Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28.05.2020, 11:49   #108
sambor1965
 
sambor1965's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,667
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
sambor1965 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 3 godz 20 min 20 s
Domyślnie

Droga do Skardu okazała się łatwa, nawet na za duże i za ciężkie motocykle. Jest w przebudowie, ale mieliśmy szczęście trafić na dzień wolny i roboty drogowe nie utrudniały nam zadania. Praktycznie cały czas jedzie się wzdłuż Indusu - widziałem tę rzekę już w wielu miejscach w jej górnym biegu, chyba najbardziej podoba mi się ten kawałek, gdy jedzie się górną drogą z Lamayuru w stronę Leh, widok doliny Indusu z tego miejsca jest niezapomniany. Ale i tu było na co popatrzeć. Wprawdzie droga nie ma jakichś kolosalnych ekspozycji, ale w paru miejscach wyobraźnia zaczyna się włączać.

Zaletą prowadzenia grupy w górach wysokich jest dość oczywista trasa - nie zdarza się, by ktoś się zgubił, musiałby chyba wpaść do rzeki. Mimo to proszę zawsze, by ludzie jeździli przynajmniej w parach - będziemy chociaż wiedzieli, gdzie ktoś zniknął z drogi. Moje prowadzenie polega na tym, że wyznaczam jakieś miejsce w którym cała grupa się spotyka. Sam trzymam się na końcu na takich odcinkach. W razie problemów wolę wiedzieć od razu, że coś się stało, a nie przyjechać pierwszemu i denerwować się, że nie mam informacji o tym co się stało. Awaria czy coś grubszego...

Telefony tu nie działają, a i radiotelefon ma zasięg ograniczony do paru kilometrów. Używam Garmina InReach mini, ale to bardzie po to, by rodziny wiedziały gdzie jesteśmy. Ale gdy już w grupie są dwa czy trzy InReache to można podglądać kto gdzie jest. Używałem też trackimo, ale to się sprawdza tylko tam gdzie jest zasięg.

Skardu rozczarowało, ot oaza zieleni na pustynnym szlaku, ale po prawdzie nie wiem czego się spodziewałem, może czegoś w rodzaju Zakopanego? Ze strzelistymi górami tuż obok, z ciupagami i turystami? Pewnie kiedyś takie będzie, stąd do Kargil tylko 126 kilometrów, setki lat wiodła tędy jedna z odnóg Jedwabnego Szlaku. Drogę zamknięto w 1949 roku i ustanowiono granicę na linii zawieszenie ognia. Wcześniej i Skardu i Leh stanowiły jedną całość, ale cóż - religia... Wiecznie pewnie tak nie będzie, ale póki co zmian na lepsze nie widać. Niewątpliwie, pomimo religii bardziej im kulturowo blisko do Ladakhu niż do Islamabadu.

Wieczory są ciężkie, jedzenie dość monotonne, a ostatni alkohol wypiliśmy jeszcze w Chinach, rozmowa się trochę nie klei... ale to nie jest tak, że w tym kraju nie ma w ogóle alkoholu, jest jednak dostępny tylko w niewielu sklepach w dużych miastach i w hotelach dla cudzoziemców. W tych pipidówach przez które jedziemy nie da sie kupić. Naszą frustrację pogłebia fakt, że nikt nam do bagaży nie zaglądał i mogliśmy przewieźć w kufrach spory zapasik. Frycowe, następnym razem będziemy mądrzejsi. Nie potrafię opisać jak smakowało nam piwo 4 dni później, w Rawalpindi, w podziemnym barze Holiday Inn. Zaledwie 5 dolarów za butelkę 0,25 - raz się żyje, zapłacilibyśmy i więcej.

Po rozczarowującym nijakością Skardu pojechaliśmy do parku narodowego Deosai. Osobiście byłem rozczarowany drogą do Skardu, po prostu liczyłem na coś więcej. Od Deosai nie oczekiwałem z kolei niczego specjalnego, a dostałem dużo więcej niż się spodziewałem. Zaraz za Skardu droga podnosiła się pięknymi szutrowymi serpentynami, by osiągnąć wysokość 4200 metrów. I tu zaczynał się inny świat. Znany mi z Mongolii czy Kirgistanu, trochę też z ukraińskich połonin. Niespodziewanie wokół zrobiło się nieprawdopodobnie zielono, gdzie okiem sięgnąć była trawa. W oddali majaczyły białe góry, a na płaskowyżu płynęły potoki. To drugie po indyjskim Changtangu najwyższe plateau na świecie, byłby prawdziwy raj gdybym miał lżejszy motocykl. Założyłem na ten wyjazd Pirelli Skorpion i może nie był to błąd, ale na pewno dowód pomieszania beztroski i odwagi. Limit tych opon znalazłem tydzień później, w Indiach na zjeździe z Sach pass.

To był jeden z najładniejszych dni tej podróży, przyświeciło słoneczko, niebo odbijało się w wodzie a ciężkie beemki wcale nie leżały tak często jak się spodziewałem. Na szczęście nie ma tam i chyba nigdy nie będzie asfaltu. Można tamtędy przejechać wyłącznie latem, a od siebie dodam, że nie chciałbym tamtędy jechać, gdy pada deszcz. W każdym razie nie na ciężkim motocyklu.

Był akurat 15 sierpnia, święto narodowe Pakistańczyków (i Hindusów też), park był pełen świętujących młodych ludzi. Grali i tańczyli do swojego grania i śpiewu. Tylko faceci. Kobiet w tym kraju prawie nie widać. Pakistan Zindabad! Ano niech żyje i niech da żyć innym.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację.

Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 28.05.2020 o 11:58
sambor1965 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem