Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04.11.2010, 18:21   #26
JARU
 
JARU's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2009
Miasto: Wrocław / Grenoble
Posty: 1,188
Motocykl: RD07a
Przebieg: ~60kkm
Galeria: Zdjęcia
JARU jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 9 godz 45 min 18 s
Domyślnie

tak to jest ten dzień! Jedziemy do Omalo w Tuszetii..

Można powiedzieć, że drogę znam na pamięć bo odkąd na Google Earth odkryłem przełęcz Abanos minęło już pół roku a ja zdążyłem od tego czasu przejechać palcem po ekranie każdy zakręt wzdłuż i wszerz..


Dla tych co też lubią podróżować w domu podaję namiary
42 16' 41.02" N 45 30' 27.43" E

no to ruszamy

Chwilę zajęło nam odnalezienie dobrej i jedynej drogi do Omalo i tak ze słonecznej Kachetii wjeżdżamy do wąwozu. Startujemy z wysokości ~500 m npm i od samego początku mam wrażenie, że nie będzie łatwo.

Po chwili zaczyna siąpić i znów marzniemy, tym razem w chmurach. Na całe szczęście (?) miejscami się przejaśnia. Nie jestem do końca przekonany czy na szczęście bo w momentach kiedy widać otoczenie, droga robi się jakby bardziej stroma, zakręty węższe i cieplej robi się w środku.


W drodze na szczyt spotykamy Gruzinów w rozlatującej się Ładzie Nivie, którzy rozradowani próbują nas częstować samogonem o kolorze rdzawej wody z kranu. Sławek grzecznie dziękuje

Mijamy przełęcz 2926 m npm.


Cholernie głodni zbliżamy się do Omalo. Koło małego domku zatrzymuje nas leśnik. Zaprasza nas do ciemnej sali i jak wszystkich turystów zapisuje nas do swojej księgi. Ogrzewamy się, a w międzyczasie leśnik częstuje nas serem, pomidorami i chlebem. Z ciężkim sercem nie zjadamy wszystkiego i ruszamy dalej.

Pierwszy i jak się okazuje najbardziej okazały dom jaki napotykamy w pobliżu wiosek należy do Czeczenów, których z racji bliskości Czeczenii jest wiele w okolicy. Nie tak sobie wyobrażaliśmy "dzicz", Czeczeni wynoszą aparat cyfrowy i jesteśmy dla nich niczym atrakcja turystyczna. Cena jaką nam proponują za nocleg wydaje się dość wysoka jak na standardy Gruzińskie więc ruszamy dalej.

Jak się później dowiadujemy, w tej okolicy Czeczeni bardzo często przechodzą nielegalnie przez góry do Gruzji.

Snujemy się po wiosce i trafiamy (teraz uwaga) do informacji turystycznej, hotelu, muzeum i budynku administracji Tuszetii w jednym. Gruzinki gadają po angielsku ale z gościny nie korzystamy więc dają nam wskazówki jak trafić na nocleg do lokalesów.

No to trafiamy pod dom z napisem "shop" na płocie. To musi być tutaj. Wchodzimy z fanfarami bo wychrzaniam się pod samą furtką i łamię klamkę. Wychodzi Pani, która też w miarę mówi po angielsku i proponuje nam 60zł za nocleg z jedzeniem. Rozglądamy się i coś nam się wydaje, że pięciu gwiazdek nie ma ale zachciało nam się trochę folkloru..

Toaleta:

Romantyczną atmosferę przy kolacji zakłóca tylko gospodyni, która z grzeczności siedzi z nami przy malutkim stole i.. cały czas wysyła smsy. Znowu nici z dziczy.
Można się czepiać do cen ale jedzenia Gruzini nigdy nie żałują. W końcu kosztujemy gruzińskiego wina, zajadamy się super leczem i jak zwykle prze smacznym serem. Do każdego posiłku jaki jedliśmy na wschód od Istambułu serwuje się pomidory z ogórkami, a w Armenii i Gruzji dodatkowo dodaje się do nich zielsko o specyficznym smaku. Laska smaży jeszcze tradycyjne danie z Tuszetii - Kotori, czyli jak mi się udało ustalić smażony placek z bułki, sera i ziemniaków. Coś pięknego.

Idziemy wybierać pokój. Po obejrzeniu wszystkich dwóch na podstawie burzliwej dyskusji wybieramy pokój nr 2. Wybór był trudny bo w jednym z pokojów stały zapasy piwa ze "sklepu", co było w drugim zobaczcie sami.
Niestety musiałem przyznać rację Sławkowi, że nie wypada ucinać misiakowi pazura żeby zrobić sobie naszyjnik Mogli by policzyć i wylądowalibyśmy na podłodze w drugim pokoju..

Kupujemy piwo i walimy "na miasto" w nadziei gorącego powitania i integracji. Nikt nie chce się napić, twierdzą że Gruzini nie piją. Pije z nami tylko jeden starszy człowiek, który jak się okazuje cały rok pracuje w instytucie w Moskwie ale urodził się w Omalo i co roku przyjeżdża na miesięczne wakacje w rodzinne strony.

Opowiada nam co nieco o wiosce. Omalo jest wioską, która z powodu srogiej zimy jest odcięta od świata pomiędzy listopadem a kwietniem (pewno mniej więcej).. W tym czasie we wiosce pozostaje część ludzi, natomiast reszta spędza bydło na niższe tereny.


Kończymy piwko i idziemy spać. Z ilości wrażeń ciężko zasnąć. Na taką Gruzję czekałem. Przejechanie drogi o długości 70km zajęło nam około 5 godzin. Dopiero wieczorem okazuje się, że przez większość drogi ja myślałem o tym, po co broniłem dyplomu skoro mam gdzieś spikować, Sławek zastanawiał się co będzie ze wszystkimi kredytami A następnego dnia mamy wracać tą samą drogą..

Ostatnio edytowane przez JARU : 04.11.2010 o 18:24
JARU jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem