Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15.04.2020, 13:22   #1
sambor1965
 
sambor1965's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,667
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
sambor1965 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 3 godz 32 min 24 s
Domyślnie Z Polski do Indii - 2019 lipiec - wrzesień.

Korzystając z koronawirusowych przymusowych wakacji/bezrobocia postanowiłem podzielić się z Wami kawałkiem nowego dla mnie świata. Będzie dużo literek i chyba mało obrazków. Dlatego, że już mało mnie obchodzi ile z Was to przeczyta. Postanowiłem sprawdzić czy chce mi się jeszcze pisać i w tym celu wybrałem macierzyste forum motocyklowe.

Myślałem o Pakistanie od dawna, ale jakoś nam się nie składało. Byłem na moto pewnie z kilkadziesiąt razy w okolicy: w Kirgistanie, Tadżykistanie, Afganistanie, Chinach, Indiach, ale Pakistan jakoś bardzo mi nie pasował. A to były problemy z wizą, a to zrobiło się niespokojnie, a to Karakorum Highway się zawaliło i w jego miejscu pojawiło się jezioro. Jednak Karakorum wciąż kusiło, i nawet kilka razy w ramach mojej roboty przejechałem się chińskim kawałkiem tej drogi aż do granicy w Khunjarab. I było bardzo, bardzo obiecująco. Było ognisko nad jeziorem Karakul, trochę pijackie skakanie na derce nad ogniskiem no i był poranny widok na siedmioipółtysięczną Muztagh Atę - to pozostanie w mojej pamięci aż do późnego Alzheimera. Kręciłem się też po drugiej stronie - od lat robiłem komercyjne wyprawy po indyjskim Ladakhu i Spiti. Kilka razy jechałem ze Srinagaru do Leh, i ten Pakistan wciąż był na wyciągniecie ręki. Był tuż. Za przełęczą, za górą, za rzeką. Ale zawsze za granicą.
Rok temu klamka zapadła, jedziemy. Trochę wariacki, ale wszyscy potrafią sikać z wiatrem. Pomysł sam w sobie był dość prosty: zorganizuję wyprawę z Kirgistanu przez Chiny, Pakistan do Indii. Wysyłanie motorków do Kirgistanu mam jakby opanowane, w Chinach kilka razy już byłem i papierologia jest do przejścia, o pakistańskie wizy jakby łatwiej, w Indiach mam kumpli co mi powinni resztę ogarnąć. Z Indii wysyłałem już kontener z motocyklami już w 2007 roku, nie wspominam tego wprawdzie szczególnie ciepło, ale wiem, że dam radę.
Ekipa zebrała się szybko. Uprzedzając pytania - to był najdroższy wyjazd w historii mojej firmy. Wyszło mi że nie chcę tego zrobić krócej niż w trzy tygodnie, pewnie by i się dało szybciej, ale kosztem tego co moim zdaniem było niepomijalne. Ponieważ wyjazd był drogi to i ekipa była specyficzna. Same beemki, jeden tygrys 1200, i jedna Huśka 701. Ekipa międzynarodowa, większość Polaków, ale para Anglików, Litwinów i jeden gość ze Słowenii. Większość znałem z poprzednich wyjazdów i nie spodziewałem się problemów. Myliłem się.

***

Rozejrzałem się po moim garażu i wyszło mi, że nie dysponuję rozsądnym sprzętem, którym mógłbym pojechać. Miałem trochę różnych singli hondy, kateemy, kawasaki, suzuki, nawet enfield... Z dwucylindrowych tylko Afrykę z 2000 roku, którą w dodatku zostawiłem poprzedniego roku w Kirgistanie. Wyjazd zaczynał się w sierpniu, startowaliśmy z Biszkeku i trzeba było najpóźniej w lipcu coś włożyć do ciężarówki.
Nigdy nie sądziłem, że napiszę coś takiego na tym forum: kupiłem GS1200. Akurat zostałem dziadkiem i stało się - kumpel z Niemiec sprzedawał. Sprzedawał wszystko co miał, lekarz zabronił mu jeździć. Więc płakał jak sprzedawał - kupiłem takie coś wymuskane, ociekające Touratechem i Wunderlichem. Miał nawet wszystkie osłony na osłony, kuferki, duperelki, podwyższenia, kufry, nawigacje, regulacje, deflektory, amory i amortyzatory, zmodyfikowane siedzenia etc. Na zachętę kumpel dołożył nowy silnik i stało się. Mam wała (nota bene ukręcił się dwa miesiące temu w Ameryce Południowej, ale to inna historia).
W paszporcie zaczęły pojawiać się wizy, z jednej strony było upierdliwie, bo nie możesz po prostu pójść do tych ambasad i poprosić o wizę, z drugiej jednak są biura, które dość sprawnie to robią. Oczywiście nie możesz im powiedzieć, że chcesz wjechać motocyklem do Chińskiej Republiki Ludowej, musisz odwalić tę całą ściemę: zarezerwować bez sensu drogi bilet lotniczy (najważniejsze żeby dało się bezpłatnie odwołać!), zarezerwować jakiś nocleg (na tej samej zasadzie) i z takimi papierami możesz wystartować po wizę. I ani mru mru o motocyklu. To samo z Indiami - tam jest oczywiście wiza on arrival, którą dostaniesz na lotnisku, ale Ty musisz się wystarać o normalną, wklejaną, bo nie dostaniesz takiej on arrival na granicy lądowej.
Doszło mi jednak jeszcze kilka innych wiz. Postanowiłem, że na kołach dojadę z Polski do Indii więc musiałem wystarać się jeszcze o wizę rosyjską. I znowu decyzja które kłamstwo będzie najlepsze: powinienem dostać normalną tanzytową, ale tej nie chcą wydać. Może więc biznesową? W końcu jakby jadę do pracy… Poszła normalna turystyczna, ze ściemą z hotelami. Chyba bez biletów lotniczych, ale tego już nie pamiętam. Postanowiłem też przełamać klątwę Uzbekistanu z którym mam penitencjarne wspomnienia i za radą znajomych dyplomatołków zdecydowałem poszerzyć przygodę o ten kraj.

***

W zeszłym roku obchodziłem urodziny, w zasadzie co roku obchodzę jakieś, ale te były szczególne. Moi synowie kończyli 100 lat. Cóż życie miałem jak dotąd dość niespokojne więc urodziny świętowałem sam i nie jestem nawet teraz pewien czy synowie są świadomi ile lat w sumie mają. Najmłodszy rok temu miał ich 14 i mieszkał w Wiedniu.
Co roku na moich wyjazdach motocyklowych trafia mi się ojciec z synem. Zawsze z politowaniem patrzyłem na próby naprawienia w dwa tygodnie tego co było psute przez lat 10. Trochę to jest pokraczne na początku, ale po kilku dniach ojciec z synem się poznają lepiej i coś tam zaczyna się pojawiać. Jakaś nić zrozumienia, żeby nie powiedzieć że przyjaźni. Alek ma teraz 15 lat, od pięciu lat mieszka w Austrii, a wcześniej kilka lat mieszkał w Paryżu. Mówi płynnie po niemiecku, francusku, angielsku. Oczywiście też po polsku, i nieco słabiej po hiszpańsku. A jak tam z rosyjskim? Ano pozhiviom, uvidim...
Ostatnio na dłuższym tripie byliśmy razem 7 lat wcześniej - pojechaliśmy z Kirgistanu do Chin i powrotem. Fajne trzy tygodnie, ale już dawno wywietrzały mi z głowy, a jemu pewnie tym bardziej - miał wówczas 7 lat…
Negocjacje z matką były trudne i zakończyły się kompromisem. Mamy trzy tygodnie i możemy pojechać autem. Beemka do ciężarówki, a my do Hila. W Biszkeku mam włożyć młodego do jakiegoś samolotu, z którego odbierze go matka. Bezpośrednich lotów do Wiednia stamtąd nie ma więc uzgadniamy, że wsadzę go do samolotu tylko wówczas jeśli ona będzie już na docelowym lotnisku.
Pozostaje jeszcze PZMot i załatwienie karnetu (Carnet de passage). Na Pakistan i Indie kosztował prawie 800 zł no i bagatela - kaucja. Na starą 10 letnią beemkę wyliczyli 15000 zł). Z dokumentem pani Ewa uwinęła się w tydzień.
Trzy tygodnie to całkiem dużo jak na dojazd do Biszkeku. Młody był już ze mną w Pamirze więc nie będę go tam ciągnął, zresztą niech sam wybiera. Dałem mu wytyczne i kazałem poczytać, pozastanawiać się i wybrać trasę. No i wybrał. Przez Petersburg.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację.

Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 07.10.2020 o 15:28
sambor1965 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem