Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11.01.2014, 18:04   #1
bathory
 
bathory's Avatar


Zarejestrowany: Feb 2012
Miasto: Gdynia
Posty: 23
Motocykl: nie mam AT jeszcze
bathory jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 dzień 4 godz 23 min 23 s
Domyślnie MotoGóry 2013 - miał być Kaukaz a wyszło jak wyszło :)

Trochę z opóźnieniem ale długie zimowe wieczory to chyba najlepszy czas na czytanie relacji z wyjazdów, szukanie inspiracji i snucie planów na kolejny sezon Tak więc w końcu coś od nas. Na początku szumnie i jakże oryginalnie nazwaliśmy naszą wyprawę "Kaukaz 2013" ale jak się dowiecie śledząc poniższą relację Kaukaz okazał się tylko fragmentem naszej przygody i to nie tak dużym jak miało być. W końcu plany się po to, żeby się ich kurczowo nie trzymać Lecimy!!

Po pierwsze mieliśmy wyjechać 7 września... Ale nie bylibyśmy sobą gdybyśmy wszystko załatwili na czas. Opóźnienia związane z wizami rosyjskimi sprawiły, że termin nieco się przesunął. Ruszam więc z Gdyni 9 września i po 10 w Gdańsku odbieram moją wizę. Uradowany dzwonię do Ernesta, że ruszam do Zambrowa. Wkładam kluczyk do stacyjki, naciskam starter i... gasną wszystkie kontrolki mg: Niezły początek. Sprawdzam bezpieczniki, najpierw skrzynka, potem główny, tylko żeby się do niego dostać trzeba wyciągnąć klucze z samego spodu jednego z kufrów i zdjąć plastikową owiewkę co nie jest takie proste gdy klinuje się ona o śrubę od kufra (niestety jej ponowne wsadzenie okazało się jeszcze trudniejsze). Po sprawdzeniu głównego bezpiecznika przekręcam kluczyk i znowu widzę świecące się kontrolki Naciskam starter i :dupa: Sprawdzam więc wszystko od nowa :egh: Wreszcie okazuje się, że mam niedokręconą klemę do akumulatora. Po jej dokręceniu Trampek od razu odzywa się swoim pięknym V2 k:
Droga do Zambrowa mija bez przeszkód jednak gdy tam docieram morale nieco opada. Yamaha Ernesta wygląda tak jakby miała być gotowa do drogi za jakiś tydzień. W zasadzie wszystkie jej części leżą bezładnie po całym garażu a jej właściciel coś kręci, coś lutuje, coś klei. I w sumie to nie wie czy na rano będzie gotowy :ysz:



Szczęśliwie gdzieś tak do 14 dnia następnego Ernest jest gotowy. W końcu jesteśmy spakowani i możemy ruszać. Ale nie żeby od razu pofrunąć na południe ku przygodzie oj nie. Lecimy do stolicy. W końcu Ernestowi wiza rosyjska też się przyda. W warszawie stwierdzam, że skoro całą Europę mamy jechać autostradami to ja chcę mieć deflektor. Nowa LS2 wydaje mi się bardzo głośna a i wiatr walący mi z nad szyby prosto w głowę zniechęca mnie do jeżdżenia drogami szybkiego ruchu. Szybki telefon do Darkojaka z prośbą o namiary na jakiś stoliczany sklep gdzie sprzedają jego wyroby i po chwili ruszamy w jego kierunku. Niestety po paru minutach się rozdzielamy. Na szczęście każdy z nas ma nawigację i koniec końców przy moim spóźnieniu spotykamy się pod sklepem.

Opuszczamy Warszawę i lecimy autostradą na Katowice. W międzyczasie mam potężny kryzys i prawie zasypiam na motocyklu. Kończy się to interwencją Ernesta i przymusowym odpoczynkiem na stacji benzynowej. Późną nocą rozbijamy się wreszcie na skrawku łąki gdzieś w Tatrach. Niestety pierwszego dnia nie udało się wyjechać z Polski :/





Z rana wita nas smutna pogoda, jest mokro i zbiera się na opady. Po spakowaniu wyjeżdżam z polanki i przed asfaltem czekam na Ernesta. Czekam i czekam i w końcu wracam. Okazuje się, że zaspany Ernest zaliczył poranną glebę obładowanym motocyklem i sam potoczył się kilka metrów w dół Przy okazji obłamał kawałek klamki sprzęgła.
Przez cały dzień towarzyszy nam deszcz a temperatura rzadko przekracza 13 stopni. Kilka ładnych widoków na początku Słowacji w niewielkim stopniu poprawia nasze nastroje. Reszta Słowacji i Węgry mijają nam jakoś bezrefleksyjnie.



Zaraz po przekroczeniu granicy serbskiej postanawiamy się rozbić na polu za stacją benzynową.



Kolejny ranek nie przynosi poprawy pogody. Na jednej ze stacji benzynowych zapominam rozłożyć stopkę i opieram motocykl o dystrybutor. Niestety szybą. Szybkie klejenie i tankowanie i ruszamy dalej. Kolejna przygoda ma miejsce na autostradowej bramce. Niestety bramki takie nie są przyjazne motocykliście, który musi zdjąć rękawice, czasem kask i dłubać w kieszeniach w poszukiwaniu portfela. A napięcie dokoła jak przy kasie w hipermarkecie. I tak właśnie z mojego portfela wylatuje cały plik euro i zaczyna się wesoło przemieszczać wraz z podmuchami wiatru. Schodzę z motocykla i biegam jak głupi za banknotami. Także zamiast szybko jest jeszcze wolniej. Po południu w końcu poprawia się pogoda i wychodzi słońce. Jedziemy pięknym widokowo wąwozem.



Temperatura wzrasta. Już po ciemku przekraczamy bułgarską granicę, przejeżdżamy nocą przez piękne centrum Sofii i wylatujemy na autostradę. Po zjechaniu z niej znajdujemy nocleg na polu pełnym kopnego piachu. Rano Ernest wpada na genialny pomysł aby zrobić krótkie ujęcie z zawracania na piachu. A ja niestety to podłapuje. I o ile samo zawrócenie wychodzi wzorowo o tyle potem ponosi byczka deczko i przydzwaniam w ten piach wylatując przy okazji przez kierownicę :thumbsup: Pęknięta boczna owiewka i dziwnie przekrzywiona kierownica, a no i stłuczony bark, to tyle jeśli chodzi o konsekwencje tej zabawy No ale ujęcie jest niezłe, a przynajmniej teraz mnie bawi .





Przy okazji znajduje się 50 euro, które wesoło przypiekało się na kolektorze.



Po 20 kilometrach zjeżdżamy do serwisu maszyn rolniczych. Tam sympatyczny Bułgar wykręca teoretycznie skrzywioną śrubę, która okazuje się prosta. Po jej ponownym dokręceniu kierownica nieco się wyprostowała ale ideał to nie jest. Ernest przy okazji lutuje zepsutą ładowarkę. Panowie prowadzący warsztat okazuja się również motocyklistami z lokalnego klubu, także przysługa po koleżeńsku.









__________________
http://pocketsfullofsandpl.blogspot.com/
bathory jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem