Coś w tym jest. Pewna naturalna, nieskażona otoczeniem i jego presją radocha. Pamiętam do dziś pierwszy zagraniczny wyjazd. Warszawa - Lwów, Ural solo, najprostsze ciuchy, trapery i dwa dni deszczu
. Byłem cały mokry już za Jankami. Było biczowanie wodą spod kół TIRów jadących z naprzeciwka, łapy zafarbowane na czarno od najtańszych skórzanych rękawiczek i ból uszkodzonego dysku. Kurwa jakie to było szczere
.
Teraz to ja jestem rozpieszczony.
Pora to zmienić
.