Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02.06.2020, 23:36   #110
sambor1965
 
sambor1965's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,667
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
sambor1965 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 3 godz 20 min 20 s
Domyślnie

W kolejnych dniach posuwaliśmy się w stronę stolicy. Ruch gęstniał, wysokość spadała, a temperatura rosła. Nie wjechaliśmy z powrotem na szosę karakorumską tylko skręciliśmy w kierunku Naranu. Przełęcz Babur jest jedną z najładniejszych, choć wcale nie taka wysoka. To właściwie pierwsza taka prawdziwie górska okolica jeśli ktoś jedzie ze stolicy. Pewnie dlatego na przełęczy było tak dużo miejscowych turystów. Tego dnia to nie ośnieżone szczyty były atrakcją, ale nasza grupa. Fotki, autografy etc… Bycie gwiazdą jest przyjemne tylko przez chwilę. Nie mogliśmy nawet spokojnie zjeść.
Po drodze do Rawalpindi wpadliśmy do Abottabadu i nawet zajrzeliśmy na miejsce, gdzie stała willa Bin Ladena. Nic tam nie ma i nic nikt nie wie. Zrównano wszystko z ziemią.
https://www.youtube.com/watch?v=tHltNSWSPO8
Rawalpindi i Islamabad to właściwe jedno miasto. Dość nowoczesne, z szerokimi alejami. Niektórych z nas nie wpuszczono tego dnia na autostradę, kolejnego nie wpuszczono żadnego motocykla. Autostrady są dla samochodów – motocykle jeżdżą zbyt wolno. No cóż, nie pogadasz.
W Islamabadzie musiałem zajrzeć do polskiej ambasady, gdzie czekał na mnie Carnet Żanasa. I to było coś wyjątkowego – wszystkie placówki są w jednej dyplomatycznej dzielnicy. Owe miasteczko jest silnie ufortyfikowane i dostanie się do niego jest nie lada wyczynem. Na portierni musiałem zdeponować dosłownie wszystko. Dopiero czystego, prześwietlonego zabrano mnie do autobusu, który krążył po dzielnicy od placówki do placówki. W ambasadzie poszło aksamitnie i miałem po chwili czysty, nieużywany karnet Litwina.
O drodze do Lahore nie ma co wspominać, może już mi jednak te Azje trochę spowszedniały. Góry zniknęły, zrobiło się płasko i gdyby nie to, że zauwają tu klony hondy i suzuki, a nie enfieldy i bajaje pomyślałbym, że jestem w Indiach. Lahore już jednak zrobiło wrażenie, z jednej strony ruchem, a z drugiej swym orientalnym pięknem.
Wciąż pamiętam moje pierwsze Indie, z Podosem, Pastorem, Mateo, Jojną, Enzo i Waldkiem. Pamiętam ile wrażeń mi dostarczyły. Jak fascynowała mnie ich lepkość, zapach, jak uczyłem się tego kraju próbując zrozumieć. Jak długo mogłem patrzeć na ruch uliczny, na kolorowe ciężarówki. Wtedy chciałem jeszcze pomagać rikszarzom pchającym swój dobytek i jaki zachwyt wywoływała we mnie orientalna kuchnia. Minęło kilkanaście lat, w międzyczasie spędziłem w Azji kilka lat i jestem w tej okolicy nasty już raz. Cieszy mnie to wciąż, ale już nie ma we mnie dziecięcego zachwytu i niezrozumienia. Już się nie dziwię, że biedacy nie mają dosłownie nic, a bogaci opływają w luksusy. Nie dziwią mnie smaki i zapachy. Coś się zgubiło. Pasożytuję trochę żywiąc się emocjami tych, którzy są tu pierwszy raz. Patrzę jak często robią zdjęcia, obserwuję ich gdy piją pierwszą masala tea i gdy po posiłku powtarzają, by jechać po lewej stronie.
Coś za coś. Jutro wjeżdżamy do Indii. Kryzys w stosunkach między oboma krajami trwa, ale granica dla nas otwarta.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację.
sambor1965 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem