Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06.09.2023, 09:13   #81
wojtekk
Gość


Posty: n/a
Online: 0
Domyślnie

Emku, mistrz drugiego planu pokazuje kciuka, czy dłubie w nosie KCIUKIEM?

Opowiadaj dalej! Jedzie sie
  Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.09.2023, 14:11   #82
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 10,791
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 godz 40 min 28 s
Domyślnie

Kolejny dzionek wstaje i mamy z rana pogodę fantastiko. Za oknem wita nas Rapakoshi.

Na dziś plan numer jeden to naprawa Michałowej torby lub zakup nowej. Znajdujemy nawet sklep sugerujący że mamy do czynienia z czymś co handluje tzw. mountain equipment. Niestety toreb nie maja wcale a jedynie plecaki i masę używanego szajsu w różnym stanie. No to szukamy naprawiacza.
Znalazł się w końcu w jednej dziupli. No to do roboty.


Koleś torbę załatał a nawet wymienił uszkodzone klamerki tak że wróciła jej funkcjonalność. Skoro naprawy poczynione to dziś mamy w planie skoczyć pod lodowiec do wioski Hopar. No to lecimy. Trzeba wyjechać za miasteczko i zaraz za mostem mamy skręt do dolinki na Hopar.
O tutaj mamy cel naszej wycieczki.
https://goo.gl/maps/jHYPgsTjftyg3XKj6
Droga jest ok bo w zasadzie jest asfaltowa do samego końca z kawałkami szitu.
Po drodze mamy jakieś wykopaliska kamsztorów, naczy marmuru.

Sam lodowiec doopy nie urywa.



Można zejść w dół i obejść to kawałek, mają tam nawet jakies jeziorko co się zwie Rush Lake
https://goo.gl/maps/3AVy2PLcMir8zSJv8
Aby tam dotrzeć mamy kawałek trekkingu a że w ciuchach motocyklowych chodzi się raczej słabo to rezygnujemy z wycieczki w dół. Za to zwiedzamy okoliczne budy z pamiątkami. W każdej jest oczywiście praktycznie to samo, ceny są odmienne za to samo, negocjacje są wskazane więc kupuję tubylczą czapkę co niby jest robiona w pobliskiej wiosce. Nie chce mi się w to wierzyć ale pamiątkę trzeba mieć.





Hopar mamy odklepany i mamy w planie skoczyć pod Rapakoshi ale niestety pogoda nam się kasztani, zaczyna padać deszcz, gór praktycznie nie widać więc rezygnujemy z podjazdu pod górę i decydujemy się oblukać tutejsze forty, które na początku naszej wycieczki polecali nam spotkani Polacy.
No to wracamy w kierunku miasta. Mamy po drodze fort o nazwie Baltit Fort i obok jest drugi Altit Fort.
Jedziem na ten pierwszy. No i zaraz na podjeździe zatrzymuje nas koleżka że tam się nie wjeżdża i musimy zostawić motki na parkingu i dymać z buta. No cóż. Idziemy. Do tego trzeba zabulić za wjazd.
Płacimy. Wkoło stragany z tym samym dziadostwem co wszędzie, czyli kamienie, biżuteria, suszone owoce, herbaty i pozostałe dziadostwo. Ceny coś jakby bardziej europejskie niż na dole w wiosce.
No ale jak my już wleźli to trzeba zwiedzić. W mojej ocenie to szkoda prądu na tą atrakcję ale jak ktoś jest fanem to można.














Po tej wątpliwej przyjemności schodzimy na dół a że mamy porę obiadową i widzimy pierwszy raz w PAKu że na garach są kobiety to postanawiamy spróbować ichnich specjałów. Wybór jest niewielki ale ktoś nam wspominał o pierogach to bierzemy pierogi.
Bardzo smaczne i dość pikantne. Ogólnie spoko.
W międzyczasie widzimy ekipę rumuńską która zmierza w kierunku fortu. My tymczasem zjeżdżamy w dół. Tam jest coś w rodzaju bruku, pada deszcz i jest zajebiście ślisko. Trzeba uważać.





Szwędamy się trochu po okolicy a że byśmy się napili kawy to David, który jedzie z Rumunami wspominał że tu jest jakaś zajebista kawiarnia. Szukamy i szukamy i w końcu znajdujemy.
Maja ekspress do kawy. Lokal jak na warunki lokalne jest wręcz ekskluzywny. Ceny też są takowe. Zamawiamy kawkę i jakąś chińszczyznę do jedzenia. Kawa miód (albo taka się zdawała po długim odwyku) a i żarcie niczego sobie.
Późnym popołudniem wracamy na bazę, pranie a wieczorkiem Salman serwuje Hunza Water do kolacji więc jest dość wesoło. Jutro startujemy w kierunku Passu, gdzie jest ten śmieszny wiszący mostek i wjazd do Shimshal nad która to doliną słyszałem same achy i ochy. Mamy tam bazę zaklepaną więc plan zakłada zrzut tobołów, przejazd do doliny Shimshal i powrót wieczorem na bazę. Wydaje mi się że będzie ciasno i jak się okazało nie myliłem się.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.09.2023, 14:57   #83
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 10,791
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 godz 40 min 28 s
Domyślnie

Pobudka, śniadanie i łogiń. Dojazdówkę mamy do Passu. To jakieś 50 km asfaltówką więc nie przewidujemy jakiegoś opóźnienia. Idzie nam sprawnie i dość szybko dolatujemy na miejsce.
Po drodze mijamy bajoro o całkiem przyjemnym kolorze wody.


I mamy tez kilka tuneli w tym 2 długie. Tutaj uwaga do wybierających się do PAKa i wypożyczających pojazdy. Maszyna oczywiście powinna być sprawna jak ja bierzecie ale należy zwrócić szczególną uwagę żeby miała światła, które działają. No i obowiązkowo klakson. Jak nie ma czegokolwiek z wyżej wymienionych to niech wam to zrobią przed wyruszeniem.



Przed samą bazą w Passu gdzie mamy zrzucić toboły zatrzymujemy się w przydrożnym barze, który w zasadzie jest w budowie ale działa. Mają tam też coś co się zwie Yak Grill ale o tym później.
Bazę mamy tutaj.
https://goo.gl/maps/kEVGMjQKzoPcNzop9
Wbijamy , zrzucamy toboły i od razu ruszamy do Doliny Shimshal, która uważana jest za jakiś cud. No to łogiń. Ruszamy i gdzieś koło 11.30 wbijamy się w dolinę. Początkowo trasa biegnie płasko wzdłuż rzeki a następnie stopniowo wznosi się w górę.


Lecimy. Jest cholernie gorąco i są fragmenty zdradliwe. Informacyjnie, co ewentualnie może tam zaskoczyć. Po pierwsze łachy kopnego piachu następujące tuż po twardej kamienistej nawierzchni. Można się zaskoczyć. Druga sprawa to fragmenty kamieniste o takiej strukturze, w której można zakopać się jak w piachu. No i oczywiście przybierające popołudniem brody. To akurat lekko mnie stresowało bo wszyscy mówili nam żeby jechać tam rankiem i wracać koło południa a mamy południe na wjeździe do doliny. Pachnie lipą.
Grupa jest podzielona tak, że ja z Michałem i Malezyjczyk Nabil lecimy razem na 150 a reszta na dużych jest za nami lub przed nami.






Co tu dużo gadać. Trasa jest nudna i monotonna a widoków brak. Jak na moje oko to jedyną obiektywną atrakcją tej trasy jest sama droga wisząca fragmentami nad urwiskiem ale jak ktoś zobaczy to na YT jak ja wyobraża sobie to całkiem inaczej. Trasa jest po prostu zajebiście łatwa, kompletnie nie widokowa i nudna. Potem Sambor mi powiedział że dla niego to kwintesencja trasy w górach i co do samej trasy mogę się zgodzić jak idzie o jej charakterystykę i przebieg.


A może moje oczekiwania co do tego cudu natury były zbyt wygórowane. Drugi raz bym tam na pewno nie pojechał bo w mojej ocenie atrakcja z tego kompletnie żadna i nie byłem w tej opinii odosobniony. No ale jedzie się. Jak już się wyjedzie z tej wąskiej doliny z półkami skalnymi trasa się wypłaszcza, jest już kompletnie drętwo a jedyna atrakcją sa jakieś brody. Przy czym są chyba w zasadzie 3 z czego 2 bym nazwał dużymi kałużami a tylko jeden bród jest na płynącym potoku i ten jest kuwa zdradliwy.
Po drodze mamy właśnie tą kałużę i jest ona głęboka. Nawet bardzo głęboka więc postanawiamy ja jeb boczkiem. Niestety robiąc rekon wpadam w takie kolczaste krzaczory. Przeszywa mnie niesamowity ból i oczami wyobraźni widzę potoki krwi spływające mi po nogach w buty. Pali to jak ogień. Wyciągam te kolce z portek i można lecieć dalej.




Obrazowo najlepiej podejść do tematu. Więc tak to wyglądało jak jechaliśmy do doliny.
Ja już po drugiej stronie a brodzikiem wali kolega Nabil.

Jak widać pan Pikuś ten brodzik.
Wokół tak.







Po minięciu tego brodu mamy już w zasadzie prostą drogę do wiochy na końcu doliny. Wiocha jak wiocha. Jest piętrowa więc można łatwo popieprzyć trasę co też czynimy ale tubylcy szybko nas prostują.
Szukamy miejscówki z jedzeniem i jest na samym końcu. Jak się okazało to jest tam już 2 Rumunów i zamawiają żarcie. No to się podpinamy. Cała trasa do tego miejsca od wjazdu do doliny zajęła nam koło 3 godzin a to ciut ponad 50 km. To tak informacyjnie jak wygląda tu podróżowanie w lekkim terenie.
Żarcie zamówione i w końcu je podają. Jest już po 15 i mając na względzie że mamy 3-3,5 godziny do wyjazdu to jesteśmy na styk ze zmrokiem. Słabo. Pojedzeni ruszamy. Po drodze spotykamy jednego z Rumunów, któremu skończyło się paliwo. Stoi i czeka na auto. Jego koledzy jada przed nami i go mijają co tez również czynimy. Nie wiem czy nie chciał żeby mu zlać trochę paliwa czy o co poszło.
Droga jest znana więc dolatujemy sprawnie do brodu a tu już mamy całkiem spory rwący potok a nie bród. Rumuni się tam poskładali, dwóch stoi w wodzie i wskazuje ścieżki pozostałym. No to ruszamy. Znaczy Michał rusza i w połowie brodu zabiera mu motocykl. Michal stoi w wodzie a woda po prostu wypłukała spod niego motocykl. No to wodowanie. Na szczęście siła nas tam wyciągamy dziada, ja i Nabil jakoś przelatujemy bez wodowania, naczy woda w butach jedynie.
Parę obrazków i ruchomy.
Tubylec.

https://i.ibb.co/jvWRsGB/20230815-164130.jpg
Przeprawiamy się a od drugiej strony tworzy się kolejka.
https://i.ibb.co/nBwLxvr/20230815-164134.jpg
Michał miał wodowanie więc mamy wodę w silniku, mokry filtr i bałagan. Próbujemy coś z tym zrobić.
Filtr wyjęty się suszy, woda wylana z cylindra i wydechu no ale w silniku mamy już majonez. Udaje się jednak dziada odpalić ale zeszło nam sporo czasu i słońce każe nam stąd spieprzać póki jeszcze mamy jakiś widok. Po ciemku na tych półkach być nie chcemy. W końcu motur gada i możemy ruszać. Po chwili jednak Michałowi zabiera przód i mamy lot fenixa w kierunku gleby. Na szczęście niegroźnie bo prędkość zerowa. Suzi za to dostała po gmolach i dźwigni hamulca. Prostowanie, jest jako tako to lecimy dalej.
Po trasie spotykamy Salmana z ekipa na pickupie więc jeszcze na szybko zlewamy majonez i zalewamy silnik świeżym olejem. Można lecieć dalej.





Dalej już znajoma traska, nie ma niespodzianek więc wlekę się niemiłosiernie tym bardziej że wiem że już nas noc tu nie złapie a do tego mam jakieś dziwne skurcze w nodze i przeszywający ból. Nie wiem co się dzieje ale podejrzewam uraz z wpadnięcia w kolczaste zarośla. Aż się boję zdjąć portki żeby zobaczyć co tam się dzieje. Ale już niedaleko, tylko opóźniam chłopaków, którzy czekają na mnie z minami czego tak zamulam. No to jechać, dojadę.
Po drodze na jednym zakręcie mamy jeszcze zdradliwą łachę piachu, w której Nabil kręci pirueta ale udaje się bez gleby. W końcu mamy asfalt i krotką dojazdówkę do bazy.
W bazie zdejmuję te portki, żeby zobaczyć jak wygląda moja noga i szok. Nic. Żadnych zadrapań, to kuwa skąd ten ból i skurcze? Znajduję winowajcę. Jeden z kolców z tych krzaków utkwił mi w nodze i prawdopodobnie cisnął na jakiś nerw albo coś. Usuwam chwasta i można działać.
Jedziemy do Yak Grill na kolację. Ogólnie nie polecam lokalu bo ponieważ. Ceny za steki są z dupy (ponad 4 dychy na nasze), steka nie jadłem ale widziałem że miał strukturę betonu. Jedliśmy Chilli Dry z jaka (1/3 ceny steka) i mięso było twarde w chu, reszta jadła hamburgery, które nie wyglądały ale ponoć były smaczne.
To jest tutaj
https://goo.gl/maps/U8nc2gTJm6XzaNh6A
Nie wygląda i łatwo to minąć a wokół nie ma za wiele knajp.
Jemy, baza i kima. Jutro mamy być w Sost i walimy pod chińską granicę.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.09.2023, 07:45   #84
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 10,791
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 godz 40 min 28 s
Domyślnie

Wczoraj to był męczący dzień. Dziś za to mamy dojechać sobie na lajcie do Sost gdzie ma być baza i tutaj mamy 2 ścieżki. Pierwsza wiedzie na granice z Chinami a druga do doliny Chipursan.
Mamy na to 2 dni więc nie ma co się spinać. Najpierw jednak musimy dolecieć do Sost.
Ranek jest piękny.



Trasa z Passu ma niecałe 40 km, jest asfaltowa i leci się dość sprawnie. Sost to coś w rodzaju terminala przeładunkowego a przynajmniej ja to tak postrzegam. Tiry z Chin dolatują do Sost a tutaj są przeładowywane na lokalne smieszne ciężarówki obwieszone dzwoniącym gunwem i dalej już leci Pakistaniec a Chińczyk wraca do Chin swoją ciężarówką.
No to robimy sobie jakieś drobne zakupy w Sost, tankowanie i jedziemy na tą Przełęcz Khunjarab.
Droga biegnie wzdłuż rzeki a potem się wznosi na przełęcz do 4700 mnp.
Po drodze mamy oczywiście co? Nosz kuwa wjazd do parku za 20$ dla zagranicznych frajerów lub jakieś groszki dla tubylców.




Chcąc nie chcąc trzeba 2 dychy położyć. Cała trasa z Sost pod chińską granice ma koło 90 km i na ostatnich 10 -15 jesteśmy całkiem wysoko i jest po prostu zimno. Należy to wziąć pod uwagę.
Po drodze jeszcze stajemy w słonku na szamę.
Po drodze nie ma ani spektakularnych widoków ani trasa nei jest jakaś zachwycająca. Mamy asfalt i to całkiem przyzwoity.

Do tego jakiś schodzący w oddali lodowiec. Ponoć można tu zobaczyć te Ibexy ale nam się nie udało.
Cała ta trasa to atrakcja turystyczna gdzie tubylcy sobie robią focie pod chińskim budynkiem granicznym.
No to my też mamy.




Czy warto tam jechać czy nie niech każdy sobie oceni sam. W mojej ocenie niekoniecznie. Walimy prawie 200 km w obie strony, brak widoków, trasa nudna, na górze chłodno i 20 dolców psu w doopę.
Wracamy na bazę po drodze spotykamy jadących w górę Rumunów i zjeżdżającego w dół pickupem Salmana. Właściwie to stoi z otwarta maska więc się zatrzymujemy. Zmieliło wentylator, nie ma wspomagania i chłopaki dolewają wodę do chłodnicy. Nic nie pomożemy to się umawiamy na obiad w Sost.


Po obiedzie robię jeszcze foty tych fikuśnych ciężarówek. Nie czaję tego folkloru. Bo jak idzie o malowanie to naprawdę kunszt i dbałość o detale niektórych pojazdów jest niewiarygodna ale obwiesić tą zawalidrogę setkami kilogramów żelaza typu dzwonki, łańcuchy i inne chujemuje to już niezrozumiałe.








Wieczorkiem raczymy się Hunza Water i jutro z rana mamy się wbic w dolinę Chipursan. Od bidy można palnąć dojazd do granicy , powrót a następnie wjazd w dolinę Chipursan i powrót w jeden dzionek. Jak ktoś ma twarda doope to technicznie i czasowo jest do zrobienia jak najbardziej.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.09.2023, 08:02   #85
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 10,791
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 godz 40 min 28 s
Domyślnie

Rankiem znów serwują jaja w różnej postaci. Szama, ubieramy się i wyruszamy w dolinę Chipursan. Żeby się tam dostać trzeba wyjechać kawałeczek za Sost i zaraz za mostem mamy zjazd w kierunku dolinki.
Traska poniżej.
https://www.google.com/maps/dir/Roof...!3e0?entry=ttu
Mamy jakieś 50 km w jedną mańkę + powrót to szacujemy jakieś 5-6 godzin w obie strony i tak też należy kalkulować. Trasa początkowo leci wzdłuż rzeki, potem wspinamy się w górę i wjeżdża się na coś w rodzaju płaskowyżu. Jest bardzo ładnie.


Jedzie się dość przyjemnie jak na te tutejsze wyrypy. Nie jest bardzo kamieniście i da się znaleźć ścieżkę względnie płaską lawirując pomiędzy kamieniami. Trasa jest łatwa.



Lecimy sobie z Michałem na spokojnie i w końcu wpadamy na ekipe Rumuńską i Nabila. No i mamy zonk.
Nabil przesiadł się ze 150 na TTR i łapie kapcia.


Samochód wsparcia chyba nawet nie wyruszył, chłopcy oczywiście nie mają kompletnie żadnych narzędzi, nie mają też dętek, łyżek, pompki no nic nie mają.
Wiadomo że my cebulaki bez podstawowych elementów naprawczych nie ruszamy się nawet do sklepu obok więc wyciągamy majdan i ratujemy chłopaka. Niestety klucze do kół GS150 nie pasują za cholerę do TTR więc zdejmujemy oponę bez wyciągania koła z myślą że uda się dętkę załatać na motocyklu.
No i pewnie by się dało ale kolega z Malezji niestety urwał zawór więc taka naprawa nie będzie możliwa.
Będą zatem czekać aż dojedzie auto lub ktoś z kluczem do koła. Zostawiamy im dętki i łatki i ruszamy dalej sami.
Trasa jest dość podobna do trasy do Hushe. Fajne wioseczki po drodze, ludzie przy pracy w polu, jest git.
Przy okazji kolega na foto to Husein, który ma na sobie komplet pakistańskiego Klima. Ten cały komplet ktoś wykonał na podstawie zdjęcia z netu, jest odwzorowany niemal doskonale niestety materiały i wykonanie nie idą w parze z jakością. Portki wytrzymały jeden dzień. No ale koszt to bodaj 60 pln czy jakoś tak.
Lecim dalej.



Klimat naprawdę przyjemny. Zdecydowana odmiana na plus po wczorajszym wypadzie na Shimshal.





Po drodze zatrzymujemy się w czyms w rodzaju herbaciarni. O dziwo obsługują tutaj kobiety nie mające na sobie żadnych burek czy innych hidżabów. Maja kompletnie inną urodę i dla mnie to bardziej przypomina klimat tadżycki niż pakistański. Ponoć mówią nawet innym narzeczem ale ja i tak nie znam żadnego więc się nie odniosę.
Zza gór wystają szczyty, które pare lat temu widzieliśmy w oddali będąc po stronie tadżyckiej. Te górki są w Afganistanie. Po drugiej stronie korytarza wakhańskiego od strony Pakistanu.





Dolatujemy do mostu.
https://goo.gl/maps/aeur7dwo1oSS1fcM8
Przed mostem jest droga na lewo ale kończy się koszarami armii PAKa więc tam się nie przejedzie. Można walnąć przez most i pociągnąć dalej ale tu już mamy zejście czoła lodowca i wszystko jest zalane wodą. Do tej pory nam buty nie wyschły i nie chce nam się znów je zalewać woda stąd zawracamy. Część Rumunów też zawraca z tych samych względów a kilku leci dalej może parę km dalej.
Wracamy zatem na bazę. Po drodze remontują „drogę” i kurzy się tak że niewiele widać a pył jest wszędzie. Dodatkowo koleżka tuż przede mną kipruje wywrotkę. Nosz kuwa. Widoczność zero.
Popołudniem dojeżdżamy do Sost na obiad. Potem logowanie na bazie i dalej suszymy bo buty wciąż wilgotne. Jutro lecimy do Gilgit. To niecałe 200 km ale na nasze motorki to będzie 4-5 godzin jazdy z posiłkiem po drodze.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.09.2023, 08:36   #86
matjas
 
matjas's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Brzezia Łąka
Posty: 13,669
Motocykl: nie mam AT jeszcze
matjas will become famous soon enough
Online: 4 miesiące 1 tydzień 16 godz 8 min 2 s
Domyślnie

te pety to coraz grubsze palisz

gdzie zdjęcie w lokalnym nakryciu głowy?

poza tym malina!
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa
matjas jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.09.2023, 08:47   #87
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 10,791
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 godz 40 min 28 s
Domyślnie

Proszę Mateuszu.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.09.2023, 09:29   #88
matjas
 
matjas's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Brzezia Łąka
Posty: 13,669
Motocykl: nie mam AT jeszcze
matjas will become famous soon enough
Online: 4 miesiące 1 tydzień 16 godz 8 min 2 s
Domyślnie

placek taki

Dziekuje - smiechlem srogo z rana
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa
matjas jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.09.2023, 09:29   #89
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 10,791
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 godz 40 min 28 s
Domyślnie

Na zdrowie.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.09.2023, 14:39   #90
Ropuch
 
Ropuch's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Piotrków Trybunalski
Posty: 1,085
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 80800
Galeria: Zdjęcia
Ropuch jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 1 tydzień 4 godz 4 min 5 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Emek Zobacz post
Proszę Mateuszu.

Jajebie - normalnie lokales jak słowo daję, pasujesz tam zajebiście, szczególnie z fajką w ustach - no może trochę bym Cię przypudrował

A tak w ogóle to MEGA przygoda - moje klimaty !!!! ZAZDRO ale takie pozytywne
Ropuch jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Endurorally24 2023 & Dakar 2023/2024 Onufry22 Dział Producentów i Dostawców 39 01.12.2023 07:27
Romaniacs 2023 ArEZ Umawianie i propozycje wyjazdów 2 17.07.2023 21:24
IZI Meeting 2023 - po raz 11-ty! jochen Imprezy forum AT i zloty ogólne 61 30.06.2023 21:26
19-21.05.2023 SOSMA Edycja 2023 Żaki-Czan Imprezy forum AT i zloty ogólne 8 10.02.2023 10:19


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:46.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.