Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11.09.2011, 12:17   #111
Złom
601493080
 
Złom's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2009
Posty: 1,406
Motocykl: XL600
Złom jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 8 godz 11 min 58 s
Domyślnie

Zazigi, wielkie dzięki za ubraniowy komplecik ekwadorski, komponuje się znakomicie w górach Kaukazu!

https://picasaweb.google.com/lh/phot...eat=directlink
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg IMG_4058.jpg (227.9 KB, 8 wyświetleń)
Złom jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.09.2011, 23:27   #112
Zazigi
lamer miesiąca
 
Zazigi's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wa-wa
Posty: 683
Motocykl: RD07
Zazigi jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 6 dni 21 min 23 s
Domyślnie

Ciesze sie ze stroj lezy. Wroce jeszcze na chwilę do Ekwadoru bo zapomniałem się pochwalić, że udało się nam nawiązać kontakt z ekwadorskim acz miedzynarodowym artystą imieniem Delfin Quispe (znanym jako Delfin Hasta el Fin). Piosenkarz ów z niezwykłym talentem opiewa rozmaite katastrofy jak ta z 11.09 czy tragedię górników chilijskich (linki poniżej). Złożyliśmy mu propozycję nagrania teledysku o naszej polskiej katastrofie, był zainteresowany ale aktualnie pracował nad reklamą jakiegoś tłuszczu.



__________________
Życie jest podróżą.
Zazigi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.09.2011, 23:54   #113
Zazigi
lamer miesiąca
 
Zazigi's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wa-wa
Posty: 683
Motocykl: RD07
Zazigi jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 6 dni 21 min 23 s
Domyślnie

Peru to ogromny kraj. Po porażce na Cotopaxi ja nie mogłem poradzić sobie z przeziębieniem a Ulka czuła się rozbita psychicznie. Chociaż obraliśmy drogę na południe to na szczęście przypomniała sobie o pewnej mocnej medycynie leczącej dzuszę i ciało, którą pozyskuje się z rosnącego jedynie w dzungli amazońskiej pnącza o nazwie Ayahuasca. Chciałem tu napisać dając wyraz swojej początkowej nieufności, że jest to medycyna mocniejsza od wódki zmieszanej ze spirytusem ale z czasem nabrałem dla niej szacunku. Ale po kolei. Peru to ogromny kraj, cztery dni zajeło nam dojechanie z wybrzeża pacyfiku do peruwiańskiej dzungli. Kolejne trzy musieliśmy płynąć statkiem żeby dostać się Amazonką do Iquitos, największego ponoć na świecie miasta niedostępnego lądem.
Pierwszego dnia przemierzaliśmy pustynię Sechura. Drugiego dnia musieliśmy zmierzyć się z Andami. Potem już tylko dwa dni przez dzunglę i już byliśmy w Yurimaguas. Stamtąd złapaliśmy statek do Iquitos. Stołowaliśmy się oczywiście w przydrożnych knajpach gdzie jak w całej ameryce łacińskiej króluje kurczak. Trzeba przyznać, że jedyna droga w tej części Peru jest w bardzo dobrym stanie i w ciągłej przebudowie. Tłumaczą to cysterny wiązące bezustannie ropę z dzungli w głąb kraju.

01.JPG
02.JPG
03.JPG
04.JPG
04a.jpg
05.JPG
06.JPG

Na naszym statku płynęły wszystkie potrzebne w Iquitos towary. Na dolnym pokładzie wieźliśmy więć liczne pogłowie bydła, sprzęt budowlany, sól, cukier, platany i co tam jeszcze można sobie wyobrazić. Na górnych dwóch pokładach podróżowali w swoich hamakach jak nam się wydawało, przesadnie stłoczeni ludzie. Woda w rzece zmienia podobno poziom o około 10 metrów w zależności od pory deszczowej lub suchej. My płyniemy w porze suchej, woda jest niska, statek przeładowany, więc jakżeby inaczej po pół dnia podróży osiadliśmy na mieliźnie. Nie pomogła barka-cysterna, uwolnił nas dopiero po zmroku inny statek transportowy.

07.jpg08.JPG
09.JPG
10.JPG
11.JPG
12.JPG
13.JPG

W drodze do Iquitos poznaliśmy trzech dzielnych Argentyńczyków, którzy podróżują rowerami od 8 miesięcy w przeciwnym do naszego kierunku. KTM nie wygląda już jak kiedyś, łańcuch ciągnie się po ziemi i wkręca w szprychy, kończą się klocki hamulcowe, subframe wykazuje oznaki deformacji nie wspominając o innych pomniejszych problemach. Idea sprzedania go w Argentynie za godziwie pieniądze, umożliwiające powrót do kraju staje się więc coraz mniej realna. Trochę z nudów i szukając pomysłu na powrót korzystamy więc ze sprytu Argentyńczyków, którzy utrzymują się ze sprzedaży sztuki. Powstają opaski na rękę w jedynie słusznych kolorach w cenie 15PLN (-10% na cele statutowe forum) .

14.JPG
15.JPG
16.JPG

Po trzech dniach w amazońskim upale zaczyna padać bydło, a na ludzi pada blady strach. Wycieńczenie to czy zaraza? Na szczęście my możemy ewakuować się pół dnia rejsu wcześniej w miejscowości Nauta. Stąd prowadzi odcięta od świata, 100km droga przez dzunglę do Iquitos. Rzeka jak wspominałem zmienia poziom znacznie i nikt sie nie przejmuje naprawą nabrzeża, wyładunek i załadunek czegokolwiek jest więc karkołomny. Aby wydostać się na brzeg musieliśmy opłacić kilku osiłków którzy przaktycznie wynieśli motor na ląd. W dzungli łatwo przejechać węża.

17.JPG
18.JPG
19.JPG

Samo Iquitos okazało się dla mnie miastem nieciekawym, lata świetności ma dawno za sobą, tak jak jak jego wizytówka - rdzewiejący dom ze stali projektu tego Eiflla. Jedynie ciekawą choć niebezpieczną okolicą jest dzielnica biedoty - Belen. Wybraliśmy się tam w obstawie dwóch skromnie opłaconych osiłków. Żałuję, że nie mogliśmy tam być gdy poziom wody jest wysoki i sięga mieszkań stojących na palach do których można się dostać wówczas jedynie łódką. Teraz wszystko jest suche i zmiemię pokrywa spora warstwa śmieci czekających aż woda się podniesie. W bliskim sąsiedztwie Belen, na skarpie znajduje się lokalne targowisko gdzie można dostać między innymi świeżego żółwia, buty z opon samochodowych czy magiczne napoje tj. LPM (Levanta Pajaro Muerto = Podnosi Martwego Ptaka). Zjedlismy tam robaka i trzeba było go czymś zalać.

20.JPG
21.JPG
22.JPG
23.JPG
24.JPG
25.JPG
26.JPG
27.JPG
28.JPG
29.JPG
30.JPG
31.JPG
40.JPG
41.JPG
42.JPG

Iquitos to miasto bardzo turystyczne i obok wycieczek do dzungli, których nasz budżet nie przewidywał (około 150$), na każdym rogu znajdzie się przewodnik oferujący ceremonię picia Ayahuaski. Wybór więc nie jest łatwy ale po kilkudiowym rekonesansie zdecydowaliśmy udać się do certyfikowanego szamana, który wszystko załatwia na miejscu bez konieczności drogiego wyjazdu do dzungli. Niestety szaman w krzyżowym ogniu pytań zaczął troszkę mataczyć, w końcu powiedział że jest lekarzem, aż wreszcie się wkurwił i kazał na dowidzenia zapłacić sobie za papierosy wypalone w trakcie wizyty. Wyszliśmy niezapłaciwszy całkiem rozczarowani. Trudno znaleźć przyzwoitego szamana w Iquitos. Z taką konstatacją i smutkiem postanowiliśmy opuścić to miasto. Nazajutrz udaliśmy się do portu, wjechałem po wąskiej desce na statek, tym razem tylko z jednym pokładem dla pasażerów (co wydawało się nam korzystne), rozwiesiliśmy hamaki i czekaliśmy cierpliwie na start. Tym razem mieliśmy płynąć do miejscowości Pucallpa. Po trzech godzinach od planowanego odpłynięcia przyszedł kapitan i oznajmił grzecznie wszystkim pasażerom których uzbierała się może setka, że odpływamy jutro o tej samej porze. Zupełnie nikt oprócz nas się tym nie przejął, wszyscy poszliśmy spać czekając rzeczonego jutra.

43.jpg

44.JPG
45.JPG
45a.JPG
46.jpg

Następnego dnia pokręciliśmy się znowu trochę po mieście, po raz kolejny pożegnaliśmy argentyńczyków, odwiedziliśmy dzielnicę przez którą płynie rzeka ścieków odprowadzanych z miasta i znowu udaliśmy się do portu. Tym razem jednak nie łatwo było tam się dostać bo droga zamknięta. Gdy w końcu udało nam się przedostać przez blokadę okazało się, że przyczyną całego zamieszania jest pożar bliżniaczej do naszej jednostki pływającej. Nie wygląda to dobrze i mówi się o czterech ofiarach śmiertelnych w tym dwóch gringos. Na szczęście nasz statek odpływa - z zaledwie trzy godzinnym opóźnieniem.

47.JPG
48.JPG
49.JPG
50.JPG

Niestety dodatkowy dzień przestoju spowodował, że liczba pasażerów na jedynym pokładzie przechodzi najśmielsze pojęcie. Szacuję ją na około 400 osób. Hamaki krzyżują się ze sobą, brakuje przejścia do 'toalet' wzdłuż 'przedziału pasażerskiego', płaczą dzieci, skrzeczą małpy złapane na maskotki, gdzieś w oddali słychać ciche kwilenie kurcząt. Wszystko to przykrywa głośne dudnienie silnika, dzwonienie blachy i telepanie się okien. Ludzie wyglądają jakby wszyscy mieli parkinsona. Na szczęście przypomniała się nam zbawienna rada Lupusa, wzieliśmy pod pachę namiot i poszliśmy go rozbić na blaszanym dachu, tuż nad całym tym jarmarkiem. Za dnia w upalnym słońcu temperatura w metalowej puszce osiągała ekstremum i nawet nie chcę wspominać jak ciekawie się to wszystko łączyło z potem i odchodami dzieci robiącymi pod siebie. Na szczęście drugiego dnia ktoś wpadł na pomysł, żeby polewać blaszany dach wodą dla obniżenia temperatury wnętrza. W cenie biletu jest też wyżywienie. W porze wydawania posiłków pod hamakami ustawia się wielka kolejka. każdy musi mieć własny garnek do którego bez względu czy to śniadanie, obiad czy kolacja ląduje porządna porcja ryżu, kawałek świeżego kurczaka (i nie było to udko albo pierś a raczej szyja lub stopa), których zapas wieziemy w klatkach pod pokładem.

51-56
51.JPG
52.JPG
53.JPG
54.JPG
55.JPG
56.JPG

Po pięciu dniach jesteśmy pół dnia drogi od Pucallpa. Statek niespodziewanie przybija do brzegu porośniętego gęstą dzunglą i zabiera cztery osoby. Dwóch argentyńczyków - biologa i psychoterapeutę i dwóch indian. Jednym z indian plemienia Shipiwo okazuje się być Alex. Jest szamanem i mieszka ze swoją indiańską społecznością w San Francisco, niedaleko Pucallpa. Zaprasza nas ze swojej iniciatywy na ceremonię picia medycyny, którą będzie prowadził z dwoma argentyńczykami. Mimo wahania po rozmowach z biologiem i psyhoterapeutą decydujemy się. Statek dopływa w końcu do celu. Jak zwykle brak jakiegokolwiek nabrzeża, a dodatkowo pokład zawalony w międzyczasie gratami tak, że choć niewiele brakuje, nie mogę przejechać między skrzyniami. Już zebrała się grupa tragarzy chętnych do pomocy ale oczywiście nie za darmo. Chcą nas trochę naciągnąć więc nie zgadzam się na pomoc, czekam, blokuję wyjazd, przecież to nie ja postawiłem tam te cholerne skrzynie. Po jakiejś godzinie w końcu zgadzają się przesunąc pudło za butelkę wody gazowanej. Ok. Przejeżdzam między skrzyniami, jakby nigdy nic wjeżdzam na wąską deskę przerzuconą między pokładem a lądem za którą zaczyna się stromy, ziemny podjazd po lewej stronie deski. Kat co tu kryć nigdy niezbyt wyrywny nagle dostaje mocy (chyba się wyleżał przez te parę dni pod pokładem), staje dęba na podjeździe i oczywiście wycinam popisowego kanara. Wszyscy nagle się zlatują, żeby mnie pozbierać ale ja honorowo dziękuję. Ten który najbardziej zabiegał wcześniej o kase mówi, że nie ma na imię pieniądze, podnosi i wypycha motor na górę. Odjeźdzamy do San Francisco. Tam Alex przygotowuje 'świątynię', o 9 w nocy zbieramy się, przychodzi jego stara matka i brat którzy będą śpiewać do rana, każdy zajmuje swoje legowisko, Alex przebrany w szamańskie szaty modli się o pomyślny przebieg ceremonii, rozdaje skręty z tytoniu, miski na rzygi, rozpala kadzidła, nalewa ciemnobrązową gęstą ciecz do małego naczynia i podaje każdemu po kolei... Zasnąłem o godzinie może 5 rano, obudziłem się trochę innym człowiekiem. Tego dnia wzieliśmy udział w procesie przygotowywania wywaru z pnącza.

57.JPG

58.JPG
59.JPG
60.JPG
61.JPG
62.JPG
63.JPG

__________________
Życie jest podróżą.
Zazigi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.09.2011, 01:52   #114
wieczny
Common Rejli
 
wieczny's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,736
Motocykl: R650GS Adventure & LC6 750 Adventure
Przebieg: dupa
wieczny jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 5 godz 39 min 17 s
Domyślnie

O tych statkach dziś Cejrowski na TVP Kultura opowiadał. Że zamiast budzika rano słychać te kurczaki co będą na śniadanie. I obiad. I kolację.

__________________
BRW 1991
I tak wszyscy skończymy na mineralnym. | Powroty są do dupy. | Trzy furie afrykańskie: pompa, moduł, regulator. Czy jakoś tak... | Pieprzyć owiewki . I stelaże.
NIE SPRZEDAM!

wieczny jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.09.2011, 09:41   #115
Ola
wondering soul
 
Ola's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,364
Motocykl: KTM 690 enduro, Sherco 300i
Galeria: Zdjęcia
Ola jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 23 godz 11 min 8 s
Domyślnie

Pięknie wyglądają te kolorowe hamaki. A z szamanem - hm, odważnie.

Fajnie Zaz, że się odzywasz w końcu, bo przerwa była długa.

Powodzenia na dalszą drogę
__________________
Ola
Ola jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.09.2011, 10:16   #116
Lupus
 
Lupus's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Bielsko - Biała
Posty: 1,364
Motocykl: dr650se
Galeria: Zdjęcia
Lupus jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 1 godz 20 min 44 s
Domyślnie

Pozdrów ode mnie Ucayali, królową moich snów...
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?"
"Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem
"Dlaczego więc się tak spieszysz?"
Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi.
Lupus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.09.2011, 10:16   #117
jorge
Autobanned.
 
jorge's Avatar


Zarejestrowany: Feb 2009
Miasto: Wawa
Posty: 5,225
Motocykl: Tesco
Przebieg: 45 555
jorge jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 5 dni 4 godz 15 min 4 s
Domyślnie

Zazi - ja Cię proszę napisz jakąś książkę - co by na półce mieć i wnukom pokazywać: "dziadek tak nie potrafił, ale z tym Panem wódkę pił ".
jorge jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24.09.2011, 18:45   #118
Zazigi
lamer miesiąca
 
Zazigi's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wa-wa
Posty: 683
Motocykl: RD07
Zazigi jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 6 dni 21 min 23 s
Domyślnie

Dzięki wszystkim tradycyjnie za uwagę. Jorge - gdybym potrafił znaleźć słowa, żeby opisać to co nas spotyka może i byłbym skłonny coś napisać, ale na wódkę zawsze możesz liczyć . Wieczny, nasz KTM jest już co najmniej w 2% chiński, czekamy, aż przeniosą fabrykę do Indii, na pewno będzie łatwiej z częściami. Olu - dzięki za pamięć, Lupus, Twoje wskazówki jak zwykle nieocenione, wyrazy dla Ukajali, przekażemy ale dopiero przy następnej okazji bo tymczasem jesteśmy już w San Pedro de Atacama w Chile skąd serdecznie wszystkich pozdrawiamy.

Wracam jeszcze do Peru. Peru to ogromny kraj. Z Pucallpa licząc czas i pieniądze postanowiliśmy jechać prosto do Cusco. Z północy na południe Peru idą dwie drogi. Jedna wzdłuż wybrzeża, czyli panamericana, druga przez Andy. Wybraliśmy tę krótszą (~1200km) i jak liczyliśmy - ciekawszą wiodącą przez góry. Pierwsze dwa dni to przyzwoite asfalty, potem ni z tego ni z owego mimo, że nasze prymitywne mapy mówiły co innego zaczeły się ... szuty. I ciągneły się i ciągneły przez te góry następne 600km opadając i wznosząc się w kółko czasem na ponad 4000m. W takich okolicznościach przyrodywiele dni zajeło nam dotarcie do Cuso. Nasz pochód na południe spowalniały liczne fiesty i gościnność ludzi, którzy zapraszali nas do zabawy.

01.JPG
03.jpg
03a.JPG
03b.JPG
03c.JPG
03d.JPG
04.jpg
05.jpg
07a.JPG
09.JPG
09b.JPG
10.JPG
12.JPG
13a.JPG
13b.JPG
13d.JPG
13e.JPG

W końcu, wyczerpani ale szczęśliwi dotarliśmy do stolicy Inków - Cusco. Stamtąd już niedaleko do Machu Picchu, które każdy turysta będący w tej części śwaita powinien zobaczyć. A nie jest to proste szczególnie przy małym jak nasz - budżecie. Archeologowie spierają się co do funkcji użytkowych 'zaginionego miasta' ale dla mnie na pewno Inkom chodziło o to aby miasto było trudno zdobyte. I tak pozostało do dziś. Motorem się tam nie dojedzie bo otoczono go rezerwatem.Najprościej jest dojechać pociągiem ale ten kosztuje 80USD w obie strony (około 80km). Potem trzeba wejść na górę albo zapłacić około 10USD za 15 minutową przejażdzkę specjalnym autobusem (tych rezerwat nie dotyczy) w jedną stronę. Samo wejście do miasta Inków to już betka - bilet wstępu jedynnie coś ponad 50USD. Warto byłoby wynająć też jakiegoś przewodnika bo w samym mieście brakuje jakichkolwiek informacji (o braku kibli nie wspominająć) i szary turysta niewiele się dowie patrząc na poukładane na sobie kamienie. Wiem, jestem trochę złośliwy ale jakby nie
patrzeć ktoś robi niezłą kasę na 'światowym dziedzictwie'. Co by nie mówić miasto i jego położenie są imponujące i odwiedza je 2500 osób dziennie. Tak czy inaczej my jak wielu innych szwędaczy podeszliśmy do tematu od 'dupy strony'. Dojechaliśmy motocyklem do elektrowni wodnej po drugiej stronie 'starej góry' do której prowadzi skądinąd ciekawa droga. Stamtąd pokonując przeprawę koszykową przez rzekę, idziemy jakieś 15km wzdłuż torów kolejowych i dochodzimy do kampingu leżącego u podnóża góry. Rano dwugodzinny spacer na szczyt i już jesteśmy w osławionym Machu Picchu. Niestety nie skorzystaliśmy tu z rady Lupusa, żeby wchodzić tzw Inca Trail bo ta czterodniowa zabawa kosztuje chyba coś około 80USD od osoby za
sam wstęp na szlak.

14.JPG
14a.jpg
17.jpg
18.JPG
20.JPG
21.JPG
21a.JPG
22.JPG

Wróciliśmy do Cusco. Moto wymagał conajmniej wymiany łańcucha i o dziwo udało się znaleźć chiński łańcuch w naszym rozmiarze za jedyne.... 35PLN. Zaryzykowałem, tym bardziej, że namówił mnie do tego jeden z czołowych w Peru endurowców, który za śmieszne pieniądze zmienił nam olej w lagach i w ogóle. Tak urządzeni ruszyliśmy w stronę Boliwii, aby z Copacabany podziwiać lazur jeziora Titikaka...


23.JPG
24.JPG
26.JPG
27.JPG
29.JPG
31.JPG
32.JPG
33.JPG
35.jpg
__________________
Życie jest podróżą.
Zazigi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25.09.2011, 14:34   #119
Lupus
 
Lupus's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Bielsko - Biała
Posty: 1,364
Motocykl: dr650se
Galeria: Zdjęcia
Lupus jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 1 godz 20 min 44 s
Domyślnie

Mam nadzieję że zahaczycie o Arequipę, najpiękniejsze i najbardziej hiszpańskie z peruwiańskich miast. Warto parę dni poświęcić na odwiedzenie pobliskich kanionów; Colca jest blisko i łatwo dostępna (3 dni), znacznie ciekawszy i głębszy Cutahuasi, dziki i piękny! Tuż obok macie szczyt do zrobienia (ponad 6tm) z jakimś przewodnikiem. Klasztor sw Katarzyny obowiązkowy. Trochę wam zazdroszczę. Wysyłam Wam dobrą energię i uśmiech!
Parę fotek dla zachęty
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg Peru kr 1 (741) (Medium).jpg (182.2 KB, 16 wyświetleń)
Typ pliku: jpg Peru kr 1 (634) (Medium).jpg (104.5 KB, 7 wyświetleń)
Typ pliku: jpg Peru kr 1 (722) (Medium).jpg (102.2 KB, 7 wyświetleń)
Typ pliku: jpg Peru kr 1 (714) (Medium).jpg (142.8 KB, 7 wyświetleń)
Typ pliku: jpg Peru kr 1 (627) (Medium).jpg (61.1 KB, 7 wyświetleń)
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?"
"Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem
"Dlaczego więc się tak spieszysz?"
Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi.
Lupus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26.09.2011, 10:18   #120
Boski-Kolasek
 
Boski-Kolasek's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: Bieszczad PL, co. meath IRL.
Posty: 1,630
Motocykl: nie ma!!!!!!!
Przebieg: +-50k
Boski-Kolasek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 6 godz 7 min 47 s
Domyślnie

Inspirujace,
__________________
Plany i marzenia to pozwala twardo stapac w rzeczywistosci.... chyba!!!!!!
Boski-Kolasek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Ameryka Południowa juri bmw adv Przygotowania do wyjazdów 15 27.02.2013 17:45
[Ameryka Południowa - Styczeń 2010] www.motoamerica2010.pl Big_Brother Trochę dalej 66 12.05.2010 23:04
motoamerica.pl (Ameryka pd. 2010) Big_Brother Przygotowania do wyjazdów 10 13.11.2009 10:39
Ameryka Południowa 2010 Pretor Umawianie i propozycje wyjazdów 10 31.03.2009 17:02


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:12.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.