Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12.10.2014, 10:01   #5
felkowski
 
felkowski's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,482
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
felkowski jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 19 godz 27 min 40 s
Domyślnie

Dzięki za miłe słowa. Te mnie motywują do dalszego działania ;-)


Rano. Co to ja miałem rano zrobić Wyspać się miałem. Za cały tydzień. I na następny chociaż troszeczkę. Tak sobie powtarzałem codziennie rano przez cały tydzień. Że też mnie podkusiło przeczytać o tej imprezie. Niestety w nowym życiu mam etat mleczarza. Oznacza to niechybnie, iż nie mogę się wylegiwać do szóstej. Wikend za to, miał być dla mnie i tylko dla mnie. No ale motur, Zygmunt i rajd… No, ale rajd od dziesiątej. Może jeszcze tylko chwileczkę. Mrugnę se troszkę oczkiem.
- Kurde, a jak nie zapali to na co się mam tak zrywać? Zygmuntowi powiem, że padaka nie odpaliła i żeby se busem po nią przyjechał. No ale rajd, ekspedyszyn i szuter …. – Normalnie gonitwa myśli od skrajności do skrajności.
A w nosie, jeszcze se troszeczkę podrzemam, a jak nie zapali to pojadę skuterem. Ten chociaż ze dwa razy starszy od Zygmuntowej sztuki, ale chociaż pali bez gadania. Znaczy gada bez certolenia. No może czasem, jak zimno,to nie tak bez problemu bo ssanie się zepsuło. Znaczy nie zepsuło się, bo zepsute to ono było odkąd pamiętam. No dobra to jeszcze troszeczkę.
Gówno, nic z tego spania. Za bardzo się nakręciłem. Zbieram się, ubieram, opitalam bułeczkę z serem i dzida na dół. W sumie kable to niby mam i w razie czego skuter ma działające aku. Ale rozkręcać to wszystko pół godziny? A potem drugie pól skręcać? Do dupy, to chyba ponad moje siły. No i czas trochę napiera. Za długo się wałkoniłem ze wstawaniem. A w dodatku jestem już ubrany w ten cały szpej. Po dziesięciu minutach jakiejkolwiek roboty byłbym mokry jak szczur w kanale.
Jest inny chytry plan. Rozpoczynam realizację planu B. Z garażu muszę się wypchnąć własnymi siłami z poziomu minus jeden. No to do roboty. Zadyszkę dostałem w połowie. Mokry i tak już jestem. Może trzeba było z tymi kablami ? Stanąłem w połowie wyrównać oddech, niczym alpinista w drodze na Everest. Podobno każdy ma swój Everest. Słyszę z tyłu jakiegoś palanta co na mnie trąbi.
- Rzesz pędź się ty smutny pacanie - żucam w myślach słowa pozdrowienia.
- Pomógłbyś, ciulu pchać zamiast trąbić. Bodaj ci spuchła ta audiola. - W marzeniach już widzę jak sam kiedyś wypycha tego kloca z minus jeden.
(Uwaga* przypis tłumacza. Gdyby przyszło Ci się drażnić ze mną drogi czytelniku to miej się na baczności moje klątwy mają moc sprawczą.)
Moje myśli zostały wysłuchane przez najwyższego. Audiola prawie na szczycie zadławia się i gaśnie. Marna zemsta, ale dobre chociaż tyle. To daje mi dalsze siły. Odbijam buta i zapycham dalej. Ja pierdziu jestem na powierzchni. Mokry na wylot od potu, ale szczęśliwy. Nawijka na stopce i teraz w dół.
- Zapal, zapal, zapal - zaklinam dziada w myślach.
Zapala.
- Jestem bogiem. - Zapinam jedynę i winę.
W kilka chwil dojeżdżam do fabryki. A tu szybki serwis jak w pit stopie.
Jakby się zwolnił jakiś etat w Teamie Ferrari to mogę napisać CV. Mam nadzieję chłopaki, że dacie mi jakieś referencje.
Prostownik i siedem amper w ruch. Wiem, że to dziesięć razy za wiele, ale nie ma czasu krucabomba. Naciągam łańcuch bo wisi jak mokre pranie. Olej , jest olej ? Jak to się u licha sprawdzało? Najpierw zapalić a potem sprawdzić poziom ? Czy sprawdzić poziom a potem zapalić? Wszystko jedno tą i tamtą metodą jest go zbyt mało. Trzeba dolać . Dolewam.
Jeszcze kierunek, bo nie działa. Luzik pewnie żarówka. Gówno, żarówka cacy, tylko trzeba błoto odskrobać. Ani chybi ma już wartość historyczną bo Zygmunt w życiu z asfaltu nie zjechał. Na cholerę on taki motur kupował. No chyba że ….. Żeby ja se pojeździł….
- Zygmunt kocham cię ;-) - Tylko żeby twoja stara tego nie czytała, bo będzie chryja.
Trzeba się dobrać głębiej. Wnętrze kierunku wypełnione jest zaschniętym i zbrylonym błotem niczym dziecięca foremka. Wygrzebuję z tego gówna kable. Wyglądają jakby trawa na nich rosła. Całe zielone. A mówią, że błoto konserwuje. Ponoć tylko dzięki temu, że była w błocie przetrwała do naszych czasów osada w Biskupinie. Najwyraźniej w przypadku kabli to się nie sprawdza.
Trzeba do tego podejść profesjonalnie. Zaopatruję się w multimetr i z miną fachowca, o szóstej klasie zaszeregowania, zabieram się na poważnie za szukanie prądu. Ryje wiązkę złączka za złączką. Aż w końcu…. Cyk…. coś zaiskrzyło. I zginął również przedni kierunek. Ja pierdykam udało się, jesteśmy uratowaniiii. Jest prąd.
Znaczy był przez chwilę, gdy robiło bzyyyt. Potem zniknął i mam już dwa kierunki do naprawy. Luzik, to na pewno bezpiecznik. Konia z rzędem temu kto wie gdzie ta cholera ma bezpieczniki. Na pewno musi być jakieś łatwe dojście. Szukam pod osłoną lampy,pod boczkami w filtrze powietrza. Dupa nigdzie nie ma. A w dupie, w końcu to wyścig. Tam się nie włącza kierunków. Tylko, że ja do cholery musze przejechać całe Miasto w poprzek. Czas zużyty na szukanie kierunku został bezpowrotnie stracony.
W dupie z tym. Będę machał rękami. Rzut oka w kwity. Przegląd nieważny prawie rok. OC też już wykończone. Na szczęście OC wznawia się z automatu. Tego się trzeba trzymać. Na wszelki wypadek zapominam kwitów. Jak mnie zatrzymają, użyję tych od skutera. Nie ma wyboru. Trzeba pruć na start.
__________________
felkowski
sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne
felkowski jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem