Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Główny dział > Inne tematy

Inne tematy Motocyklowo

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05.12.2009, 19:17   #21
lena
 
lena's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Polska poł.-wsch.
Posty: 1,011
lena jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 tygodni 1 dzień 22 godz 8 min 52 s
Domyślnie

Nie mieliśmy okazji przejść na TY, a że spotkaliśmy się sporo wcześniej,niż tutaj zagościłam, stąd forma grzecznościowa.Może przy następnym spotkaniu coś z tym zrobimy?Pozdrawiam.
lena jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05.12.2009, 22:33   #22
lena
 
lena's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Polska poł.-wsch.
Posty: 1,011
lena jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 tygodni 1 dzień 22 godz 8 min 52 s
Domyślnie

Twoje parcie do upragnionego motoru było niesamowite.Mam nadzieję,że zrealizujesz turystyczne zamierzenia na AT właśnie.Pozdrawiam i szczęśliwego powrotu do portu.
lena jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05.12.2009, 23:35   #23
Dubel
Gość


Posty: n/a
Online: 0
Domyślnie

Skoro tyle osób sie wypowiedziało to spróbuje i ja , choć uprzedzam że weny twórczej u mnie brak.
Moja przygoda z moto zaczeła sie w wieku 4 lat. Ojciec mój mial MZ TS 250 i sadzał mnie na zbiorniku i pozwalał kierować podczas jazdy. Oj cóż to były za chwile, pełen szcześcia i zaowolenia czułem sie ja mały zdobywca siwata Gdy juz miałem lat 12 dostałem od dziadka KOMARA którego w póżniejszym czsie zaczełem "tjuningować" planowanie głowicy czlifowanie pierścieni zakładanie podkowy, polerowanie kanałow i ich powiekszanie-oj długo by tu wymieniać. Gdy osiągi komara przestały mnie zadowalać i remonty przestały mnie bawić po cichu kupiłem swoją pierwszą MZ- cuż to była za maszyna. Oczywiście była to MZ TS 250 taka sama jaką ojciec woził mnie za młodu On nie był zbyt szczesliwy z tego faktu ale wiedział że walczyć nie ma co bo i tak nie wygra, wolał mieć mnie pod okiem. Po tej pierwszej była dróga i trzecia pózniej zaplątała sie etz [po czym wróciłem do mz W 2003 zamażył mi sie kros a że w portfelu nie było zbyt wiele nabyłem po okazyjnej cenie Cagive sx250 z początku lat 80-tych. Moto cieżkie troche toporne ale rwało do przodu jak trzeba wiekszość częsci w silniku made in japan , hamulce brembo, a zawiechy nie pamietam ale też firmowa. Moto woziło mnie ponad rok BEZ AWARYJNIE pomimo wieku jaki miało. Nietety jak u wielu tak i u mnie zawitał kryzys i trzeba było moto sprzedac ojj cuż to był z ból hmm. Po sprzedaży w niedługim czasie przypomniał sobbie o mnie MON wiec nastepny rok wyciety z życiorysu. Tak do 2009 a dokładniej do 1 kwietnia byłem tylko mażycielem lecz w tym magicznym dniu zakupiłem swoją Królową Co prawda przed kupnem miałem dość nieciekawą przygode z wycieczką do Hamburga po Afri która okazała sie być kompletnym szrotem. W wakacje wyjechałem w swój pierwszy trip po Albani a teraz niemoge doczekać sie nastepnego- skandynawia 2010 I to by było na tyle

PS. Jesli kogoś zanudziłem lub też mój styl pisanie razi po oczch z góry przepraszam i tłumacze że dziś jest sobota wieczór a ja jestem pod lekkim wpływem napojów nie koniecznie bezalkocholowych
  Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05.12.2009, 23:44   #24
Wegrzyn
 
Wegrzyn's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Apr 2009
Miasto: Monschau / Radoszewice
Posty: 1,590
Motocykl: RD07
Przebieg: 42000
Wegrzyn jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 1 tydzień 6 dni 13 godz 13 min 10 s
Domyślnie

Tak sobie czytam i czytam i chyba też coś napiszę, tylko to raczej będzie długa historia... przynajmniej tak mi się wydaje.
__________________
Wegrzyn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05.12.2009, 23:48   #25
Dubel
Gość


Posty: n/a
Online: 0
Domyślnie

Cytat:
Napisał Wegrzyn Zobacz post
Tak sobie czytam i czytam i chyba też coś napiszę, tylko to raczej będzie długa historia... przynajmniej tak mi się wydaje.
No to dawaj kolego dawaj
  Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.12.2009, 00:08   #26
Wegrzyn
 
Wegrzyn's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Apr 2009
Miasto: Monschau / Radoszewice
Posty: 1,590
Motocykl: RD07
Przebieg: 42000
Wegrzyn jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 1 tydzień 6 dni 13 godz 13 min 10 s
Domyślnie

opisałem moją historię, ale podzielę ją na części bo chyba jest trochę długa...
__________________
Wegrzyn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.12.2009, 00:10   #27
Wegrzyn
 
Wegrzyn's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Apr 2009
Miasto: Monschau / Radoszewice
Posty: 1,590
Motocykl: RD07
Przebieg: 42000
Wegrzyn jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 1 tydzień 6 dni 13 godz 13 min 10 s
Domyślnie

Część 1

No więc tak, trochę nieśmiały jestem i ciężko mi o tym pisać, ale przejdźmy do rzeczy ;-) Mając około 5 lat dość często ojciec zabierał mnie na swojego funkiel nówkę komara (no może prawie nówkę) z biegami w kierownicy i pozwalał od czasu do czasu dodawać gazu, co jak dla mnie było nie lada przygodą i wyzwaniem zarazem…. Chodziło o to by tak dodać gaz, żeby podjechać pod górę, albo go nie dodawać, żeby się nie wywalić na jakiejś polnej drodze. Fajnie było, ale czułem niedosyt, który prawdopodobnie spowodowany był tym, że nie sięgałem za bardzo nogami do ziemi i nie wolno mi było samemu jeździć. Jednak dzięki temu, że na wakacje jeździło się do dziadków (mieszkali około 6 km od domu rodzinnego ;-) ), gdzie opieka rodzicielska nie miała pełnej mocy urzędowej, a mieszkał tam wujek, który posiadał pięknego granatowego rometa, to zdażało się, że pozwolił mi go umyć przed sobotnim wypadem na disco. Wtedy to już rodziło się to coś w mojej głowie…
W wieku 6 lat wspaniałomyślny wujcio wsadził mnie pierwszy raz na swoją furę, pokazał co i jak i popchnął do przodu, żeby ułatwić ruszenie. Cóż to było za uczucie, duma i radość mnie roznosiły. Romecik wydając dźwięk przypominający radosne pierdzenie pędził jak zwariowany, z ledwością udawało mi się okiełznać tą rozszalałą jak tornado furę, a był to dopiero pierwszy bieg. Układ był prosty, ja w sobotę do popołudnia musiałem wymyć na błysk rometa, a w niedzielę po powrocie wuja z imprezy mogłem trochę pojeździć.
Co to były za czasy, rano się wstawało przed wszystkimi, żeby rozgrzać siodło i manetki do podróży, które dawały tyle radości i zadowolenia, szkoda tylko, że te dalekie wypady ograniczało ogrodzenie podwórka…. Długo nie potrwało, aż stałem się właścicielem tegoż właśnie cudownego sprzęta. Jednak radość nie trwała zbyt długo, bo ciągłe jeżdżenie na pierwszym biegu wykończyło silnik. Wtedy było to dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Z pomocą przyszedł ojciec, który załatwił silnik rometa, ale trzy biegowy! To była sensacja wśród rówieśników! Jak się później okazało był to jeden z niewielu silników w którym wchodziły wszystkie biegi, co było powodem do wielkiej dumy. Romecik dzielnie znosił wszystkie wypady, dalekie i bliskie. Jeździłem nim kilka ładnych lat i ani razu nie pchałem go do domu.
__________________
Wegrzyn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.12.2009, 00:12   #28
Wegrzyn
 
Wegrzyn's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Apr 2009
Miasto: Monschau / Radoszewice
Posty: 1,590
Motocykl: RD07
Przebieg: 42000
Wegrzyn jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 1 tydzień 6 dni 13 godz 13 min 10 s
Domyślnie

Część 2


Kolejnym sprzętem, był jakby nie patrzeć wynalazek produkcji polsko-germańskiej. Mając kilkanaście lat zobaczyłem pewnego popołudnia, jak ojciec wraca z pracy w Niemczech i coś dziwnego wyciąga spod siedzeń. Był to Simson, a raczej części z Simsona SR2 jak dobrze kojarzę. W wyniku ułańskiej fantazji i niezłych zdolności manualnych mojego ojczulka powstał pojazd, który był połączeniem starej ramy z komara (tego z biegami w rączce) z silnikiem Simsona. Spróbujcie sobie wyobrazić komara idącego na gumę oraz rwącego glebę, przy prawie każdym ruszaniu…. Bezcenne….
Tak mijały młodzieńcze lata, aż przyszedł czas liceum. Jako, że chłopczyk ze mnie wyrósł dość duży to głupio się czułem na Romecie i komarosimsonie. Zacząłem kombinować co zrobić, żeby wsiąść na motocykl. Z pomocą przyszedł drugi wujek. Wszedłem z nim w układ, że on weźmie ode mnie rometa, a załatwi mi za to od znajomego WSK-ę. Umówiliśmy się w jakieś sobotnie popołudnie na oględziny tej super maszyny. Pojechałem z bratem i kumplem rowerami obejrzeć to cudo. Dotarliśmy na miejsce, a WSK-i ani widu, ani słychu. Wychodzi koleś i mówi spokojnie chłopaki, zaraz fura będzie. Patrzę, a on pakuje do kurnika (tak tak do kurnika), z którego wszelkiego rodzaju ptactwo hodowane na rosół z wielkim wrzaskiem i sypiącymi się wszędzie piórami wyleciało. Wypycha coś na kształt motocykla, lecz w malowaniu obronnym (kurki i kaczuszki sobie na nim od czasu do czasu załatwiały potrzeby fizjologiczne). No cóż, doznałem lekkiego szoku. Gość widząc moją minę mówi: młody nie denerwuj się ona stoi już z pół roku i dlatego tak to wygląda. Jakież było moje zdziwienie, kiedy wlał paliwa, przepompował parę razy i zapaliła na strzała. Wiedziałem, że będzie moja.

No więc umówiłem się, że WSK-ę odbierze wujek i mi ją przyprowadzi, a przy okazji zabierze rometa. Radośnie wracamy sobie do domu i nagle z odległości pół kilometra widzę jakieś zbiegowisko u mojego sąsiada…. Dziwne myślę sobie. Dojeżdżam na miejsce, a tam dwóch kolesi rozwaliło się na jakiejś szlifierce. Reakcja rodziców na wiadomość o tym, że zanabyłem motocykl była piorunująca. Leciały teksty typu spanie w stodole, pakowanie się itd. Wyczekałem moment, aż wyjechali do rodzinki na imprezę, a w tym czasie wujaszek przyprowadził furę, którą skrzętnie schowałem w stodole. Trochę zajęło oswajanie rodziców i doprowadzenie WSK-i wizualnie do normalnego stanu, ale warto było. Chodziła bezawaryjnie do samego końca.
__________________
Wegrzyn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.12.2009, 00:16   #29
Wegrzyn
 
Wegrzyn's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Apr 2009
Miasto: Monschau / Radoszewice
Posty: 1,590
Motocykl: RD07
Przebieg: 42000
Wegrzyn jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 1 tydzień 6 dni 13 godz 13 min 10 s
Domyślnie

Część 3


Hmmm, co było kolejne… A no tak, kolejne było zrobienie prawa jazdy i wciskanie kitu mamie, że jak się robi od razu kategorię A i B to jest duuuuuuużo taniej. W końcu się udało i dostałem kasę na prawko. Po zrobieniu prawka zarażony opowiadaniami kumpli postanowiłem kupić Junaka. W końcu kupiłem, ale kompletnie przerobionego na „Harleya”. Cały wychromowany, felga z tyłu od syreny. Wszystko aż się świeciło. Ciężkie to były czasy…. Pięć dni naprawiałem, a jeden jeździłem. Robiło się po przetwórniach i gdzie tylko się dało, żeby na paliwo zarobić. Po jakimś czasie walki z wiecznymi wyciekami i innymi usterkami poddałem się i postanowiłem przesiąść się na coś innego. Marzyło się wtedy o Simsonie Avo, ale był poza zasięgiem finansowym.
Szukanie innego sprzęta było dość trudne. Mieszkałem na wsi, gdzie nie było ani jednego motocykla i nikt nie był w stanie pomóc. W końcu dostałem namiary na zapaleńca, który żył tylko motocyklami. Miał na sprzedaż Iż 49 z 1949roku. Szybko się dogadaliśmy i po prostu zamieniłem Junaka na Iża.
Iż był cały oryginalny, poza stacyjką, której po prostu nie było. Poza tym nie był zarejestrowany i miał tylko dowód w którym było wbite, że został wyrejestrowany w 1972 roku w Częstochowie. Trochę się najeździłem, zanim znalazłem człowieka, który był w tamtym czasie właścicielem, ale udało się i spisałem z nim umowę. Iż to była maszyna nie do zajechania. Ten specyficzny tłok nacinany od dołu i nawiercony w pewnym punkcie…. Po prostu nie dało się go zatrzeć. Te biegi przełączane przy baku rączką to była sensacja. Dumnie jechałem i bez dodawania gazu zmieniałem biegi do trójki. Sercowe siedzenia z amortyzującą sprężyną były ekstra. Jednak radość trwała może dwa lata i nastały ciężkie czasy i z braku kasy trzeba było sprzedać wydmuchanego i wychuchanego Iż-a.
Kilka lat byłem bez jednośladu, aż pewnego dnia ojciec dzwoni, że jest Suzuki GL51D (taki mały czoper, chyba 400cm pojemności) za 200 euro jak dobrze pamiętam. No mówię sobie trza brać choćby nie wiem co. Za niecały tydzień byłem już w Niemczech i pakowałem Suzę na przyczepkę. Szybka rejestracja i w drogę! Jeździłem gdzie się dało i ile kasy starczało na benzynę. Trzeba było jakoś odreagować kilkuletni brak. Trochę pewnie śmiesznie wyglądałem na takim mały piździku, ale to wtedy było najmniej ważne. I co….. i znowu ciężkie czasy…. Suza sprzedana, a ja bez fury.
Straszny głód dwóch kółek nie pozwalał normalnie funkcjonować. Głowa się chciała ukręcić jak mijałem autem jakiś motocykl. Budżet się już trochę podreperował, więc zacząłem szukać czegoś do jazdy. Nie miałem jakichś specjalnych wymagań, jedno było pewne, musi to być coś większego niż ten mały czoperek. Znów z odsieczą przyszedł ojciec. Jego kolega z pracy zza Odry miał dwie Yamachy XS400. Jedna była cała kompletna po dużym przeglądzie, a druga cała ale w częściach. Decyzja mogła być tylko jedna, tym bardziej, że cena była zaje…. bardzo fajna (całe 400 euro). Znowu przyczepka i jazda do Polski.
Tak oto mijały kolejne miesiąc, aż pewnej soboty ojciec dzwoni, że jego szefowa jest po operacji kolana i będzie sprzedawać swój motocykl. Pytam więc jaka to maszyna i w jakim stanie. On na to ze Afryka coś tam i stan jak nowa. Sobie myśle, co za cholera, jaka Afryka. W życiu nic takiego nie widziałem. Cale szczęście, że jest Internet. Szybka akcja, czytanie forum i pełne zachłyśnięcie się tekstami o tym motocyklu. Był tylko jeden problem – kasa. Trzeba było jakoś coś załatwić, co by się mamuśka nie dowiedziała ile, a ojciec żeby tyle właśnie pożyczył bez określonej daty spłaty ;-) W końcu się udało. Ojciec przywiózł ją jakoś w nocy z soboty na niedzielę. Oczywiście od razu ją sprowadziłem z przyczepki i postawiłem w garażu. Z samego rana przymiarka, ożesz w mordę, to jest motocykl na którym się czuję zajebiaszczo, odpowiednio wysoki itd, itp. Było to jesienią, więc ściema poszła dobra. Mamuście powiedział tatuś, że kupił sobie, bo za pół ceny i w ogóle, a ja miałem czekać do następnego roku i nic się nie odzywać, że dla mnie albo coś…. Więc czekałem, ale że ojciec robi zagramanicą to trzeba było motocykl zarejestrować na wiosnę, a że go nie było to musiałem zarejestrować na siebie. Tak oto stałem się posiadaczem jedynego słusznego motocykla. Na dzień dzisiejszy 23 tyś km przebiegu i piękne wakacje spędzone dzięki Afryce.
Mam nadzieję, że was nie zanudziłem.
__________________
Wegrzyn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.12.2009, 01:33   #30
ENDRIUZET
buszujący w zbożu
 
ENDRIUZET's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Szczecin
Posty: 678
Motocykl: RD07
Przebieg: 33.000
ENDRIUZET jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 dzień 13 godz 40 s
Domyślnie

Brawo Węgrzyn ... niezłe
__________________
Wszyscy leżymy w rynsztoku, ale tylko niektórzy spoglądają w gwiazdy.
ENDRIUZET jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
AT jako pierwszy motocykl ferdek Inne tematy 114 31.01.2015 18:37
Albania po raz pierwszy bliźniak Umawianie i propozycje wyjazdów 26 10.09.2012 11:08
Pierwszy wątek polityczny. Lepi Inne tematy 22 15.12.2009 08:12


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:11.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.