Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29.07.2015, 23:51   #32
Evvil
 
Evvil's Avatar


Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 1,146
Motocykl: oby złodziej kulasy połamał
Przebieg: :(
Evvil jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 1 dzień 18 godz 11 min 26 s
Domyślnie

Polsko Rumuńsko Holenderska integracja przebiegła pod znakiem boskiej ambrozji czyli zmrożonej Palinki. Jezu jakie to dobre było. Wchodzi jak woda, trzepie jak kłoda.

Oczywiście poruszone tematy to obowiązkowo:
- Unia Europejska jest be
- W Rumunii da się żyć tylko trzeba kilka etatów łapać
- Turystyka jest zmasakrowana. Jest potencjał, nie ma planu
- Stereotypy rumuńskie
- A tak wogóle to Rumunia należała w sporej części do Polski swojego czasu

Potem było bratanie się i miśki. W zasadzie sporo bratania się i sporo miśków. Ja z Tupem żeśmy odpadli w momencie kiedy nasze głowy wybrały niezależność od ciała a zależność od grawitacji (czyt. prawie jeb o stół). Zwlokliśmy nasze tyłki i włócząc nogami popędziliśmy w te pędy do namiotów.

Łukasz walczył do końca. Następnego dnia odcierpiał swoje.

A następnego dnia....

Od początku zajarany byłem pomysłem żeby wybrać się na Prislop, z plecakami i namiotami i zanocować na połoninie na takim cudnym oczkiem wodnym.

A skoro rano okazało się że mamy Vitarkę to... no tym łatwiej. Ale jednak wpadliśmy na pomysł że bez noclegu. Trochę jeszcze byliśmy zmęczeni poprzednim wieczorem więc pomysł był taki żeby kupić kilka butelek wody, jakieś batony, wziąć dobre buty, wjechać na prislop asfaltem (20 minut jazdy!), połazic, zobaczyc wodospad, kupić palinkę u pasterzy.

No to furda. Kto prowadzi? Ten kto zawsze ma "0" rano, czyli ja. Łukasz spasował, Tupek stwierdził że on się nie dotyka. No to jadymy.

Bez mapy. Bez kurtek. Bez narzędzi. Bez nawigacji.

Takie adwenczerowe Janusze.

Krzysia nie zabieraliśmy bo by marudził całą drogę.

O Vitarce.

Rocznik 1991. Podejrzany stan techniczny. Wszystko w standardzie. Żadnego lifta (więc niska). Oponki szosowe, każda z innej parafii. Zapas na klapie. Brak wyciągarki i tylko butelka oleju silnikowego w bagażniku.

Kocham to autko.

No więc zjeżdżamy i pamiętałem tylko że na głownym skrzyżowaniu w Borsie trzeba skręcić gdzieś i dojeżdzasz po 20 minutach na Prislop.

No i to błąd. Bo nie trzeba było skręcać tylko jechać prosto. Ale na szczęście skręciliśmy. Taki perspektywicznie radosny błąd.

Po kilku kilometrach asfalt zrobił się dziurawy. Potem dziury były przecinane paskami asfaltu. Potem te paski asfaltu przykrył szuter. Potem został tylko szuter. No coś mi nie pasowało, wszak pamiętam że jechało się asfaltem na samą górę, ale jak już zaczęliśmy jechać to zatrzymujemy wracającą z naprzeciwka terenówkę. I rozpoczynami dialog na migi.

Prislop?
Tak.
Ale w tą stronę?
Nie.
Na pewno nie dojedziemy?
Tak. Dojedziecie.
To dojedziemy czy nie dojedziemy?
Tak, tak, jedźcie.

Autentycznie każdy. K-A-Ż-D-Y napotkany Rumun mówił nam to samo. Że nie dojedziemy tędy na Prislop ale dojedziemy. Tylko nie wiem gdzie.

Cóż. Szuter zamienił się w podjazdy. Vitarka na tylnym napędzie pruła pod górę. Zaczęły się pierwsze uskoki na których radośnie migała kontrolka oleju. Zwalniam. Staję. Kontrolka oleju się świeci.

Myślę - no ładnie. Nalewamy.

Dolaliśmy. Dalej się świeci.

Piszę do Mario że olej nie ten teges. Mario odpisuje - na niskich obrotach tak ma. Pompa siada trochę. Jechać dalej.

W tym miejscu Mario jest nadal przekonany, że jedziemy asfaltem na Prislop.

20 minutowy planowany wjazd na Prislop zakończył się
a) zabłądzeniem
b) pięknym widokiem na stronę ukraińską
c) prawie zawiśnięciem
d) przeoranym zawieszeniem (kamienie w błocie)
e) zabłądzeniem po raz drugi
f) pytaniem o drogę i słyszeniem sprzecznych odpowiedzi. Za każdym razem.
g) wytrzęsieniem z Tupka przeziębienia (siedział z tyłu)

FRAJDĄ!

Okazało się że obrana przez nas trasa w kierunku totalnie przeciwnym niż Prislop dostarczyła nam mega wspaniałych widoków. No i prawdziwego offu bo w końcu i szuter się skończył i trzeba było trochę improwizować. 3 godziny błądzenia po połoninach i katowania vitarki na reduktorze. Po prostu mega. Kolejna z tych atrakcji których sie nie spodziewaliśmy.

Chociaż cały czas chodziło nam po głowie, że jak się zesramy w jakimś bagnie to będzie kaplica. Bo nawet zasięgu zaczęło braknąć tak konkretnie i na amen.

Asfalt ucałowaliśmy kilka godzin i kilkadziesiąt kilometrów później.

Więc w tym miejscu spadamy na żarełko.


Jeszcze trochę Asflatu


Strumyk


Pejzaż z oponą


Baza rebeliantów na Javin 5. Czyli stara jakaś.. fabryka czy cuś kopalnianego.


Tak, tym.


Warto zwrócić uwagę na bieżnik.


Ukraina


Jechaliśmy dokładnie na wysokości chmur.






Lachony
__________________
------------------------------------------------------
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
------------------------------------------------------
Evvil jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem