Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17.11.2015, 17:46   #31
adamsluk
 
adamsluk's Avatar


Zarejestrowany: Jul 2012
Miasto: P-ń /M-cz
Posty: 62
Motocykl: nie mam AT, ma TA :]
adamsluk jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 1 dzień 3 godz 5 min 45 s
Talking Dzień 12

"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"

Dzień 12

05.08.2015

Zaraz po śniadaniu byliśmy umówieni z nowo poznanymi pasjonatami Rometa.



Mieliśmy poczekać z wyjazdem na nich. Co prawda jechaliśmy w przeciwnym kierunku, ale chcieliśmy zobaczyć jak są spakowani. Niestety, dzień zapowiadał się upalnie, a my byliśmy gotowi do jazdy wcześniej. Będziemy musieli to zobaczyć na forum Rometa, na którym zamierzają opisać swoją podróż. Pamiętając wczorajszy koszmar jazdy w nadmorskich korkach, zrezygnowaliśmy z pierwotnego planu jazdy jak najbliżej morza.
Do czasu. Nie wiem, co nas podkusiło, ale odbiliśmy do Ustki. Tragedia. Gdy podjechałam do Łukasza na skrzyżowaniu, aby zapytać się o dalszą drogę, zobaczyłam że jest źle. GPS Łukasza zwariował i pokazywał trasę do góry nogami.
Po Ustce było Darłowo, gdzie mieszkają nasi przyjaciele z forum Transalpa – Robi i Ola. Być może przeczytawszy tę relację poczują się urażeni, że nie wpadliśmy na kawę, ale był to czas, gdy wszyscy są w pracy, a upał był tak niemiłosierny, i mieliśmy tak dość korków nad morzem, że chcieliśmy jak najszybciej dojechać do Świnoujścia.
Ponieważ znudziła się nam droga krajowa do Koszalina, skręciliśmy na Łazy. Droga była wyłożona płytami betonowymi i myślałam, że będzie ciekawie.



Było, ale niestety tylko przez chwilę …



gdy dojechaliśmy do Mielna znów trzeba było mijać sznur samochodów.



Łukasz chciał stanąć na obiad, ja natomiast chciałam jak najszybciej wydostać się z tego piekła. A to i tak było nic, w porównaniu z tym, co zobaczyliśmy na wyjeździe. Ludzie, którzy chcieli dostać się do Mielna stali w kilkunastokilometrowym korku. Jeden zdesperowany rodzic biegł wygłupiając się z dzieckiem chodnikiem wzdłuż sznura samochodów. Miał duże szanse, aby być pierwszym.



Trasa prowadziła nas dalej drogą krajową nr 11 do Kołobrzegu. Myśleliśmy, że droga krajowa nie będzie zatłoczona, więc daliśmy się skusić. Kolejny błąd. Tym razem przez 8 km jechaliśmy środkiem drogi między stojącymi samochodami. A żar lał się z nieba. Masakra.



Ponieważ nie mieliśmy już sił na dalszą jazdę w korkach, stwierdziliśmy że plany są po to, aby je zmieniać i odbiliśmy na Trzebiatów. Tym razem była to dobra decyzja. Tam mój głodny wzrok wypatrzył „Ukraińską Chatkę”. Jedzenie było smaczne, świeże i niedrogie. Na pytanie skąd pomysł prowadzenia restauracji z taką kuchnią w tym miejscu, właścicielka, która była jednocześnie kelnerką odpowiedziała, że mają kucharkę z Ukrainy i w tej kuchni czuje się najlepiej.
Po pysznym obiedzie trzymając się obranego kursu jechaliśmy 103 km w kierunku Kamienia Pomorskiego. Baliśmy się powrotu nad morze, ale trzeba było zaryzykować. Okazało się, że nie było tak tragicznie, jak się spodziewaliśmy. Dobre wrażenie zrobił na nas Dziwnówek. Mieliśmy wrażenie, że nie ma tam aż takich tłumów, i tyle stoisk, jak w innych miejscowościach. Poza tym z jednej strony morze, a z drugiej zatoka. Fajne miejsce. Jeżeli jakimś cudem uda nam się zapomnieć o korkach i tłumach i przyjdzie nam ochota pojechać nad polskie morze w sezonie, to spróbujemy właśnie tam.
Przy wyjeździe z Dziwnowa, natrafiliśmy na stojące samochody. Myśleliśmy, że zaczął się już korek do Międzyzdrojów.



Ale nie. Okazało się, że ludzie czekają na otwarcie zwodzonego mostu. Mieliśmy sporo szczęścia, ponieważ gdy tylko podjechaliśmy pod szlaban i zgasiliśmy silniki, podniesiono szlaban i mogliśmy jechać dalej.





Dalej droga prowadziła przez Woliński Park Narodowy.



Jadąc tam miałam nadzieję, że Łukasz włączył kamerę. Było to bardzo malownicze miejsce: piękny, równy, szeroki asfalt, trochę zakrętów, wysokie drzewa liściaste i promienie zachodzącego słońca przebijające się między drzewami. Piękny widok. Później okazało się, że niestety nie miał włączonej kamerki. Szkoda.
W Międzyzdrojach nie było źle. Udało nam się sprawnie przejechać, aczkolwiek nie zjeżdżaliśmy do portu, ponieważ robiło się późno, a my musieliśmy jeszcze poszukać noclegu. Szkoda, że już jedliśmy. W porcie można zjeść dobrą świeżą rybę w nienajgorszej cenie.
Przed Świnoujściem minęliśmy tablicę informującą, że na przeprawę promową trzeba czekać 70 min. Zgodnie z patentem Szparaga zaprezentowanym na przeprawie promowej w Hiszpanii pojechaliśmy bokiem, przecież my służbowo, a poza tym zajmujemy mniej miejsca i wjedziemy tam, gdzie samochody nie wjadą. Tym razem też mieliśmy szczęście. Gdy przebiliśmy się na czoło kolejki, podpłynął prom. Przeprawiliśmy się błyskawicznie.





Zaraz po zjeździe z promu drogę przecięła nam maciora z małymi, a za nimi podążał zagubiony knur. Nie chciałabym spotkać tej gromady jadąc na rowerach z dziećmi. Jednak dziki nie były nami zainteresowane.



W Świnoujściu od razu udaliśmy się do miejsca, w którym zatrzymaliśmy się niecały rok temu z Jagodą, gdy miała 6 tygodni. Łudziliśmy się, że pani Grażyna będzie miała wolne miejsca. Niestety, nic z tego. Pojechaliśmy szukać dalej. Oprócz pola namiotowego, za które winszowali sobie 50 zł, nie znaleźliśmy nic wolnego. Ja koniecznie chciałam iść na plażę i wypić piwo. Przejechać całe wybrzeże i nie być nad morzem. To byłaby porażka. A na polu namiotowym nie zostawiłabym bez opieki motocykli, ubrań, kasku, całej elektroniki. W końcu wróciliśmy do pani Grażyny po pomoc. Tak długo szukała rozwiązania, aż je znalazła. Ponieważ mieliśmy materace i śpiwory w grę wchodziło spanie w garażu lub w wykańczanym pokoju dla letników. Stanęło na tej drugiej opcji. Pani Grażyna była ciekawa, kto będzie tam pierwszy spał. Chyba nie spodziewała się, że dwóch zbłąkanych motocyklistów do niej zawita i poprosi o nocleg. W apartamencie trwały prace wykończeniowe, a do pokoju schodziliśmy po drabinie. Stworzyło to niesamowity klimat.





W końcu dotarliśmy nad morze. Ponieważ było zbyt późno i chłodno na kąpiel, skończyło się na krótkim spacerze brzegiem morza





i na piwku w barze na plaży. Mimo dziwnych zasad – leżak tylko po zostawieniu karty, piwo tylko w plastikowym kubku, jeżeli wychodzi się z leżakiem na piasek – nie pozwoliliśmy się wyprowadzić z równowagi i delektowaliśmy się zimnym piwem z kufla przy zachodzącym słońcu. Chociaż jestem osobą ceniącą sobie spokój i porządek, czasami nie lubię zachodnioeuropejskiego sposobu funkcjonowania: od zakazu do zakazu. Zwłaszcza na wakacjach. Zaczynam wtedy odczuwać brak wolności. Chyba czas kierować się na wschód.





Wieczorem zauważyłam, że zapomniałam zabrać notatnika do spisywania wspomnień, wiec z Łukaszem wpadliśmy na pomysł, aby je nagrać. Ponieważ zaczęliśmy jednak mylić dni, a nie było to spowodowane ilością piwa, lecz zmęczeniem materiału, zarzuciliśmy ten pomysł. Poszliśmy spać.









https://www.youtube.com/watch?v=8PXAq-uMteU

Dystans: 454 km
Śniadanie: 15 zł
Obiad: 35 zł
kolacja: 30 zł
Nocleg: symboliczna złotówka/ os.

C.D.N.
adamsluk jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem