Natknęłam się na taki oto artykuł:
http://life.forbes.pl/forum/tasteawa...tml?cid=199805
i myślę teraz nad nim. Z niedowierzaniem. Że tak się da.
A może tylko ja tak nie umiem? Ale chyba nie, bo mnóstwo ludzi, z którymi rozmawiam ma ten problem.
Cóż, wyjechać w podróż (taka przez duże P) nie jest łatwo, nawet jak ma się poukładaną pracę od 8 do 16. Sami wiecie.
Ale jak ktoś ma firmę, albo jest kierownikiem i takie tam, to dopiero jest czad.
Kiedyś miałam dzień, że po 70tym telefonie zaczęłam się śmiać. Nieco nerwowo.
Żeby wyjechać na 2 tyg, trzeba chyba miesięcznego planowania.
Kto zastąpi, czy da radę, wszystkich powiadomić, coś zrobić wcześniej, coś odłożyć.
Jasne, że różnie to wygląda w różnych pracach.
Ale dla mnie jest
najważniejsze, aby pracę zamknąć. Wyjechać.
Mieć PODRÓŻ, ludzi, miejsce. Czas.
Nie pracę.
Nienawidzę w czasie podróży być on-line (pieprzone wi-fi w każdym hostelu...), sprawdzać maile...
W tym roku czekając na samolot na zadupiu w Peru coś mnie podkusiło z tym wifi i dowiedziałam się, że jest na jednej budowie duży problem, wszystko moja wina, itp, itd.
Oczywiście sprawa do odkręcenia po powrocie. Ale skutecznie zepsuła mi całe popołudnie...
A tu proszę.
Szczęśliwa parka z małym dzieckiem podróżuje non stop.
Prowadzą dwie firmy.
Piszą raporty po nocach, wysyłają nad ranem maile...
Wszystko ogarniają przez Skype itp.
Non stop on-line.
Tylko czy to jeszcze jest PODRÓŻ?