Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13.09.2019, 09:22   #57
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 10,787
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 5 miesiące 4 tygodni 1 dzień 19 godz 1 min 8 s
Domyślnie

W sumie jak się zaczeło to trzeba jakoś zakończyć. Ostatni dzień jazdy to nudna droga asfaltowa z Bałykczy do Biszkeku. W zasadzie to pilotuję kolegę na Trampku bez hamulców. Leci się ładnie tylko co jakiś czas styl jazdy lokalesa daje znaki że czegoś się spodziewa a z reguły jest to policja z radarem. Udaje nam się jednak spotkania uniknąć. Po 100 km robię przerwę bo pewnie Witek chciałby napić się wody, zapalić fajkę i chwilę odsapnąć. Upał jest spory a miejsc do zatrzymania żeby nie stać w pełnym słońcu jak na lekarstwo. Odpoczynek i ruszamy w drogę. Napotykamy szereg robót drogowych kilkadziesiąt kilometrów przed Biszkekiem i w zamieszaniu gubię Trampka. mamy jednak do siebie kontakt więc postanawiam że jedziemy dalej a gdyby był jakiś problem to spodziewam się że Witem po prostu zadzwoni. Tak się jednak nie dzieje. Łapę jeszcze stację paliw bo musze oddać właścicielowi auto z pełnym bakiem i gonimy do hotelu. Podjeżdamy i siadamy przed obiektem. Naszych nie ma, czyli jednak pojechali z Alim w góry wokół Biszkeku. Tak też zeznaje Denir, właśiciel obiektu, który przyłączył się do nas. Jest ciepło, wyciągam arbuza, którego wożę już nie wiem ile dni. Stawia się też Witek. Zaginął bo też musiał się zatrzymać na tankowanie. Muszę wypakować graty z auta i je umyć bo wygląda jak po wojnie. Zrobię to później bo jakoś nie mam weny a i jakieś zmęczenie mnie dopada. Przed hotelem motocykle są szykowane do załadunku na TIRa.

Dla nas to koniec wycieczki. Jutrzejszy dzień zostaje nam na zakupy padarków a z samego rana jestem umówiony z kolesiem co zawiezie nas na lotnisko w Almatach. Organizuję jeszcze transport dla ekipy, która wylatuje dzień wcześniej. Wszystko udaje się ładnie pospinać.
Dziesiejszy wieczór nasza ekipa spędza na mieście włącząc się po knajpach a my jeszcze odczuwając skutki zatrucia leczymy się koniakiem z ekipą hiszpańsko-włosko-białorusko-kirgiską w hotelu.

Hiszpanie i Włosi do wódki się nie nadają. Tylko Białorusin trzyma jakiś fason ale destylaty się kończą a na piwo nikt nie ma już ochoty. Idziemy spać.
Z rana po śniadaniu postanawiamy całą paką udać się na zakupy. Około 1,5 km od hotelu znajduje się dom handlowy, w ktorym całe piętro przeznaczone jest na stoiska z pamiątkami.
Kupujemy padarki, choć wybór nie jest jakiś szałowy. Dla fanów staroci mnóstwo różnych gadżetów z epoki ZSRR w całkiem przystępnych cenach. Zakupy, obiadek i wracamy na bazę bo część ludzi dziś wyjeżdża do Almaty na lot do Polski.
My ruszamy jutro z samego rana więc zapitalamy szybko do miasta zrobić zakupy na śniadanie bo już nas rozwalaja te śniadania w kirgiskich hotelach. Nosz kuwa ile można jeść jaja sadzone z parówką. Chcemy normalną kanapkę z kiełbasą i musztardą. Łatwe to nie jest ale udaje się w końcu złapać sklep gdzie kupujemy kawałek szynki i musztardę inną niz lokalna bo te ichnie jakieś gorzkie są.
Kolacja, browar i spać. Jutro pobudka o 6 i wyjazd na lotnisko.
Niemal punktualnie zjawiają się dwa auta. My pakujemy się do jednego a reszta w drugi. Weszlibyśmy w jeden ale toboły by nie weszły.
Gonimy na granicę. Okazuje się że w tą stronę musimy zapierdzielać z betami (w tamtą jechały w aucie) bo Kazachowie będą je prześwietlać. Kolejka aut spora. My jednak o dziwo bardzo sprawnie przebijamy się przez granicę i czekamy aż przejadą auta dobre 40 minut. W końcu pakujemy się znów do samochodów i gonimy do Almaty. Ruch niebywały, bazary. Smród spalin zabija. O dziwo wszyscy nawet w najbardziej wypasionych Mercach AMG czy innych brykach jada z otwartymi szybami i obowiązkowy zimny łokieć.

Wreszcie udaje się dotrzeć na lotnisko.

Czekamy aż pojawi się nasz lot i w końcu się pojawia. Mieliśmy zaplanowany wylot na 16.20 widzimy już obsuwę na 17.00, potem na 18.00. Już wiem że będzie masakra. W Moskwie mamy przesiadkę i 2 godziny zapasu. Teraz już go nie ma. Słabo to widzę.
Jeszcze w Almatach poznajemy Polaków, którzy koczują już 2 dzień na lotnisku bo odwołali ich loty z powodu awarii. mamy ten sam problem bo leciemy tymi samymi samolotami. Zgłaszamy temat obsłudze lotniskowej i w samolocie. Odpowiedź prosta nie mamy na to wpływu.
Samolot w Moskwie ląduje z obsuwą, gonimy do gejta z naszym lotem, to dobry kawałek. Szeremetiewo jest sporawe.
Widze na tablicy, że nasz lot też jest przesunięty. Zapitalamy na złamanie karku i udaje się. Nawet mamy ciut czasu na zakupy. Uff.
Lot do PL oczywiście spóźniony jak cały plan dzisiaj. W Wawie jestem o 23.30.Bagaży oczywiście brak. O ile w Almatach to było proste bo poszedłem do gości z biura , zeznałem co jest, załatwiłem temat w 15 minut to w Wawie gada się ze ścianą.
Stoi koleś pod ścianą, telefon w łapie i tak 40 minut. Mam dość. Spadamy na bazę. Droga leci szybciutko i ok 1.00 melduję się w chacie. Z tym że bez bagaży.
I to już koniec tej wycieczki.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem