Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28.01.2018, 13:16   #61
Rojek
 
Rojek's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2012
Miasto: RLU
Posty: 884
Motocykl: RD04
Przebieg: niski;)
Rojek jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 9 godz 12 min 0
Domyślnie

http://africatwin.com.pl/showthread....t=dziwne+znaki

Może choć odrobinę pomoże.
Rojek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.01.2018, 15:41   #62
jagna
 
jagna's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
jagna jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 39 s
Domyślnie

Rojek, zobacz, w którym roku ja ten problem zgłaszałam

Problem pojawia się przy edycji. Zamienia cyrylicę, inne alfabety oraz znaki typu ... " " na inne.
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą
jagna jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01.02.2018, 21:46   #63
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,157
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 22 godz 53 min 0
Domyślnie

Jak wczoraj zapowiadali koledzy motocykliści z Tyndy, pogoda nie ma się zamiaru zmienić i całą noc, jak i na rano pada deszcz. Wczoraj rozkładając namioty, przez gęste krzaki nie widzieliśmy, że zupełnie nie daleko idą tory kolejowe. Bajkalsko Amurska Magistrala i spokojny sen w nocy niestety nie idą ze sobą w parze. Rano w deszczu zwijamy manatki i szybko wyjeżdżamy z tego paskudnego miejsca.

Kolejne perypetie prądowe Roberta Trampka. Pomimo usunięcia nadpalonej kostki z upływem czasu ponownie zaczynają pojawiać się problemy z ładowaniem. Dobrze, że zamontowane ma światła LED-owe, bo zmniejsza to znacznie obciążenie elektryki.



Asfalt pojawia się i znika, jak w "Józek" - piosence Bajmu





Mała przerwa na "chwileczkę zapomnienia"



Robi się coraz chłodniej. Zakładamy docieplające podpinki i na głowy kominiarki. Robert ubiera się na cebulkę, a zamiast membrany, którą diabli wzięli kilka tysięcy kilometrów stąd, na kurtkę zakłada płaszcz przeciwdeszczowy. Druga połowa czerwca, a na pagórkach i w żlebach nadal leżą resztki śniegu.





W oddali na drodze widać jakiś pojazd. Nerwowo manewruje do przodu i do tyłu, jakby kierowca miał ADHD. Podjeżdżamy bliżej, by dostrzec, że to pojazd wojskowy. Transporter na gąsienicach tutaj, na tym zadupiu ? Przez chwilę, zastanawiamy się nawet, czy to nie koniec podróży. To jest Rosja, a wojsko może zrobić wszystko. Zatrzymać nas, lub nawet zawrócić pod byle pretekstem. W miarę zbliżania się do pojazdu ciśnienie opada, gdyż zamiast wojskowych mundurów widać ludzi w cywilnych ubraniach. Stajemy przy nich, by chwilę porozmawiać. Ekipa tryska humorem i chętnie podejmuje temat. Opowiadają z ochotą o swojej pracy. To elektrycy, a ich zadaniem jest dbanie o linie przesyłowe prądu. Sprzęt mają wojskowy, bowiem ten dobrze sprawuje się w terenie, a spalanie 80 litrów nie jest w Rosji problemem. Zapraszają do swojej bazy na nocleg, jednak pora jeszcze zbyt wczesna i bardziej ciągnie nas do jady, niż imprezowania.









Pojazd jest również bezpiecznym schronieniem, a przy dalszych wyjazdach, by nie wracać do bazy można w nim nocować. Są 4 łóżka i piecyk do ogrzania. "Miszki" i mrozy im nie straszne !!!






Syberyjskie przestrzenie.









Na drodze mała "niespodzianka". Ze spalonej ciężarówki, wiozącej owoce i warzywa, wydobywa się jeszcze słaby dym. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nic nie przetrwało pożaru. Arbuzy wyglądają jak wielkie kule węglowe, są też jabłka i stopione skrzynki plastikowe. Chodzimy dookoła oglądając wrak i tlące się pogorzelisko. Pośród tego bałaganu Paweł wypatruje czosnek. Jest całkiem doby i o dziwo płomienie go nie strawiły, zatem zabiera kilka główek. Pozyskany czosnek i rosyjska wódeczka to klasyka i z pewnością da nam zdrowie do końca wyprawy.





Jesteśmy w wiosce Ulu. Po zrobionych zakupach czas pomyśleć o noclegu. Ktoś rzuca pomysł "może u kogoś w domu, lub choćby na posesji". Mija nie cała minuta, gdy koło nas podjeżdża samochód i motocyklista. Crossową 250-tkę i starego Nissana prowadzi dwóch młodzików o azjatyckich rysach twarzy. Jadą do Jakucka i również szukają noclegu. Po krótkiej rozmowie pytamy o nocleg we wiosce i czy tutaj mają zamiar zostać.

-Nie, pojedziemy dalej, bo tutaj buchajom.

Nie brzmi to dobrze i w zasadzie nie rozumiemy dokładnie o co chodzi, jednak ochota na nocleg w tym miejscu ostatecznie nam przechodzi. Oni też odpalają sprzęty i choć zbliża się zmierzch jadą dalej przed siebie. Kilka kilometrów za wioską jest parking, od którego odchodzi boczna dróżka. Jedziemy na mały rekonesans, by po chwili powrócić ponownie na parking. Tutaj jemy kolację, czyli tradycyjną puszkę rybną z chlebem. Ryby w Rosji są dobre i tanie, lecz nie można powiedzieć tego o mięsie. Powód tej kolejności też nie jest przypadkowy, bowiem zapach ryb zostawiamy za sobą, by do miejsca noclegu nie przyciągać zwierzyny. Po kolacji czekamy jeszcze chwilę, aż panowie z kilku stojących tu cystern skończą "lewiznę" po czym jedziemy na miejsce noclegu.

Dzisiaj burżuazja gości na salonach. Kilka baraków , które pozostało, to zapewne cząstka bazy która istniała tu jakiś czas temu. Są drzwi, które można zamknąć, jest mała kuchnia, jest sucho i cieplej niż w namiotach. Po małym posprzątaniu pomieszczenia, w miarę możliwości ma się rozumieć, szykujemy miejsce do spania, a motocykle upychamy pomiędzy baraki zasłaniając je paletami. Jeszcze tylko wieczorne piwo, przywiązanie sznurkiem drzwi do szafki i gotowi jesteśmy do spania.













Noc była ciepła, wszak to "budynek", a nie cienka namiotowa szmatka, lecz o mocnym śnie nie było mowy. Choć sznurek i drzwi rano są na swoim miejscu, wrażenie miałem, że w gawrze z misiami spałem, a nie w salonie jaki z wczoraj zapamiętałem i nawet korki w uszach nie wytłumiły niedźwiedziego chrapania kolegów.
Do Jakucka jest 250 km. Po drodze spotykamy chłopaków , z którymi rozmawialiśmy wczoraj w Ulu. Jedziemy kawałek razem, lecz auto za nami nie nadąża, a kolega jadący crossem postanawia zwolnić i poczekać na towarzysza w samochodzie. Pięć godzin mija od wyjazdu, gdy stajemy na brzegu rzeki Leny, tuż przed przeprawą promową. Już Wołga wydawała się wielka, lecz Lena jest dużo większa. Główne koryto ma tu ponad 2,5 km szerokości i dla porównania, jest ok. 10 razy szersza od Wisły w Warszawie. Dodać należy, iż wzdłuż tego koryta płyną inne odnogi rzeki tworząc przy tym wysepki, a na drugi brzeg tak naprawdę jest ponad 8 km. Mostów na Lenie nie ma, więc do Jakucka latem dostać się można wyłącznie promem, zimą natomiast przez rzekę wytyczają "zimniki", po których jeżdżą osobówki , jak i ciężarowe auta, bowiem grubość lodu dochodzi do 3m.





Przeprawa trwa prawie godzinę, a w czasie jej trwania poznajemy kilka miłych osób. Jedną z nich jest Maja, od której dostajemy nr telefonu i zaproszenie do odwiedzin.





W samym Jakucku mamy dwa cele. Zwiedzić Muzeum Wiecznej Zmarzliny i Muzeum Mamuta. Błądzimy po mieście, pytając ludzi o drogę. Efekt tego jest kiepski, jako że zamiast muzeum zmarzliny trafiamy do instytutu zlodowacenia. Pani w instytucie tłumaczy nam, jak dojechać do celu, jednak jest to tak zawiłe, że temat odpuszczamy, by jednak skorzystać w drodze powrotnej z zaproszenia, które otrzymaliśmy od Maji.





Jedziemy do promu, by wrócić na trasę.





Choć oznaczenie "zero" km. znajduje się w Jakucku, powszechnie przyjęto, iż od tego oto skrzyżowania w Niżnym Bestiachu rozpoczyna się "Droga Kołymska".



"Trakt Magadański", "Trakt Kołymski", lub po prostu "Kołyma" jest drogą federalną z oznaczeniem R504, a jej długość wynosi 2032 km. i kończy się w Magadanie. Swoją nazwę nadała jej również historia w swej wymowie niestety raczej tragiczna.
Początki budowy drogi sięgają lat 30 XX wieku. Miała połączyć Jakuck z Magadanem, a sama trasa miała ucywilizować położone na bagnach i wiecznej zmarzlinie odległe rubieże Rosji, jak i przede wszystkim umożliwić pozyskanie i transport surowców naturalnych, w szczególności bogatych złóż złota. Zasoby ludzkie Stalin miał nieograniczone, lecz siłę roboczą przy budowie drogi stanowili więźniowie gułagów, którzy w nieludzkich warunkach odbywali wyroki na tych nieprzyjaznych dla człowieka terenach. Latem 40 stopni , zaś zimą -60, brak odpowiedniej odzieży, paskudne warunki bytowe, głodowe racje żywnościowe, wszystko to powodowało, iż wiele tysięcy osób nie przetrwało tych trudów, a średnią życia zesłańca sami oprawcy obliczyli na 3 miesiące. Historia ze względu na tak dużą liczbę ofiar nazwała ją "Drogą na kościach", gdyż wielu zmarłych zostało zasypanych w drodze, stając się jej częścią. Ulewne deszcze, czy woda podmywająca drogę do dnia dzisiejszego odkrywa szczątki ludzkie. Różne źródła podają różne cyfry, jednak przyjąć można, że w łagrach na Kołymie zginęło od 100 do 300 tys ludzi, a jadąc tą drogą pod naszymi kołami jest tragiczny losy tysięcy osób.







W Niżnym Bestiachu robimy małe zakupy. Będzie coraz zimniej, więc Robert kupuje ciepłe kalesony i bluzę. Kawałek za miastem przedostatni dziś przystanek. Jest tu mały placyk do spotkań i miejsce kultu, w którym można złożyć "cokolwiek" za szczęśliwą drogę.







Nocleg mamy... nawet nie wiem gdzie. Pewnie nic ciekawego nie było, ponieważ nikt nawet jednego zdjęcia nie zrobił.



Drugi dzień na "Trakcie Kołymskim".

Pierwszy przystanek robimy przed wioską Czerkierz. Niedaleko drogi stoi budynek. Jest jeszcze w fazie budowy, więc można podejrzeć tutejszą technologię. Wygląda na to, że będzie to kawiarnia, a my jesteśmy jej pierwszymi klientami. Menu jeszcze nie ma, toteż skorzystać musimy ze swoich zapasów. Rozkładamy kuchenkę, wykładamy wałówę, a po chwili witamy tutejszą władzę. Starą Ładą po cywilnemu zaszczyca nas komendant (bynajmniej tak się przedstawia). Rozmowa przebiega w miłej atmosferze, są standardowe pytania, klasyczne nasze odpowiedzi, a trwa to na tyle długo, że kończymy posiłek i jesteśmy gotowi do drogi. Żegnamy się z naszym gościem i mamy już siadać na motocykle gdy nagle słyszymy "a teraz was zamknę". "El komendante" uśmiecha się do nas pokazując przy tym palcami kraty. Zdumienie i konsternacja- tak to chyba można nazwać. Lekceważymy jednak to co przed chwilą usłyszeliśmy , wsiadamy na motocykle i powoli ruszmy. Dziwne to jakuckie poczucie humoru.










Droga odcinkami biegnie przez bagna i mokradła, toteż nie ma możliwości, a przede wszystkim sensu kłaść tutaj asfaltu.



Na postoju zatrzymuje się cysterna. Rodowity Jakut wylewa się z szoferki i mocno chwiejnym krokiem podchodzi do Roberta. Choć prawo w Rosji mówi - bezwzględne zero (promili) widok taki nie jest niestety odosobniony.



Kawa, przeważnie rozpuszczalna, smakuje na takim wyjeździe jak Kopi luwak.





I dalej w drogę.





Sporym zaskoczeniem jest dla nas, gdy nagle droga dochodzi do rzeki , a przed nami pojawia się kolejna przeprawa.



Tym razem przez rzekę Ałdan, płyniemy ponad godzinę do wioski Keskil.











Myślałem, że nawierzchnie dróg widziałem już niemal wszystkie, jednak to co było za wioską zaskoczyło mnie totalnie. Grubą warstwę średniej wielkości kamyków wysypano zupełnie luzem na drogę, a kwestię ich ubicia pozostawiono pojazdom. Sposób prosty, a przy tym tani i zapewne przez jakiś czas nawet jest skuteczny. Motocykl pływa i początkowo nie wiadomo jaką prędkością jechać. Ostatecznie 60-70-ka wystarczy i wydaje się, że to prędkość optymalna, bowiem zapasów gipsu nikt nie zabrał i kozaczyć nie mamy zbytnio ochoty. Pomimo tej dziwnej nawierzchni czterdzieści kilometrów do Chandygi pokonujemy dosyć sprawnie i bez żadnych przykrych zdarzeń.

"Uwaga remont 44 km" - jak widać może być gorzej.





Przed wieczorem jesteśmy w wiosce Tjeplyj Kljucz (Теплый Ключ). Za wioską jest kolejny znak na Magadan, a w jego pobliżu zajazd. Od kilku dni co wieczór kombinujemy, jak chronić się przed niedźwiedziami, a spanie w budynku zapewne bezpieczniejsze jest od namiotów. Wjeżdżamy na teren zajazdu i idziemy do właściciela.



-możemy tu przenocować -pytamy gospodarza
-nie zajazd jest zamknięty- słyszymy w odpowiedzi
-możemy spać na podłodze, mamy śpiwory i materace
-nie zajazd jest zamknięty od 2 lat
-boimy się niedźwiedzi, a w budynku będzie bezpieczniej
-możecie rozbić namioty obok budynku, ale niedźwiedzie i tak są, a jednego zastrzeliłem dwa tygodnie temu, bo chodził mi koło domu

Interes jest zamknięty od ponad dwóch lat, ale dziwić się nie można, bowiem szef robi wrażenie strasznego gbura, a swoim zachowaniem klientów wręcz odpycha. Na bezrybiu i rak ryba, lepiej będzie rozbić się tutaj, niż gdzieś na jagodzisku w lesie. Rozbijamy namioty, a szef szef rzuca propozycję. "Może banie wam nagrzać ". Pomysł przyjmujemy z wielką chęcią, ustalamy cenę, a godzinę później wygrzewamy się w ruskiej bani zrobionej z obitego blachą baraku. Po saunie korzystamy z zaproszenia i idziemy do gospodarza na herbatę.





-ciężkie tu macie życie - stwierdza Robert
-a dlaczego - słyszymy w odpowiedzi
-mam tu wszystko co potrzeba. Opału na zimę jest pełno, mięso mam z polowania i co mi więcej potrzeba.

Choć jest telewizor i antena satelitarna, wydaje się nam, iż życie w cywilizacji jest jemu całkiem obce. "Żona mnie zostawiła, nie chciała tutaj żyć" otwiera się powoli nasz rozmówca. "Na polowania do tajgi bez psów nigdy nie chodzę. Niedźwiedzie są bardzo podstępne. Po strzale mogą udawać,że nie żyją, lecz gdy się do nich podejdzie potrafią się rzucić się na człowieka. Choć nie są tak duże jak te Grizli, są bardzo silne i jednym strzałem łapy potrafią oskalpować od głowy aż do samej dupy". Rozmowa średnio się klei i mamy wrażenie, że trochę zawiedliśmy gospodarza nie przynosząc ze sobą choć małej flaszki "wody rozmownej" , lub kilku piw. Do spania idziemy grubo po północy obchodząc przed snem teren dzisiejszego noclegu.

Piesek wabi się Ram i przywiązany do belki dzielnie znosi srogi tutejszy klimat.



W rzeczywistości jest jasno prawie jak w dzień i w namiotach głowy przykrywamy kurtkami - zdjęcie raczej ma ukazać piękno nieba a nie faktyczne warunki światła. .



Dobranoc
CDN...
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś

Ostatnio edytowane przez sebol : 02.02.2018 o 18:46
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02.02.2018, 10:58   #64
dzinks
 
dzinks's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Apr 2016
Posty: 1,275
Motocykl: CRF1000L
dzinks jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 dzień 23 godz 7 min 0
Domyślnie

Ahh.. daje się poczuć klimat :-)
dzinks jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02.02.2018, 11:06   #65
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,157
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 22 godz 53 min 0
Domyślnie

Cieszę się
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02.02.2018, 11:15   #66
killjoy
 
killjoy's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2011
Posty: 92
Motocykl: RD07a
killjoy jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 5 godz 2 min 48 s
Domyślnie

bardzo mi się podoba!! Magadan wrócił do miejsc które muszę zobaczyć!
Dzięki i pozdrowienia
killjoy jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02.02.2018, 13:02   #67
jagna
 
jagna's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
jagna jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 39 s
Domyślnie

Czyta się i czeka na następne
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą
jagna jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02.02.2018, 15:07   #68
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,157
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 22 godz 53 min 0
Domyślnie

Miło
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02.02.2018, 15:10   #69
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 10,692
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 5 miesiące 3 tygodni 1 dzień 17 godz 45 min 19 s
Domyślnie

Dawaj dalej. Relacja i foty miodzio.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02.02.2018, 15:40   #70
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,157
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 22 godz 53 min 0
Domyślnie

Och, tak mi piszcie. Wpadłem w samozachwyt
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz

Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Magadan 2016 Brt Umawianie i propozycje wyjazdów 49 15.04.2016 15:32
Magadan 2012 Granda Trochę dalej 90 29.01.2013 23:36
Na Magadan kropek Kwestie różne, ale podróżne. 28 06.01.2011 15:09


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:59.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.