Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21.08.2013, 14:20   #23
jagna
 
jagna's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
jagna jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 3 min 21 s
Domyślnie

Odcinek 4 , czyli jak do cholery wydostać się z tej łąki?!

Budzę się rano, wyjmuję z uszu najważniejszy element mojej kosmetyczki na wyjazdach, czyli stopery, a następnie wyglądam z namioty z nadzieją, że ci którzy przez pół nocy darli się 20 m od naszego namiotu, śpią gdzieś słodko obok i będę mogła pod ich namiotem odpalić DRkę. Z przegazówką najlepiej.
Niestety… jesteśmy na polu sami…

Pierwszy nocleg namiotowy upewnia mnie, że wybrałam dobry namiot na wyjazdy 2-osobowe. Nie jest co prawda najlżejszy (3,2 kg) ale ma dwa ogromne przedsionki, gdzie da się bez problemu upchnąć cały motocyklowy szpej. I jeszcze da się wejść do środka



Śniadanko, pakowanie, smarowanie łańcuchów i w drogę.

Bierzemy Chełm bokiem, przejeżdżamy Chełmski Park Krajobrazowy (ciekawe, że od naszej strony nigdy nie ma zakazu wjazdu, a i tak na wyjeździe jest szlaban…).

Na mapie mamy teren podmokły, ale rzeczywistość jest taka:



czyli to, czego Jagny najbardziej NIE lubią.

A później tylko gorzej:



ale akurat ten odcinek udało mi się jakoś pokonać na 3cim biegu i nawet zdobyć słowo uznania u Rafa („Jagna, jak chcesz to jednak potrafisz”).

Zauważamy oboje, że przy załadowanej DR (mam jakieś 8 kg bagażu) i mojej niezbyt wielkiej masie, nie do końca sprawdza się w kopnym piachu metoda „wypnij tyłek”, bo przednie koło zaczyna żyć własnym życiem i lata od prawej do lewej. Kiedy zaczynam stać mniej więcej prosto, jedzie się lepiej…

Piaszczyste dróżki zaprowadziły nas do wsi Łukówek, gdzie zatrzymujemy się pod lokalnym sklepem (o dziwo jest!), przed którym (na oko) siedzi pół wsi. Męskie pół wsi.
Stanowimy na tych mocno oddalonych od cywilizacji wsiach niemałą sensację, a w szczególności żeńska część teamu… Do tego kiedy mówię, że przyjechałam z Zielonej Góry…
Raf twierdzi, że i tak nikt nie wie gdzie to jest, ale on się nie zna

Asfaltem docieramy do Uhruska, witając się ponownie z Bugiem.





Czasem robienie zdjęć wymaga pewnych poświęceń:



Po analizie mapy postanawiamy na moment oddalić się od granicy i przejechać przez Sobiborski Park Krajobrazowy, który kusi bagienkami.

Jest ładnie, bo las liściasty:



Ścieżki szerokie prawie jak autostrada i oczywiście brak zakazów wjazdu:



W okolicy Kosynia robi się faktycznie bagienkowato, ale nadal przejezdnie :



W pewnym momencie widzimy czerwony szyld „Rezerwat żółwi błotnych”. Hm, chyba nie powinniśmy tędy jechać… ale skoro już tu zabrnęliśmy… i żadnych zakazów po drodze jak zwykle nie było… postanawiamy przejechać więc najostrożniej i najciszej jak się da

Widoki są rewelacyjne, zarośnięte, malownicze jeziorka , a tu jak na złość kontemplujący ciszę rowerzyści, więc tylko zmykamy dalej… Raf twierdzi, że widział żółwia, który prawie rzucił mu się pod koła, ale nie wiem, czy należy mu wierzyć…



Jagnięca DR trochę się ubrudziła, bo w przeciwieństwie do Rafowej, nie omija kałuż



Na końcu zrobiło się sucho i piaszczyście, a DRka 350 zaczęła pod górkę prychać i zdychać. Aż zdechła. Jagna już w myślach robi przegląd wszystkiego, co mogło się zepsuć (przecież tym razem filtr powietrza NA PEWNO dobrze zamontowałam!), zjawia się Raf, który był na przedzie i pyta „a paliwo ci się przypadkiem nie skończyło?”

O ja głupia c… ! Takie są konsekwencje zbiorników akcesoryjnych o zasięgu 400 km, człowiek w ogóle zapomina o czymś takim jak rezerwa! (Fazi, Sambor, jeszcze raz dzięki za prezent!)



Raf (a raczej Wilczyca) ma w DR seryjny zbiornik, więc na moje jedno tankowanie przypadają jego dwa. Zjeżdżamy na stację we Włodawie, i zastaje nas tam deszcz. A ponieważ pora jest obiadowa, postanawiamy go przeczekać w knajpianych okolicznościach:



Jak tylko z grubsza przestaje padać ruszamy dalej, wsiami na zachód od drogi 816. Czasem szuter, czasem polna ścieżka, czasem asfalt…

Deszcz nie daje jednak za wygraną, przeczekujemy na przystanku:



Przynajmniej się nie kurzy:



W Żukach jedziemy gruntówką, pięknie widoczną na Garminie, nieco mniej w rzeczywistości:



przedzieramy się z pół godziny, aż w końcu ilość powalonych pni nas przerasta i postanawiamy kontynuować jazdę równolegle do drogi, ale łąką.

Łąka jest cywilizowana:



Ale Jagna oczywiście musi wjechać w jakiś przeorany i rozryty przez krety kawałek, z którego nie umie wyjechać, bo jej tradycyjnie nóg brakuje… Więc wyjeżdża Raf:





na bardziej cywilizowany kawałek:



Łąka przechodzi w ściernisko, dróg polnych i miedz brak…



Ściernisko nieco podmokłe, ale jedzie się ok.



W końcu wyjeżdżamy we wsi Władysławów. W godzinę przejechaliśmy może ze 3 kilometry

Suniemy dalej na północ, mamy mały problem z przejechaniem linii kolejowej na Terespol (2 tory, wysoki nasyp, brak przejazdu), jedziemy kawałek równolegle do torów i znajdujemy w końcu przejazd.

Przeskakujemy DK 2 i jedziemy ładną piaszczystą drogą z Horbowa na północ.
Droga jednak ewidentnie kończy się na łące, choć i Garmin, i Automapa każe jechać prosto.

To jedziemy…





Próbujemy wszelkich możliwych kierunków, ale za każdym razem na końcu jest trzcina, a za nią rzeka…

Trawy akurat dla pasących się Jagniąt



Łąka mocno podmokła i spod kół tryska woda….



Postanawiamy jechać dokładnie po śladzie Garmina, może w końcu trafimy na drogę.

Zamiast drogi trafiamy na resztki mostu:



Widzimy ślady jakiego auta, Raf się śmieje, że pewnie jakieś 4x4 jechało z Garminem

Deski są mocno niekompletne i spróchniałe, nie będziemy ryzykować…



Po krótkim postoju przy moście postanawiamy trzymać się jednej z naszych wyjazdowych zasad („tylko łosie zawracają”), zjeżdżamy z łączki i próbujemy alternatywnej drogi na wschód.

Przez moment mamy nawet coś, co przypomina dojazd na pole, ale kończy się w polu kukurydzy, a przed nami dzikie krzaki wielkości małych drzew. Raf idzie miedzą szukać przejazdu (klapa, szeroki rów melioracyjny…), a Jagna w krzaki, przez które Garmin widzi drogę.

Droga kiedyś była (pewnie wtedy, kiedy funkcjonował most), bo pomiędzy drzewami jest przerwa z 1,5 m, tylko zarośnięta chaszczami. Ale skoro Jagnie udało się przedrzeć przez chaszcze na drugą stronę, to uda się i motkom

A po drugiej stronie cudowna, szeroka prawie na cały metr, polna droga!

Nasze szczęście nie trwa długo, droga bowiem kończy się w polu kukurydzy. Na szczęście kukurydza posiana jest rzadko i udaje się nam przejechać pomiędzy…
Potem jeszcze tylko pszenica, ściernisko, ponownie kukurydza i jesteśmy w końcu na asfalcie. Po jakiś 2 godzinach jesteśmy może 2 km od miejsca, w którym byliśmy przedtem

Jest już po 19, znów zaczyna padać, starczy nam chwilowo offa, zjeżdżamy więc do Janowa Podlaskiego i szukamy noclegu. Widzimy piękną reklamę agroturystyki w sąsiedniej wiosce, jedziemy, tylko najpierw małe kolacyjne zakupy. I białe wytrawne za całych 24,99!
(„Jagna, naprawdę będziesz czuła różnicę między 12,60 a 24,99?” – tyle Raf…)

W agroturystyce właściciel mętnie się tłumaczy, że pokoje miał, ale już nie ma, a na moje pytanie „to po cholerę reklama oraz szyld na budynku?” jeszcze mętniej opowiada „nooo, musi wisieć…” ehhh, dopłaty unijne….
Na szczęście daje nam namiary na sąsiednią wieś, Bubel – Łukowiska i bardzo przyjemne miejsce, gdzie dostajemy bez problemu pokój.

Żeby kontynuować tradycję, Jagna tuż pod bramą musi się wywalić, bo skręcając z szutru w piach hamuje przodem:



a Raf bezczelnie: „Jagna, poczekaj, nie wstawaj, tylko ci fotkę pstryknę!”

eh, gdzie ci dżentelmeni….

cdn.

PS. różnica między 12,60 a 24,99 była spora!
PS.2. rzeczony mostek był na Krznie…
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą
jagna jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem