Zanim zaroi się od zdjęć z błotka wśród zielonych i kwitnących bezdroży, podzielę się wrażeniami
i zdjęciami z szarym i smutnym tłem.
Zimowy wyjazd do Huty Pieniackiej od czterech lat wpisał się w mój kalendarz a mówiąc dosadnie, wrył się w mój mózg. Zawsze towarzyszą mu silne emocje: oprócz tych najsilniejszych związanych z ludobójstwem jest i obawa związana z pogodą. W tym roku- mało motocyklową.
W końcu i tak data jest sztywna, więc zostaje dopasować się tak, by nie tylko przeżyć, ale zyskać jak najwięcej tej motocyklowej radości.
Od nowego roku niestabilna sytuacja na lwowszczyźnie: szereg niewyjaśnionych zdarzeń (zniszczenie kryjówki- muzeum UPA, wysadzenie pomnika w HP, spalenie kilku okolicznych cerkwi i szereg zabójstw) skłaniała do obmyślenia dogodnych wariantów jazdy. Tak, jak w zeszłym roku Renant, tak teraz Marcin Terefere wspomógł mnie swoją obecnością.
Po raz pierwszy wykupiłem poszerzone o terroryzm ubezpieczenie, jednak ta świadomość działała niestety w dwie strony.
HP 006.jpg
HP 010.jpg
Poranny śnieg skutecznie ograniczał wybór do głównych dróg. -3 też nie zachęcało, bo rozjeżdżony przez samochody śnieg mogło gdzieś przyłapać. Koło Zamościa termometr ma dość i zaczyna pokazywać -43 a nawet -60, -80 i zdycha. Od razu mi cieplej.
Taki wyjazd to jak psota małego dziecka, kiedy ciekawość z przekroczonej bariery i czasem świadomość poniesionych konsekwencji nie jest w stanie jej powstrzymać, czy ograniczyć.
Radość jest silniejsza.
20170225_113457.jpg
HP 018.jpg
We Lwowie dowiadujemy się, że z harmonogramu uroczystości wypada wieczorna msza w katedrze. Wszyscy pojechali na nocleg do Brodów, żeby nazajutrz mieć bliżej i na 12.00 zdążyć do Huty Pieniackiej.
My szukamy miejsce na nocleg a jego wybór przynosi bonus w spotkaniu Radosnych Czarnuchów.
Wśród zabytków ucinamy sobie z Madafakinges pogawędkę o przydatności Mitasów 09 na oblodzonym, bazaltowym, lwowskim bruku.
Jest moc!
HP 019.jpg