Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31.12.2014, 00:02   #45
Scorpi
 
Scorpi's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2011
Miasto: Koszalin
Posty: 1,028
Motocykl: LC8 ADV była rd07
Przebieg: do uzgo
Scorpi is an unknown quantity at this point
Online: 2 tygodni 2 dni 16 godz 17 min 51 s
Domyślnie

Dzisiaj wjeżdżamy do kraju który był naszym głównym celem wycieczki na Bałkany. Tyle ciekawych rzeczy słyszeliśmy na temat tego kraju.

Rano standardowo na balkonie wcinamy śniadanko przygotowane przez nasze kobitki,





Justyna Chce żebym troszkę przerobił jej koszulkę z jakiegoś tam zlotu na pamiątkową z Bałkanów.

W ruch idą nożyczki igła nitka i koraliki znalezione na campie w Czarnogórze.
















Koszulka mady by KURATECH Scorpi Adventure Performance.



Planujemy dalszą trasę.



Darek z Justyną postanawiają jechać z nami do miejscowości Shkoder w Albanii. Następnie planują wrócić do różowego domku w Czarnogórze i wracać przez Chorwację zwiedzając przy okazji ominięty przez nas Dubrownik i inne ciekawe miejsca.

My w planie na dziś mamy miejscowość Shkoder a następnie wątpliwym asfaltem dojechać do miejscowości Koman gdzie następnego dnia mamy zamiar przepłynąć kajakiem do miejscowości Fierze.


Żegnamy się z właścicielami różowego domku i ruszamy w stronę granicy z Albanią.

Ledwie przekraczamy granicę , zatrzymujemy się kilkadziesiąt metrów dalej by poczekać na resztę. Po chwili podbiegają do nas ciemno skóre dwie małe dziewczynki które krzyczą ... euro euro.. składając dłonie.... pokazują na bose stopy i żebrają... To pewnie sposób na życie. Z drugiej strony ulicy stoi najnowszy mercedes. Nie mamy wątpliwości za co kupiony. Kudłaty rzuca jakimś bilonem i ruszamy dalej w kierunku miasta Shkoder.











Albania - INNY Świat. Tutaj nic nie jest normalne. Autostrady ze skrzyżowaniami, osły z sianem na autostradach prowadzone przez 90letnie babulinki, ryksze porobione z jakichś mopedów na których dziecko wiezie matkę z jakimiś zakupami, Zaraz za riksza lamborghini i takie auta jakich w Polsce nie widziałem. Interesuje się motoryzacja ale wielu modeli nie byłem w stanie rozpoznać. Wszystkie auta czyste jak z salonu mimo że syf i brud na ulicach. Co kilkaset metrów myjnia samochodowa i co kawałek siedzi sobie gościu przy ulicy i polewa wodą asfalt przed domem... w jakim celu? nie mam pojęcia i może nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to że woda mineralna była tam w cenie coca coli. Nikt się nie śpieszy, wszyscy wyglądają jak by wiedli beztroskie życie. Na środku ulicy zatrzymuje się gość autem bo rozmawia sobie przez telefon. Za nim kilku-dziesiecio-metrowy korek się utworzył ale nikt nie trąbi tylko grzecznie omija. Wszyscy zaś trąbią pozdrawiając się nawzajem. Gdzie nie spojrzeć większość ludzi rozmawia lub robi coś na telefonie. Można by tak wymieniać długo ale to po prostu trzeba zobaczyć.





Parkujemy gdzieś w centrum miasta i szukamy jakiejś knajpy by coś zjeść. Jakiś gość coś grilluje na chodniku. okazuje się ze to słynne nasze grillowane kutaski miesne. Obok lokal z kanapkami.









Darek pokazuje na sklep z częściami do merasia i mówi:
- patrz... sklep z częściami do Łady.







Ktoś pyta:
- Widzieliście gościa na rowerze z Polską flagą?
- pewnie...








Po chwili podjeżdża do nas. Okazuje się ze to Polak Tomasz Plicht. Chłopak z Kaszub. Wsiadł na rower i pojechał w prawie 3 miesięczna podróż na koniec europy i jeszcze dalej. Wracał właśnie z Turcji. budżet jakim dysponował to 20 pln na dzień czyli jakieś 1600 pln na całą wycieczkę.
- Czym się żywisz?
- a narwałem sobie winogron 20 kilometrów temu, spotykam wielu życzliwych ludzi którzy pomogą, kupiłem sobie ostatnio arbuza...
- A woda?
- Nabieram w strumieniu albo od jakichś ludzi. Wszyscy miło mnie przyjmują i pomagają.
- ile dziennie robisz kilometrów?
- ok 110 km dziennie.
- a gdzie śpisz?
- jadę sobie i tak około 18 godziny zaczynam się rozglądać za jakimś ustronnym miejscem na dziko, kładę się pod rowerem i śpię. rano się zwijam i jadę dalej. mam namiot ale na razie tylko dwa razy go rozstawiałem bo mi zmókł...







A my myśleliśmy że jesteśmy fajni bo przejechaliśmy motocyklami 3000 km. Poczuliśmy się jak pionki przy Tomku pełni podziwu. Gdzieś w środku rodziła się we mnie zazdrość. To musi być przepiękna przygoda która utkwi w pamięci do końca życia.

Zapraszam Tomka na jakiś wspólny skromny posiłek.
Zamawiam sandwicze po 1 Euro.
Kudłaty mówi:
- pokazałem gościowi na plakat z grillowanymi kutaskami i pytam ile to?
- 1 - 25 centów
- no i zamówiłem 8 posiłków za 2 ęuro.
No co Ty gadasz....



Po chwili się okazuje * posiłków czyli 8 grillowanych kutasków i bułka
Kupa śmiechu.



zamawiamy to samo jeszcze kilka razy. Popijamy zimna cola i wcinamy sandwiche. Tomek opowiada o swojej podróży.







Obok naszych motocykli parkuje Policyjne Moto Guzzi. Mamy nadzieję że to nie do nas . Wystarczy nam już pamiątek za parkowanie z Chorwacji.



Rozmawiamy jeszcze chwilę. Żegnamy się z Tomkiem Justyną i Darkiem.












Wyjeżdżamy z miejscowości i jedziemy w kierunku Koman. Droga prowadzi wzdłuż rzeki na której postawiono tamę i elektrownię wodną. W ten sposób powstało głębokie jezioro Komani Lake. Jedyna droga jaką można dotrzeć z Koman do Fierze to pływające łodzie którymi mozna przewieźć motocykle.





Widoki stają się coraz bardziej dzikie. W Albanii widać ogromne zróżnicowanie. Mijamy maleńkie wioski w których ludzie utrzymują się ze sprzedaży miodu i innych regionalnych smakołyków. Adam z Iza kupują miód przy drodze.






























Zatrzymujemy się w ciekawym miejscu na chwilę by zrobić fotkę.
Skręcam kierownicą i znowu motocykl mi gaśnie. Kolejny raz spalił się bezpiecznik silnika.
Wymieniam bezpiecznik i ruszamy. Wyjeżdżam na asfalt i po kilku metrach kolejny raz spala się bezpiecznik. Skończyły mi się bezpieczniki 10 amperowe. Wyciągam bezpiecznik zabezpieczający gniazdo zapalniczki i wkładam w miejsce ignition. Działa. Zostaje nam jedna sztuka u Kudładego w gnieździe zapalniczki a przed nami góry, przeprawa promowa serpentyny i dziki kraj.... Jedziemy dalej powolutku. staram się zakręty w prawo brać przeciwskrętem by nie narazić się na spalenie przedostatniego bezpiecznika. to meczące na dłuższą metę.













Po drodze mijamy masę różnorodnych zwierząt.



























Naszą uwagę przykuwa rzadko u nas spotykany żółw lądowy z którym robimy sobie małą sesję.
















Dojeżdżamy na Camping pod mostem nie opodal tamy. Na bramie świetnie dogaduję się po angielsku z właścicielem. wspominam mu że rok temu było dwóch znajomych ( Barwin i Mikelos ) u nich i chwalili to miejsce.

Rozbijamy namioty po 2 euro od głowy. Kupujemy miejscowe piwko w barze . Rozbieramy troszkę owiewki w kacie w poszukiwaniu przetartych kabli które mogły by powodować zwarcie podczas skręcania w prawo. Niestety nic nie udaje się nam zlokalizować. Postanawiamy poobcinać wszystkie trytki które przytrzymują wiązki kabli przy ramie, by je troszkę rozluźnić. Rozmawiamy ze Słowakami którzy nocują w namiotach obok nas. Dostaję od nich jeden zapasowy bezpiecznik z auta.









Śmieję się:
- ile pali Ktm?
- 3 i pół bezpiecznika na 100 kilometrów.

Po campingu włuczą się miejscowe koty i pies Jest nawet basen.







Siedzimy do późnej nocy z mapą i piwkiem planując dalszą trasę.











Jutro spróbujemy przeprawić się do Fierze o ile będzie to wykonalne. Jesteśmy pełni obaw.
NA campingu rezerwujemy bilety na jutrzejszy prom po 25 euro za motocykl i jedna osobę. 5 euro za osobę bez pojazdu
Scorpi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem