Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06.12.2009, 00:16   #29
Wegrzyn
 
Wegrzyn's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Apr 2009
Miasto: Monschau / Radoszewice
Posty: 1,603
Motocykl: RD07
Przebieg: 42000
Wegrzyn jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 1 tydzień 6 dni 19 godz 14 min 0
Domyślnie

Część 3


Hmmm, co było kolejne… A no tak, kolejne było zrobienie prawa jazdy i wciskanie kitu mamie, że jak się robi od razu kategorię A i B to jest duuuuuuużo taniej. W końcu się udało i dostałem kasę na prawko. Po zrobieniu prawka zarażony opowiadaniami kumpli postanowiłem kupić Junaka. W końcu kupiłem, ale kompletnie przerobionego na „Harleya”. Cały wychromowany, felga z tyłu od syreny. Wszystko aż się świeciło. Ciężkie to były czasy…. Pięć dni naprawiałem, a jeden jeździłem. Robiło się po przetwórniach i gdzie tylko się dało, żeby na paliwo zarobić. Po jakimś czasie walki z wiecznymi wyciekami i innymi usterkami poddałem się i postanowiłem przesiąść się na coś innego. Marzyło się wtedy o Simsonie Avo, ale był poza zasięgiem finansowym.
Szukanie innego sprzęta było dość trudne. Mieszkałem na wsi, gdzie nie było ani jednego motocykla i nikt nie był w stanie pomóc. W końcu dostałem namiary na zapaleńca, który żył tylko motocyklami. Miał na sprzedaż Iż 49 z 1949roku. Szybko się dogadaliśmy i po prostu zamieniłem Junaka na Iża.
Iż był cały oryginalny, poza stacyjką, której po prostu nie było. Poza tym nie był zarejestrowany i miał tylko dowód w którym było wbite, że został wyrejestrowany w 1972 roku w Częstochowie. Trochę się najeździłem, zanim znalazłem człowieka, który był w tamtym czasie właścicielem, ale udało się i spisałem z nim umowę. Iż to była maszyna nie do zajechania. Ten specyficzny tłok nacinany od dołu i nawiercony w pewnym punkcie…. Po prostu nie dało się go zatrzeć. Te biegi przełączane przy baku rączką to była sensacja. Dumnie jechałem i bez dodawania gazu zmieniałem biegi do trójki. Sercowe siedzenia z amortyzującą sprężyną były ekstra. Jednak radość trwała może dwa lata i nastały ciężkie czasy i z braku kasy trzeba było sprzedać wydmuchanego i wychuchanego Iż-a.
Kilka lat byłem bez jednośladu, aż pewnego dnia ojciec dzwoni, że jest Suzuki GL51D (taki mały czoper, chyba 400cm pojemności) za 200 euro jak dobrze pamiętam. No mówię sobie trza brać choćby nie wiem co. Za niecały tydzień byłem już w Niemczech i pakowałem Suzę na przyczepkę. Szybka rejestracja i w drogę! Jeździłem gdzie się dało i ile kasy starczało na benzynę. Trzeba było jakoś odreagować kilkuletni brak. Trochę pewnie śmiesznie wyglądałem na takim mały piździku, ale to wtedy było najmniej ważne. I co….. i znowu ciężkie czasy…. Suza sprzedana, a ja bez fury.
Straszny głód dwóch kółek nie pozwalał normalnie funkcjonować. Głowa się chciała ukręcić jak mijałem autem jakiś motocykl. Budżet się już trochę podreperował, więc zacząłem szukać czegoś do jazdy. Nie miałem jakichś specjalnych wymagań, jedno było pewne, musi to być coś większego niż ten mały czoperek. Znów z odsieczą przyszedł ojciec. Jego kolega z pracy zza Odry miał dwie Yamachy XS400. Jedna była cała kompletna po dużym przeglądzie, a druga cała ale w częściach. Decyzja mogła być tylko jedna, tym bardziej, że cena była zaje…. bardzo fajna (całe 400 euro). Znowu przyczepka i jazda do Polski.
Tak oto mijały kolejne miesiąc, aż pewnej soboty ojciec dzwoni, że jego szefowa jest po operacji kolana i będzie sprzedawać swój motocykl. Pytam więc jaka to maszyna i w jakim stanie. On na to ze Afryka coś tam i stan jak nowa. Sobie myśle, co za cholera, jaka Afryka. W życiu nic takiego nie widziałem. Cale szczęście, że jest Internet. Szybka akcja, czytanie forum i pełne zachłyśnięcie się tekstami o tym motocyklu. Był tylko jeden problem – kasa. Trzeba było jakoś coś załatwić, co by się mamuśka nie dowiedziała ile, a ojciec żeby tyle właśnie pożyczył bez określonej daty spłaty ;-) W końcu się udało. Ojciec przywiózł ją jakoś w nocy z soboty na niedzielę. Oczywiście od razu ją sprowadziłem z przyczepki i postawiłem w garażu. Z samego rana przymiarka, ożesz w mordę, to jest motocykl na którym się czuję zajebiaszczo, odpowiednio wysoki itd, itp. Było to jesienią, więc ściema poszła dobra. Mamuście powiedział tatuś, że kupił sobie, bo za pół ceny i w ogóle, a ja miałem czekać do następnego roku i nic się nie odzywać, że dla mnie albo coś…. Więc czekałem, ale że ojciec robi zagramanicą to trzeba było motocykl zarejestrować na wiosnę, a że go nie było to musiałem zarejestrować na siebie. Tak oto stałem się posiadaczem jedynego słusznego motocykla. Na dzień dzisiejszy 23 tyś km przebiegu i piękne wakacje spędzone dzięki Afryce.
Mam nadzieję, że was nie zanudziłem.
__________________
Wegrzyn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem