Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12.02.2016, 17:48   #21
voxan69
 
voxan69's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jul 2008
Miasto: Sanok
Posty: 2,022
Motocykl: EXC, ST 1300
Przebieg: rośnie
voxan69 jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 7 godz 59 min 52 s
Domyślnie

Dawaj dawaj chłopie więcej
__________________
Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą
voxan69 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.02.2016, 21:52   #22
zaczekaj
Asia
 
zaczekaj's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Feb 2012
Miasto: Złotoryja/ Wrocław
Posty: 2,234
Motocykl: XL750, CRF300RALLY
Galeria: Zdjęcia
zaczekaj jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 miesiące 3 tygodni 5 dni 1 godz 33 min 6 s
Domyślnie

Dawaaaj!

wytapatalkowano
zaczekaj jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.02.2016, 01:33   #23
Maurosso
 
Maurosso's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2014
Miasto: Rz-ów
Posty: 648
Motocykl: RD07
Maurosso jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 2 dni 14 godz 2 min 49 s
Domyślnie

==============
Szczęście do przyjazdów w piękne miejsca o zachodzie słońca się mnie trzyma. Kapadocja polecana przez Mirmiła od razu robi wrażenie.





Pobyt rozpoczynam od znalezienia bardzo fajnego pola namiotowego. Tam zostawiam bety i rozbijam bazę, bo w planach na cały następny dzień, jest szaleństwo na lekko.

Tutaj poznaję też jedną z najbardziej ekscentrycznych osób z całego wyjazdu. Ale o tym za chwilę. Po rozbiciu bazy, wieczorny objazd okolicy.







Przed powrotem na pole, postanawiam wbić się do jakiegoś Turist Office i zapytać o co kaman z tymi balonami. Do tego momentu jestem święcie przekonany, że Kapadockie balony to jakiś festiwal. Może z dwa, trzy razy do roku. Coś w stylu festiwalu w Guczy.

Z tą świadomością, udało się znaleźć kanciapę jakiegoś TuristInfo, które akurat było przez Typa zamykane. Dialog mniej więcej taki:

-Hello
-Hello. Sorry, czy może mi pan powiedzieć kiedy będzie festiwal balonów?
-Mister...nie ma czegoś takiego.
-JAK TO NIE MA!? Głupa ze mnie robisz? A te wszystkie pocztówki co tu masz? Te plakaty. Wszędzie balony? Jak to nie ma festiwalu balonów w Kapadocji?!
-Mister, one latają codziennie
-Wow! Naprawdę?! Jutro też? Mega! A wie pan o której startują?
-O 4 nad ranem mister.
-Aha...to dziękuje...

I wyszedłem. Taki strasznie smutny. No bo...no byłaby opcja zobaczyć te balony. Ale o czwartej nad ranem? Pobudka? No nie ma opcji. Nie da się. Nie jest to dla mnie wykonalne.

Na szczęście drzwi obok był sklep z winami. Dwie butelki z najniższej półki, w rogu za lodówką, wyglądały akurat na to czego potrzebowałem. I cena jaka rozsądna! Wracam na pole namiotowe. Do wina zapraszam poznaną wcześniej Fee oraz dwie całkiem urokliwe węgierki, które autostopem sobie zwiedzają Turcję. Ale nie o nich teraz będzie...

Fee jest Brytyjką. Podróżniczką. Lesbijką. Matką. Jej sposób opowiadania, akcent, historie, po prostu wgniatają w glebę. Raz śmieszne, raz straszne. A ma ich praktycznie nieskończoną ilość, bo żyła w ewidentnie nietypowy sposób.

Przez prawie 20 lat, praktycznie pół na pół na Wyspach i w Indiach. Co roku czyniła dwa lub trzy kilku miesięczne wyjazdy w formie freestylu. Bez planu. Ot, szwendanie się po Indiach z patyczkiem. Tu jakaś robota. Tam jakaś dziewczyna. Odrazu warto zaznaczyć że ze swoją orientacją jest bardzo otwarta. Można wręcz zaryzykować, że jest wojująca w tym temacie

Obecnie spotykam ją z córką (nazwaną wymownie India ;]), w Kapadocji. Pytam więc, co ją do Turcji sprowadza? W odpowiedzi słyszę, że boi się tam od kilku lat jeździć. Tutaj zaczyna się jej opowieść, o Indiach sprzed jakiś 30stu lat. O miłości do tego regionu. I o tym jak widziała na własne oczy jak z każdym rokiem miejsce, które tak kochała, wypacza się. A winą za ten stan rzeczy jednoznacznie obwinia turystykę komercyjną.

Bardzo krytykuje cały system, który w skrócie opisała tak (parafrazując): Dwa tygodnie urlopu dla biznesmena, to ważny czas. Trzeba go spożytkować intensywnie i z rozmachem. W tamtym czasie, Indie były ogromnym rozmachem. Zaczyna się napływ ludzi majętnych, którzy płacą duże pieniądze za swoje 2 tygodnie odpoczynku. Wszystko było by ok, gdyby odpoczywali zgodnie z kulturą danego miejsca. Jednak oni chcą odpoczywać tak jakby odpoczywali w swoim kraju. Chcą modżaito, disco, basen i spa, czyli dokładnie to co na Wybrzeżu Lazurowym, tyle że w Indiach.

W kraju, który nie jest obeznany z alkoholem i kulturą picia. Który nie zna prawideł i społecznych ram zachodniego świata. Dodajmy do tego internet, który dla laika generalnie składa się z tylko z pornografii i zdjęć kotów...i nagle robi się problematycznie.

Coraz więcej hoteli, spa. Coraz więcej modżaitów i innych zachodnich zachcianek pojawia się zbyt szybko w zbyt niekontrolowany sposób, bo portfel turysty komercyjnego jest generalnie bez dna z uwagi na siłę $$$. I nagle pojawia się coś, co jeszcze kilkadziesiąt lat temu w Indiach byłoby nie do pomyślenia: przestępczość, przypadki gwałtów no i alkoholizm. Do tego generalny społeczny rozpiździaj.

Tak ta cała historia została przez Fee opisana. Ile w tym prawdy? Nie wiem. Mówiła przekonująco.

Dlatego też postanawia ogarnąć inne kraje, których jeszcze nie poznała. Do Turcji przyjechała z Maroka. Tak więc z uwagi na orientację...odważnie ;] W tej tułaczce, towarzyszy jej jak wspomniałem, córka Indie. Całe obozowisko spakowane mają do dwóch małych walizeczek, bo plecak turystyczny dla Indie za duży, a Fee ma problemy z kręgosłupem. Długo można, by jeszcze o tym duo opowiadać

Fee z Córką


Dwa wina później, wtaczam się do namiotu. Jakoś tak na złość sobie, ustawiam budzik na 3:45. Dzwoni. "...uh...nienawidzę świata, pierdziele te balony, nie kce mi się i basta." Znowu dzwoni. "No dobra, wstanę. Ale coś czuję, że to jakaś lipa będzie. Zimno. Źle. Ciemno." Wciskam się w motołachy, wypycham Afrę z pola namiotowego coby ludzi nie budzić. Odpalam moto, siadam. "...no i pięknie. Nawet nie wiem, w którą stronę jechać. Nie mam pojęcia skąd te balony mają w ogóle startować. Wiedziałem, że to bezsens z tym wstawaniem. Cóż, jak teraz wrócę to się jeszcze wyśpię."

Drogą pocina sobie pick-up z z przyczepką. Na przyczepce coś, co wygląda na wielki kosz baloniarski. Uch, nici więc z odespania tej pobudki. Trza za nim jechać. Dojeżdżamy do jakiejś sporej wielkości dolny. Jest tam też drugi taki sam pickup z przyczepką. "No świetnie. Wstawanie o czwartej tylko po to, by zobaczyć dwa balony. Ależ mi atrakcja". Ustawiam się na lekkim wzniesieniu tej doliny i postanawiam poczekać chwilę i zobaczyć co się będzie działo.

Po dziesięciu minutach...w ciemności rozjarza się chyba 20 świateł samochodowych. Kręcą się po mieście. Po okolicznych dolinach. Kilka wpada na tą gdzie ja jestem. Coraz więcej i więcej ich. Wszystkie to pickupy z przyczepkami. Straszny harmider się robi, ale taki zorganizowany. Każde auto zajmuje swoje miejsce. Z każdego wysiada ekipa Turków i zaczyna ogarniać. "No dobra...chyba jednak warto było się zdzierać o tej godzinie..."

Podwójne, białe światełka, to pickup z balonem








Odpalają dieslowskie dmuchawy. Huk jaki się robi...jest nie do opisania. Cała dolina, także okoliczne drży. A to dopiero początek, bo po chwili odpalają się palniki gazowe. Pięknie to wygląda, bo jeszcze szaruga jest, i odległe balony, co chwilę jak żaróweczki się rozpalają na kilka sekund















Jak już palniki grzeją, znowu robi się zamieszanie, bo przybywa cała flota białych busików z turystami. Każdy minibusik, zbiera turystów o 5 nad ranem z hotelu i podwozi do umówionego wcześniej balonu. Nie ma tu jakiś negocjacji czy walki o miejsca. Wszystko wcześnie uzgodnione z biurem i danym przewoźnikiem. Szybki załadunek i po chwili startują.









Śledzę całą tą bandę, bo wielce ciekawy jestem, jak wygląda lądowanie takiego balonu.





Lądowanie wygląda dość komicznie. No bo tak: Nigdy do końca nie wiadomo, w którą stronę te balony poniesie, bo zawsze różnie wieje. Każdy balon, ma swojego pickupa z przyczepką, i trzeba go po lądowaniu na tą przyczepkę spakować. Poza tym, ktoś musi złapać liny i wspomóc załogę z kosza z ziemi. Tak więc jak tylko balony wystartują, to nagle w pościg rusza taka sama ilość pickupów z przyczepkami.

No nie ma jakiegoś lądowiska oczywiście. Przeważnie siadają gdzieś w szczerym polu na jakimś wzgórzu. Tak więc wszyscy dzidują po bezdrożach, Każdy kierowca z ekipą naziemną, ściga tego swojego balona. Jak powieje w drugą stronę, to zawrotka i dzida w drugą stronę. No totalny, wspaniały, piękny chaos Z tymi przyczepkami, które ma się wrażenie że zaraz się rozlecą na tych wertepach. Zawracanie w szczerym polu. Jeżeli kiedyś w Dakarze pojawi się piąta kategoria: samochód z przyczepką, to Turcy z Kapadocji będą nie do wyjebania :P

Tyle że to nie koniec. Bo każdego takiego pickupa, ściga biały busik. No bo w końcu ktoś musi turystów z powrotem pod hotel odstawić

Niestety w momencie największego zamieszania, padła bateria. Tutaj tylko lekka namiastka całej zabawy:
__________________
Marcin vel "Gruby" aka "Maurosso"

Ostatnio edytowane przez Maurosso : 13.02.2016 o 01:44
Maurosso jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.02.2016, 08:36   #24
Jac
 
Jac's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2013
Miasto: Słomianki
Posty: 550
Jac jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 3 dni 16 godz 5 min 55 s
Domyślnie

Pięknie! Ładnie też opisane, tak że czuje się ten radosny pierdolnik balonowy
Jac jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.02.2016, 09:32   #25
Dylan
Orzeszek
 
Dylan's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2015
Miasto: RLU DESANT
Posty: 176
Motocykl: DR-Z 400
Dylan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 dni 57 min 35 s
Domyślnie

Słucham raz, teraz czytam i utrzymuje nadal, że to najlepsza relacja jaką czytałem/słuchałem
Dobrze się składa, ze posłucham jeszcze raz. Do zobaczenia w Narolu
__________________
Dylan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26.02.2016, 12:21   #26
Maurosso
 
Maurosso's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2014
Miasto: Rz-ów
Posty: 648
Motocykl: RD07
Maurosso jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 2 dni 14 godz 2 min 49 s
Domyślnie

=========
Dalsze kilometry to kierunek na Kurdystan. Po drodze przyuważyłem pierwszą górę z prawdziwego zdarzenia: Erciyes Dağı. Kręcę się po okolicy bo jest niezwykle urokliwa.





Nocleg w okolicy jeziora Malatya, które na mapie wygląda mega wypaśnie, a okazało się raczej mało atrakcyjnym, pełnym robactwa szuwarowiskiem. Przynajmniej od tej strony, z której zajechałem. Na szczęście, pełnia robiła niesamowite wrażenie.



Następny dzień to atak na park narodowy Nemrut Dagi. Piękne drogi, księżycowy krajobraz, a w samym sercu parku, antyczne ruiny.

Cytując za wiki:
Cytat:
Nemrut jest jednym z najważniejszych stanowisk archeologicznych związanych z kulturą późnego okresu hellenistycznego, jednak sama eponimiczna nazwa tego miejsca pochodzi z kręgu kultury Mezopotamii III tysiąclecia p.n.e. i wywodzi się od legendarnego Nemroda.

Rangę tego miejsca wyznaczył najlepiej zachowany zespół świątynno-sepulkralny tzw. hierotezjon (gr. hierothesion lub hierotheseion) zbudowany przez króla Kommageny Antiocha I Theosa Dikajosa Epifanesa Filoromajosa Filhellena ok. r. 62 p.n.e. Kompleks składa się z tumulusa (kurhanu) o wysokości 50 metrów, usypanego z drobnych odłamków skalnych oraz trzech tarasów, które przylegają do tumulusa od wschodu, północy i zachodu. Każdy taras ozdobiony jest grupą pięciu monumentalnych (8 m wysokości) rzeźb przedstawiających samego Antiocha jak i jego "braci i siostry" - bogów synkretycznego panteonu persko-greckiego. Wszystkie postacie przedstawiono w strojach typowych dla I wieku p.n.e. na tych terenach, a każdy posąg opatrzony jest objaśniającą inskrypcją. Do każdego z tarasów prowadziła niegdyś osobna Droga Procesyjna, a całość była "chroniona" przez liczne posągi lwów i orłów. Podstawę tumulusa oraz cokoły posągów obiegał monumentalny fryz przedstawiający rzeczywistych i mitycznych przodków króla.












Cały ten teren usiany jest niezwykle ciekawymi miejscami ociekającymi historią.









Z uwagi na żar lejący się z nieba. Zatrzymuje się w prowadzonej przez Kurda knajpie przy drodze. Dojazd do niej pod kostce brukowej, jest niezwykle stromy. Moto ledwo na jedynce tam dociera. Gość dobrze gada po angielsku. Opowiada jak pracował w Niemczech, ale wrócił tu bo tęsknił za rodowitą ziemią i otworzył tą knajpkę.

Luźno sobie rozmawiamy, kiedy słyszę niezwykłe skrzypienie i jęki metalu. Odwracam się i nie do końca ogarniam co widzę. W tym radykalnym słońcu, pod ten nieludzki podjazd, na skrzypiącym składaku podjeżdża ten gość:



Spotykałem wcześniej sporo rowerzystów po drodze. Przeważnie jednak wczesnym porankiem albo późnym popołudniem. Wielu z nich w ogóle swoje kilometry kręci nocą, kiedy nie ma tego prażącego słońca. Hans ma 62 lata, jest na emeryturze, odchował już dzieciaki i w związku z tym i brakiem poważnych zobowiązań, postanowił spełnić swoje marzenie o długiej wycieczce na rowerze.

Rowery innych jego pokroju, to albo superduper karbonowe kolarki, albo zwykłe rowery z paroma kilogramami w sakwach. Rower Hansa, wygląda...ciężko opisać jak wyglądał. Na zdjęciu tego nie widać, ale poza dwoma wielkimi sakwami z tyłu i ogromnym wałkiem za siedzeniem, z przodu miał kolejne dwie wielkie sakwy. 47 kg waży wszystko :|

-Hans, czyś ty zgłupiał? Wiesz jaka jest temperatura? Jak ty w ogóle wydarłeś pod tą górę tutaj?
-Wiesz co, ogólnie to pod górkę jest ok. Z górki jest beznadziejnie, bo mi hamulce nie wyrabiają.
-...

Cóż, po takim tekście nie wiedziałem co powiedzieć. Dopiłem zimną colę, spakowałem manatki i z podkulonym ogonem przed Niemcem Hansem ruszyłem dalej w kierunku Siverek.

Nowy most nad Eufratem. Jeszcze rok przede mną, kursowało się promem, który teraz rdzewieje na brzegu.
__________________
Marcin vel "Gruby" aka "Maurosso"

Ostatnio edytowane przez Maurosso : 26.02.2016 o 12:29
Maurosso jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26.02.2016, 13:13   #27
Nynek
 
Nynek's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2014
Miasto: Myślenice
Posty: 596
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Nynek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 2 dni 23 godz 13 min 34 s
Domyślnie

Zajebioza
Nynek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04.03.2016, 13:32   #28
Maurosso
 
Maurosso's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2014
Miasto: Rz-ów
Posty: 648
Motocykl: RD07
Maurosso jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 2 dni 14 godz 2 min 49 s
Domyślnie

===================
Siverek to Kurdystan pełną gębą. Zatrzymuje się na poboczu, coby wybrać gotówkę z bankomatu. Znikąd pojawia się trzech typków. Jeden niesie krzesła, drugi tacę pełną herbat, trzeci stół. Rozstawiają cały interes na chodniku, każą siadać i opowiadać :P

Mega pozytywna spontaniczna posiadówa szczególnie, że praktycznie co drugi coś tam mówi po angielsku. Za chwile pojawia się kolejny typek, który podjechał białą machiną i mówi, żebym wsiadał, to obwiezie mnie po okolicy i pokaże miasto. Trochę skonfundowany byłem, bo lipa zostawiać na chodniku całe obładowane moto, generalnie bez zapięcia etc. Ale gość co przyniósł stół, prowadzi sklep GSM zaraz obok, mówi że będzie zerkał, że nie ma co się bać. A wszystko o co się martwię, żeby wnieść do niego do lokalu.



Objazdówka jest mega śmieszna, bo kierowca i jego wspaniała maszyna jest jakoś śmiesznie zmodyfikowana. Jedzie po ludzku, cichutko, do czasu kiedy na chodniku pojawia się jakaś lasencja, wtedy przełącznikiem rodem z helikoptera, przełącza wydech w tryb przelotowy a'la WRC :P Nie wiem czy to jakiś tani trick, ale efekt był zajebisty. Do tego co drugie skrzyżowanie bierzemy bokiem.



Po powrocie, moto na swoim miejscu, nikogo nawet w okolicy. Jakoś tak, bezpiecznie się poczułem. Automatyczne wrażenie, że można by zostawić moto całą noc i raczej nikogo by nie pokusiło.

Na tym etapie, nie miałem ze sobą porządnego klucza do tylnej osi, a łańcuch wymagał lekkiego naciągnięcia. Zahaczam się o jeden z licznych serwisów skuterkowo/motocyklowych. Mega miły szef, przyjmuje herbą. Cała ekipa pracowników jest mega pozytywna. Obskoczyli moto, jeden naciąga łańcuch, drugi dokręca jakieś śrubki, trzeci coś tam modzi linkami. Oczywiście koniec końców i tak musiałem poprawiać, bo jak łańcuch typ naciągnął to zrobił z niego strunę fortepianową :P

Ten drugi z lewej chłopaczek w białej koszulce, to syn szefa siedzącego po środku w pasiastej koszuli. Ogólnie większość ekipy to kuzyni, szwagrowie, jednym słowem rodzinna atmosfera


Po wyjeździe z miasta, ruszam na poszukiwania noclegu. Dzidując przez pobliskie wioski, na środek drogi wypada typ. Zaczyna machać rękami. Zatrzymuje się. Wygląd gościa epicki. Wąs Stalina, krok spodni kończący się na przy kostkach i uśmiech od ucha do ucha.

Pyta się mnie coś, chyba skąd jadę. Nie hablo pa angliskij niestety. Odpowiadam, że z Lechistanu...Oczy otworzył szeroko i zaczyna się śmiać. Odwraca się w stronę swojego podwórka i autorytatywnie rzucił hasło w stronę swojej żony, które można by odczytać jako: "Hanka! Nastawiaj czaj! Mamy gościa z Lechistanu."

Rozsiedliśmy się w "ogródku", popijamy herbę. Gospodarz uczy mnie metodyki ichniejszego popijania herbaty (trik z kostką cukru w zębach), plus generalna zabawa w komunikację metodą na kalambury. O tyle zabawnie, że cokolwiek dojdziemy do jakiegoś porozumienia, to typ zaczyna się tak strasznie śmiać :P Praktycznie co chwile spada z krzesła rechocząc i łapiąc się za głowę. Mega pozytywne doświadczenie. Szczególnie, że w pewnym momencie, drogą którą jechałem toczy się marszrutka pełna ludzi.

Gospodarz znowu wyskakuje na drogę, macha rękoma. Kierownik to chyba jakiś jego znajomy. Po chwili wysiada z busika i dołącza do nas. I tak sobie siedzimy w trójkę, popijamy czaj, kalamburujemy, a ludzie z busika wszyscy wlepieni z okno i patrzą o co w ogóle chodzi :P Trochę jak scena z filmu Barei. Po szklance herby, kierowca lituje się na pasażerami i rusza dalej. Ja po chwili podobnie, bo niedługo słońce zajdzie i lipa będzie z szukaniem miejsca na nocleg.



Szukanie noclegu kończy się na porażce. Choć nie przed jednym z bardziej epickich zachodów słońca. Problem polegał na tym, że ziemia jest niesamowicie surowa. Cała okolica, pomimo że wygląda jak raj dla rozbicia namiotu, usiana jest polem ostrych bazalto-podobnych kamieni.



Kręcę się to w jedną to w drugą. Lipa generalnie. Ciemno i głucho wszędzie, więc spanie przy motorku na drodze to jedyna opcja. Z takim namysłem, gaszę maszynę, i dopiero wtedy dopiero słyszę nieodległe dzwonienie kóz. Po chwili pojawia się pasterz, który całym tym stadem zarządza. Po krótkich kalamburach i szybkim namyśle, zaprasza do siebie na kolacje i nocleg. Kątem oka przyuważyłem, że za pasem ma wielkiego sześciostrzałowca, kalibru na słonie.

Powolutku zagania on z drugim chłopakiem całe stado w kierunku domostwa, a ja toczę się za nimi. Gospodarstwo sprawia wrażenie bardzo ubogiego, ale przyjęty zostaje wielce gościnnie. Wejście do środka tylko na boso (na szczęście miałem okazje umyć nogi jakimś szlauchem...).

Co ciekawe, gospodarz miał w komórce jakieś elementy internetu. Wbijam więc na google translate i zaczynamy nieśmiałą wymianę prostych informacji. Szybko rozluźnia się cała atmosfera. Pojawia się mega wypasiona wyżera na bazie sałatek, serów, lokalnego pieczywa. W domostwie urzęduje szef, jego żona z małym bobasem i trochę starszym synem, plus dwie córki w tym jedna w ciąży.

Do całej supry, po chwili dołącza dwóch gości, ewidentnie jakiś wujków. Gaworzymy sobie. Śmiejemy się z niezdarnych translacji farsi-angielski i odwrotnie. W pewnym momencie, zwracam uwagę na tego chłopaka co wcześniej zaganiał kozy z gospodarzem przy pierwszym spotkaniu. Jakoś tak w kącie siedział i bardziej coś tam podjadał niż uczestniczył w wyżerce.

Pytam szefa o co kaman i czego nie siedzi z nami, a co pada wymowne: "To jest Arab. Nim się nie przejmuj."

Widząc moje zdziwienie rozwija temat mówiąc, że chłopak uciekł z Syrii przed wojną i pracuje u niego w gospodarstwie za jedzenie i dach nad głową. Ale żebym generalnie się nie martwił, bo to tylko Arab. Bardzo nieswojo się poczułem, a była ku temu masa czynników. Swoboda z jaką przy wszystkich mówił, że to generalnie jest niewolnik i żeby się nim nie przejmować była...uderzająca. Plus ta świadomość, że ja sobie z dupy przyjechałem i z marszu potraktowano mnie jak wielkiego Pana, a chłopaka (w moim wieku mniej więcej), który uciekał przed wojną i tragedią (widać to było w jego oczach), który wielce możliwe, że stracił część rodziny, traktuje się jak osobę trzeciej kategorii. Ciężki temat.

Z drugiej strony, nie było tam widać jakieś agresji lub niechęci w jego stronę. Ciężko mi to opisać. Zupełnie inna rzeczywistość i perspektywa. W końcu fakt jest taki, że gość daje mu jednak to schronienie i jedzenie.

Po skończonej kolacji, kobiety posprzątały i znikły, Syryjczyk też gdzieś poszedł, zostały tylko wujki i gospodarz. Znowu trochę się rozluźniła atmosfera. Jeden z nich, wyciąga wielki wór tytoniu, plus bletki i kręci papierocha. Proszę go coby też dla mnie podziałał w tym temacie. To co typ stworzył, śni mi się po nocach. Wielka, krzywa, marchewa, bez filtra bez niczego. Choć różnej jakości papierochy zdarzało mi się popalać...tamten był nieludzki. I z wyglądu i ze smaku.

Wstałem, poszedłem do moto i wydarłem z tankbaga filterki i maszynkę do rolowania, którą zgarnąłem jeszcze w Grecji. Wziąłem od typa bletkę, wsadziłem filtr, trochę tytoniu...cała ekipa wpatrzona w moje łapy, bo totalnie nie wie co się dzieje. Po chwili w łapie trzymam idealnie skręconego papierocha z filtrem. Zaskoczenie i radość w oczach wujka i reszty ekipy: bezcenna.
Oczywiście zostawiam wujkowi resztkę filtrów plus tą maszynkę, po wcześniejszym nauczeniu obsługi

Czas na nocleg. Kolejne zaskoczenie. Nie ma spania w komnatach, sypialniach. Budynek jest dwukondygnacyjny z dobudówką. Na dachu drugiego piętra śpi szef z żoną i najmłodszym synem. Na dachu pierwszego piątra (tej dobudówki), babcia, córki, starszy syn i ja. A na jeszcze niższym budyneczku nieopodal (coś a la komórka/szopa), chłopak z Syrii. Posłanie z kilku ciepłych koców. Nad łbem rozgwieżdżone niebo. Wszystko powyższe to jeden dzień w Kurdystanie...było co rozkminiać przed snem.

__________________
Marcin vel "Gruby" aka "Maurosso"

Ostatnio edytowane przez Maurosso : 04.03.2016 o 13:39
Maurosso jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04.03.2016, 15:44   #29
motomysz
 
motomysz's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2013
Miasto: Białogard
Posty: 466
Motocykl: RD07
motomysz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 2 dni 4 godz 31 min 59 s
Domyślnie

Wciągające to wszystko, czyta się jednym tchem. Taka wyprawa to marzenie pewnie niejednego z tutejszych, moje na pewno :-D Dzięki MAUROSSO !

Ostatnio edytowane przez motomysz : 04.03.2016 o 16:07
motomysz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04.03.2016, 20:41   #30
Korbol
 
Korbol's Avatar


Zarejestrowany: May 2013
Miasto: Koziegłowy / Poznań
Posty: 129
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 72000
Korbol jest na dystyngowanej drodze
Online: 7 miesiące 3 tygodni 1 dzień 4 godz 20 min 2 s
Domyślnie

Świetne... czekam z niecerpliwością na następna część
Korbol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz

Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Stany !!! Azja Centralna A-R-S sebol Trochę dalej 96 28.07.2015 17:13
Azja Centralna sierpień/wrzesień 2012 gancek Umawianie i propozycje wyjazdów 20 21.07.2013 22:23
Korytarz Wakhański - Azja Centralna czerwiec-lipiec Piast Umawianie i propozycje wyjazdów 51 12.01.2013 13:43
Sprawy formalno - wizowe Azja Centralna i Mongolia ydoc Przygotowania do wyjazdów 47 20.06.2012 00:17
Azja Centralna Magnus Trochę dalej 137 29.11.2009 09:31


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:22.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.