Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10.09.2019, 08:44   #55
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 10,782
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 5 miesiące 4 tygodni 1 dzień 11 godz 51 min 29 s
Domyślnie

Kolejny dzień to nudna dojazdówka do Karakol. Jedziemy więc tą samą trasą co na początku wycieczki wzdłuż południowego brzegu jeziora. Ekipa motocyklowa postanowiła się podzielić. Jedna grupa wali asfaltem wraz z nami a druga ekipa znajduje na mapach rowerówkę którą chce dotrzeć do Bokonbayewa gdzie mamy się wszyscy spotkać. Jadę spokojnie znaną drogą. Po chwili przed miejscowością Ottuk zatrzymuje mnie Kirgiz odwalony jak na wesele. Żona tego Pana mozolnie pcha Żyguli które nie chce odpalić. Wspólnymi siłami udaje się ożywić ten cud techniki i gonimy dalej. Do Bokonbayewa mamy stówkę więc po mniej więcej 2 godzinach bez napinki docieramy na miejsce zbiórki. Ekipy na motocyklach jadącej offem nie ma. Zjeżdżają jednak powoli. Jesteśmy w komplecie. Czas ruszyć dalej. Pada propozycja żeby zamiast do Karakol skoczyć na camping Marko Polo, który jeden z uczestników zwiedzał poprzednim razem. Musimy dojechać do Kyzyl-Suu i tam odbić na północ. Szutrówka poprzecinana pasmami nowiuśkiego asfaltu po bodaj 20 kilometrach doprowadza nas do campingu. Trudno mi to nazwać campingiem. To raczej dość elegancki jak na tutejsze warunki kurort. Mają nawet basen zasilany wodami jeziora. Jest plaża, leżaki, molo, knajpy.
Siadamy i piwkujemy bo liczymy że zostaniemy tu na nocleg. Przy okazji okazuje się że felerny trampek stracił hamulce całkowicie. Pompa którą wymieniliśmy zdechła i przodu nie ma wcale a tył to tylko dwie blaszki bez elementów ciernych. Raczej tego nie naprawimy w polu.


Chłopaki idą do recepcji podpytać o możliwości noclegu. Jednak nic z tego. Nie ma miejsc. Nie ma też opcji aby coś zjeść bo wszystko jakby pozamykane mimo że w kurorcie pełno ludu. Postanawiamy dalej pociągnąć do Karakol i tam się zakotwić na nocleg. I znów częśc ekipy chce lecieć offem co też czyni a reszta leci po czarnym. Do Karakol mamy jakieś 50 km więc w sumie niedaleko. Gonimy i po godzince docieramy do pensjonatu. Części ekipy jest na miejscu i zeznaje że jakoby nie ma miejsc. Biorę właścicielkę i robimy obchód dostępnych pokoi. Po mojemu wszystko się zgadza. Wszyscy będziemy w jednym miejscu i każdy będzie miał swoje wyro. Jest OK.
W miedzyczasie dostajemy info że chłopaki lecące offem łapią gumę. Sytuacja o tyle zabawna, że rozmawiałem z nimi przed wyruszeniem i sugerowałem że jak lecą bez wsparcia to niech chociaż dętki zabiorą i łyżki.
Udaje im sie jakoś dokulać do czarnego, znajdują wulkanizację i wreszcie docierają na bazę. Na szybko idziemy coś zjeść tuż obok. Żarcie podłe, ceny z doopy. Zamówione szaszłyki przywieźli z miasta ledwo letnie, zupa dramat. Ogólnie chujowaja chujnia jak to się mówi. Wracamy na bazę. Jutro z rana plan objazdu jeziora od północy. Nie pasuje mi ten plan bo minęliśmy fajną dolinę z czerwonymi skałami. Znajduje się tam też wodospad. Chcemy go zobaczyć i poszwędać się po górach zamiast dymać 400 km asfaltem do Biszkeku. Postanawiamy, że jutro cofniemy się do tej dolinki a potem się zobaczy. Ekipa moto za wszelką cenę chce gonić do stolicy. Nie bardzo wiem po co jak mamy zapas czasu. Trudno, dalej pojedziemy sami.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem