Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05.09.2019, 08:07   #114
Rychu72
 
Rychu72's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,551
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
Rychu72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 5 godz 29 min 36 s
Domyślnie

IX dzień - półmetek

W stronę Tidjikjiy

Wstajemy, jemy, dostajemy tracki i jedziemy.



Początek dzisiejszej trasy jeden z najpiękniejszy jakim jechałem.



Jedziemy wolno kanionem i cieszymy oczy widoczkami. Bajka.



Czasami duże kamerdolce, czasami piach w korytach, czasami fajny szuterek. Widoki powodują zwiększenie ruchu rotacyjnego szyi. Brakuje mi tu tylko Winetou i Lemoniadowego Joe obrzucających się wyzwiskami z dwóch stron kanionu. Kto nie żył w czasach czeskich westernów to sobie wygoogluje.

[IMG]G1941315 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]

Przejeżdżamy przez dużą ilość suchych koryt. Chciałbym zobaczyć to miejsce jak są pełne.

[IMG]G1981325 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]

Chyba niektórzy mają kiepski dzień po wczorajszym rotosiu, bo listonoszują pokonując koryta.
Nabyłem już trochę doświadczenia, które mówi mi, że:
- lekiem na całe zło jest prędkość, prędkość i jeszcze raz prędkość,
- kto odpuszcza gaz ten przegrywa,
- jak motor tańczy to trzeba mu dotrzymać towarzystwa, a nie walczyć z nim.
Na filmie od ok. 5 minuty będzie widać zastosowanie tych zasad.

Przy jednym z koryt muszę zwolnić, bo widzę, że Andrzej walczy z piachem. W końcu odjeżdża, a ja glebie...... właściwie moto glebi...... ,więc ta gleba się nie liczy.

Wyjeżdżając z kanionu na chwilę pochylamy się nad Witkową XT660R, bo prund znikł. Przeglądamy bezpieczniki i okazało się, że ten od modułu padł. Do końca wyjazdu sytuacja powtarza się kilka razy, ale dramatu nie ma, bo mamy bezpieczniki.



Jedziemy tak ok. 80 km. Między czasie akacje przypominają o swoim istnieniu i robimy gumy.

Łukasz jak zwykle preferuje pozycję horyzontalną..... ale kto mu zabroni




Wyjeżdżamy na znany już nam szuterek i jedziemy na przełęcz, gdzie jak nigdy Pan Officer wypytuje nas jak na przesłuchaniu skąd i dokąd.
Pokazuje mu na gps, bo liczę, że się pogubi i odpuści.


[IMG]G2121424 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]

Za przełęczą skręcamy na południe.

Droga na zmianę kamienista i piaskowa. Po drodze mamy pięknie położoną wioskę w dolinie. Malownicze chatki i palmy. Wygląda jak oaza, ale nie znaleźliśmy wody. Patrząc później na zdjęcia zrobione z góry widzę, że chyba byłoby nawet gdzie się wykąpać.



Zjeżdżamy do wioski Mhaireth. Po drodze dużo dzieciaków.

[IMG]G2192045 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]

Próbując nie zakopać się w bardzo miałkim piachu staram się nie tracić prędkości. W wąskiej dróżce muszę stanąć, bo jedzie kilka pickapów, a nie chce się w nie wpakować w ferworze walki. W środku turyści, co w tej części Mauretanii to rzadkość.

[IMG]G2222070 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]

Stają i puszczają nas, bo pewnie boją się, że zaraz ktoś wpakuje się w nich.
Po chwili widzę w lusterkach, że jadę sam. Staję i czekam. Dojechał Witek. Nadciągają dzieciaki i każde chce prezent. Już dawno wszystko rozdałem. Udaję, że rozumiem tylko po angielsku i dla świętego spokoju pokazuje gdzieś za siebie mówiąc "€žkadu"€. Zadziałało i dzieciaki lecą dalej.

[IMG]G2222087 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]

Po 5 minutach wszyscy się zbieramy. Okazało się, że chłopaki zaliczyli parę gleb. Próbujemy wyjechać z wioski klucząc po wąskich uliczkach. Wyjazd jest ostro w górę na szczyt góry. Wyjazd jest o nawierzchni betonowej, bo po kopnym piachu to raczej nie dałoby się przy takim nachyleniu wyjechać z dolinki. Zaraz za betonem luźny piach i głębokie koleiny gdzie odrazu się zakopuję. Chłopaki pomagają.



Lecimy jeszcze kawałek i wskakujemy na asfalt ...... taki, że można się zakopać, czy wyglebić. Przejście asfalt/piasek/asfalt niemiło wytrąca z równowagi. Jak zwykle prędkość działa perfekcyjnie.



Wydmy atakują z każdej strony i rozkładają się na asfalcie.



Porobione są objazdy po pustyni, ale osobówki mają problem z przejechaniem.

[IMG]G2412179 by Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]

Wjeżdżamy w suche koryto rzeki i jedziemy do waypointu, gdzie umówiliśmy się z Neno.

Czekamy z pół godziny. Ewa szybko przygotowuje obiad i myślimy, co dalej. Temperatura taka, że mózg się lasuje. Leżąc w cieniu człowiek ma dosyć.
Jedna z propozycji to zapakować się paliwem, wodą, sprzętem kampingowym, jedzeniem i jazda pustynią w stronę południa. Może to zająć 2-3 dni i szansa na pomoc jest słaba, bo w niektóre miejsca samochód nie dojedzie. Zostaje tylko helikopter.
Rok wcześniej z tego odcinka ściągnęło chłopaków wojsko, bo brakło im paliwa i wody. Chyba w Świecie Motocykli był artykuł o tym i to całkiem niedawno.
Dotychczas nie mieliśmy dnia odpoczynku. Zmęczenie i temperatura powoduje, że odpuszczamy. Teraz trochę żałuję.

Po objedzie wykopujemy Neno, bo wkleił.



Decydujemy się na chwilę odpoczynku na drodze, czego nie było dane nam zaznać.
Droga jest chwilami asfaltowa, chwilami szutrowa w budowie, a chwilami asfaltowa pokryta wydmami.
Dużo grząskich objazdów i co chwilę kopiemy się i glebimy.



Po jakimś czasie w końcu spotykamy spychacze i ekipy usuwające wydmy. Robota gorsza niż u nas ze śniegiem. Przy jednej z wydm przejeżdżam bokiem, a chłopaki pakują się na nią. Grzęzną po osie, a próbując się wydostać zakopują się coraz bardziej w bardzo sypkim piasku. Sytuacja się powtarza. Skarpy z drugiej strony wydmy są wysokie i strome. Na szczęście na wydmie pracuje spychacz i widzi jak żuczki się odkopują. Robi nam łychą łagodny zjazd. Wyciągamy się po kolei.

Jedziemy jeszcze trochę fajną szutrówką.
Jak nigdzie za zakrętu wyłania się nam trochę zieleni. Nie widzieliśmy takich rzeczy od 10 dni więc cieszymy oczy.



Słońce powoli zachodzi, więc skręcamy z drogi w pustynię i szukamy noclegu z wydmą.



Kolacja, rotoś i w śpiwór.

Za radą fachowców ściszyłem muzę
Mało asfaltu, więc wiatru nie słychać.


Ostatnio edytowane przez Rychu72 : 18.11.2019 o 07:20
Rychu72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem