Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21.08.2018, 10:34   #21
matjas
 
matjas's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Brzezia Łąka
Posty: 13,669
Motocykl: nie mam AT jeszcze
matjas will become famous soon enough
Online: 4 miesiące 1 tydzień 16 godz 8 min 2 s
Domyślnie

Się płynie...

W sumie cała ta relacja w chwili obecnej to jest niezły test pamięci Na szczęście staram się pielęgnować fajne wspomnienia i jakoś trwają one w dobrej kondycji.

Czasu minęło dużo niewiele i po krótkiej drzemce na pokładzie naszym oczom ukazuje się upragniona Finlandia...
Już samo podejście do portu jest zgoła inne niż to w Tallinie - wysepki, wśród nich pełno łódek najrozmaitszej maści, w tym moje czujne oko wypatruje kilka z silnikami parowymi... Ech kurde jak pięknie.



Widać stolicę bogatego kraju - ładne budynki, no i wszystko jakieś takie... inne. Nasi współpasażerowie również cykają foty na potęgę i jest ogólnie mocno turystycznie hehe Nawet momentami śmiesznie ale to głównie dlatego, że jestem tak podniecony jak kot w marcu - nic nie jest w stanie mi przeszkadzać. Mamy za sobą prawdziwy milowy krok.



Złazimy czym prędzej pod pokład i przygotowujemy naszą torpedę do startu. Oczywiście udziela się nam obydwu podniecenie i nie myślimy o tym aby stawać i cokolwiek jeść tylko przemy tak, żeby zdążyć u celu przygotować kajaki do drogi /a to jest przygooooda/ zjeść obiad na nabrzeżu i ruszyć mając w perspektywie dopłynięcie do naszej chatki przed zmrokiem.
Prognozy są dobre, pogoda wymarzona a według tego co widać na niebie i ziemi będziemy mieli południowo zachodni wiatr - czyli idealnie z lewej w zad. Nie uprzedzając faktów ciśniemy.
Tzn ja cisnę bo Tupson przez większość drogi wygląda tak :



Trzeba mu przyznać, że zaufał mi jako kierowcy chyba ale i trzeba mu przyznać, że potrafi skubany zasnąć wszędzie. Po prostu zamyka oczy i go nie ma. Tak więc miałem w samochodzie śpiącą królewnę i tak sobie pomykaliśmy do Lappeenranty.
Po drodze jakieś zakupy w postaci fajek fińskich i od razu konstatacja w przydrożnym sklepie, że jeśli tak wyglądają wszystkie finki to... O Boże jedźmy na jeziora.

Do Lappeenranty przyjeżdżamy około 15. Na cel wypakowki i oporządzenia sprzętu wybrałem z gugla ustronną przystań na skraju miasta i tutaj, odmiennie od Tallina, nos mnie nie mylił. Trafiliśmy w dziesiątkę. Miejsca było w sam raz, nikt w zasadzie się nie kręcił i nie kibicował, było gdzie zostawić auto na uboczu obok paru starszych aut więc obczaiwszy warunki ruszyliśmy z kopyta z przygotowaniami.
Tupson opróżniał auto a ja jako samozwańczy cook wyprawy zacząłem robić obiad. Trochę z tym obiadem przesadziliśmy bo na głodniaka od samego rana, poprzedni dzień też bez rewelacji, a teraz się najedli, do tego kawusia, a niestety czasu na sjestę nie ma - trza zapierniczać bo roboty huk. Zgięci w pas, z brzuchami pełnymi leczo z mięsem łapiemy zgagę jak szlag. Ech... no ale do przodu.



Tu może słów kilka o zaopatrzeniu w środki dla ciała na tydzień. Przed wyjazdem zrobiłem zakupy w pewnej hurtowni spożywczej na kwotę około 350PLN. To wszystko co na zdjęciach. Naprawdę przez tydzień nikt nie chodził głodny a i tak podzieliliśmy się jeszcze potem tym co zostało - nie było tego mało.
Tu zdjęcia zapasów - wszystko oprócz jaj bodajże, zmieściło się do 30l wodoodpornej zakręcanej beczki na kiszoną kapustę



Poniżej zdjęcie naszej przystani w Lappeenrancie. Wkrótce po przybyciu usłyszałem basowe dudnienie i w jej główkach zobaczyłem barkę pełną drewna, wysoką chyba na 3 piętra. Za chwilę przepłynął statek w zasadzie pełnomorski jak kumam rozmiar... Japier........@#$%^&*(*&^%$ przecież przez ten tor wodny mamy przepłynąć zaraz kajakami!



No dobra uszy po sobie i ruszamy ze składaniem kompanów naszej podróży.
Tu może słów kilka o tym z czym tam pojechaliśmy
Oczywiście - można było wypożyczyć fajne kajaki na miejscu - jedynki z Pe, do wyboru kilka wersji wypornościowych, jak również przekroju kadłuba... ech... gdzie u nas coś takiego. Niemniej jednak, nawet ze zniżką w Fińskim PTTK wychodziło około 400PLN za kajak na tydzień. Do tego niewielkie bakisty i brak jakichkolwiek uchwytów na wędki...
Rozwiązałem to tak, że ze z zaprzyjaźnionej stanicy harcerskiej we Wrocku odkupiłem dwa zdezelowane Neptuny rocznik 1975 i 1976 za łączną kwotę 400PLN - niewiele, zważywszy na fakt, że jeden miał kompletny takielunek wraz z mieczami. Obydwa miały stery co mogło nam jakoś pomóc przy bocznym wietrze... Żagle przydały się przy powrocie ale jednak nie na tyle aby płynąć razem w dwa kajaki jak zakładałem wstępnie.
Kajaki były kompletne i ich stelaże, mimo, że wymagały nieco atencji, nie były w złym stanie. Inaczej przedstawiała się powłoka. Na moim było łat więcej chyba niż samej powłoki. Na Tupka sztuce łat było mniej ale powłoka okazała się finalnie w gorszym stanie.



Wymyśliłem, że nie będziemy nic oklejać dodatkowymi łatami tylko zamalujemy kadłuby po złożeniu i napięciu powłoki mieszaniną rozpuszczalnika nitro i kleju butaprem. Okazało się to nieco pracochłonną ale skuteczną metodą na powstrzymanie przecieków podczas całej wyprawy, tym niemniej o ile mój kajak okazał się w miarę szczelny tak Tupka zaraz po włożeniu do wody zaczął jej dość szybko nabierac!!! A my już spakowani, pomalowani... gotowi płynąć!!!
Nie wiem jakim cudem tak się stało ale po chwili po prostu wyciek zmalał, by po kolejnych trzech momentach zniknąć całkowicie. Coś tam gąbkowaliśmy podczas drogi, jakiś klar trza było robić po zatrzymaniu na nocleg ale nie było to nic takiego co mogłoby nam popsuć radochę z pływania po chyba największym europejskim jeziorze nazywa się ono Saimaa. W sumie wody było tyle co potrafi nakapać z wioseł bez kubków a takie mieliśmy.
BTW wioseł to były to moje stare Schillery Racing. Wspa nia łe wiosła. 100 drewna, pięknie uginający rdzeń, cienkie, lekkie a jednocześnie mocne.

Podczas całej tej akcji w przystani trafili się jacyś finowie rodzinnie dwukrotnie... Patrzyli na nas ze spojrzeniem będącym miksem niedowierzania, politowania i zaciekawienia Kiwali głowami jak mówiliśmy, że z Polski... Natomiast co było przemiłe - wskazywali ręką na jezioro i życzyli wspaniałego czasu na Saimaa - tak jakby zapraszali do siebie do domu. To było naprawdę uderzające i przemiłe.

W całym porciku ani jednego śmiecia. Tak będzie już zawsze, gdzie tylko będziemy. Pracujemy koło trzech śmietników... za nimi zauważam aluminiowy rower MTB - po powrocie za tydzień nie miał już tylnego koła co utwierdziło mnie w przekonaniu, że dojechał tu do końca swojej drogi. Odezwała się we mnie dusza złomiarza i to co z niego zostało wróciło z nami do PL co zrobić... można to jakoś leczyć chyba.

Tak więc wracając w chronologiczny wątek wypływamy. Powoli, kajaki są pełne sprzętu, dociążane dodatkowo pełnymi gaciami o to jak będzie się płynąć, czy nic nas nie rozjedzie, czy znajdziemy chatę, czy uda się do niej dopłynąć do zmroku jak to w ogóle będzie.
Wbrew obawom wynikającym z wypłynięcia na naprawdę szerokie wody zaraz za portem, po pierwszych sfalowaniach, wpływamy w archipelag Saimaa... Każda wysepka wygląda tak jakby można było się na niej zaraz osiedlić. Na wielu stoją piękne domki - niektóre skromne, inne jak po prostu całoroczne domy. Wszędzie, czysto, woda idealnie przejrzysta...
Po kilku kilometrach niknie gwar głównego szlaku, zgiełk zakładu przetwórstwa drzewnego za którego parkanem właściwie zostawiliśmy samochód, zostaje tylko plusk wody, okazjonalne uderzenie wiosłem o trym kajaka, i zieleń ze wszystkimi jej odcieniami... Płyniemy.

__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa

Ostatnio edytowane przez matjas : 21.08.2018 o 11:25
matjas jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem