Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04.07.2014, 01:07   #13
Maurosso
 
Maurosso's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2014
Miasto: Rz-ów
Posty: 648
Motocykl: RD07
Maurosso jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 2 dni 14 godz 2 min 49 s
Domyślnie

Final Epizode:

Po zwiedzaniu jezior, DL'a i Pegaso jadą pozwiedzać na szybkości okolicę. Reszta zwija obóz. Wraca tylko Suzuki. Buła mówi że Długi był zaraz za nim, i musimy tylko poczekać chwile...mocz pewnie, albo coś w tym stylu. Gotowi do wyjazdu, Długiego brak. Ruszam w kierunku, z którego przyjechali. Zziajany Długi stwierdza, że padł mu starter. Moto pracuje...skubany odpalił ją solo.

Jedziemy wszyscy na stację, większość motorów na oparach. Afryka na tyle, że jakiś kilometr od stacji kończy mi się paliwo...na szczęście odcinek do stacji jest z górki. Niczym Ninja wtaczam się na stację na wyłączonym silniku ;]

Lekko grzebiemy przy Pegaso. Przy startowaniu pobór prądu jest, więc raczej nie stycznik...chyba coś mechanicznego. Dziwne, że tak bez objawów padł. Odpalamy na pych i dymimy na Węgry.





Jakaś dziwna kolejka wstrzymuje nas na granicy chwilę, ale zaraz jedziemy dalej. Cel to Balatonbereny. Trasa jak po sznurku. Droga raz wśród pól, raz przez las. Mijam trójkąt ostrzegawczy z jelonkiem. Wpada mi myśl:

"Co za lipa...4000km trasy, tych trójkątów namijaliśmy się już chyba ze setkę...i ani pół królika nie widziałem"

jakieś 300 metrów dalej. Rudy cień w kącie oka. Zero czasu na reakcję. Prędkość 110km/h. Silne uderzenie w bok motoru. Nieomylny dźwięk łamanych kości. Przenikliwy ból w nodze.

Przejeżdżam jeszcze z 400 metrów zanim dochodzi do mnie co się przed chwilą stało. Zatrzymuje się na poboczu. Mogę ruszać palcami, to nie moje kości gruchnęły, ale boli w pierony. Przez chwile tylko, zaraz uderza adrenalina. Za mną jechał Bua, zatrzymuje się przy mnie. Otumaniony naturalnym narkotykiem, podnoszę szczękę:
-Typie...chyba coś zabiłem. -trochę z dumą, trochę z niedowierzaniem, byłem pewien, że to jakiś lis.
-Stary...zajebałeś sarnę!

Na szczęście nie sarnę (bo pewnie bym o tym teraz nie pisał), a sarenkę. Biedactwo wyskoczyło z trawy przy poboczu prosto we mnie. Dostało prawym pegiem i czubkiem buta. Ponoć rzuciło nią z 1.5m w górę, po czym łbem o asfalt żywot zakończyła.

Foto w linku dla mało wrażliwych: http://goo.gl/8cyGSU

Jakieś 50m dalej matka zwierzaka, trafiona autem pewnie nie dalej jak minutę przed tym jak my się pojawiliśmy na scenie. Na drodze sporo krwi.

http://goo.gl/axIpx3
http://goo.gl/71JjUU

Docieramy nad Balaton. Po akcji z sarną, moto dziwnie mi się prowadzi. Czuje jakieś bicie. Mam wrażenie, że z przodu. Zwalam na powoli ząbkującą kostkę.

Nad Balatonem szybkie, chamskie jedzenie i ostatni nocleg na dziko na jakimś opuszczonym kempingu.

Rano ekipa dzieli się. Motory z plecakami mają zajawkę na Budapeszt. My ta ło, wolimy wrócić troszkę wcześniej. Pożegnania, podziękowania i uruchamiamy w trzy motory powrót na Polskę, po wcześniejszym startowaniu Pegaso z holu (na zimno ni cholerę na pych nie urobiliśmy).

Trasa to tranzyt autostradami. Bicie które zaczęło się po sarnie jest cały czas wyczuwalne...denerwuje mnie. Ostatnie TKC też mi trochę biło, ale nie tak...
Jakieś 50km od granicy słowackiej, dostaję SMS'a o następującej treści:

Zdunek:
"Tiger. Olej na rondzie. Szlif. Uszkodzenie silnika. Lyka olej. Sciagamy go do PL...So sad, so sad*..."

*http://goo.gl/mUAbrO

Szybki kontakt czy wszystko ok z nimi. Jest ok, jakieś obtarcia. Tiger po postawieniu do pionu i odpaleniu silnika ponoć roznosi chmurę dymu i wciął w kilka chwil połowę oleju z miski.

Organizuję rodzinnego dostawczaka, Fiata Ducato. Kumpel który nim pojedzie rusza z Krakowa do Rzeszowa. Ja ruszam dalej, docieram do domu. Marek który ma kierować autem po komplikacjach przybywa dopiero w okolicach 23. Postanawiam jechać z nim. Jestem trochu zmordowany, ale w dwójkę trudniej zasnąć. Trasa mija szybko i bezproblemowo. Ekipę przechwytujemy w Budapeszcie, Szeryf z Ksenią też zostali. Jedziemy po Tigera który jest jakieś 60 km od miasta na parkingu pod Lidlem.



Pakujemy go na pakę, spinamy pasami, zwiedzamy jeszcze szybko Budę i Pest i ruszamy na polszę.



Przy gadanym, co mogło się stać Tigerowi, zwracamy uwagę na kretynizm człeka który montował gmole. Są one przymocowane bezpośrednio do silnika. Obecnie wszystko wskazuje na to, że uderzenie asfalt poszło po gmolach prosto w silnik i strzeliła głowaca, lub blok...co nie jest usterką miłą niestety Bo jak inaczej wessałoby takie ilości oleju? On dosłownie rzygał olejem z rury wydechowej.

Epilog:
W Rzeszowie jesteśmy ok. 18 w niedzielę. Mnie jeszcze czeka podróż do Warszawy. Schodzę do garażu, coby obadać temat tajemniczego bicia. Kręcę tym kołem z przodu i kręcę...coś niby ociera...ale nie bije raczej. Jakoś od niechcenia podchodzę do tyłu.

Tył ma tak 0.5cm luzu na boki. Coś grubo nie tak. Ściągam koło i szybko znajduję winowajcę. Simmer z prawej strony wyzionął ducha. Jakieś brudy dostały się do łożyska, które się rozsypało. Trzech kulek brakuje :P Pewnie te 300km bym jeszcze zrobił...ale odpuszczam
===========================================
Wnioski:
Jedyne moto, które ani raz nawet nie kaszlnęło to Caponord. Brawa dla niego ;]
Afryka dostała w pizdę po Albanii jak nigdy. Pompa na mnie raz fuknęła po którejś kałuży w Albanii. Rozkręciłem, przedmuchałem i nie było tematu do końca. Przejechała wszystkie trasy wzorowo. Na łożysko po prostu przyszedł czas
Komputer DL'a dalej świruje. Uruchamia kierunkowskazy, zegary się resetują co jakiś czas, ogólnie dyskoteka :P ale mechanicznie bez zarzutu.
Pegaso trochę zawiodło. Zapomniałem wspomnieć, ale wcześniej jeszcze mieliśmy przygody z cieknącą chłodnicą i niedziałającym wiatrakiem (zanim został urwany ślizgiem).
Tiger miał pecha...do czasu gleby na rondzie, była to jedyna maszyna która nie zaliczyła paciaka na wyjeździe.
Jednak ogólnie...jak na takie parchy...to wszyscy jesteśmy zdumieni, że nic nie zawiodło.

============Podziękowania============
Ogólnie...to chciałbym podziękować całemu FAT'owi za rozwiązanie niejednej kwestii, bez czego wyjazd byłby dużo bardziej kłopotliwy ;]

Scorpi, dziękuję za cud maszynę Jeszcze nie jeden kraj zwiedzimy. Teraz na pewno dalej na wschód. Polowanie na niedźwiedzie będzie bardzie fair niż na sarenki ;]
Szparag, dzięki za sztuczkę z holowaniem motoru nogą...pomogła przy odpalaniu małej Włoszki ;]
==================
Reszta zdjęć: https://picasaweb.google.com/1026111...Balkanejro2014

==
Otwartym na konstruktywną krytykę ;]

Ostatnio edytowane przez Maurosso : 04.07.2014 o 10:32
Maurosso jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem