Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27.07.2014, 23:13   #52
Louis
 
Louis's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Międzyzdroje
Posty: 598
Motocykl: CRF1000L
Louis jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 5 dni 20 godz 52 min 7 s
Domyślnie

Dziewczyny w Kiszyniowie są piękne i jest ich wszędzie pełno. Oczywiście dla mnie, mężczyzny żonatego, wszystkie kobiety oprócz mojej żony są transparentne. Tak ma każdy facet z klasą. Mam do nich podobny stosunek jak do ruchu płyt tektonicznych, wiem że istnieją ale na co dzień mnie nie zajmują zupełnie, chyba, że dojedzie do jakiejś anomalii, którą odnotuję jeno z kronikarskiego obowiązku, a tak się właśnie stało w Kiszyniowie.
Byłem zupełnie obojętny na ich aksamitnoskóre ramiona pieszczone własnymi włosami. Długimi, zdrowymi, błyszczącymi, falującymi wokół ich łabędzich szyi. Nie robiły na mnie wrażenia ich kwieciste sukienki, spowijające ich wszechobecną, niemalże buchającą kobiecość. Były niczym zmysłów granaty, wystarczyłoby odbezpieczyć, a eksplozjom nie byłoby końca…
Ale nie o tym chciałem. Ładne, atrakcyjne dziewczyny można spotkać w wielu miejscach na świecie, to normalne. W Kiszyniowie nienormalne są jednak proporcje. Atrakcyjnych kobiet jest zadziwiająco dużo. Są wszędzie. Bałem się o szyję Azji, bo latała jak Koło Fortuny, ja jestem narażony na urazy zdecydowanie mniej, bo krępy i głowa praktycznie jest bezpośrednio skomunikowana z tłowiem, to sobie mogę bezkarnie z łba robić peryskop.



Trochę trwało zanim załapaliśmy o co w tym wszystkim chodzi. Prawda była porażająca. Wokół nas praktycznie nie było ludzi z nadwagą, o otyłych nie wspominając. Zaczęliśmy ich z ciekawości liczyć. Jedna osoba na 40-50 osobników, mogła mieć problem z masą. Szczupłe były dziewczyny, kobiety, dzieci, faceci. Nie wiem czy to sprawa diety, genetyki czy uwarunkowań geopolitycznych ale takie otoczenie może frustrować, wiem co mówię. Postanowiliśmy przyjrzeć się zjawisku (możliwie) bliżej. Idealnym miejscem badań wydał nam się park w centrum miasta. Jest to chyba najładniejsze miejsce Kiszyniowa taki ichni Central Park w wersji mini, trochę krów na trawnikach ale w końcu to kraj rolniczy. Tuż obok parku maja też takie mini Pola Elizejskie z… mini łukiem triumfalnym. A jakże. Obsadziliśmy idealnie położoną ławkę wzdłuż parkowej alei, która mogła robić za wybieg modelek, bo prawdopodobnie, to ulubione miejsce spacerów miejscowych dziewczyn, pewnie nie tylko ale akurat zaczęły się wakacje, to studentek było najwięcej. Trochę to już zalatywało masochizmem ale postanowiliśmy tkwić na posterunku.



Miejscówka była bardzo przyjemna - Park Stefana Wielkiego, no jasne. Jakie to wygodne, jakie praktyczne, kiedy naród ma jednego bohatera. Wszystko co największe lub niepowtarzalne nosi jego imię. Prawie wszystko. Łuk triumfalny nie. Zaciekawił mnie. Szczególnie jego skromne rozmiary. Funkcja łuku jest znana od dawna. W starożytnym Rzymie gdy któremuś z wodzów udało się zdobyć nowe terytoria, najbardziej obławiali się senatorowie i aktualny zwykle świrnięty cesarz. Dzielili między siebie ziemie, niewolników i bogactwa, a zwycięski wódz w zamian mógł się karnąć rydwanem pod takim kamiennym sklepieniem, przy ryku gawiedzi, który miał robić za aplauz, opłacony zresztą darmowym winem i frytkami dla wszystkich. Jednak honor i szacun na dzielni podobno to był wielki, przeliczając na dzisiejsze czasy to nie mniej niż 5000 lajków i to wszystko w jeden dzień.
No ale w ten kiszyniowski łuk to naraz mogły się zmieścić na raz ze dwie chude habety. Gdzie tu szacun gdzie tu lajki? Zacząłem drążyć temat. Okazało się, że łuk postawili na początku XIX w. Rosjanie… przez przypadek. Jak można przez przypadek wybudować łuk triumfalny? Ano można.



W Rosji już dawno temu połapali się, że tak wielki naród utrzymać w ryzach można jedynie prowadząc nieustanne wojny. Wojna tłumaczyła wszystko, nędzę, podatki, nakazy, zakazy, terror i brak demokracji. Przy okazji można było trochę narodu wygubić, bo zawsze to łatwiej niż główkować jak ich wszystkich wykarmić. Ościenne państwa odniosły się z wielkim zrozumieniem do potrzeb Rosji i tłukły się z nią wszędzie. Niezwykle aktywnym sparingpartnerem okazała się Turcja, a już szczególnie rozjuszyły Turków rozbiory Polski. Turcy bardzo sobie cenili Polaków jako wrogów. Jasnowłose Laszki wzięte w jasyr, trzymały cenę na orientalnych rynkach, aż się chciało napadać. Polscy szlachcice wzięci do niewoli, wykupowali się okupem, natychmiast po wytrzeźwieniu. Wypuszczeni, wracali nieraz kilkukrotnie. Interes kwitł, aż tu nagle car, który był babą zarządził rozbiory i Polska znikła. Dawne polskie ziemie zasiedlili austriaccy, pruscy i niemieccy osadnicy. Biznes zdechł, za austriackich szlachciców nikt okupu nie płacił, a i porwania kobiet ustały, bo na widok Niemek, tureckie konie się płoszyły.
Turcja jako jedyny kraj w Europie nigdy nie uznał rozbiorów Polski. Szwajcarii nie liczę, bo oni zawsze są neutralni, ze względu na to, że każdemu chcą scyzoryki sprzedawać.



Wściekli Turcy tak zajadle atakowali Rosjan, że w końcu kiedy tym drugim udało się odnieść jakieś większe zwycięstwo (1812r.), które wypadło akurat tu na mołdawskiej ziemi, postanowili ze zdobycznych armat odlać wielki dzwon dla tutejszej cerkwi. Ruscy jak to ruscy, najpierw zrobili potem pomierzyli. Okazało się, że dzwon nijak do kopuły cerkwi się nie zmieści. Podumali i wykminili, że wybudują taki łuk i tam powieszą dzwon. Zupełnie bez sensu bo łuk triumfalny służy do czego innego, no ale oni szukali miejsca na dzwon, a nie sensu.

__________________
Louis, motocyklista niedoskonały.
Louis jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem