Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17.07.2017, 18:44   #17
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 10,790
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 godz 38 min 46 s
Domyślnie

13 maja

Poranek jest rześki. Nawet bardzo rześki. Kuwa jest zimno jak cholera i do tego pada. Może nie pada ale siąpi, jest wilgotno, zimno i nieprzyjemnie. Do tego zaspaliśmy wstając prawie 2 godziny później niż planowaliśmy. Zbieramy się szybciutko. Śniadanie z gatunku byle jakich i herbata muszą wystarczyć. Dostrzegam wędkarza na tym samym zakolu rzeki, który okupujemy. Jest jakieś 50 metrów od nas. Zajechał Wołgą na rybałkę. Idę zagadać. Palimy fajki chwilę rozmawiamy i dowiaduję się że pogoda nie będzie dziś dla nas łaskawa. Cały dzień na całej Ukrainie deszcze i burze. Szit!
Cóż trudno się mówi i goni się dalej. Zbieramy się i za chwilę wracamy na trasę. Dziś chcemy wjechać do Rosji. Mamy już spore opóźnienie więc trzeba będzie zapierdzielać.



Ruszamy. Przed nami Kijów. Mieliśmy go machnąć z rana, jest już dość późno ale mamy nadzieję że da się przelecieć szybko. Dojeżdżamy do Kijowa, ruch zaczyna gęstnieć ale bez problemu udaje nam się znaleźć włąściwą trajektorię i po godzinie Kijów mamy już za sobą. Pogoda nie rozpieszcza. Pada, siąpi, drobne przejaśnienia, znów pada i tak w kółko.
W międzyczasie okazuje się że regler w Michała Tenerce znów coś grymasi więc jako że nie pada a i tak mieliśmy zatrzymać się na chwilę oddechu stajemy na krótką reanimację.
Ja z Filipem idziemy po picie i drobny prowiant a Miszka zabiera się za robotę.



Regler ogarnięty (w zasadzie to cały czas szwankuje wtyczka) i możemy zbierać się w dalszą drogę.

W końcu Następny przystanek robimy sobie przy trasie na popas. Udało nam się dojechać do knajpy, która naprawdę wygląda zacnie - Grill Myśliwiec. Ceny też takowe.
To ten obiekt - polecam.

Pakuszajem. I to jak…
Najlepszy stek jakiego jadłem w życiu. Kosmos.

Po posiłku jeszcze kawa coby nie przysnąć po obfitym żarełku i w drogę. W końcu docieramy do Charkowa. Omijamy go obwodnicą kierując się ku rosyjskiej granicy Niechoteewka.
Po drodze jeszcze postój na zamianę ukraińskich pieniędzy na rosyjskie i zbliżamy się do granicy. Granica jest jakieś 25 minut drogi od Charkowa. W końcu przestaje padać. Jest lepiej.
Dojeżdżamy do granicy. Najpierw żołnierzyk wręcza nam taloncik z numerami motocykla a następnie kontrola paszportowa. Idzie gładko. Wjeżdżamy na tamożnię. Daję kwity milutkiej celniczce i spokojnie czekam. W końcu pada pytanie o pozwolenie na użytkowanie pojazdu bo motocykl na firmę. Pewny swego wyciągam kwity i spokojnie czekam. Wtem miła Pani mówi do mnie, że nie wjadę bo VIN na pozwoleniu się nie zgadza z tym w dowodzie.
Co ty kuwa pier#$5isz kobieto? Sam to napisałem, myślę sobie. Zapraszam do mnie. Proszę wejść do środka. Kobieta wręcza mi kwity i mówi - sam popatrz. Numery się nie zgadzają. Nie przepuszczę cię chyba że masz inny właściwy kwit. No kuwa, nie mam.
Pisząc dokumenty zjadłem 2 numerki w VINie. Ja pier#%lę. Dobra Emek, spokojnie jesteś na Ukrainie, pewnie da się to jakoś załatwić. Jednocześnie próbuję sobie przypomnieć czy Ruscy chcieli ode mnie takie upoważnienie w zeszłym roku. Nie chcieli! Jak tu przejadę to ruskie mnie puszczą i gonimy dalej. Najwyżej potem będę się martwił co i jak. Stres, nerwy nie pozwoliły mi trzeźwo myśleć. Laska delikatnie sugeruje coby się „jakoś” dogadać. Dogadaliśmy się. ALE TO BYŁO GŁUPIE!!!!!

Już cały jestem w stresie ale po ruskiej stronie. Kolejka jak cholera. Zmiana warty w budkach. Wszystko wlecze się w nieskończoność. Jest zimno, jesteśmy głodni i zmęczeni. Godziny mijają. W końcu udaje się. Nasza kolej. Kobitka wzięła nasze paszporty i zamiast wbijać w system bierze telefon i gdzieś wydzwania. W końcu przychodzi do nas granicznik i każe iść z nim do biura. O co chodzi?
Jakaś masakra. Idziemy do biura. Tam gość pyta kto po rusku gada? No ja mówię. Ty wchodzisz oni czekają. Wchodzę siadam i czekam. Atmosfera miła, Panowie wyjaśniają najpierw że nic się nie stało taką mają procedurę jak ktoś wybiera się z UE do krajów islamskich i muszą zrobić wywiad.
OK, co chcecie wiedzieć. Co robisz, gdzie pracujesz, gdzie mieszkasz, standardowo. Pogadaliśmy w miłej atmosferze, chłopaki zrobiły sobie notatki i tyle. Powrót do budki, Pani bierze paszporty i przechodzimy standardową procedurę całkiem sprawnie.
Teraz czas na tamożnię. Przestawiamy motocykle kilka metrów. Celnik ogląda co my tam takiego mamy w tych sakwach i tyle. OK. Wypełniać wriemiennyj wwoz i do celnika. Jeden z celników, który podbija deklaracje stoi przy nas pomagając wypełnić kwity. Podbija pieczątki od razu i każe iść do budki coby wbili to w system i dali naklejkę na WW. Oczywiście wpisuję pojemność 1000 a w dowodzie stoi 998 i wszystko psu w doopę. Trzeba pisać na nowo. W końcu kwity w pariadkie i wracam do okienka. Jest koło północy. Masakra. No nie masakra to dopiero będzie.
Proszą mnie o upoważnienie. Ja pier…, przeca już wiem że mam złe. OK, daję złe i czekam z walącym sercem, może się nie skapnie. Kuwa, skapnęła się. No to kibel. Próbuję jednak u wyższej instancji. Przychodzi sam szeryf, rozmawiamy, mówię o co chodzi. Fajny gość, rozumie problem ale kwit nie jest OK, on nie może. Zrozum, nie mogę.

Ostatnia deska ratunku, wyjmuję CPD, pokazuję, że tu mam kwit międzynarodowy. Ogląda, sprawdza, zabiera kwity i idzie z nimi do budki. Rozmawiają z celniczką, która mnie odpuliła. Michał stoi obok już odprawiony, Filip w innym okienku właśnie się odprawia. Rozmawiam z Michałem, łypiąć kątem oka co robi celniczka. Ma przed sobą moje kwity i coś stuka w kompa i wypisuje coś na WW. Mówię do Michała, że może będzie dobrze. Ale za chwilę prosi mnie do siebie i już wiem że dobrze to nie będzie. Nie wjadę. Mam już pewność że muszę zawrócić, chłopaki odprawione.
Natłok myśli, co tu robić, jak? Myśl Emek. Krótka piłka, biorę SPOTa i daję Michałowi, mówię jedźcie zgodnie z planem, ja wracam, ogarniam prawidłowe kwity i was gonię, bierz spota cobym wiedział gdzie jesteście.
W tył zwrot i zawracam na Ukrainę. Ale kuwa zaraz, przecież mi wbili w paszport pieczątkę, mam 2 krotną wizę. FUCK!. OK, spokojnie zapierdzielam do szeryfa, z którym rozmawiałem i mówię coby mi pieczątkę wjazdową anulował. Załatwiamy to bez problemu.
Chłopaki już w Rosji. Ja wracam na granicę ukraińską. I znów wpier..
Od razu się kapują , że ruskie mnie nie wpuścili. No kolego kwity masz złe, dogadajmy się bo do nas też nie wjedziesz. Wyć mi się chce, jest po pierwszej, nie mam już siły. Płacę. Jestem na Ukrainie. Ciemno jak w doopie. Szybka decyzja, zajeżdżam do pierwszej bazy jaka się trafi. Jest jakieś 10 km od granicy. Ciemno, nora jak cholera. Nie mam wyboru, wbijam się.
- Pokój macie?
- Tak.
- Ile?
- 350.
- OK
W takiej dziurze jeszcze nie byłem. Obsługa oprócz chłopaka, który ogarnia jakieś techniczne sprawy niemiła i wręcz wroga. Zwykłe chamy. Trudno, mam większy problem niż ich kultura osobista. Wprowadzam motocykl na podwórze na tyłach. Jedyny miły mi pomaga. W końcu loguję się do pokoju. W pokoju jest łóżko i to w zasadzie tyle. Miejsca na bagaż w zasadzie brak. Kibel i prysznic na zewnątrz. Jestem zmarznięty, zły i w nerwach.
To ten lokal Kafe Ociag czy jakoś tak. Nie polecam.
https://www.google.pl/maps/place/50°...71!4d36.268703
Idę pod prysznic, muszę się zagrzać, cały czas kombinuję jak się ogarnąć z kwitami. Marta już wie, że nie wjechałem bo dzwoniła widząc że nie ruszamy się z miejsca przez kilka godzin i też myśli jak to załatwić. Chłopaki zalogowały się w Biełgorodzie i też podrzucają różnorakie opcje rozwiązania sytuacji.
W głowie chaos. Jestem głodny, bez żarcia i wkurzony. To nie wróży dobrze. Próbuję zasnąć. Ciężko. W końcu nastawiam budzik na 6. Jutro będę myślał. Na razie będziemy realizować wariant zrobienia prawidłowych kwitów w PL i ich potwierdzenie przez notariusza. Wariant B - sfabrykuję kwity na miejscu. Wariant C - może konsulat pomoże. Zobaczymy. W końcu ok 3 udaje się zasnąć. Nie na długo.
To był ciężki dzień.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem