Borsa-Stary Orgiejów
Generalnie wszystkie przejścia graniczne odbywały się bez większych problemów a kręciliśmy się co niemiara.Schemat wyglądał tak ,że boczkiem, boczkiem sprawne przekazywanie dokumentów i jakoś do przodu.Nie było dawania na kawkę itp.Na powrocie z Naddniestrza część składu zapomniała pieczątki wjazdowej i trochę się obawiałem, ale jakoś przeszło.
Raz czy dwa zakręciliśmy trochę pogranicznikami, ale o tym później.
Połowa ekipy miała namioty i przyznam, że to dobry pomysł wybierając się w tamta stronę a by mieć coś w zapasie do spania.
O samej Mołdawii wiedziałem tyle co puściłem na youtubie oraz co napisało kilku ludzi z forum, czyli niezbyt dużo.
Moje odczucia pokrywają się z tymi co raczyli wrzucić forumowicze.
Żelaznych atrakcji nie ma za wiele ,ale coś trzeba zaliczyć.
Nr.1
Stary Orgiejów lub Orcheiul Vechi lub wpisywać Trebujeni
(prowadziłem tak trochę na pałę i zakotwiczyliśmy na żarciu w Orgiejowie a to nie to samo:-))
W końcu jednak dotarliśmy do tej, nawet ładnej dziury w ziemi:
Wrzucając za Rumplem
https://pl.wikipedia.org/wiki/Orheiul_Vechi
Znalezienie późnym wieczorem noclegu w tym miejscu staje się powoli problematyczne.Bariera językowa oraz jakaś taka mała otwartość ludzi powoduje, że zaczynam brać pod uwagę opcję namiotową.Udaję się w końcu znaleźć coś na wzór takiej naszej sympatycznej agroturystyki.
Nazwa: Casa din Lunca.
My trafiliśmy tam na pałę bo było to na totalnym zadupiu ,ale jak pogrzebałem w necie w domu to się okazało ,że to jest ośrodek kulturalno-oświatowy znany chyba w całej Mołdawii.
Cenowo było znośnie choć porównując do cen jedzenia czy wina w Mołdawii powiedziałbym ,że drogo.
Zakup pysznego wina od właścicielki i idziemy spać-pełen romantyzm
Rano wstaje i oczom nie wierze na zewnątrz syf brud i kurz a za furtką raj w, którym tak pięknie można było się najebać!
Słońce pali kobity donoszą żarełko a my musimy się zbierać w drogę po śniadaniu.
Wina w basenie mi sie zachciało no ale cóż...