Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05.01.2012, 02:32   #22
luki.gd
 
luki.gd's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Gdańsk
Posty: 77
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
luki.gd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 13 godz 10 min 21 s
Domyślnie komentarz z czoła... Dzień 5 (Shyryajev, Mikołajów)

Ha! Na czele sprawy miały się podobnie, aczkolwiek...

Łożyska
Po śniadaniu ponownie oceniliśmy stan łożysk. Nie było znacząco gorzej niż wczoraj, ale jednak mimo to słabo. Na dodatek okazał się, że mamy braki w dokumentacji elektronicznej i nie znamy symboli, rozmiarów. Michał wykonał telefon, czy smsa do supportu mechanicznego i oczekując na dane, uzgodniliśmy że polecimy w kierunku Odessy szukając sklepu ze złomem, a jak nie znajdziemy to w Odessie na pewno coć będzie.

Z Bałty jedziemy na Ananiv, Boyarkę, droga 1605 w kierunku Odessy. Miało nie być jazdy offem... Ale ta droga to jakaś taka... Zabrakło asfaltu za Shymkowe, zaczął się piach

W Shyryajeve zatrzymujemy się na chwilę. Kupujemy coś do picia, pytamy o stację, ale ostatecznie nie chce się nam wracać, coś mówią, że następna w naszym kierunku jazdy daleko... Ruszamy dalej.

Sklep...
Zauważam sklep ze złomem. Idę, pytam o łożysko... ale nie wiem jak jest łożysko po rosyjsku... szit... gościu ni w ząb nic nie kapuje, po migowemu także... Ponieważ sklep bardziej przypomina dawny GS, to nawet nie zaglądam do środka... Ruszmy dalej... Nagle widzę sklep, jakby nieco bardziej motoryzacyjny, już nie pamiętam, czy miał na zewnątrz kaseton SKF - widziałem wcześniej że sklepy motoryzacyjne często mają taką reklamę - wchodzimy... Okazuje się, że to sklep z częściami do kombajnów! No... to prawie w domu, coś się znajdzie... W środku dwie panie, no nic.. tłumaczymy o co chodzi, dalej nie wiedząc jak jest łożysko w języku który rozumieją. Pokazujemy jakieś części, na których są założone łożyska, pani pyta po co nam część od kombajnu? Słusznie, po nic. Chcemy tylko o to, to okrągłe... No! Pani pyta o numer. A Michał ma już numer. Nawet dwa i są to numery łożysk. Pani pyta czy chcemy kitajskie czy ruskie? Chyba wzięliśmy ruskie... Pytamy o warsztat, mechanika. Zawsze to lepiej mieć jakiś młotek do wybijania łożysk pod ręką. Dostajemy instrukcję, jedziemy...

Warsztat...
Warsztat, okazał się być podwórkiem na zapleczu sklepu z częściami do samochodów. Mechanik, okazał się być sympatycznym, małomównym gościem śpieszącym się na ślub. Na dodatek to były żołnierz, stacjonował kiedyś w Legnicy. Cool! Michał dogaduje cenę i działamy. Za fachowy podnośnik robi pieniek - wiadomo, jak to w warsztacie. Pomagamy w całej akcji robiąc dokumentację fotograficzną. Mechanik wie w czym rzecz. Sprawnie wybija stare łożyska. Przy okazji ustaliliśmy przyczynę awarii - woda... Nowe łożyska zostają otworzone i uzupełnione smarem! WOW! Jestem pod wrażeniem staranności pracy. Poszło szybko i sprawnie. Grzecznie dziękujemy, rozliczamy się i jedziemy dalej... ale już nie do Odessy - walimy na Krym!

Mykolaiv...
Przed wjazdem do centrum robimy postój. Dzień się powoli kończy. Chcemy zrobić zakupy. Ustalamy trasę, a ponieważ trzeba szukać miejsca do spania, a najlepiej nad wodą, decydujemy się nie jechać prosto, czyli na Kherson drogą M15, a brzegiem Południowego Bugu drogą T1505. Nagle jak spod ziemi wyrasta jakiś typ, leci do nas, widzi, że "czytamy" mapę. Pyta dokąd. No to mówię grzecznie że na Krym, ale teraz w kierunku na Lymany... Na to słyszę, że tam droga zła i on się nie zgadza z takim pomysłem. Zaczyna dyrygować... po trzecim, wyraźnym stwierdzeniu, że my właśnie chcemy jechać tą drogą, przestaje gościa słuchać i wrzucam ignora. Udaję, że go niema... I co? I znikną, znaczy oddalił się w swoim kierunku. W centrum robimy zakupy.

Lymany...
Mijamy Lymany, zachód słońca blisko. Z drogi odbijamy w kierunku brzegu rzeki. Jest wysoko, ale jakaś droga prowadzi w dół. Stajemy żeby zobaczyć co na dole. Tu gdzie stoimy pasa się kozy. Nagle podchodzi starszy, siwy gość, zaczyna zagadywać. To pan Piotr. Mówi, że na dole, obok beczki (?!) jest miejsce, że możemy spokojnie rozbić namiot, że on tam sprząta czasem, zrobił stół i ławkę. Super! Przyjdzie później... Zjeżdżamy.

Pan Piotr...
Na dole miejsca mało, ale dla nas wystarczy. Woda blisko. Faktycznie jest beczka. Beczka to przecięta w pół postawiona na sztorc cysterna. Zardzewiała. Robi wrażenie . Robimy szybką kąpiel. Rozbijamy namiot. Przygotowujemy kolację na ciepło. Robi się ciemno. Michał oddala się w krzaki. Dalej scena jak w komedii Barei. Słyszę, że ktoś idzie. Myślę - Michał, ale nie... Lekko wcięty gość, wiek 40-50, mija mnie, podchodzi do beczki, otwiera kłódkę zabezpieczającą skobel drzwi, otwiera drzwi... i... zapala światło! Zaraz, zaraz.. co jest grane? Pan Piotr mówił wprawdzie, że rano wędkarze mogą przyjść bo w beczce trzymają swoje rzeczy... Ale do rana jeszcze daleko... Stoję osłupiały. Podchodzę do beczki... Nagle gość wypada i zadaje mi pytanie: Będziesz dzwonił na Milicję? Zatkało mnie. Więc stoję, taki osłupiały i zatkany i mówię: Nie. Po co mam dzwonić na milicję? Gość mówi, że OK, że w takim razie dziękuje mi bardzo, że on tu śpi, czy mieszka... Już dokładnie nie pamiętam co jeszcze mówił, w każdym razie przez moment widziałem, że w beczce poza łóżkiem prawie nic nie ma.

Po kolacji przychodzi pan Piotr. Przyszedł z psem, fajny wilk. W ręku trzyma radio-latarkę chyba chińska, duża, gra i świeci, ot takie fajne coś - z tego co pamiętam dostał od żony w prezencie. Mówi, że przyjdzie zaraz, odprowadzi psa, coś przyniesie. No i przyszedł, przyniósł arbuza! Jesteśmy w szoku. Siadamy przy stole. Opowiada nam o tym miejscu. O koledze z beczki. Częstujemy piwem, ale nie pamiętam czy w końcu się poczęstował. Opowiada o swojej rodzinie. O biedzie. O sobie. Był milicjantem Jak się okazuje, na Ukrainie prawie każdy był milicjantem, a jak nie był to będzie, a jak nie on to ktoś z rodziny, sąsiad, pies, krowa lub koń. Co zrobić, to chyba jedyna pewna i płatna praca. A jak stoisz na drodze, to jeszcze dorobisz. No tak. Jego córka wyszła za turka, oficera marynarki wojennej. On na emeryturze. Ma kozy, psa. Wesoły i pozytywny człowiek. Chyba mu się trochę nudzi. Pyta nas o rodziny. Postanawia poszukać dla mnie żony . Wyciąga notes, notuje do nas namiary. Widać, że notes ma wiele namiarów. Pan Piotr to gość, orientuje się w sytuacji geopolitycznej, wie gdzie tanio a gdzie drogo, gdzie bieda a gdzie dobrobyt. Czasem jednak nie rozumiemy co mówi. W tym rejonie język jest już wyraźnie inny. Ale rozmowa jest sympatyczna. Zajadamy arbuza. Dzień już dawno się skończył. Idziemy spać.

To był dobry dzień. Rozwiązaliśmy problem z łożyskami. Spotkaliśmy ciekawych ludzi. Zadumaliśmy się nad losem człowieka, który stracił wszystko - kilka lat życia w więzieniu, rodzinę - teraz mieszka w beczce - co robi poza tym, z czego żyje, czy ma co jeść... nie wiemy... My to jednak mamy klawe życie...

--
luki
luki.gd jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem