Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06.02.2014, 23:21   #91
tupek
 
tupek's Avatar


Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: Mysiadło
Posty: 503
Motocykl: xt660r
tupek jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 miesiące 2 dni 50 min 30 s
Domyślnie

trochę mało przyjemny obraz życia tam prezentujecie.
są jakieś pozytywne możliwości Wyspy?

pytam poważnie. sam nie przeżyłem dłuższych wyjazdów zagranicznych niż 4 miesiące. do tego to były studia, trochę inne podejście do świata. może już z pewną świadomością o co w nim chodzi ale z żenującą naiwnością co do tego, co w istocie w sobie zawiera. no i też pamiętam w sumie tylko zapierdziel po dach (na następny rok studiowania trzeba było zarobić - i po co? ), odliczanie dni do końca i prawdziwą rozkosz powrotu, coś jak powiew świeżego powietrza wraz z pewnością, że teraz będzie wszystko pięknie.

i choć teraz różnie bywa, to - póki mam wybór - nie chcę szukać szczęścia gdzieś daleko.
tupek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.02.2014, 23:43   #92
Paluch
 
Paluch's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2011
Miasto: Koło
Posty: 253
Motocykl: XTZ 660 3YF
Paluch jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 4 dni 20 godz 54 min 52 s
Domyślnie

Cytat:
Są tacy, którzy nie wytrzymają dnia bez planu działania od rana do wieczora. Ale ja do nich nie należę. Lubię tak od czasu do czasu, ale potrafię się też delektować „nicnierobieniem”. Lubię pogadać z ludźmi, ale lubię też z nimi lub bez nich pomilczeć.
Proste . A przy najbliższym spotkaniu masz "w ryj" i to z gwinta.
Paluch jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07.02.2014, 01:05   #93
wilczyca
 
wilczyca's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
wilczyca jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 35 min 12 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Paluch Zobacz post
Proste . A przy najbliższym spotkaniu masz "w ryj" i to z gwinta.
hehe, trzymam za gwinta.

5-1-7

Czy ja wiem? Było to dla mnie logiczne, że wołają po numerku. W firmie rotacja była spora. Bywały dni, kiedy siedzieliśmy nic nie robiąc, bo w wakacje ruch zelżał i przyprawiał nas o frustracje… a tymczasem w biurze przyjmowano kolejnych nowicjuszy, bo przecież firma musi mieć swoich ludzi w każdym miejscu miasta…

kszykszyyykszyyy 5-1-7 5-1-7 Karolajna… kszyyykszyyykszyyyy

Tak też do mnie wołano czasami Kiedy 1/3 ludzi znika z firmy po tygodniu, dwóch, nie dziwię się, że kontrolerzy nie zwracają uwagi na imiona. Mój numerek nie był prosty do wymówienia, ale lubiłam go, bo jest związany z moją datą urodzenia Ciekawe było, że organizm potrafił żywo reagować na ten zestaw cyferek w radiu. Często z letargu wyrywało mnie wołanie 5-1-6 albo 4-9-7… Brzmiało podobnie i działało na moje ciało jak moje osobiste 5 – 1 – 7.

No właśnie, Zipo, widzisz w mojej relacji smutek i zniechęcenie, ale to nie do końca tak. Bywały takie momenty, stany zniecierpliwienia. Ale w każdej chwili mogłam zrezygnować. Nie ograniczała mnie żadna czasowa umowa. Godziłam się na to. To był swego rodzaju test – przeprowadzony przeze mnie na mnie. Ile wytrzymam, czy dam radę? Ile spokoju z siebie wykrzesam w tak ch…ej sytuacji? To było wyzwanie, coś pozytywnego.

Ciekawym było, jak moje ograniczenie językowe wpływało na pokorę i… zmianę myślenia. W normalnej sytuacji, bez barier językowych, pewnie nie raz nie wytrzymałabym i wygarnęła niejednemu co o nim myślę. Nie mając jednak wystarczającego zasobu słów, a FUCK z wszelkimi dodatkami byłoby zbyt prostackie jednak…, zmuszona byłam przełknąć to, co mi nie pasowało i zareagować na to spokojnie i z dystansem. Yes or not. Prosta sprawa, prawda? Można się buntować, ale można też wypróbować życie w innym wymiarze. Stać się elastycznym. Przekroczyć własne ograniczenia, bariery. Zrobić coś pozornie wbrew sobie, ale w swoim stylu. Brzmi dziwnie? A może życie zaczyna się właśnie w tym miejscu? Po drugiej stronie lustra?

Zauważyłam też pewną prawidłowość w komunikacji między officem a 5-1-7. Mianowicie… Biuro miało w stosunku do mnie pewien dystans i respect Możliwe, że było to spowodowane właśnie tą moją „dostojnością”, której na co dzień, jak wielu z Was wie, nie posiadam Nie kłóciłam się, nie żartowałam [wyższa szkoła językowa], wytrwale słuchałam, co góra ma mi do powiedzenia i przez to byłam traktowana z pewnym szacunkiem, jakkolwiek by to nie zabrzmiało… Kiedy Magda była wysyłana w południe do Newcastle, jakieś 500km od Londynu, mnie nigdy nie wykorzystali tak perfidnie… Nawet, kiedy miałam już dłuższy staż. I nie sądzę, żeby spowodowane to było jakimiś niedomaganiami z mojej strony, bo nie nawaliłam nigdy znacznie. Myślę, że byłam dla nich trochę tajemniczą personą, której się odrobinę bali Taką mam teorię, trochę głęboko posuniętą, ale jak dla mnie – wiarygodną. Kiedy w ostatni dzień żegnałam się z Billem, powiedział mi coś w stylu, że mają dla mnie dużo respect Wiem, że byłam dziwnym trybkiem tej machiny, dostałam duży kredyt zaufania i robiłam rzeczy, które – gdyby się racjonalnie zastanowić – były prawie niemożliwe do realizacji w moim położeniu. A jednak się dało i udało.

Dosyć tego fruwania.
Pewnego dnia uziemił mnie golf. Dzień był wyjątkowy pogodowo – na przemian lało i wychodziło słońce. Czyli droga na zachód była bardzo świetlista i mokra momentami. Oślepiający, zmyty asfalt nie dawał szans oczom. Dzień jak co dzień… Długo czekałam rano, zanim dostałam pierwsze zlecenie. Rzuciłam się więc na nie z ogromem zapału. Zawiozłam jedną, drugą pakę, dostałam pilne powiadomienie o odbiorze czegoś gdzieś. Drogę właściwie znałam, więc wskoczyłam na motura i heja! Wylatuję spod mcDonaldsa, wskakuję na szybką drogę w kierunku zachodnim, tunel, zwalniam przy trzech fotoradarach wewnątrz, jeden już mnie kiedyś ustrzelił, ale bez konsekwencji o dziwo… Wypadam z podziemia i frunę wykreskowanym pasem mijając stłoczone puszki… Ależ dobrze mi idzie, dziduję pełna euforii, słońce naparza, jezdnia ładnie umyta przez ulewny deszcz przed chwilą… i ten golf… jakby nie mógł się opanować… przecież wyjeżdża mi prosto pod koła! Jak mam wyhamować nie podcinając sobie przodu? Moment wyczuwania hamulca, ustalania trajektorii lotu między golfem a jadącymi z przeciwka autami… Jak uderzyć, żeby straty były jak najmniejsze? Ostatecznie uderzam lewą stroną kierownicy w kant auta, uciekając lewą ręką i nogą, za to prawą trzymając kierunek lotu. Zatrzymuję się równolegle do vw, trochę za blisko, żeby utrzymać równowagę, motor przechyla się na prawo i muszę go puścić, auta z przeciwka pozwalają mi na tę ekstrawagancję i honda zostaje położona. Oczywiście w osłupienie wprawia mnie, że wysiada pasażer… znaczy kierowca z prawej strony. To jakoś wciąż mi nie pasowało… Ja w lekkim szoku, gościu w niemniejszym. Wyciąga od razu aparat i strzela foty. No więc ja też… Tablice rejestracyjne już sfocone, pozostaje wymienić numery tel. Podaję namiary na firmę. Wiecie, że nigdy nie miałam dokumentów z motocykli? Tam wszystko jest zawarte w numerze tablicy rejestracyjnej. Cóż więc mam robić. Podnoszę motura, proszę o pomoc kierowcę, bo samej mi się nie chce dźwigać. Przepycham sama na pobocze, bo nikomu się nie chce pomóc. Gościu się spieszy, więc mówię mu, że wszystko w porządku i żeby spadał. Sama daję sobie chwilę na oszacowanie strat. Jakiś miesiąc temu miałam podobną sytuację w Polsce. Dzień przed wyjazdem motocyklem do Anglii wyprzedzałam kolumnę samochodów, pech chciał, że na jej początku ktoś po prostu skręcał w lewo. Wtedy nie miałam tyle szczęścia i wpakowałam się w tylny błotnik thalii. Przywaliłam konkretniej bokiem ciała w blachę, zrzuciło mnie z motka, ale na szczęście mało inwazyjnie. Właściwie nic się nie stało większego. Ten incydent następił w czasie mojego tygodniowego urlopu w Polsce. Trochę mnie wtedy poniosło po londyńsku... Teraz mam do kompletu... symetrycznie...
Tak więc rozmawiam chwilę z moim ciałem: stopy, piszczele, kolana… uda, biodra, korpusik… barki, łokcie, nadgarstki i ręce… głowa na karku. Wszystko wydaje się posłuszne mózgowi. Teraz motor. Nic nie odpadło. Zawieszenie z przodu wygląda ok. Jeden kierunek zwisa, ale działa. Pali? Pali. Kierownica jakby krzywa trochę… Kontaktuję się z biurem, zapowiadam wizytę w serwisie. Wsiadam, ruszam… Kierownica w dziwnej pozycji, ale motor jedzie prosto i chętnie.
W workshopie jak zwykle cieszą się na mój widok Wymagająca klientka ze mnie. Dostaję jakiś papier do wypełnienia w biurze, co się stało, jak to było. Pomaga mi Kuba z biura. W serwisie przyglądają się moturkowi, biorą długą rurę spod ściany i nakładają na kierownicę. Dźwignia robi swoje. Kiera się odkształca. Za pomocą palów wymierzają odległości i doprowadzają kierownicę do pierwotnego, ba, praktycznie fabrycznego stanu. Włala. Jeszcze tylko przykleić niesforny kierunkowskaz czarną taśmą i może pani wracać do pracy… Ok….

Kszyyykszyyyyy 5-1-7 5-1-7 kszyyykszyyyy ar ju redi? kszyyyykszyyyy ju szut goł tu Marylebone kszyyykszyyyyyy
Kszyykszyyy itsss 5-1-7 kszyyykszyyyyy Roger Roger…. Kszyyykszyyyyyyy kszyyyyyy


W następnym odcinku nadrobię optymistycznymi fotkami. Nie jest moim celem pochmurne przedstawienie Lądka, szczególnie że miałam podobno sporo szczęścia pogodowego w tym sezonie
Znowu kończę mój odcinek późno, ale dziś w warsztacie dostałam pogróżki, że zamiast siedzieć przed klawiaturą rozbieram motura... A oni czekają na nowe wieści z "kuriera londyńskiego"
No to na dzień dobry niespodzianka, jaką uraczyła mnie DRacula...



Zaprawdę powiadam Wam... serwisujcie swoje motocykle mimo braku śniegu...
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie.
wilczyca jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07.02.2014, 09:41   #94
zipo
Gość


Posty: n/a
Online: 0
Domyślnie

Cytat:
No właśnie, Zipo, widzisz w mojej relacji smutek i zniechęcenie, ale to nie do końca tak.
..Eee...sorki,male nieporozumienie.Bo w sumie to widzialem smutek w tym co ja napisalem a nie Ty Niechcaco zamotalem-przepreaszam.

A wiesz ze British Road Law stanowi ,ze w najgorszym razie jest zawsze 50/50 jesli kolizja czy wypadek byl z udzialem motocykla ?
Popytaj.Zawsze jest szansa .

Krotko musze tez skomentowac tych"mechanikow"
co to rura I w droge...co za buraki
Kiera musi powinna byc wymieniana zawsze


Czasem "kurierzy" sa niezle wkreceni...albo powykrecany maja sprzet..ale widac ze jada bez napinki

...
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg kurierzy.jpg (582.6 KB, 11 wyświetleń)
Typ pliku: jpg kurierzy11.jpg (535.2 KB, 11 wyświetleń)

Ostatnio edytowane przez zipo : 07.02.2014 o 20:36 Powód: foty
  Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07.02.2014, 20:31   #95
zipo
Gość


Posty: n/a
Online: 0
Domyślnie

kurierem byc
  Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07.02.2014, 23:01   #96
Paluch
 
Paluch's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2011
Miasto: Koło
Posty: 253
Motocykl: XTZ 660 3YF
Paluch jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 4 dni 20 godz 54 min 52 s
Domyślnie

Cytat:
. Jakiś miesiąc temu miałam podobną sytuację w Polsce. Dzień przed wyjazdem motocyklem do Anglii wyprzedzałam kolumnę samochodów, pech chciał, że na jej początku ktoś po prostu skręcał w lewo. Wtedy nie miałam tyle szczęścia i wpakowałam się w tylny błotnik thalii. Przywaliłam konkretniej bokiem ciała w blachę, zrzuciło mnie z motka, ale na szczęście mało inwazyjnie. Właściwie nic się nie stało większego. Ten incydent następił w czasie mojego tygodniowego urlopu w Polsce. Trochę mnie wtedy poniosło po londyńsku...
Ehhh kurywa. gdzie Ty masz głowę? Na końcu kolumny pojazdów zawsze jedzie gościu w Thalii w kapeluszu w kratkę i skręca w lewo. Powinnaś wychlastać sobie te równe ząbki, pogruchotać szczupłe odnóża i zedrzeć wilcze futerko z klaty to byś się nauczyła, że kolumnę pojazdów bierze się prawą po poboczu . Dobrze jednakoż, że dychasz bo piszesz. To pisz.
Paluch jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08.02.2014, 00:35   #97
Skydiverek
 
Skydiverek's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2011
Miasto: Kraków/Bielsko-Biała
Posty: 213
Motocykl: 6 rowerów
Skydiverek jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 4 dni 17 godz 11 min 50 s
Domyślnie

Żeby nie było, czytamy na okrągło
Skydiverek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08.02.2014, 02:49   #98
bajrasz
świeżym warto być:)
 
bajrasz's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DWR
Posty: 1,241
Motocykl: RD07a
bajrasz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 9 godz 55 min 46 s
Domyślnie

eee tam czytamy...krew była, sex był, kapelusznik w reno również i motocykle dla pokolenia 60+, to co niby teraz się wydarzy?...zawieje nudą...ot co.
__________________
pozdrawiam
Pan Bajrasz





bajrasz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08.02.2014, 02:58   #99
RAVkopytko
 
RAVkopytko's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Kamieniec Wrocławski
Posty: 3,125
Motocykl: XT660Z-konik garbusek
Przebieg: Ł
RAVkopytko jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 3 tygodni 4 dni 18 godz 55 min 28 s
Domyślnie

Nie było pomarańczowych paznokci
__________________
Stary nick: Raviking GSM 505044743
Żądam przywrócenia formuły "starego" Forum AfricaTwin......
RAVkopytko jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.02.2014, 02:19   #100
wilczyca
 
wilczyca's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
wilczyca jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 35 min 12 s
Domyślnie

Hehehe, tu 5 – 1 – 7…

Cytat:
Napisał zipo Zobacz post
Krotko musze tez skomentowac tych"mechanikow"
co to rura I w droge...co za buraki
Kiera musi powinna byc wymieniana zawsze...
Eh.. to, jak się zajęli moją krzywą kierownicą nie zaskoczyło mnie. Byłam wręcz pełna podziwu dla perfekcji, jaką uzyskali… To było takie… „po naszemu”, że prawie się wzruszyłam.


Cytat:
Napisał Paluch Zobacz post
Ehhh kurywa. gdzie Ty masz głowę? Na końcu kolumny pojazdów zawsze jedzie gościu w Thalii w kapeluszu w kratkę i skręca w lewo. Powinnaś wychlastać sobie te równe ząbki, pogruchotać szczupłe odnóża i zedrzeć wilcze futerko z klaty to byś się nauczyła, że kolumnę pojazdów bierze się prawą po poboczu . Dobrze jednakoż, że dychasz bo piszesz. To pisz.
Paluchu, nie było pobocza, był krawężnik… Nie spodziewałam się gościa w kapeluszu, bo z autopsji podejrzewałam, że na początku kolumny w lewo będzie skręcać parkująca niedaleko ośrodka egzaminacyjnego eLka, ale do tego parkingu było jeszcze paręset metrów, więc nie opłacało się JESZCZE zwalniać. Droga, w którą skręcił kraciasty, jest relatywnie nowa, więc zaskoczył mnie tym manewrem. Ale wilcze futerko ocalało, chociaż najadło się strachu. Dzięki za troskę…

Cytat:
Napisał Raviking Zobacz post
Nie było pomarańczowych paznokci
Ravi… spójrz tylko… Chyba nie wierzysz, że nie użyłam pomarańczowego…

DSC00407.JPG

IMG-20130923-WA0003.JPG

Cytat:
Napisał bajrasz Zobacz post
eee tam czytamy...krew była, sex był, kapelusznik w reno również i motocykle dla pokolenia 60+, to co niby teraz się wydarzy?...zawieje nudą...ot co.
Bajraszu, uwaga… zawiewam! Dzisiaj bez wywlekania flaków duchowych. Dziś trochę Anglii dla oczu…
Weekendowe, letnie wyjazdy… Bardziej lub mniej skonkretyzowane. To akurat te drugie…
- Ej, Magda! Patrz, tu na mapie jest taka jakby wyspa… - zagaduję młodą znad google maps… - Isle of… Sheppey…
- Nad wodą? – pada najważniejsze dla Magdy pytanie.
- No tak…- dookoła jest woda. Uszka się jej zastrzygły…
-Możemy jechać. A daleko to? – prośba o drugą w kolejności ważną informację.
- Nie… rzut beretem.
No to lecimy… historia obrazkowa pewnego zdechlaka…



Plaża kamienisto-muszelkowa...



Przepraszam, muszelkowa, z dodatkiem kamyków. Niesamowite... szeleszcząca plaża. Chrupiąca... Kieszenie pełne łupów muszelkowych... i nie tylko...





A oto i zdechlak...



I jego krótka historia...
Otóż tym zezowatym wzrokiem ściągnął moją uwagę, kiedy spacerowałyśmy z Magdą w poszukiwaniu zakręconych i stopopodobnych muszli... Spojrzał tymi swoimi oczkami i zajarzył błyskawicą przeszywającą mu mózg, niemal jak Harry Potter... Podeszłyśmy zafascynowane Jegotwardomościem. Jegowielkotwardomościem. Jak się okazało po bliższych oględzinach: Jegowielkotwardopowalającymsmrodemmościem.... Yh! Chwila walki oczu z nosem. Szczelina w mózgu wyzwala konkretny odorek... Ale. Ale! Wieje!
- Pokażmy go Banditosowi! - na genialny pomysł wpada Magda.
- eee, ja go nie zabieram, chyba że Ty. - podpuszczam ją.
- Dobra. - zaskakuje mnie tą odpowiedzią. Podnosi delikatnie za twardy pancerzyk z obu stron, ustawia na zawietrznej, czy tej drugiej, w każdym razie poza zasięgiem naszego węchu i idziemy... Idziemy sobie w trójkę.
Oczywiście Banditos bardzo się ucieszył na widok dodatkowego koleżki do browcal. Ten zajął strategiczne stanowisko przed nami i zaczął przyglądać się nam z równym zainteresowaniem, jak my jemu. W końcu coś się miedzy nami podziało... pojawiła się jakaś chemia jakby... Chyba wiatr zmienił kierunek... Dławiący odór zaparł nam dech w piersiach.
- Zrób coś, Magdo! - zajęczał Banditos.
Magda zaplanowała utopić smutne, aczkolwiek toksyczne oczka w czeluściach ujścia Tamizy... Wstała, z godnością odrzuciła gęste blond włosy i wzięła rozpęd... Jednym celnym uderzeniem poruszyła Śmierdziela z posad, jednak... kto by pomyślał... szrama dzieląca jego ciało na pół ustąpiła miejsca przestrzeni kosmicznej i uwolniła zgniły "mózg" wprost na magdziny but... Mina sprawczyni... ruszcie wyobraźnią

A jej buty nocowały później w naszym wspólnym jeszcze wtedy pokoju... Koszmary gwarantowane... Duch Śmierdziela krążył po sypialni jeszcze przez tydzień. W formie wonnej...

DSC09270.JPG

DSC09254.JPG

A tu kolejny spontaniczny wyjazd dwóch dziołszek Wpizdu Weekendowe.
Moja współlokatorka sięgnęła po przewodnik jUKejowski i na oczy padł jej widok lawendowych pól... Fotka dawała po oczach kolorem, uczyniła nieodwracalne zmiany w mózgu Magdy i już miałyśmy zaplanowany sobotni wyjazd. Dokąd? Na północny-wschód. W kierunku Norwich.
- Gdzieś tam po drodze będą. Jest ich ponoć fh.j. - Logicznie zakomunikowała M. - A przy okazji zahaczymy o jakąś plażę...
No tak. Woda musi być.

A po drodze:





DSC09511.JPG

Organizacja prowiantu. Przerwa na sikanie zaowocowała łupem w postaci czegoś wyglądającego na jadalne. Wyglądającego...



DSC09516.JPG

DSC09518.JPG

Poszukiwania lawendy skutkują odnalezieniem wrzosowisk... Też jest pięknie... Drogi nieautostradowe są rozkoszne... Uraczają człowieka pięknymi widokami...

DSC09573.JPG



Docieramy nad pierwszą wodę. Jest ładnie, ale nie jest to jeszcze Ta Wielka Woda... Jesteśmy w Orford i rzeka Alde tylko udaje morze. Wpakowałyśmy się w ślepą uliczkę. Nie no, miałyśmy dotrzeć nad morze. Trzeba sprostać temu prostemu zadaniu.







Brniemy na północ ku naszemu przeznaczeniu. Pól lawendowych jak na złość nie ma. Ale jest ciepło, słonko świeci, rozglądamy się wokół leniwie sunąc wąskimi uliczkami wśród wysokich żywopłotów, zupełnie nie w stylu kurierek... O, minęłyśmy jakąś tabliczkę wskazującą na obiekt turystyczny...
Wpadnijmy zobaczyć co tam jest... To Leiston Abbey...



















Jest... plaża [zapomnij o piasku...], woda... wiatr... i nawet rybka. Upolowany uprzednio burak pastewny nie spełnił jednak naszych oczekiwań.

IMG-20130804-WA0001.JPG

I kolejny nowo poznany przystojniak na plaży...



kszyyyykszyyyyykszszształcą te podróże...
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie.
wilczyca jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:56.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.