Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09.01.2020, 16:01   #7
Qter
 
Qter's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jun 2011
Miasto: Reguły
Posty: 772
Motocykl: Husqvarna FE 350
Qter jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 4 godz 50 min 0
Domyślnie

Ruszamy. Jest trochę po 10 rano. Droga zaczyna być bardziej kamienista ale tempo mamy dobre.
Po pewnym czasie zgodnie z wyznaczonym trakiem odbija w prawo pod górę w odnogę która wydaje się nie używana...
Kawałek dalej przez drogę przebiega mały strumień. Jadę pierwszy.
Podjeżdżam do niego i widzę, że wyjazd ze strumienia ogranicza dość wysoki próg skalny.
Nie chcę ryzykować upadku na śliskich kamieniach i przeprowadzam moto.
Za mną Dasio chce go przejechać - on ma ku temy warunki - duży, silny - kawał chłopa. Niestety prędkość za mała i zamiast pokonać próg przednie koło się na nim blokuje i Dasio zalicza chyba jedyną glebę na całym wyjeżdzie i to w strumieniu. Moto podrywa w 3 sekundy jak by nic nie ważyło i wychodzi z opresji ... robimy fotki...







Filmik jak to było:



Oczywiście wciąż popaduje. Ruszam powoli do przodu. Dasio kawałek za mną. Droga pnie się lekko do góry. W pewnym momencie czuję że coś jest nie tak jak należy.
Widzę otchłań. Odruchowo wciskam oba hamulce, silnik gaśnie zdławiony a ja poślizgiem kładę moto na lewym boku. Dasio, który jedzie za mną nie wie co się dzieje.
Pierwsza jego myśl to, to że zaliczyłem paciaka na jakimś śliskim kamieniu. Ja w klęczkach przy motocyklu widzę że przednie koło DRZ-ty jest na skraju wyrwy w drodze.
Było blisko...

Jakoś szybko chyba bez słów odciągamy moje moto znad "przepaści" i pionujemy. Fuck. Nie jest dobrze.

Przechodzę wąską gliniastą ścieżką na skraju zbocza na drugą stronę. Ta ścieżka jest zbyt śliska aby próbować przeprowadzić nią motocykle. Nawet nie poruszamy takiej możliwości.





Strach ma wielkie oczy....



Po drugiej stronie załamu droga nie wygląda tak źle...



Wracam do Dasia i ustalamy, że szukamy możliwości objazdu. Znów pokonujemy strumień i docieramy do rozstaju. Tym razem wybieramy drogę która wydaje się bardziej uczęszczana. Jedziemy nią kawałek ale nie wygląda na to żeby prowadziła w jakieś konkretne miejsce. Wzdłuż drogi co pewien czas widzimy pozostawione jakieś stalowe rury średnicy około 70 cm. Droga ta zaczyna robić się coraz bardziej offowa. Pojawiają się głębokie koleiny wyrzeźbione przez spływającą wodę oraz lepiące, czerwone błoto. Stajemy.



Biorę do ręki telefon i włączam nawigację. Dasio zadaje pytanie w stylu:

- Qter, gdzie jesteśmy?

Ja patrzę na nawigację i odpowiadam zgodnie z prawdą:

- Nigdzie....

Dookoła punktu w którym się znajdujemy nawigacja pokazuje tylko biel ekranu. Żadnej drogi, nic. Dopiero po sporym oddaleniu mapy widać, że znajdujemy się pośrodku niczego na wysokości około 1300 m n.p.m. Otaczające nasz szczyty mają około 1500 m n.p.m a poziomice są dość gęsto. Znów pada. Zawracamy.



Jesteśmy na krzyżówce. Tym razem obieramy kurs na drogę z której przyjechaliśmy z Pogradecu. Może gdzieś wcześniej jest jakaś droga nie zaznaczona na mapie która należy sprawdzić. Pomijamy drogę do miejscowości Jolle bo schodzi w dół a my chcemy mimo wszystko pokonać tą przełęcz. Krążymy tą drogą od krzyżówki w stronę Pogradecu kilkukrotnie. W końcu stwierdzamy, że może we wsi, którą mijaliśmy jest objazd. Wracamy do wioski Bishnice. Tam zamiast kierować się w stronę Pogradecu znów odbijamy w górę. Droga kończy się zabudowaniami. Znów nawrotka. W pewnym momencie widzę przy płocie mężczyznę, który chyba po usłyszeniu dźwięków motocykli wyszedł na zewnątrz pomimo wciąż padającego deszczu, zobaczyć co się dzieje. Stajemy obok niego, gaszę motocykl i schodzę z niego. Wyciągam dłoń i witamy się. Pytam się o Gramsh, kilkukrotnie wymieniając tą nazwę. Dasio niepewnie obserwuje całą sytuację. Oprócz nazwy miejscowości - Gramsh - do której chcemy dojechać w mój słowotok dorzucam magiczne słowo-wytrych, otwierające wiele zamkniętych drzwi "kafe". Zostajemy zaproszeni do niewielkiego budynku w którym znajdują się dwa stoły, palenisko oraz coś w rodzaju aneksu kuchennego. Przy większym stole siedzi pięciu Albańczyków, na swoim stole oprócz kawy w niewielkich kubkach dostrzegamy dość spore kieliszki i butelkę domowej rakiji. Część z nich pali zrzucając popiół niedbale byle gdzie a tylko gasząc niedopałek w starej popielniczce. Przy mniejszym stole pod oknem siedzi samotnie starszy mężczyzna również z butelką wódki...
Znów zdejmujemy część ciuchów i znów powodujemy niewielką powódź. Rozgrzewamy nad kominkiem skostniałe od zimna dłonie. Po chwili dostajemy kawę i zaczynamy dysputy z autochtonami. Nie mówią po angielsku ani rosyjsku. Jeden z nich mówi trochę po Włosku - jak duża grupa Albańczyków którzy za chlebem emigrowali do Italii po lepsze jutro... Próbujemy się dowiedzieć jak dotrzeć do Gramsh. Potwierdzają, że główna droga jest od dłuższego czasu nie przejezdna ale jest możliwość ominięcia feralnego odcinka. Próbują nam pomóc ale z tłumaczenia przy użyciu nawigacji nie wiele wynika. Zaczynamy jak mantrę powtarzać za nimi nazwy miejscowości na które mamy się kierować: Shpelle, Jolle, Kukur, Gramsh...
Shpelle, Jolle, Kukur, Gramsh... Shpelle, Jolle, Kukur, Gramsh... Shpelle, Jolle, Kukur, Gramsh...

Proponują nam "kielicha" ale zgodnie odmawiamy. Pytamy się czym się zajmują i wychodzi na to, że głównie wypasem owiec. Teraz oczywiście nie wypasają bo pada... Płacimy za kawę i ruszamy dalej. Pada a mimo wszystko Albańczycy z tej niby-świetlicy wychodzą na zewnątrz zobaczyć jak odjeżdżamy. Na mapie w nawigacji Shpelle jest po drodze do rozjazdu a Jolle poniżej - może mimo tego, że Jolle jest poniżej niego to może tam jest ten "tajny" objazd feralnego odcinka...
Droga do Jolle schodzi ostro w dół. Jest mocno błotnista i co pewien czas z tego błota wystają ostre kamienie. Po drodze mijamy kilka domostw. W końcu docieramy do jej końce - przechodzi ona niemal płynnie we wjazd do wiejskiej zagrody na której środku stoi niewielka koza. Staje przy wjeździe, brakuje mi podparcie dla nogi i zaliczam paciaka. Podnosząc się, kątem oka dostrzegam, że na tyłach domu, kawałek od zagrody, pod dachem jest jakaś rodzinka, która z zainteresowaniem nas obserwuje. Kobieta, widząc co się dzieje podrywa się na równe nogi i zaczyna biec w naszym kierunku. W tym samym czasie mężczyzna znika w głębi domostwa. Moja pierwsza myśl to: On poszedł po broń....

C.D.N.

PZDR

Qter
__________________
Pije bro i palę sziszę...

Ostatnio edytowane przez Qter : 17.01.2020 o 20:45
Qter jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem