Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12.07.2011, 23:39   #11
RAVkopytko
 
RAVkopytko's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Kamieniec Wrocławski
Posty: 3,127
Motocykl: XT660Z-konik garbusek
Przebieg: Ł
RAVkopytko jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 3 tygodni 4 dni 20 godz 39 min 53 s
Domyślnie


no dawaj Joseph
zapotrzebowanie jest
__________________
Stary nick: Raviking GSM 505044743
Żądam przywrócenia formuły "starego" Forum AfricaTwin......
RAVkopytko jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.07.2011, 10:29   #12
Joseph
 
Joseph's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Wrocław
Posty: 89
Motocykl: RD07a
Joseph jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 4 dni 15 godz 50 min 48 s
Domyślnie

Nad Morze Czarne czyli jak żwirem dojechać do piasku

Wyjazd ze Stambułu idzie nam znacznie lepiej niż wjazd. Może dlatego, że przez jeden dzień napatrzyłem się na komunikacyjne zachowania lokalesów i wiem, że wystarczy kilka razy zawrócić na zakazie, pociągnąc kawałek pod prąd, dalej przez ciągła na chodnik i możemy dojechać wszędzie, również do granic miasta po stronie azjatyckiej, a zaparkowane na środku ulicy taksówki i autobusy przestają przeszkadzać.

Azjatycka część i dalsza droga w głąb Turcji to malowniczy rejon przesycony przemysłem ciężkim, z brakiem wyraźnych granic pomiędzy miastami - coś jakby turecki Górny Śląsk. Z autostrady zjeżdżamy na 100-tkę i zaczyna robić się odrobinę nieeuropejsko. Góry, wśród nich domy, które za chwilę się rozpadną, osiołki na łąkach, czas ewidentnie zwalnia.





Kierujemy się na Sinop i doświadczamy legalnego offa sponsorowanego przez turecki zarząd dróg krajowych i żwirowisk. Kończący się z tak zwanego nienacka asfalt przechodzący w kilkadziesiąt km żwiru jest tu zjawiskiem absolutnie powszechnym, które będzie nam towarzyszyło prawie do końca tureckich wojaży. Skoro ma być nowy asfalt, to trzeba najpierw zedrzeć stary, dzięki temu podróż odbywa się przez niekończący się plac budowy stanowiący mozaikę odcinków kopnego żwiru, glinianych rozkopów i fragmentów starej, dziurawej nawierzchni. Na to nakładają się gromadki podnieconych i machających robotników, dla których stanowimy atrakcję większą, niż oni dla nas oraz stadka radośnie pędzących wywrotek, dzięki którym nasze kolory stopniowo przybierają białą barwę.



No i Szprycha wreszcie szczęśliwa, bo już wie, po jaką cholerę ciągnęliśmy ją tyle tys. km po bezsensownych ekspresówkach.









Kiedy do morza zostało nam jakieś 70km, droga zaczyna piąć się absurdalnie w górę i wpada w tunel, po wyjechaniu z którego jesteśmy w...Skandynawii. Przynajmniej tak zapamiętałem norweskie drogi sprzed roku - zawieszone w chmurach, z soczystą zielenią lasów, mokrym asfaltem i temperaturą poniżej 5 st. C. Stąd już jak strzelił 40 km w dół do cypla, na którym spoczywa Sinop.

Na miejscu szukamy noclegu. Naczytał się człowiek w mądrych przewodnikach, że można tu pension jakiś wyhaczyć do 10 EUR. Naczytał się i dalej jest głupi, bo ceny w pensjonatach takie, jak w hotelach. Bierzemy hotel.

W strugach deszczu poginamy z kamasza do sklepu po jakąś kolację. dziś będzie lokalne pieczywo z serem oraz piwo (Efes zdecydowanie najlepszy).



Aha….to, że nie śpimy pod namiotem, nie oznacza że należy zapominać o czołówkach. Chwilowe zaniki prądu to tutaj standardzik.



Kolejne 700 km za nami, idziemy spać. Jutro pokręcimy się po okolicy.
__________________
http://www.fabryka-przestrzeni.net
"Trzeba leżeć na plecach, by napatrzyć się niebu."
Joseph jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.07.2011, 11:46   #13
Sławekk
 
Sławekk's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2009
Miasto: Strzelin
Posty: 1,677
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Sławekk jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 8 godz 50 min 41 s
Domyślnie

Czekam na dalszą część . Zapowiada się naprawdę dobrze
Sławekk jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.07.2011, 12:21   #14
Joseph
 
Joseph's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Wrocław
Posty: 89
Motocykl: RD07a
Joseph jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 4 dni 15 godz 50 min 48 s
Domyślnie

O poranku zachęcający widok za oknem, ruszamy zatem w teren.



Sinop to czarnomorska mieścina, która próbuje w ostatnich sezonach zagarnąć turystów z oddalonej o ponad 300 km na zachód Amasry. Idzie jej tak sobie, a przynajmniej będąc tam na początku lipca nie zauważyliśmy żadnego turysty... I dobrze.





Na plażach kręcą się tubylcy, lokalny zaopatrzeniowiec rozwozi wodę mineralną chińskim czopkiem, a na wzgórzu jest końcowy dolmuszy (rewelacyjna w swej prostocie i ekonomii forma transportu publicznego - bus odjeżdża dopiero wtedy, kiedy wszystkie miejsca są już zajęte).



A skoro przy transporcie jesteśmy - pamiętacie stare Renówki, które były później produkowane w Rumunii jako Dacia tzw. Rumunka lub Cyganka? Na wschód od Stambułu to auto jest synonimem transportu rodzinnego, rolniczego i ogólnobudowlanego. Nie wiedziałem nawet, że było tyle wersji tego ewenementu.



Po drugiej stronie cypla są ruiny fortecy, na ruinach siedzą baby i patrzą na nas jak na kosmitów. Plaża znajduje się w radosnym sąsiedztwie warsztatów samochodowych, a właściciel budki z zimną wodą i browarem robi tutaj interes życia.









Znajdujemy kawałek niezaśmieconej przestrzeni i oddajemy się typowym czynnościom charakterystycznym dla niedzielnych turystów, czyli moczeniem tyłków w morzu, leżeniem na piachu i esemesowaniem do banku, czy przelew już wpłynął.



Co ciekawe, lokalesom śmieci nie przeszkadzają zupełnie. Kilkadziesiąt metrów od nas wśród sterty plastikowych butelek rozłożył się lokalny "charizmatik" strzaskany na mosiądz, a wśród śmieci i szmat przy ruinach radośnie relaksuje się rodzinka z dziećmi.

Nic zatem dziwnego, ze i takie rzeczy nie robią na nich wrażenia.



Wystarczy tego plażowania, szczególnie że jego skutki w postaci zjaranej skóry i pęcherzy na kostkach będę boleśnie odczuwał do końca naszej eskapady (o udarze słonecznym nie wspominając, ale ten ustąpił już o 2-giej w nocy, więc luz).

Z dziennikarskiego obowiązku (hehe, se posłodziłem...) należy jeszcze nadmienić, że Sinop słynie z przemysłu stoczniowego, zarówno tego małego...



...jak i w skali 1:1.



I jeszcze jedno - Sinop to pierwsze napotkane przez nas miasto, gdzie przed każdym posterunkiem policji i żandarmerii stoi mundurowy z bronią automatyczną. Dziwne o tyle, że nie jest tu ani blisko do granicy, ani do zapalnych etnicznie regionów. Być może boją się ataków delfinów - zombie, nie wiem.

(w kolejnym odcinku będzie o klasztorach wiszących na skałach, chłopcach chodzących pod rękę i udawaniu terrorystów pod granicą z Armenią)
__________________
http://www.fabryka-przestrzeni.net
"Trzeba leżeć na plecach, by napatrzyć się niebu."
Joseph jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.07.2011, 12:27   #15
majki
 
majki's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Gwe/Warszawa
Posty: 3,499
Motocykl: CRF1000, RD04
majki jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 miesiące 1 tydzień 4 dni 4 godz 5 min 37 s
Domyślnie

Dawaj
majki jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.07.2011, 22:16   #16
calgon
 
calgon's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 2,393
Motocykl: RD04
Przebieg: 40.000
calgon jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 miesiące 1 dzień 23 godz 46 min 30 s
Domyślnie

super!!!!!! czytam czytam
calgon jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.07.2011, 22:39   #17
Joseph
 
Joseph's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Wrocław
Posty: 89
Motocykl: RD07a
Joseph jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 4 dni 15 godz 50 min 48 s
Domyślnie

Na wschód, czyli historia właściwa

No dobrze, pośmialiśmy się ze Stambułów i pożartowaliśmy o plażach, a właściwa historia rozpoczyna się dopiero teraz. Opuszczając czarnomorskie wybrzeże na wysokości połowy szerokości Turcji wiedziałem, że dopiero teraz żegnamy się z resztkami europejskiej cywilizacji. Jak dla mnie to mniej więcej tutaj przebiega granica Europy i Azji w tej szerokości geograficznej, żaden tam most na Bosforze czy inne przewodnikowo - geograficzne cuda.

Jakoś tak sobie narysowałem w duszy tę podróż, że będzie dobrze wstrząśniętym koktajlem symboliki, historii starszej niż nowożytna pamięć i kultury nie posiadającej uzgodnionych definicji - głównie z przyczyn politycznych. I nie zamierzam bynajmniej pisać tu wywodów, czy turecki Kurdystan istnieje, czy też nie, czy ludzie w nim mieszkający są partyzantami walczącymi o wolność niczym my niegdyś pod zaborami, czy też zwykłymi terrorystami z PKK i czy zasłużyli na autonomię, czy na pluton egzekucyjny. Nie wiem, czy Ararat powinien być symbolem pojednania Turków i Ormian, czy pozostać jedynie niemym świadkiem rzezi z czasów minionych.

Mądrzejsi się głowili i niewiele wygłowili, to co ja się będę tu wymądrzał niczym wiejski listonosz.

Chciałem tam pojechać i zachłysnąć się tym na ile się da - świadomy ułomności tego planu z racji czasowych, językowych czy wreszcie czysto kulturowych. Bo kto niby powiedział, że ktokolwiek tam na wschodzie będzie w ogóle chciał podać nam rękę na przywitanie? Nie przekonamy się, dopóki tam nie pojedziemy. Jedźmy zatem.

Na początku gonimy przyklejeni do wybrzeża i nudnej trasy na Gruzję. Co miasteczko, to sygnalizacja świetlna, moje spalone w Sinop stopy wyją o pomoc przy każdym zatrzymaniu. Nudę i ból rekompensuje nastawienie miejscowych - tutaj jesteśmy już poważną atrakcją. Ludzie na poboczach machają z uśmiechem, w samochodach na światłach otwierają się okna, strzępki słów, które rozumiem, pytają dokąd? Pokazują uniesiony kciuk. Będą mieli przez tydzień o czym opowiadać. Stopy przestają boleć. Za Tirebolu uciekamy znad morza krajową 887 na południe.



Każda stacja tego dnia to herbata, wynoszenie krzeseł na zewnątrz, abyśmy usiedli w cieniu. W moich rękach po sekundzie od wyciągnięcia paczki fajek ląduje popielniczka. O dziwo nikt nie traktuje Marty w jakiś dziwny sposób, czasem nawet jako pierwsza dostaje herbatę - tutaj to raczej kobiety będą na nią patrzyć z mieszaniną przerażenia, ciekawości i...zazdrości. Tymczasem kobiet na stacjach raczej się nie spotyka.

Droga 887 z Tirebolu na Torul i potem 885 na północ w kierunku Trabzon to kawał pięknej serpentyny na zboczach gór, chyba najładniejszy odcinek asfaltowy jaki dane nam było nawinąć w Turcji. Jeśli ktoś kiedyś będzie leciał tamtędy na Gruzję lub w przeciwną mańkę, niech nadrobi trochę km i odbije z nadmorskiej, szczególnie, że jest co zobaczyć w okolicy.





No właśnie - dzień kończymy w miejscowości Maçka nieopodal klasztoru Sumela, który jutro zaatakujemy. Zwalamy balast i idziemy poszperać po ulicznych bazarach, które jak zwykle funkcjonują do późnej nocy.





Szprycha znowu na ulicy, jakoś przestaje mi to ostatnio przeszkadzać.



O poranku następuje to, co musiało prędzej czy później nastąpić, kiedy trzyma się motocykl na ulicy obok straganu.

.

(uwaga będzie drastycznie)

.

Babka wzięła nas z zaskoczenia. Wykorzystała moment, kiedy przypinałem kufry i straciłem chwilowo czujność. Wykorzystała świetny humor Marty i rzuciła dobrą ceną. I stało się.

Kupiliśmy dywan.

No może nie taki pełnowymiarowy, co to na trzepak osiedlowy wchodzi, ale...hmmm...powiedzmy, że chodniczek do salonu - będzie w sam raz jak skończymy remont (czyli ok. 2035, jak nam się pomysły na wyprawy wyczerpią i zaczniemy wydawać kasę na inne rzeczy...).

(poniższa fota zupełnie niechronologiczna, ale czy to o chronologię w relacji chodzi, czy o chodniczek...?)



Chodniczek do kufra i lecimy. Droga do klasztoru to kolejna serpentynowa bajka, do obowiązkowej scenografii górskiej dochodzą potoki. Pięknie jest. Na miejscu wjeżdżamy najwyżej jak się da, a dalej w kosmicznym upale pniemy się po schodach.

Sumela (oficjalna nazwa Meryemana Manastiri) to nie tylko zjawisko wizualne w postaci wykutego i wiszącego na skale klasztoru, którego widoku nad przełęczą nie odda żadna fota, ale kawał ciekawej i tragicznej historii obfitującej w wojny, pożary i wygnania, a nawet sensacyjne wręcz wątki ukrycia i tajnego wywiezienia relikwii. I zarazem jedyny obiekt sakralny, o jakim słyszałem, który posiadałby swój bliźniaczy odpowiednik zbudowany w czasie wypędzenia mnichów - ten ostatni znajduje się w Grecji. Naprawdę warto poczytać historię tego miejsca, nie będę tutaj googla przepisywał, tylko obrazem pojadę...















Freski przedstawiające sceny biblijne biją na głowę wszystko, co możecie zobaczyć we wczesnochrześcijańskich kościołach Kapadocji (o tym przekonaliśmy się później).













No wystarczy, bo się fotoblog powoli robi...

Korzystamy jeszcze z orzeźwiającego źródełka u stóp klasztoru i w drogę w kierunku Erzurum. Trochę bocznymi drogami, aby dostarczyć fotek, po których rajtuzy spadają.





Ale nawet główna droga tutaj zawsze wygląda jakoś inaczej, nie umiem tego opisać. Panuje na niej cisza przerywana jedynie przejeżdżającą co kilkanaście minut przeładowaną ciężarówką.





Za Bayburt wpadamy w przepiękny wąwóz Kop Dagi.





Trochę lansu, bo zapomnicie, jak wyglądamy...







...i docieramy do Erzurum. Tutaj cywilizacja ustępuje prawie zupełnie pozostawiając niezbędne składniki w postaci stacji benzynowych i drogowskazów.



Dalej już tylko bajka: góry, traktory i bydło. Ludzie pracują i koczują na polach, mnóstwo koni - więcej, niż ludzi, im bliżej Kars tym więcej.















Gdy droga odbija na Kars, asfalt w naszym rozumieniu kończy się bezpowrotnie. Najpierw typowe żwirowisko, do którego przywykliśmy, później substancja, której najbliżej chyba do mokrego żużlu. Najlepiej sprawdza się prędkość w okolicach 80 km/h, wówczas już nie tańczymy a jeszcze można w miarę szybko się zatrzymać.





Kars już z daleka wygląda jak połączenie blokowiska ze slumsami i dokładnie takim się okazuje. Rozsypujące się chałupy z TV SAT na przedmieściach i brudne centrum. Na wjeździe wita nas reklama GRAND HOTEL ANI - odpuszczamy i szukamy czegoś bliższego lokalesom. Udaje się, znajdujemy klimatyczny przybytek nie mieszczący się raczej w definicji hotelu w środowisku turystów zachodnioeuropejskich. O to nam chodziło.

Po wejściu do środka naszym oczom ukazuje się hol z recepcją, a w nim na kanapach zawinięte w czadory panie i stateczni śniadzi panowie popijający herbatę. Następuje ten moment, w którym wchodząc do pomieszczenia czujemy, jak przed ułamkiem sekundy wszystkie rozmowy zostały zawieszone, a spojrzenia obecnych wlepione w dwie umorusane poruszające się z tankbagiem i kaskami postaci, z których jedna odziana jest w spodnie w kamuflaż i przepasana opaską a druga nie goliła się od tygodnia i kuleje. Chwilę potem spojrzenia dam lądują na wykładzinie, a spojrzenia panów stają się namacalnie świdrujące. Kłaniamy się grzecznie i próbujemy coś tam wydukać z zapisków rozmówek tureckich (chociaż nie jestem przekonany, czy turecki w tym mieście cokolwiek pomaga przybyszom) i zmierzamy do recepcji, gdzie dostrzegam iskierkę nadziei na rozładowanie atmosfery, na której można tuzin siekier powiesić. Otóż recepcjonista duka po angielsku.

Szybka prezentacja paszportów i recepcjonista zwraca się z uśmiechem do lokalnej społeczności słowami "Polonja!".

POLONJA!!! - krzyczy jeden z najstarszych siedzących w holu, wyglądający mi na nieformalną jednoosobową starszyznę w tym towarzystwie i z uśmiechem zaprasza do nalania sobie herbaty. Z płuc obecnych schodzi powietrze, a atmosfera momentalnie wraca do normy, ponieważ okazujemy się zwykłymi "polonja", a nie....kuźwa sam nie wiem, za kogo nas wzięli. Za bojówkarzy eskimoskich? Samobójczą młodzieżówkę pigmejską? Bez znaczenia, pewnie na zawsze pozostaniemy dla nich dwuosobową bandą kosmitów.

Motocykl na ulicy, standard. Po przejściu pierwszego tornado ciekawskich dzieci recepcjonista uświadamia okoliczna dziatwę, że nie wolno się zbliżać, w czym wtóruje mu przedstawiciel starszyzny (ten od herbaty), który ewidentnie czuje na sobie obowiązek dbania o gości. Uświadomienie działa, nikt już do rana nie będzie się zbliżał. Zwalamy toboły i idziemy się przejść.

Kars to niezwykła społeczność. Jeśli zagłębimy się w literaturę, to dowiemy się, że żyją tu zarówno Turcy / Kurdowie, jak i potomkowie Niemców i Rosjan (tzw. uboczny efekt przemarszu wojsk). Prawdopodobnie ten kocioł etniczny ukształtował totalną różnorodność codziennych zachowań. Kobiety chodzą tu zarówno w czadorach i chustach, jak i w rozpuszczonych włosach i odważnym makijażu (te o jaśniejszej karnacji). Mężczyźni raczej tradycyjnie ubrani, za to jedni i drudzy pod rękę. Bez znaczenia, czy przechadzają się dwie babeczki, czy czterech facetów - wszyscy są przyjaźnie spleceni pod ramię.

Miasto nie jest tak zacofane, na jakie wyglądało - udaje nam się bez trudu znaleźć kafeję netową, potem otwarty sklep, gdzie jest piwo (za chwilę nie będzie go już przez kilka dni podróży). Staram się wykorzystać znajomość angielskiego u recepcjonisty, ale ponieważ jest niewiele bardziej zaawansowana od mojego tureckiego, udaje mi się tylko upewnić, że możemy udać się do ruin Ani bez zezwolenia. Spać zatem.



cd nastąpi jak wymyślę, jak zmierzyć się z Ani...
__________________
http://www.fabryka-przestrzeni.net
"Trzeba leżeć na plecach, by napatrzyć się niebu."
Joseph jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.07.2011, 11:30   #18
Rychu72
 
Rychu72's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,551
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
Rychu72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 5 godz 29 min 36 s
Domyślnie

Wzbudziłeś Waszmość we mnie pewne zaciekawienie tymi powieściami za gór i rzek, więc wobec powyższego zezwalam na dalsze pisanie.
Tylko szybko
Rychu72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.07.2011, 14:30   #19
Joseph
 
Joseph's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Wrocław
Posty: 89
Motocykl: RD07a
Joseph jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 4 dni 15 godz 50 min 48 s
Domyślnie

Rychu,

Albo będzie szybko, albo ciekawie

Robi się, robi...
__________________
http://www.fabryka-przestrzeni.net
"Trzeba leżeć na plecach, by napatrzyć się niebu."
Joseph jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.07.2011, 14:36   #20
Rychu72
 
Rychu72's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,551
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
Rychu72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 5 godz 29 min 36 s
Domyślnie

Żądam szybko i ciekawie
Rychu72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Ararat pod koniec września---szukam chętnych wrubel Umawianie i propozycje wyjazdów 5 12.07.2012 17:18
Otwieram Wrota Afryki czyli... lek na jesienną depresję vol.2 [Listopad 2011] Neno Trochę dalej 148 22.01.2012 19:08
Waha po 8.2 zł czyli jak nie zbankructwać w Turcji [Kwiecień 2011] duzy79 Trochę dalej 19 26.06.2011 14:21
Ararat inflator Umawianie i propozycje wyjazdów 9 18.05.2011 21:21


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:10.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.