Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11.01.2013, 07:36   #16
Louis
 
Louis's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Międzyzdroje
Posty: 598
Motocykl: CRF1000L
Louis jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 5 dni 20 godz 41 min 9 s
Domyślnie

Dalej dzień się potoczył równie paskudnie jak zaczął. Pierwszy brutusowy cios otrzymalem nieoczekiwanie (co jest cechą charakterystyczną brutusowych ciosów) od Krzysztofa.
Otóż nocowanie “nałonne” ma tę wado-zaletę, że bywa ciężko z dostępem do wody. Szczególnie w górach u góry. Wbrew pozorom nie ma tam strumieni co 10 metrów, a jak już są do dostęp do nich bywa utrudniony czy wręcz niemożliwy. I to właśnie stanowi zwykle dla nas dostateczne usprawiedliwienie aby ograniczyć poranną toaletę do przepłukania zębów ciepłą kawą. Niestety, Krzysztof, choć oddalił się od namiotów w dokładnie odwrotnym celu, wrócił z niusem że 50m od biwaku jest ujęcie wody i to z bogatą infrastrukturą. Dokładnie mówiąc był to drąg wbity w skarpę z której sączyła się woda. Drąg na całej długości miał wyrzezany rowek, stając się czymś w rodzaju drewnianej rynny po ktorej woda płynęła dalej po czym lała się z wysokości ok metra na grunt. Dzięki temu ten polowy akwedukt udawał stale odkręcony kran. Nam nie pozostało nic innego jak udawać, że się pod nim myjemy.





Poranne oględziny obozowiska potwierdziły nocną obecność intruzów. Były do dosyć bezczelne dzikie świnie, które zryły teren wokół namiotów i zatrzymały ok 0,5 od stopki pierwszego z motocykli. Być może tam zastał je fajrant.
Przy okazji okazało się, że mój pomysł schowania się za parawanem z drzew był średnio trafiony, bo co prawda byliśmy ukryci przed wzrokiem ewentualnych użytkowników drogi, za to teraz widać było nas z trzech innych.
Patrzyłem na te krzywe, bruzdowate dukty. Może Erzberg to to nie jest ale trochę techniki sprawna jazda po nich wymaga. Daliśmy radę. Pierwsza moja wyprawa bez gleby. Od razu poprawił mi się humor. Na krótko.



Właśnie daleko zza zakrętu wyjechał motocykl. Był to wypłowiałobłękitny IŻ Planeta Całkiem żwawo pokonywał ten, jak mi się zdawało, wymagający szlak. Kierownik tradycyjnie nie miał kasku. Miał za to nieco zużytą wełnianą czapkę i ćmił peta. Nie mial Crossfirów na nogach lecz zmęczone kalosze z wpuszczonymi w nie dresowymi spodniami z fantazyjnym lampasem. Nie stał na podnóżkach, nie balansował ciałem. W miejscu gdzie każdy prawidziwy advenczer wozi camelbak, firmy Camelbak (choćby pusty), zwisał mu klimatyczny, prawdopodobnie oryginalny plecak-worek Armii Czerwonej. Znudzony jazdą podskakiwał leniwie na nierównościach, których iluzoryczne zawieszenie praktycznie nie wybierało. Raz tylko, na krótko, wykazał aktywność pokonując piaszczysty krótki podjazd. Wsparł nikłą moc swojej maszyny odpychając się nogami w klasycznym stylu na listonosza. Chwilę potem zniknął za za łukiem drogi.



Nie zdążyłem jeszcze ochłonąć z wrażenia gdy pojawił się kolejny Iż w identycznych barwach. Tym razem załoga była dwuosobowa. Głowa pasażerki była zasekurowana wielokolorową chustą, zapewne nieatestowaną. Kobieta ściskała kosz pełen słoików z miodem w we wszystkich możliwych odcieniach bursztynu. Równie nonszalancko pokonywali szlak z tą różnicą, że przed wzniesieniem wspomagali się dwoma parami nóg. Potem przejechał koleś z wielką siekierą w poprzek bagażnika oraz jeszcze jeden, który zamiast centralnego kufra miał zamontowany duciany, sklepowy koszyk w którym wesoło podskakiwała wielka, ręczna pompka samochodowa. Tracił powietrze i co jakiś czas musiał je uzupełniać. Kolejny team dobił mnie ostatecznie. Tym razem dama w chuście miała ze sobą kosz pełen... jajek. I oto w ten sposób moje dobre samopoczucie zostało rozjechane przez zmotoryzowaną brygadę IŻ-y Palnet. W sumie naliczyłem ich osiem, zanim ze łzami w oczach wróciłem z podkulonym ogonem do namiotu. Co ciekawe wszystkie jechały w tym samym kierunku, były tego samego koloru, nawet reprezentowały ten sam stopień wypłowienia.
__________________
Louis, motocyklista niedoskonały.
Louis jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem