Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08.08.2019, 10:20   #51
Rychu72
 
Rychu72's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,551
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
Rychu72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 5 godz 29 min 36 s
Domyślnie

IV dzień

Rano jak zwykle pobudka, śniadanie, pakowanie i w drogę. Przy śniadaniu dowiaduję się, że Artur chce pomóc Piotrowi w drodze powrotnej i wraca z nim. Jestem pod wrażeniem i wielki szacun dla niego za taką decyzję, zwłaszcza, że impreza nie jest darmowa. Długo potem myślałem, co ja bym zrobił, gdyby mój przyjaciel znalazł się w takiej sytuacji.

Ustalamy z Wojtkiem, że będę jechał za nim w razie gdyby KAT odmówił posłuszeństwa.

Piotr w pickupie, Ewa za kierownicą i Neno na moto Piotra.

Jedziemy dalej wzdłuż linii kolejowej ku Abdulowi jadącemu z przeciwnej strony z Ataru. Po jakiś 10 km Wojtek od KTMa staje i mówi mi, że nie ma już w ogóle biegów, a z okolic wałka zdawczego siknął olej. Kurwaaaaa!!!



Po powrocie do Polski i rozebraniu silnika okazało się, że pękł wałek zdawczy i zrobił bałagan w połowie silnika.
Jakby policzyć ile go będzie to kosztowało (wycieczka, wcześniejszy powrót, remont) to nie wiele brakuje, żeby kupić drugie takie moto....... albo 2-3 DRki. Masakra jakaś.
Chciałbym kiedyś zaufać KTMowi, bo ma super sprzęty, ale takie rzeczy powodują, że mam dalej 22 letnią DRkę.

Wszyscy się zbieramy. Upał niesamowity. Postanawiamy czekać na Abdula.
Szczęście w nieszczęściu, że to stało się w tym momencie, a nie dzień później. Chłopaki mogą podzielić koszty na pół. Będą jechać tą samą trasą, co przyjechaliśmy, czyli jakieś 300 km do granicy. Ku zaskoczeniu wszystkich Artur dalej chce wracać z Piotrem i Wojtkiem. Nie wiem dlaczego tak zadecydował, bo Piotr już ma pomoc Wojtka, Artur cały, moto jego też, przygoda dopiero się zaczyna ...... taką podjął decyzję i już.

Czekając na Abdula pośrodku niczego jemy obiad (rybka, ryż i groszek z marchewką). Jest coraz goręcej i ku naszej radości Neno wyciąga coś co sprawia wiele radości ..... prawie dochodzę jak dostaję zimne piwko. Robimy łomżing i plażing, bo piasku nie brakuje.





Na pickapie jest lodówka i zamrażarka, w których jest kupę jedzenia plus niespodzianki, które powodują, że gdy już jesteśmy totalnie wyjeb....... życie jest łatwiejsze, przyjemniejsze i kochamy z całego serca organizatora ......a zwłaszcza organizatorkę ..... ,bo dużo ładniejsza od organizatora.



Niektórzy są twardzi i nie ściągają z siebie plasytku, a nie którzy są mądrzejsi i preferują lekki negliż. Właściwie od tego dnia, po nabyciu mądrości życiowych, przy każdej okazji na dłuższych postojach rozbieramy wszystko co się da. Słońce cały czas ostro świeci i trzeba uważać, żeby nie było przypieczonej skórki, bo potem ciężko się zakłada wszystkie protektory ..... w towarzystwie wszędobylskiego piasku.
Plus prawie zerowej wilgotności jest taki, że wszystko schnie w ciągu 15 minut.



Jest w końcu Abdul mistrz krojenia białasków. Sprzeda Ci wszystko po SUPER NIE atrakcyjnej cenie, bo wie, że nie masz innej opcji. Spuszczamy paliwo w motorów, pakujemy BMW i KATa na pickapa. Kombinujemy raz motory przodem, raz tyłem. Ledwo, co się mieszczą. Słabo to wygląda i mam wrażenie, że na pierwszym wyboju motory wylądują na Arturze jadącym za nimi na swojej CRFie. Zdajemy się na doświadczenie miejscowych.





Żegnamy chłopaków z żalem i jedziemy pod Ben Amerę, gdzie rozbijamy camping. Jest nawet dość wcześnie, ale to nawet fajnie, bo można trochę się zregenerować.





Jazda po piachu to non-stop 1000% koncentracji, żeby nie wpakować się w coś co widać w ostatniej chwili. Ciągła zmiana co 10-20 m sypkości piachu powoduje, że raz po raz skaczesz jak żaba, gdy moto łapie i traci przyczepność. Jedzie się dobrze, a za chwile moto wyje jak wściekłe, a ty prawie stoisz, tak jest grząsko. Pierwsze wrażenie, że spaliłeś sprzęgło. W korytach rzek był najgorszy rodzaj miałkiego piachu. Tam trzeba było grzać koło 90-100 km/h żeby w miarę się stabilnie jechało. W każdy wypadku jazda poniżej 60 km/h gwarantowała glebę, albo zakopanie się. Wystarczyło odpuścić gaz i po paru metrach stałeś w miejscu ...... bez użycia hamulca. Jazda dawała wrażenie jakbyś cały czas ciągnął kogoś dużo cięższego za sobą.

Ewa i Neno tankują wodę do mycia.



Mamy luksusy w postaci prysznica raz na jakiś czas w zależności od dostępności wody. Jest specjalny namiot prysznicowy i każdemu przysługuje dwie minuty orzeźwiającego wodospadu z słuchawki napędzanej z aku. Początkowo rozbijamy ww. namiot, żeby Ewa nie napatrzyła się na "boskie" ciała i mogła spać spokojnie.... bez niepotrzebnych napięć. Potem to już nam było wszystko jedno i stawało się z drugiej strony samochodu tam, gdzie Ewy nie było. Robiło się swoje pamiętając, że nie schylamy się po mydełko gdy przypadkiem wyślizgnie się z rączki. Po trzech tygodniach celibatu różnie może być.

Jak już jesteśmy w kupie to rozbijamy namioty wśród akacji dających wymarzony cień. Z drugiej strony trzeba uważać, bo kolce długie i ostre. Bez problemu przechodzą przez podeszwy sandałów.





Jedziemy z Neno po drzewo. Wypatrujemy jakiś suchy pniak. Wiążemy liną do haka i próbujemy wyrwać z korzeniami. Modlę się żeby przypadkiem nie wkomponował się w pakę pickupa, jak korzeń puści.

Jak zwykle nie wiadomo skąd pojawiają się miejscowi i chyba dobrze, bo chcieliśmy urządzić ognisko na czyimś grobie otoczonym kamieniami.
Stoją, patrzą i nic nie mówią. Dostają jakieś gifty i znikają nie wiadomo kiedy.

Trzech z nas pojechało do domu, więc limity dzienne rotosia wzrosły. Jednak wizja jazdy na kacu następnego dnia prostowała wszystkich.

Kolacja, rotoś i w kimę

Ogłoszenie parafialne

Ze względu na urlopy i inne rzeczy do ogarnięcia będę kontynuował pod koniec września. Postaram się dostarczyć nieco gorących klimatów w porze jesienno - zimowej.
Cieszę się, że dajecie odczuć, że nie piszę sam dla siebie.
Zostało jeszcze dużo do napisania i zmontowania, bo ok. 15 dni ...... i będą jeszcze MOMENTY.

Ostatnio edytowane przez Rychu72 : 08.08.2019 o 11:19
Rychu72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem