Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05.09.2022, 23:01   #8
miotacztruskawek
 
miotacztruskawek's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2018
Posty: 144
Przebieg: Rosnący
miotacztruskawek jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 dni 23 godz 31 min 9 s
Domyślnie

Stambuł, duże miasto. Mimo wszystko z rana jeszcze raz odwiedziłem Hagie Sofie. Jak oni zbudowali te kopuły Robią wrażenie...



No ale z hotelu powoli mnie wyganiają. Czas się ruszać. Miejsce śmierci Mickiewicza sobię odpuszczam. Ale chcę zahaczyć Polonezkoy, czy tam Adampol...



I to tam "odwiedzam" Mickiewicza



No ale kilometry się same nie zrobią...
Humor drogowy



Obieram kierunek jeziora TUZ. Jest duże i słone. Czy coś więcej potrzeba
Sam dojazd wychodzi sprawnie. Nad "brzegiem" tego jeziora znajduję fajną miejscówkę, z tarasem widokowym, fontanną i niewielkimi domkami. Całość sprawia wrażenie jakby trwał tam remont. Pilnuje tego pewien Turek, którego imienia nie powtórzę. Niewiele przede mną trafił tam pewien Hiszpan, który rowerem ciśnie na Iran... Na zdjęciu po prawo



Gdy tam przyjechałem razem z Hiszpanem obserwowaliśmy jak w tej fontannie kąpały się dzieci. Niestety ich mamy były "zabudowane" od stóp do głów. Mimo iż sami chcieliśmy do tej fontanny wskoczyć czekaliśmy aż się lokalne kobiety rozjadą, nasze kąpielówki mogły by wzbudzić tam aferę.



"Turek" z kolei powiedział nam, że możemy sobie spokojnie zaanektować domek i przespać. Opłat nie będzie.



Domek był idealny na jedną osobę. Taras przed domkiem był w zasadzie większy od samego domku. Ale czy czegoś więcej potrzeba?
Powoli więc składam się do snu, obserwując zachód słońca nad jeziorem. Ciekawostką jest, że od linii brzegowej wcale nie zaczyna się woda. Jest masa piachu delikatnie posolonego, ubita, gładziutka. Idę spać zastanawiając się jak jutro będę tam hulał

Poranek jak poranek. Śniadanie zjadłem dzięki uprzejmości polskiej armii i zawijam się na jeziorko...



No i na filmiku tak może nie do końca widać, ale tu się zaczęło...
Jadę sobie pięknie... Słońce świeci, czuć zapach błota wyrzucanego w powietrze. Poranek jak ze snu No ale w pewnym momencie czuję, że moto się zapada. Nie chce mi się bawić w zakopywanie pod ośkę... Nie samemu, nie na ciężko, nie przed zjedzeniem upragnionego kebaba... Zawracam. Drugi bieg, a mimo wszystko moto zwalnia... Odkręcam przepustnicę na maxa, ale mimo to obroty silnika spadają . Zatrzymuję się rozpędzam silnik i strzelam ze sprzęgła. Ruszam, ale po kilku metrach znowu to samo. W głowie rodzi się myśl, że trzeba szybko uciekać z tego błotka, bo może być różnie. Powtarzam operację, ale znowu to samo, jadę kilka metrów a obroty spadają, silnik ma za mało mocy Zapinam więc pierwszy bieg i znowu strzelam ze sprzęgła. Jednak po chwili zrozumiałem, że to nie ma sensu



Ściągam więc tobołki, i zabieram się za wygrzebania błota znad koła. To ono robi tak duży opór, że silnik na pierwszym biegu nie miał siły ciągnąć. Jak już z grubsza uwolniłem tylne koło popuszczam linkę i odpalam silnik. Przez chwilę coś gruchocze, ale cichnie. Popuszczam powoli sprzęgło i jest dobrze... Ruszam... Teraz tylko jak najszybciej do "brzegu". Nawet jakoś dojeżdżam. No ale bagaże zostały na środku jeziora. Czyli czeka mnie spacer



W międzyczasie zaczynam szukać jakiegoś ratunku... Oczywiście nieodzowny jest tu wujek google, a ten mówi, że jest jakiś sklep/salon Yamahy w Ankarze. Mam tam 160km. Zadzwonić nie mogę, bo... jest 8:30 z rana, a oni otwierają jakoś o 9:00. Zawijam się więc z powrotem na ten serwis. Jest piątek i mam nadzieję, że załatwienie nowego sprzęgła nie potrwa dalej jak do poniedziałku. No ale jak trzeba będzie, to urlop spędzę gdzieś tam w hotelu.
Po drodze myję motocykl i wpadam na serwis.



Zagaduje chłopaków na salonie, ale okazuje się, że mój koślawy angielski jest w tureckich realiach na tyle dobry, że nikt nie chce ze mną gadać. No ale po chwili znajduje się chyba kierownik. On w zasadzie też średnio gada, ale chyba coś tam rozumie, a przynajmniej takie sprawia wrażenie. Rozbolały mnie ręce od tego gadania, ale po chwili koleś znika gdzieś przy komputerze. Trochę poklikał, trochę na kartce coś notował i po kilku minutach zaczyna mi tłumaczyć ile potrzebuje tarczek i ile to będzie kosztować. To samo robi z przekładkami, olejem i robocizną. Dogaduje się więc, że wszystko sobie zrobię sam, ale sprzęgło i olej biorę. Próbuje się dowiedzieć na kiedy to będzie, ale pytanie jakby nie dociera. Czekam więc nadal za kierownikiem, który gdzieś znika. Po chwili wraca z reklamówką. Zaglądam do środka, a tam....



Tańczę więc taniec zwycięstwa i zabieram się za piknik. Mam sprzęgło w zasadzie od ręki, wychodzi nawet taniej jak w PL. Teraz tylko szybka zmiana i w drogę
Co więc mogło pójść nie tak



Pierwsza tarcza postanowiła grać ze mną w puzzle . Niestety nie udaje mi się tych puzzli ułożyć, bo część elementów wpada w miskę. No ale z nowym sprzęgłem wszystko składam i o godzinie 13 wsiadam na koła.



Pogoda jest po mojej stronie . Czas więc zmaterializować cel mojej wycieczki.



No i kurcze... to żarcie jest naprawdę świetne. To jeszcze nie koniec moich kulinarnych podróży, ale już teraz odkrywam niebo w gębie

CDN
miotacztruskawek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem