Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03.09.2019, 13:36   #16
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 10,787
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 5 miesiące 4 tygodni 1 dzień 19 godz 8 min 40 s
Domyślnie

Poranek wita nas podłym śniadaniem w hotelu.
Swoją drogą jak oni mogą wpaść na pomysł zrobienia żarcia na ciepło, wstawić to do podgrzewacza i go kuwa nie włączyć.
Udaje się też uzyskać wieści o naszej zgubie Kolega pojechał nie w ten zjazd co potrzeba ale zorientował się w porę i pojechał dalej już naszą drogą. Na jednym z brodów zaliczył glebę, motocykl już nie odpalił więc zostawił go przy drodze i poszedł szukać miejscówki na nocleg w pobliskich jutrach. Na szczęście miał telefon satelitarny i punkt po punkcie udało się go namierzyć. Plan jest więc stały. Chłopaki dymają Hiluxem po zaginionego a cała reszta leci w stronę Ak-Tal i tam odbijamy na Song-Kul.
Motocykle lecą szybciej przodem a my puszką swoim tempem docieramy do Ak-Tal. Tam tankowanie i przelot szutrem do Song-Kul. Podjazd nie jest stromy ale mam całe auto zabite i komplet pasażerów więc pod górkę na przełęcz idzie pomału bo Delica zaczyna się gotować. Muszę stanąć. Podczas postoju mija nas motocyklista na SR500, którego po chwili spotykamy jak robi foty ciut wyżej. To nasz forumowy kolega koziu. Miło spotkać czarnucha na kirgiskim zadupiu.

Ustalamy miejsce spotkania tak aby dołączył do nas na nocleg bo koziu na SR500 zapierdziela tak że tylko się za nim kurzy. Też miał przygody po drodze. Stłuczka w Uzbekistanie, naprawa motocykla i takie tam tematy. Na szczęście ogarnia wszystko bo jest mechanikiem i jedzie dalej. Wreszcie docieramy na przełęcz i teraz czeka nas zjazd do obozu jurciarskiego gdzie mamy nocować. Bez problemu odnajdujemy wskazane miejsce, pogoda jest doskonała, słońce, ciepło. Motocyklowa ekipa już na miejscu i penetruje pobliskie pagórki wspinając się na szczyty.


Melduje się też koziu.

Postanawiamy pojeździć konno. Szybko się przekonuję że jazda konna nie jest dla mnie. Nie chce mnie toto słuchać a jak zaczyna zapierdzielać to jakbym jechał ścigiem ciężkim offem. Jadący w ekipie Szwajcar mieszkający na stałe w Wietnamie opowiada jak dał się namówić na 3 godzinny trip na koniach rok temu. Przez tydzień leczył potem poodparzane uda. Podziękuję. Nigdy więcej. Może gdybym miał jakieś doświadczenia to byłoby lepiej a po 1 godzinie na jakimś placu na lonży to go nie posiadłem. Telepie jak cholera, trzymam się kurczowo i błagam żeby ten demon nie biegł tylko posłusznie szedł. Wychodzi to różnie. A w zasadzie do doopy. Jak chcę wolno to zpaierdziela lub staje. Do tego kumpel z ekipy jedzie koło mnie i wydziera się Ciu-ciu co ma skłonić jego konia do galopu. Udaje się w połowie. Mój galopuje jak dziki a jego już niekoniecznie. W gębie mi zaschło, mam dość. Bez żalu oddaję rumaka właścicielowi płacąc 300SOM za tą wątpliwą przyjemność.



Kirgizi radzą sobie w te klocki znacznie lepiej.

Chłopaki też wolą katować pobliskie górki.

Trochę jazdy konnej, potem kolacja i nad Song Kul zapada zmrok.

Chłopak od serwisu jurt tak napalił w piecu że nie dało się w gaciach wytrzymać. Słabo mi się robi a że jedzie z nami lekarz, sprawdzamy saturację, która jest kiepska więc łykam jakieś prochy i po chwili jest już duuużo lepiej. Wietrzę jurtę bo spać się w tym ukropie nie da i pluję sobie w brodę że tak jak koziu nie rozbiłem namiotu. 100 razy wolałbym spać w przyjemnym chłodzie niż w parówce jaką zgotował nam Kirgiz. Ale cóż, nie ma wyjścia. Walę w kimę a reszta ekipy częściowo zwiedza nocą pagórki ze wspomaganiem destylatem. Niebo jest niesamowite. Pełne gwiazd.
Jutro kolejny dzień.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem