Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28.02.2016, 01:47   #23
sambor1965
 
sambor1965's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,667
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
sambor1965 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 3 godz 28 min 43 s
Domyślnie

Kolejnego dnia wstajemy wcześnie, szybkie pakowanie namiotów. Prawie szybkie. Jakoś dużo szybciej potrafię namiot rozbić niż go złożyć. Myślę, że w pięć minut od zatrzymania namiot stoi, karimata już nadmuchana, a woda gotuje się na kuchence. W pakowaniu jestem słabszy.
Dziś wieczorem musimy być w Belen, tam dojeżdża dziś Dakar, już widzieliśmy ten rajd przed rokiem i nie mamy wielkiego ciśnienia, ale jest z nami Jacek, dla niego to jeden z podstawowych celów tego wyjazdu. Wiemy co to oznacza, powrót tą samą drogą do asfaltu i ponad 500 km po czarnym.
Rzeka, w którą wczoraj wjeżdżałem z pewnymi wątpliwościami jest jedyną drogą, którą możemy się stąd wydostać. Idzie gładko, później krótka przelotka po szutrach i rzeźbimy w suchym kanionie rzeki kierując się w stronę asfaltu. Ola na chwile traci kontrolę nad motocyklem i nieuwaga kończy się efektowną przelotką nad kierownicą. Na szczęście bez żadnych konsekwencji. W końcu asfalt i napieranie na północ. Drogi są proste i niewiele się dzieje. Okolice Chilecito, które zachwycały przed rokiem dziś są już jakby bardziej powszednie. Temperatura wciąż rośnie, jakby nie zauważając, że słońce przesuwa się coraz niżej w stronę horyzontu. Przed zmrokiem dojeżdżamy do Belen. Jest +32, miasteczko pełne jest motocyklistów, którzy ściągnęli tu w tym samym celu co my. Dakar śpi już 3 kilometry stąd nad rzeką, oczywiście taką bez wody. W mieście pełno dakarowych niedobitków. Stoimy w olbrzymiej kolejce po benzynę, tam spotykamy Humbaków, naszą ekipę z Torunia – mała ta Argentyna...















Gruba donna oferuje nam domek, niełatwo dziś z marszu znaleźć sensowny lokal dla 10 osób więc propozycja zostaje przyjęta z entuzjazmem. Chłopcy z Torunia cieszą się, bo gospodyni ma 3 córki. Dziewczyny zrobiły nam asado, mięsko dobre, a butelka pękała za butelką. Argentynki wcale nie stają się bardziej atrakcyjne. Muszę jednak przyznać, że pasują do nazwy toruńskiej ekipy.



Rankiem żandarm Ola podnosi ekipę i godzinę później jesteśmy nad rzeką. Oba brzegi zajmują nadciągający kibice, z krzesełkami, napojami, niektórzy z grillami. Mostem ciągną w stronę startu dakarowe pojazdy. Pierwsi motocykliści, później jadą quady, a na końcu samochody i ciężarówki.





















Oczywiście w trakcie trwania OS to się nieco tasuje i nierzadko motocyklowi maruderzy jadą wśród ciężarówek. Słońce podnosi się coraz wyżej i okoliczne wzgórza również pokrywają się kibicami, startują kolejne dakarowe śmigłowce. Tumany piachu, huk łopat. Czuje się narastające napięcie. Pierwszy motocyklista wpada niespodziewanie, Toby Price, późniejszy zwycięzca, w zeszłym roku debiut zakończony na trzecim miejscu, jedzie niezwykle efektownie. KTM rzuca spod tylnego koła fontanny piachu, motocykl wykonuje nawrót i jedzie w stronę punktu kontroli przejazdu, tam podbija pieczątkę i rusza dalej. I tak przez kilka godzin.









Razem z Humbakami ożywiamy się przy przejeździe Kuby Piątka. Czekamy na resztę Polaków. Widzimy, że w naszą stronę idzie ekipa Rafała Sonika, dla którego ściganie już się skończyło.
Cześć, czy możemy zaaranżować z Wami rozmowę z Rafałem?
Jasne, który to?









Śmiechy, podchodzi Rafał, wita się z nami, trochę gadamy, siedzimy z nim na moście z godzinę słuchając jego komentarzy na temat przejeżdżających zawodników. Mówi, że nie odpuści i że jeszcze che wygrać. Za rok też tu będziemy – zastanawiamy się wspólnie w jaki sposób można mu pomóc w sukcesie. Argentyńscy kibice mocno pomagają swoim zawodnikom. Są porozstawiani wzdłuż OS, wyposażeni w łączność i przekazują informacje, a w razie potrzeby wspomogą częściami.









Nadjeżdżają samochody. Tu jeszcze bardziej niż wśród motocyklistów widać różnicę między tymi co się ścigają między sobą, a tymi którzy jadą po to by dojechać. Największe wrażenie robią Peugeoty. Największy entuzjazm wzbudza jak zwykle Robby Gordon, który Dakaru nigdy nie wygra, ale dla publiczności jest gotów zrobić największe widowisko. Wszystko jednak blednie przy ciężarówkach - rozpędzone kilka ton nie zważa na żadne koleiny. Ryk silnika zlewa się z rykiem klaksonu, przerażony zawodnik na quadzie natychmiast rzuca się do ucieczki na prawo pomimo że był tuż przy punkcie, w którym mógł już zawracać. Rozsądny wybór...













Jest nieznośnie gorąco, wystawieni na słońce patrzymy jak nasza skóra nabiera coraz to nowych kolorów. Po południu jadę motocyklem na lody. Termometr wskazuje rekordowe 55 stopni. Popołudniowe zmagania Dakaru zostają odwołane z powodu wysokich temperatur. Ola zdobywa wejściówki i szczęśliwcy zwiedzają Dakarową kuchnię. Zmęczeni zawodnicy już wypoczywają i nie są skorzy do rozmowy. Mechanicy z kolei nie mają czasu, by pogadać. Widać tu pośpiech, widać zmęczenie. Czuć atmosferkę ścigania. Kibice w dakarowym campie są bardziej intruzami niż pożądanymi gośćmi. Ale warto na tę kuchnię popatrzyć.









Wieczór jak to zwykle z Humbakami: wino, jedzenie i dobre towarzystwo. Rano ruszamy w różne strony, ciekawe czy się jeszcze spotkamy...

ps. Autorem części zdjęć jest Karol Piotrowski z ekipy Humbaków
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację.

Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 28.02.2016 o 08:14
sambor1965 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem