Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26.06.2012, 17:06   #2
Ola
wondering soul
 
Ola's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,364
Motocykl: KTM 690 enduro, Sherco 300i
Galeria: Zdjęcia
Ola jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 23 godz 11 min 8 s
Domyślnie

TIRANA I PIERWSZE ZETKNIĘCIE Z KLIMATEM RAJDOWYM

Tirana. Ładne miasto. Żywe. Ale miasto, zawsze pozostanie miastem - czyli nie do końca moje klimaty (motyla noga, co ja piszę - rodowita warszawianka…). Szybko znajdujemy miejsce rajdowej zbiórki. Okazuje się, że to 5-cio gwiazdkowy hotel, z basenem o lazurowej wodzie.



No nieźle się zaczyna - myślę. Od razu nasuwa mi się pytanie: ciekawe ile osób z uczestników rajdu będzie spało w hotelach (jest taka opcja, za dodatkową opłatą oczywiście), a ile we własnych namiotach (w cenie wpisowego)? Od razu na wejściu łapie nas jeden z organizatorów (ochrzciliśmy go Zezowaty). Jak się później okazało jeden z zaledwie kilku z całej obsługi rajdu, którzy mówią po angielsku. Aleksandra, Aleksandra - krzyczy? Polonia? Tak Polonia. Jesteśmy. Przynajmniej część z nas. Nasz samochód dociera niespodziewanie jako pierwszy, mimo, że wcale pierwsi nie wyjechaliśmy. No, ale przy czterech kierowcach możemy sobie pozwolić na jazdę non stop. Zezowaty oprowadza nas po terenie, zachwycając się miejscem na wielki ekran i mównicą, i snując wizję wielkiego otwarcia imprezy. Namioty wyraźnie są mu tu "nie po drodze". No ale nie ma wyboru - musi nam znaleźć miejsce w ogrodzie pięciogwiazdkowa. Próbuje nas jeszcze zniechęcić do tej wersji spania mówiąc, że bardzo mało osób śpi w namiotach, ale oczywiście nie udaje mu się nikogo z nas przekabacić. Z resztą jak się później okazało ściemnia (i to nie był jedyny raz): całkiem sporo osób śpi w namiotach, ku mojej wielkiej uciesze.



Wypakowujemy nasze graty. Zrzucamy motocykle. Negocjujemy miejsce na namiot. Zezowaty chce nas upchnąć "przy śmietniku". Tłumaczy, że gdzie indziej nie można, że kamery dziennikarze itp. Nie dajemy się zbić z tropu. I w końcu daje za wygraną. Rozbijamy się tam gdzie chcemy. Przynajmniej na pierwszą noc. Nieśmiało pytam o jakiś prysznic. W końcu jesteśmy po 26 godzinach w samochodzie. Prysznic - pyta Zezowaty. Hm, ups, hh… cos mruczy pod nosem - nie pomyśleliśmy o tym, pada odpowiedź. Na innych biwakach wynajęli w hotelikach pokój lub dwa ekstra po to, żeby namiotowicze mogli się spokojnie umyć, ale w Tiranie jakoś o tym zapomnieli. Nie no przecież drobnostka w tym upale. Szczególnie ostatniego dnia, po powrocie z całego rajdu - myślę. No cóż - lekka wpadka na początek. Nie pozostaje nam nic innego jak zimny prysznic przybasenowy i ratunek jednego kolegi, który ma mieć pokój. Prysznic basenowy jest z resztą dość mocno oblegany: Holendrzy, Czesi. Całkiem nas sporo w takiej sytuacji. Przez całe popołudnie zjeżdżają się kolejne ekipy. W rajdzie uczestniczą ludzie aż z 20 krajów. Są motorki, quady i samochody. Machachek jedzie jakąś dziwną konstrukcją, mi przypominającą ośmiornicę. Bardzo dużo jest teamów z busami serwisowymi, namiotami i w ogóle całym zapleczem technicznym Rozstawiają swoje namioty i pudła oblepione tysiącem naklejek.





Nie może oczywiście zabraknąć teamu BMWu




Nasze obozowisko wygląda przy tym jak z innej bajki.Na szczęście są też bardziej wyluzowane teamy. Z dystansem poczuciem humoru i bez napinki. Wśród tej grupy dominują Polacy, Czesi i Holendrzy.





Późnym popołudniem dojeżdża Smutek z Krzemieniem. Idziemy w miasto. Na jakieś lokalne jedzenie - nota bene bardzo dobre. Kilka piw i długo nie wytrzymujemy. Padamy w namiotach jak muchy. Padamy nie tylko my - rano pokotem, w ogórdku pięciogwiazdkowca śpi cała gromada. Zezowaty przygryza wargi ze złości, ale nic nie mówi.



Następnego dnia, w piątek ma być odprawa techniczna. Musimy ostatecznie przygotować motorki i przejść całą papierologię. Rano przyjeżdżają ostatnie ekipy.







Organizatorzy montują nam GPSa (owinięte dość bezpardonowo power tapem) - musieliśmy zostawić do tego dodatkowe wyjście elektryczne.



Oczywiście GPSy służą tylko do namierzania nas, nie możemy z nich korzystać. Przez cały rajd ma być live tracking, ale nic z tego nie wyszło. Live trackingu nie było. Mamy nawet wątpliwości, czy te GPSy w ogóle działają. Ale po kilku dyskwalifikacjach z powodu ominięcia WPTów, mamy potwierdzenie, że działają. Papierologia idzie dość szybko.



Tzn. kolejka do "komisji" jest jak diabli i jeszcze w 40-sto stopniowym upale, ale luźny bałkański klimat i żarciki umilają czas i nikt nie narzeka.



Wieczorem - wielki moment. Oficjalne otwarcie i pierwsza odprawa. Dookoła ekranu porozwieszane flagi wszystkich państw biorących udział w rajdzie. Naszą chcieli powiesić odwrotnie, ale w porę się zorientowaliśmy Serwują dobre jedzenie, za które niestety trzeba dodatkowo zapłacić, o czym wcześniej nie było mowy :-( Takich małych niuansów pojawiło się kilka podczas tej imprezy. Tu prysznic, tu dodatkowa opłata. Trochę to ludzi zeźliło, szczególnie uporządkowanych Niemców, czy Holendrów. Ale i tak, w efekcie końcowym, takie pierdoły nie zepsuły świetnej atmosfery. Przed odprawą oglądamy mecz otwarcia Mistrzostw Europy. Nie jestem wielką fanką piłki nożne, no ale robię wyjątki. To był jeden z tych dni. W ogóle wszędzie czuć atmosferę mistrzostw. Nawet do Albanii dotarła.




Kursujemy między basenem, a meczem. Ostatnie godziny odpoczynku. Trzeba nabierać sił.

W końcu o 22 robią pierwszą odprawę. Dla mnie to jest pierwsza w ogóle. W życiu. Odprawę prowadzi twórca trasy (którą ułożył super) i całego roadbooka (przygotowany perfekcyjnie), jeden z tych kilku organizatorów, którzy mówią po angielsku. w pogadance towarzyszy mu główna organizatorka, ochrzczona przez nas Rudą.




Dostajemy roadbooki i wskazówki na następny dzień. Start o 11, z głównego placu. Do przejechania 184 km, w tym dojazdówki i prolog. Dostajemy też telefony alarmowe. Tak na wszelki wypadek... najważniejszy jest chyba ten do Tani - no pewnie, jakby co po prostu dzwonimy do Tani i wszystko załatwione.



Trochę nie mogę się doczekać jutra…

C.d.n.
__________________
Ola
Ola jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem