Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03.07.2014, 20:22   #11
Maurosso
 
Maurosso's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2014
Miasto: Rz-ów
Posty: 648
Motocykl: RD07
Maurosso jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 2 dni 14 godz 2 min 49 s
Domyślnie

Wszyscy i tak czekają coby dowiedzieć się, które moto wróciło busem :P
Wasze dotychczasowe typy wielce mnie ubawiły wam powiem ;]

Plany na wieczór się pozmieniały...więc jedźmy dalej ;]

Episod 3:

Po stronie Albańskiej jadę w kierunku Klos, gdyż w tamtych okolicach zaczynają się Zdunkowe szutry. Zatrzymuje się na stacji na tankowanie, a bagaż uzupełniają dwa PET'y z benzyną. Jestem bez GPS'a, z mapą papierową. Tracę trochę czasu na znalezienie właściwej drogi. Lokalsi usilnie chcą mnie wysłać asfaltem, bo przez góry nie dam rady, nie ma opcji i tyle.



Droga prowadzi z Xiber do Tirany przez góry. Po krótkim odcinku asfaltowym zaczynają się kamienie i szuter. Jestem w siódmym niebie. Na to czekałem. Krzyczę na całe gardło z radości po każdej "perfekcyjnie" wykonanej zawrotce, i wzdycham na coraz piękniejsze widoki...a to był dopiero początek.



Szaleńcza droga uwieczniona na kamerze (podepnę za jakiś czas pod wątek jej elementy pewnie). Droga zmienia się z luźnych kamieni, w szuter, w ziemię, w błoto, w kałuże po światła, w kamienie, znowu w błoto, znowu w szuter.
Widząc i doświadczając tej trasy...ledwo mogę uwierzyć w to, że Zdunek z Kuzu na Tigerze, obici w szosowe opony mogli dać temu wszystkiemu radę.

Docieram do skrzyżowania trzech dróg z obeliskiem na środku polany.



Wybieram opcję pod górę. Droga staję się z każdą chwilą coraz lepsza, i nie ma końca. Docieram na grań, nawierzchnia pokryta czerwoną cegłą czy czymś, super się po tym jeździ. Naprzeciwko jedzie jakiś UAZ. Zatrzymuje go i pytam się kierowcy czy to trasa na Tirane?
W odpowiedzi słyszę, że nie. Po czym zamyka okno i jedzie dalej w przeciwną do mnie stronę. Trochu zdziwiony, decyduje że musiałem przy obelisku źle skręcić. Jakoś nieszczególnie smutny (w końcu droga powrotna była równie fajna) wracam do obelisku i obieram drugą mańkę.

Widoki z trasy:









Na trasie zaczynają się pojawiać pojedyncze domy. Ktoś zarzyna jakąś kozę i mnie pozdrawia. Zza zakrętu wybiega źrebak i biegnie na mnie ciągnąć za sobą zerwaną linę, dźwięk fałki stawia go do pionu i z piskiem kopyt zawraca w drugą stronę. Przez parędziesiąt metrów towarzyszy mi jakiś duży ptak łowny. Strzał endorfin nie do opisania.

Nie znalazłem jednak Tigera. Trasa wychodzi z gór, wpada w większą wioskę. Jadę przed siebie...nagle tak totalnie ni stąd ni zowąd w jakiejś ciasnej dróżce mija mnie z dużą prędkością żółta osa. Z krzykami radości witam się z Kuzu i Zdunem. Dolewamy paliwo z PET'a (drugi stracony na nierównościach). Wymieniamy wrażenia z trasy.









Okazuje się, że pierwotna trasa z której zawrócił mnie UAZ była dobra. Z zapewnień Zduna nawet lepsiejsza, bo jedzie się istnym urwiskiem i w tyłku nie raz robi się ciasno. Cóż, na pewno swego czasu zaliczę powrót w tamte okolice, coby zjeździć całą okolicę.

"Foto z pokładu Tigera"


Po ochłonięciu ciśniemy na Durres. Jesteśmy w miarę wcześnie, niedługo potem reszta ekipy do nas dociera. Chillujemy się na plaży, zażerając hamburgery po 1.5zł od garbatego karła z wózka, na widok którego sanepid wyzionął by ducha. Każdy chyba z 5 ich wciął.



Po plaży sunie wózek z owocami. Długi pobija bo ma ochotę na morele. Pyta się po ile...albański język jest nieludzki, w końcu dogadał się na 3 kilogramy.



Daje mu jakąś tam kwotę, ale koleś mówi że mało...to pada pytanie, trochę na migi, trochę na nie wiadomo jak:
-A po ile kg? - typ na ziemi rysuje 1 5 i dodaje znaczek euro.
-PIĘTNAŚCIE EURO! - drze się na niego Długi po polsku - Chyba cię POJEBAŁO! ODDAWAJ MOJĄ KASĘ!
Typ trochę przestraszony, nie za bardzo wie o co chodzi. My ciśniemy z całej sytuacji pompę, leżymy i kwiczymy ze śmiechu. Szeryf z Ksenią podchodzą i mówią:
-Może mu chodziło że 1.5 euro za kg?
To było to. Kwota różniła się nieznacznie od pierwotnie oferowanej. Ubaw był wielki.



Po chilloucie nad plażą uderzamy na nocleg kawałek od miasta przy jakimś zalewie/zbiorniku wodnym.



Wszystko byłoby spoko...gdyby nie to, że na wale otaczającym wodę pojawiło się tak z 20 sylwetek jakiś dzieciaków. Grali w piłkę w okolicy i musieli nas przyuważyć. Po chwili bezruchu przesuwając się jakieś 100 metrów bliżej, coś tam szczepcąc do siebie. Jakoś tak nieswojo się czujemy...jak w zoo. Pojawia się plan żeby ktoś ściągnął garcie i zaczął srać, aby zobaczyć reakcję oglądających.

Dzieciarnia podchodzi prawie pod motory, jeden zna na wyrywki jakieś losowe słowa po angielsku. Troche zachęcany przez kumpli zagaduje skąd jedziemy, dokąd i takie tam terefere. Nie mamy pomysłu jak ich spławić...

Jeden z dzieciaków przynosi piłkę, pada pytanie z jego ust: -Football?

Z Szeryfem patrzymy na siebie...JASNE że football! Odbiegamy od reszty, która woli zamulać z rozbijaniem namiotów. Boisko/klepisko jakieś 200 metrów dalej.
Ganiamy jak w transie. Gdzieś w Albanii gramy z dzieciakami w piłkę. Szeryfowi nawet udaję się zrobić wspaniały rajd skrzydłem i wpakować śliczną bramkę strzałem pomiędzy dwa kamienie. Totalny ubaw.

Wracamy do motorów, dzieciaki po takim przełamaniu lodów nie mają skrupułów. Wsiadają na hundę i włoszkę, jeden nawet nam wmawia że ma crossa i chce poprowadzić capo (nogami nie dostaje do pegów ;] ). Po namowach i uruchomieniu podejścia, "Fuck It", biorę dwóch mokłosów na tylne siedzenie na krótką przejażdżkę. Pisk i krzyk radości jak dobijamy do 110 na jakiejś długiej prostej i wiem że to był dobry pomysł.

Po powrocie oczywiście reszta ekipy też chce, ale wykręcam się że mało paliwa, późno ciemno, mam wadę wzroku i w ciemności nic nie widzę. Moi byli pasażerowie mnie wspomagają i ekipa pokojowo wraca do domów.



Kolacja, PET'y z browarem, kima. To był dobry dzień.

Ostatnio edytowane przez Maurosso : 03.07.2014 o 20:36
Maurosso jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem