg na stacji
19.jpg
Wstajemy około 6 rano, drugi z panów przynosi nam fantastyczną herbatę turecką i jakieś ciasteczka, ze wzruszenia nie wiemy co powiedzieć.
Podam jeszcze namiary na stacje - N41.593,15 E026.688,79 ,,ENERGY”, około 40 km od granicy bułgarsko - tureckiej, fajna miejscówka. Po śniadaniu pakowanie maneli i na koń w stronę Istambułu. Mieliśmy plan przejechania miasta w nocy, podczas mniejszego ruchu, ale my swoje, a życie swoje. Przejazd przez stolicę Turcji zafundowaliśmy sobie o dwunastej trzydzieści w południe – można by rzec w środku szczytu. Jazda zderzak w zderzak przy prędkości dochodzącej do 100 km, cały czas przeskakując z jednego pasa na drugi – to taki chyba ich sport narodowy. Wiele ludzi narzeka na styl jazdy jaki panuje w tej części Europy, że niby niebezpieczni wariaci, których dopadła gorączka wyprzedzania, wciskania pedału gazu, a ja myślę, że w tym szaleństwie jest metoda. Pomimo potwornego ruchu cały czas kierowcy ustępują sobie miejsca i o dziwo, wszystko to toczy się w jakimś fantastycznym tempie i rytmie. Cały czas towarzyszy nam dźwięk trąbnięć - uwaga skręcam, dzięki za wpuszczenie, wskakuj przede mnie – zero agresji - uwielbiam ten styl jazdy. Uczyć się nam Polacy.
23.jpg

Jestem kierowcą raczej spokojnym, który nie odkręca manety na maksa jak widzi kawałek prostej, czy jak jakiś delikwent wyprzedzi mnie to u mnie strzała nie wchodzi na czerwone pole. Jazda po Bałkanach nauczyła mnie jednego - jeśli zapala się pomarańczowe światło to co koń wyskocz, maneta w dół, zostaw kawałek bieżnika na asfalcie, poczuj jak plecaczek wbija ci szpony w klate – byle do przodu, zrób miejsce innym. Dlatego szlag mnie trafia jak w Polsce, na zielonym koleś dopiero zaczyna szukać wajchy od zmiany biegów. Ostatnio jak zatrąbiłem na gościa, który stał na zielonym od trzech sekund to spojrzał na mnie tak jak bym mu kozę wydoił.
Na wszystkie autostrady potrzebna jest winieta, również na przejazd przez most na Bosforze - my nie mieliśmy ani jednego ani drugiego, za to jak przejeżdżaliśmy przez bramki, to mieliśmy pomarańczowe światło i wyjący alarm, a policja stojąca obok miała to w zupie. Jechaliśmy główną droga E-80 i po przejechaniu prawie pięciuset kilometrów przed miejscowością Bolu znaleźliśmy fajny nocleg nad jeziorem (Golkoy Baraji N40.70887 E031.52787). Na miejscu wylądowaliśmy już o zmierzchu i okazało się, że jest to miejsce piknikowe dla autochtonów imprezujących przy grillu i lokalnej muzyce, a po zmroku i ostatnich modłach również przy czymś mocniejszym – Allach przecież nie widzi po ciemku. Najwyższy czas uspokoić robaka, dobrze, że odpowiednie zapasy poczyniliśmy jeszcze w Bułgarii.
31.jpg
Rano znowu szybkie śniadanie i zwijanie maneli byleby zdążyć wyjechać zanim słońce zacznie przypiekać na całego. Ujechaliśmy jakieś siedemdziesiąt km i wzięła nas straszna ochota na kawę, przy okazji dopadł nas smutny obowiązek tankowania tureckiego paliwa. Zatrzymaliśmy się przy klimatycznej knajpce gdzie zamówiliśmy „coffee” czyli w naszym mniemaniu kawę. Siedzimy, pierdu pierdu, patrzymy a tu na stół zaczynają wjeżdżać sztućce, chleb, surówki, przyprawy, po czym gość przynosi mięso mielone prosto z grilla. Fakt, że godzinę temu zjedliśmy obfite śniadanie i nasze zbiorniki były wypakowane na maksa, przestaje być ważny. To był jeden z tych posiłków, który każdy z nas pamiętać będzie przez długie lata. Zapach, smak, kolory sałatek, wszystko świeże przygotowane specjalnie dla nas, na koniec podano nam pyszną herbatę w tulipanie. Pamiętam że po tej ,,kawie” jedyne na co mieliśmy ochotę to pójść do kąta i zakopać się w liście na dwie godziny. Gwoli informacji kawa to KAHVE, a to co zamówiliśmy nieświadomie to było KOFTE. Musze jeszcze dodać, że po posiłku podczas chwil rozleniwienia usłyszałem głos robaka - „może Cinas byś zdezynfekował przełyk tak na wsjakij słuczaj”- twardy byłem w pysk sobie dałem i się zamknął. Następny nocleg wypadł na miejskiej plaży nad morzem Czarnym, jakieś pięćdziesiąt km za Samsunem, tam w markecie zrobiliśmy zakupy i … ceny powaliły a rachunek oburzył!! Żadnych frykasów tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Tak nas przelicznik ogłupił, że kompletnie nie zwróciliśmy uwagi na to co kupujemy, byle tanio i w związku z tym nabyliśmy mało atrakcyjny dla nas trunek – jakieś anyżowe świństwo. Na miejscu każdy zabiera się za swoją działkę.
36.jpg
Nasz wyjazdowy cook
37.jpg
Każdy ma swoje obowiązki: Oko – pisanie dziennika podróży, malowanie oka, lęk przed szczypawkami, rozbijanie namiotu i dział lingwistyczny. Grzechotnik – rozpalanie ogniska, wieczorne żarcie z ognia, robienie drinków - sorry -przygotowanie karmy dla naszych robaków, Cinas - trzymanie w garści bacika. Zrobiło się już całkiem ciemno i bez czołówki nic nie było widać, idąc do lasu za potrzebą, doznałem wrażenia że jestem przez kogoś ,albo coś obserwowany. Nagle za sosny ujrzałem dwa maleńkie punkciki wpatrzone we mnie, co to mogło być do cholery...Ależ tak, to przecież był wyczekiwany nasz Ciąg Dalszy.
Rano zbieramy się po kąpieli w morzu i bliskim spotkaniu z niemałą meduzą i całkiem sporą płaszczką, pchamy się dalej.
46.jpg
Wzdłuż całej naszej drogi zaobserwowaliśmy, wspaniale utrzymane pasy zieleni – palmy, kwiaty, trawniki, oraz siłownie publiczne, całkiem fajne - zwłaszcza, jak się widzi zakutaną w szmatki muzułmankę wyciskającą ciężarki. Gorąc nieprawdopodobny – mięso odchodzi od kości. Za to moja zielona koniczyna leci jak szalona, co jakiś czas tylko szepnę jej do uszka –„no malutka szukaj, szukaj gdzie ta Gruzja”, a ona tylko mruknie, lekko pierdnie i dalej chyżo do przodu, czuje bydle inteligentne, że ma coraz bliżej, jeszcze jeden zakręt, jedna prosta, parę górek i jest…znalazła! Kraj z szalonymi kierowcami, doskonałym alkoholem gdzie nie znają słowa dosyć, gdzie na słowo Polska, przybijają ci piątaka, gdzie prastare chrześcijaństwo, cudowne surowe zabytki i przyroda taka, że mech ci rośnie na jajach (nie wiem jak to jest z kobietami – zapytam Oka). A nowa architektura jest nieźle pojechania. Szybko przejechaliśmy granicę i nagle zrobiło się jakoś inaczej, pojawiły się kobiety, alkohole na stacjach benzynowych, masa turystów, gwar i swoboda - poczuliśmy się jak w Polsce z lekką domieszką gruzińskiego szaleństwa. Jeszcze dobrze nie stanęliśmy na ryneczku w Batumi przy dworcu kolejowym a już mieliśmy zaproszenie od powracających do domu Polaków na imprezę oraz namiary na fajny nocleg. Rzeczywiście niezły - chata z bali, w środku gospodarz (Borka około 40 lat) były mieszkaniec Abchazji. Do dyspozycji mamy dwa pokoje, dużą kuchnię z salonem i co nie jest zjawiskiem częstym w Gruzji – łazienkę i ciepłą wodę. Wozidła dla bezpieczeństwa postawiliśmy w mini ogrodzie za żelazną bramą.
93.jpg
60.jpg
nasza kwatera
Po zadekowaniu się o godzinie 23 pierwsze smakowanie gruzińskiej kuchni – knajpka raczej podłego wyglądu ale charczo jakie podała przemiła Pani fantastyczne! A potem impreza do 3.40. Rozmowy z ochroniarzem prezydenta Saakaszwiliego, który brał udział w ostatnich działaniach wojennych, oraz śpiewy, także patriotyczne, wraz z Polakami nauczycielami. Rano śniadanko a potem zbieramy się i jazda z oponami do wymiany. Dojechałem do Gruzji na starych Metzelerach Sachara 3, czas na założenie nowych TKC 80, które wspaniałomyślnie wiózł nam Grzechotnik przez pół Europy. W serwisie wszystko sprawnie poszło a szef przyjął na przechowanie stare opony, może ktoś jeszcze z nich skorzystał.
105.jpg
mała czerwona plamka, na ścianie wzdłuż srebrnego busa
104.jpg
nasz ślad
Za przełożenie i wyważenie dwóch opon szef wziął 10 zł?! Na odchodnym dałem mu jeszcze dwie żubrówki - „za taki prezent, opony będę trzymał dla twoich kumpli dłużej niż istnieje przeklęta Rosja”
94.jpg
Afryka dostała nowe trampki.
Resztę dnia postanowiliśmy przelenić na plaży, po drodze wstępujemy na obiad do naszej knajpki na koronne gruzińskie danie, czyli chinkali.
68.jpg
Podczas posiłku podchodzi tubylec, krótka wymiana zdań i stwierdza on, że jak jesteśmy Polakami to musi nam postawić wódeczkę, ciężko się odmawia alkoholu w Gruzji, a w zasadzie nie odmawia się w ogóle.
70.jpg
75.jpg
Potem to tylko melon, wino i słodkie lenistwo
76.jpg
Stara odbiera satelitę.
77.jpg
A tu odbiera nam przyjemność patrzenia na plażę.
87.jpg
Grzechotnik z nowo poznanym rówieśnikiem
103.jpg
Architektura gruzińska potrafi zaskakiwać

Następny dzień - kierunek Uszguli - 325 km gdzie mamy spotkać się z Rumcajsami.
112.jpg
Gdzieś w trasie.
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg 118.jpg (468.8 KB, 17 wyświetleń)

Ostatnio edytowane przez cinas67 : 24.10.2017 o 20:21
cinas67 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
 


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Dlaczego lubię KTM-a puszek KTM 4117 26.02.2024 17:52
Dlaczego nie kupić DL-650 Pils Suzuki 83 30.08.2021 22:14
Gruzja przez Turcję. Dlaczego tak? bigos Przygotowania do wyjazdów 14 22.03.2011 17:19
Albania i Czarnogóra. Dlaczego tak? bigos Przygotowania do wyjazdów 41 10.04.2010 14:50


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:50.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.