No to chyba znowu mieliśmy szczęście (albo Wy pecha)... Od nas żadnych łapówek nie chcieli ani na wjeździe, ani na wyjeździe. Wszyscy byli równie mili, grzeczni i sympatyczni jak Irańczycy, co na początku trochę nas zbiło z tropu - cały czas mieliśmy gdzieś w pamięci "złe" opinie o turkmeńskich urzędnikach, więc zapalała się czerwona lampka. W ogóle cały przejazd przez Turkemnistan przeszedł bez żadnych "niespodzianek", może z jednym drobym potknięciem przy opłacie za most na Amu Darii w Farab, przed samą granicą z Uzbekistanem. Ale to zdarzenie pomijalne.
__________________
Ola
|