Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25.12.2020, 18:10   #15
zylek
 
zylek's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jul 2017
Miasto: Helvetia (BL)
Posty: 461
Motocykl: CRF1000L, H701 E, betinka 300RE, Tryplak 765
Przebieg: 43kkm +
zylek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 6 dni 11 godz 25 min 48 s
Domyślnie W drodze :at:

W piątek rano 17.07, lecę na kolej żelazną. Ranek pochmurny, ale nie pada. Ponad dwie godzinki i 2 przesiadki później, wysiadam koło 10:20 w Walkringen. Wioska jakich pełno. Tu dygresja, wioski w CH mają sporo cech małych miasteczek gdzie indziej, jak:
1. każda wiocha w ch zdaje się mieć szkołę podstawową, a dzieci chodzą same do szkoły, jak my w PRL i jeszcze latach 90, w zasadzie to do przedszkola 5-latki mają już same chodzić,
2. praktycznie każda średniej wielkości wiocha ma stację benzynową,
3. no i prawie w każdej średniej wielkości jest poczta.
Ta dodatkowo ma dilera Husqi i Kata. Nawet niemały. Nieźle!
Podchodząc do budynku, widzę mechanik wyprowadza moją Huśkę. Mówi, że właśnie skończył przegląd robić i jedzie na jazdę próbną. No chili olej wymienili, a po moich stękaniach dnia poprzedniego, okazało się, że nawet 1 przegląd zrobili. Od razu mi się humor poprawił. Wchodzę, gadka szmatka, a dokąd, a skąd pochodzę, ale widać chłopaki zarobieni. Gość na recepcji, cały czas na telefonie. Mechanicy na 3 stanowiskach, każdy ma co robić. Łażę oglądam. To co widzę, to pełno crosów. Sporo 2T. Widać które czekają na zabiegi, a które już po. Czyste dalej od wejścia, brudne przy wejściu. Prawie 0 maszyn ADV. Gdzie oni jeżdżą wszyscy w offie, w środkowej Szwajcarii, pozostaje dla mnie tajemnicą, bo wraca moja Husqa. Wszystko dobrze nic nie cieknie. Proszę jeszcze żeby, sprężynę nakręcili trochę mocniej, bo pod bagażem siada trochę za nisko. Zakładają torby, ja płacę.
Pokazuję im jeszcze moją doraźną naprawę pokrywy zaworów. Nie wierzą, że chce tak jechać do Włoch :-) Pytam mechaników co jeszcze może klęknąć w tym motongu? Mówią, że zdarza się skrzynia czy elektronika. No i nagminnie to cholerne sprzęgło, ale to co zamontowali, to już na oringu i ma być już dobrze. Mówią jeszcze, że oberonem już nic nie poprawię. Doradzają natomiast, żeby olej zmieniać częściej, co 3-4 tysie, i nie wierzyć w 10kkm interwały. Mówią, że serwisują 690 z nalotem 60-80 tysi do których nikt nie zaglądał i że silnik jest pancerny. Szczególnie eur4, bo poprawili napęd zaworów. Mam nadzieję. Zobaczymy. W międzyczasie kończą a gość z recepcji pokazuje mi swoją 701. Oklejona cała na czarno-zielono, z wieżą rally od nomad chyba. Fajna, ale nie w moim guście. Wyprowadzają moją.

00AB0957-7F65-4655-9452-B2E81597EAEB.jpg

Poprawiam bagaże i wio. W międzyczasie jest już dobrze po 11. Lecę w kierunku TET. Tak przebiega trasa tego dnia.

BBAE0541-5BB0-434A-B21A-4390AEEF4994.jpeg

Byłem tak zajarany, że nawet nie mam jednego zdjęcia z pierwszego odcinka. Ten motong jak działa, to jest przekozacki. Oczywiście na razie tylko asfalty. Zatrzymuję się na obiad koło 13. Tu znowu dygresja. Większość knajp w Szwajcarii jest przeciętna. Wszystkie drogie. Płacę 27chf, za jednodaniowy obiad, z sałatką i kawą. Lecę dalej. Nie gonię, bo fotopstryki potrafią w szczerym polu wystawić, no i zaczyna padać. Pierwsze zdjęcie robię, jak deszcz zgania mnie pod dach, żeby nałożyć portki przeciwdeszczowe. Pada dość obficie, a widać że za chwilę się rozjaśni. Postanawiam, przeczekać. Jestem na Glaubenbergpass. Bar pod namiotem, wszystko zamknięte. Pewnie świrus.

D56CB284-D194-4B7D-A99E-B6761CDD9673.jpg

Deszcz po około 30 min ustaje i lecę dalej. Szybkie zdjęcie pod wodospadem.

075D5834-914D-41E8-9D59-3F69C33A2071.jpg

No i widoki robią się ciekawe, znaczy w końcu coś widać.

2B4C8AAA-3C12-40BE-B1B8-BB32FCD74213.jpg

Dalsza cześć dnia, jest dość pochmurna i zrobiło się zimno. Wyżej nawet w okolicy 3oC. Koło 20:00 na Sustenpass, mam dość. Chmury wiszą nisko. Na przełęczy w nie wjeżdżam i robi się naprawdę zimno. Twardo jednak szukam miejsca na biwak. Po prawej stronie, na niewielkim spadku, łąki wyglądają obiecująco. Boczną drogą, w stronę głównej, wspina się defender. Zjeżdżam, pytam czy mogę rozbić namiot na łące. Wyglądam zza defendera, i widzę strumień. Idealnie. Gość odpowiada dialektem, z którego nic nie rozumiem. Proszę grzecznie żeby nadawał w hochdeutsch. Gość kiwa głową i dalej napierdala w gwarze tylko wolniej. W końcu, kleję. Musze się cofnąć 3km w kierunku przełęczy i po lewej mogę się rozbić. Dziękuję, żegnam się. Śmieszny to kraj. Nie dość, że 4y języki mają, to jeszcze niemiecki ma co najmniej kilka gwar.
Zawracam i wspinam się w stronę przełęczy. W końcu trochę poniżej drogi dostrzegam dwa kampery. Musi to tu. Zjeżdżam z głównej i podjeżdżamy kawałek szutrową drogą, żeby nie rozbijać się zaraz koło kamperów. Droga jest ślepa, prowadzi na pastwisko. Po drodze mijałem mały strumień. Nieopodal spokojnie szumiące wody rozbijam obóz na poboczu i kończę dzień. Sukces.

236577B5-457A-4A97-A839-78B728447656.jpg

W Sobotę 18.07 budzę się przed 7:00. Niedługo potem słyszę pierwsze motorki jadące na przełęcz. Pogoda piękna. Chmury się rozeszły, ale w nocy było rześko.

E516A45B-1C07-4CF8-8818-4D1473FF0E75.jpg

Nawet na wschód słońca się załapuję, zza gór, ale jednak.

898EC898-E68D-4CFD-8725-7F93525EA7A0.jpg

Myśle, że nad ranem w okolicy 0 mogło być, ale szronu brak. Moja kołdra, pozwoliła mi w ciepełku noc przespać. Wrzuciłem na siebie tylko getry, podkoszulkę z długim rękawem z merino i grube skarpety. Susze namiot, wilgoci od groma. W międzyczasie kawa i śniadanie.
Zbieram się i przed dziewiąta ruszam. Nie jestem mistrzem szybkiego pakowania biwaku rano. To jeden z powodów dlaczego podróżuje zazwyczaj sam. Moja trasa tego dnia wyglada tak.

3E42364C-7E4F-4CB9-8568-C89B65C8FAE3.jpeg

Słońce grzeje mnie przyjemnie. Po szybkiej kawie #2 w przydrożnym barze, ruszam w kierunku Furki. Kilka razy planowałem ją przejechać, ale dotychczas się nie złożyło. Zatrzymuję się w miejscu gdzie stara droga łączy się z nową. Stara niestety zamknięta dla ruchu zmotoryzowanego. Szkoda, wyglada fajnie.

44140AB7-6F25-4656-A696-C65EB643D5CD.jpg

Jest tam też monument dla księcia rosyjskiego, nazwiska nie pomnę, który uratował Uri przed najazdem złych Włochów :-) Monument jest opisany cyrylicą i w zdecydowanie rosyjskim stylu. Wykuty w skale, wysoki na około 15m. Trochę się dziwię, bo Szwajcarzy zazwyczaj skromniej upamiętniają swoich bohaterów. W końcu zauważam, że monument ufundowany przez ambasadę Rosji. Wszystko teraz się zgadza.

Sama furka zapiera dech w piersiach. Przede mną dziwny duet na blachach z Ticino. Jedna to Yamaha 600 albo 660. Przepraszam ale nie jestem znawcą. Drugi motek to nowy goldwing . Chłopaki jadą jakby byli we Włoszech. Korzystam z okazji i jadę z nimi. Pomykamy bardzo żwawo, jak na Szwajcarię. Nawet ruch nie jest jakiś duży. Korzystam z dobrodziejstwa quick-shiftera i objeżdżam ich w pakiecie z osobówką. Wszystko idealnie. W końcu zatrzymuje się na przełęczy. Panowie z ticino dołączają po chwili. Gadają po włosku. Nie rozumiem zbyt wiele, wiec postanawiam nie zagadywać, tylko lecieć dalej. Jeszcze pstryk.

59FB35A0-E08E-4068-A214-A4AA8631E3FB.jpg

Teraz wiem dlaczego tak dużo osób ciągnie na Furkę:-) Jadę niespiesznie w kierunku Włoch. Cały czas tylko asfalty.
W końcu w okolicy Arona wlatuję na 4, a potem szybko na 3 odcinek włoskiego TET. Trasa prowadzi lasami i przez pola.

BB300B45-882D-4DC5-BFEC-9FAE44D4C8D9.jpg

Niekończące się połacie ryżu i kukurydzy.

25F66F36-59D9-4734-A84D-D778E4729C55.jpg

Drogi gruntowe wysypane żwirem, najczęściej prowadzące wzdłuż kanałów nawadniających, przeplatane asfaltem. Krajobraz raczej płaski.
Jest ciepło, nawet bardzo. To miła odmiana po poprzednim dniu, ale chwalę sobie, że mam tylko jersey wrzucony na zbroję. Odkręcam miejscami, tam gdzie warunki pozwalają. Banan nie schodzi mi z ryja. Cieszę się motorkiem i jazdą. Cieszę się tak bardzo, że na obiad wrzucam kawałek salami z chlebem, w cieniu drzewa. W końcu odnotowuję, że słońce jest jakoś nisko. Okazuje się, że jest już chwilę po 22:00. Szybki lookens na navi i widzę jezioro, Lago di Viverone, ze 30 min drogi. Myśle: może uda się rozbić gdzieś na brzegu!?
Nie udaje się. Brzeg szczelnie ogrodzony. Koło 23 rezygnuję z dalszego poszukiwania biwaku na dziko i praktycznie już po ciemku, wjeżdżam na pole namiotowe. Zaletą jest to, że jest nad samym jeziorem. Niestety same rodziny z dziećmi. No trudno, nie będzie z kim pogadać. Kolacja, bro, prysznic i w .
Piękny dzień!
zylek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem