Wątek: 1/2 tet ro 2023
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29.09.2023, 20:55   #7
Danny
Moderator
 
Danny's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jul 2019
Miasto: Trójmiasto
Posty: 1,213
Motocykl: CRF1000D, CRF300L
Przebieg: 60k+20k
Danny jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 3 dni 4 godz 21 min 14 s
Domyślnie

No dobra, ale zanim zrobiła się ta 18-ta to miało miejsce jeszcze kilka drobnych rzeczy o których warto wspomnieć żeby dalsze części historii trzymały się tzw. kupy. Kilka godzin wcześniej zrobiliśmy sobie krótką pauzę.w przydrożnym barze żeby przez chwilę schronić się przed smażącym słońcem i uzupełnić piwiony *. Tam dosiadła się do nas dwójka Litwinów z którymi już poprzedniego dnia dwukrotnie mijaliśmy się na trasie. Podzieliliśmy się wrażeniami z trasy, chłopaki poopowiadali chwilę o tym jak to przez 5 godzin pokonywali 20 km w okolicach odcinka „here be dragons!” (jak dobrze że odpuściliśmy i to gówno zabrało nam tylko po kawałku dwóch pierwszych dni tripu), pocmokali przez chwilę z zachwytu nad Bonczkowym KTM’em po czym dosiedli swoje T7, strzelili z przelotów i zniknęli. 2h później dojechaliśmy ich na skrzyżowaniu gdzie mieli kolejną pauzę i jak tylko nas zauważyli to zaczęli bardzo żywo gestykulować. Odmachaliśmy im grzecznie i pojechaliśmy dalej bo było już późne popołudnie a na telefonie Kefira, który zainwestował w jakąś wypasioną wersję OsmAnda, czerwona kreska wiodła jeszcze długie kilometry i przecinała poziomice 2000m. Kilkanaście minut później dojechaliśmy do jakiegoś parkingu gdzie kończył się asfalt, zaczynała kamienista ścieżka a całość.była zaakcentowana jakąś tablicą z różnymi poprzekreślanymi piktogramami. Jeden z tych piktogramów przedstawiał motocykl crossowy jadący na tylnym kole. Nie daliśmy się zanadto rozwijać poczuciu konsternacji i zgodnie uznaliśmy że jest to zakaz dzikowania po szlaku dwupakami który nas nie dotyczy bo mamy normalne silniki i zamierzamy pojechać ten odcinek na siedząco. Tak też wjechaliśmy, jak później miało się okazać, na teren Parku Narodowego Gór Kelimeńskich i zaczęliśmy podjazd na szczyt Retitis. Po kilkunastu kilometrach kamienistego podjazdu dotarliśmy na wspomniane wcześniej 2000 m, poeksplorowaliśmy chwilę okolicę, zrobiliśmy krótką pauzę pod krzyżem na szczycie, foto, papierosek, siku w krzaki i rozpoczęliśmy zjazd. Niebawem naszym oczom ukazały się jakieś dziwne formy terenu, po dokładniejszym przyjrzeniu się pod zachodzące słońce zrobiło się jasne że to musiało wyjść spod ręki człowieka, wyglądało na jakiś kamieniołom lub kopalnię odkrywkową, jak później doczytałem były to pozostałości po kopalni siarki Gura Haiti. Jak to trafnie opisuje ktoś.w opiniach na google, jeśli pominąć w dyskusji katastrofę ekologiczną, zanieczyszczenie terenu pozostałą na powierzchni siarką, toksyczne wody z osadnika i składowisko odpadów, to krajobraz jest faktycznie niezwykły. Robimy kilka fotek i zjeżdżamy dalej do podnóża szukać noclegu bo robi się rzeczony wieczór.

Na końcu zjazdu mijamy jakieś siedlisko skąd słychać muzykę.i majaczą ludzkie głowy. Proponuję powrót i zasięgnięcie języka w sprawie ew. obozowiska na nocleg. Schodzimy z Bonczkiem z maszyn, wchodzimy na teren posesji, widzimy zbliżający się do nas roześmiany korowód więc uśmiechamy się, machamy przyjaźnie kończynami górnymi, mówimy grzecznie dobry wieczór i próbujemy nawiązać dialog. Niestety nie udaje się ponieważ zostajemy złapani za ręce i wciągnięci do tanecznego koła. Pląsamy tak przez chwilę to w jedną to w drugą stronę, trochę niezdarnie bo w butach MX i trochę zadusznie bo Bonczek to nawet kasku zdjąć nie zdążył. Długo w tym kasku pozostać nie mógł bo po chwili przy korowodzie pojawia się roześmiany mężczyzna (pewnie jakiś Bogdan) z tacą pełną kieliszków palinki. Walimy na obie nóżki i bronimy przed przymusową degustacją Kefira który stał z boku i całą tą historię nagrywał. Bronimy bo przecież ktoś.musi podskoczyć 20 km w jedną stronę do sklepu po kilka piw, kiełbę na ognisko i ciastka na gastrofazę. Tzn. chyba prawie bronimy bo pamiętam tekst w rodzaju „dobra, pij, po jednym dasz radę pojechać”. W pląsającym towarzystwie kilka osób mówi płynną angielszczyzną (pozazdrościć Rumunom poziomu znajomości tego języka) więc prosimy o audiencję u szefa obiektu z którym ustalamy możliwość rozbicia się na jego ziemi. Oprócz zgody słyszymy że możemy użyć do ogniska drewno z jednej z kilkunastu ustawionych nieopodal 2-metrowych pryzm. No i wypas, jeszcze tylko potwierdzamy lokalizację strumienia, przekazujemy Kefirowi listę zakupów i można zakładać obozowisko. Rozkładamy niespiesznie namioty, bierzemy dwie długie sztachety z pobliskiej pryzmy, wstawiamy je na pionowo w handbary dwóch motków, rozwieszamy linkę do suszenia/wietrzenia, patrzymy przez chwilę na przebiegającego obok nas źrebaka (wygląda jakby nagle doznał olśnienia że najbardziej soczysta trawa jest tuż obok naszego obozowiska), wzruszamy ramionami, zabieramy biodegradowalną chemię, rzeczy do prania i lawirując pomiędzy zaschniętymi krowimi plackami udajemy się do szumiącej nieopodal łaźni. Czas trwania procesu ablucji jest wprost proporcjonalny do temperatury wody, chociaż muszę przyznać że Bonczek zaimponował mi zanurzając się na chwilę po samą szyję w nurcie strumienia. Brr! Zostaję na miejscu chwilę dłużej żeby pozwolić odtajać palcom u nóg i zrobić szybką przepierkę. Wracając słyszę z oddali pyrpyrpyr i słuch mnie nie myli - wraca Kefir z plecakiem pełnym wałówy na wieczór. Szybko poszło, podobno do samej wioski szutrostrady no i wiadomo, kierowca rajdowy Pokazujemy mu gdzie rozstawiliśmy jego namiot, zapewniamy że woda w strumieniu cieplutka, rozpalamy ogień, czekamy aż przejdzie hipotermię na swoich zasadach, smażymy kiełbę, wtranżalamy ciastka, uzupełniamy piwiony, oglądamy gwiazdy, gadamy o życiu i na koniec wycofujemy się.na wcześniej nadmuchane pozycje.

Następnego dnia z letargu unosi nas najlepszy budzik - promienie wspinającego się nad okoliczne drzewa słońca. Zwijamy niespiesznie obozowisko a ja czochram jeszcze przez chwilę pasterskiego owczarka który już wczoraj niepewnie zataczał kręgi w okolicach naszego obozowiska w nadziei na chociaż końcówkę.tej pysznej kiełbasy z ogniska. Po chwilach kilku ruszamy, najpierw tą szutrostradą przemierzaną wczoraj w te i wewte przez Kefira, potem krótkim asfaltowym odcinkiem do wioski i następnie z powrotem w góry. Tym razem TET częstuje nas długim szutrowym odcinkiem wzdłuż strumienia, są wyboje i zacieśniające się.zakręty, można szlifować technikę ale jednak widokowo szału nie ma. W późnej porze obiadowej trasa wypluwa nas w jakiejś większej wiosce, zajeżdżamy do knajpy pod którą już stoi kilkanaście motocykli, zajmujemy stolik, zamawiamy paszę i uzupełniamy wszystko czego naszym organizmom brakuje. Siedzimy przy schodku który okazuje się zdradliwy nawet dla obsługi, tuż przy nas jedna z kelnerek wywija dramatycznego orła, pizza i spaghetti mieszają się w powietrzu i spadają na płytki, podrywam się (siedziałem akurat przy krawędzi stolika) i podaję jej rękę, ona w pierwszym odruchu chce to wszystko sprzątać ale widzę że krwawi z łydki więc wyganiam ją na zaplecze a sam przełykając ślinę. ogarniam na grubo temat zanim zjawią się jej koleżanki żeby całość posprzątać. Jak już pojedliśmy to i świat się zrobił piękniejszy, trasy zaczęły znów wieść przez malownicze wioski, ustalamy z Bonczkiem że może spokojnie dzidować a my z Kefirem i tak na którymś skrzyżowaniu w końcu do niego dojedziemy, to się rozdzielamy to spotykamy, chłoniemy wszystko pełną klatą, robimy zdjęcia i kręcimy sobie nawzajem video z dynamicznych przejazdów (na jednym takim odcinku była nawet jakaś wieczna błotnista kałuża którą Kefirowi udało się spektakularnie wyłapać), trollujemy trójmiejską społeczność adventure pięknymi fotkami i pytaniami jak tam w robo. Znów szybko robi się wieczór, w okolicach magicznej godziny 18 zaczynamy szukać jakiejś.fajnej widokowej miejscówki w której moglibyśmy zjeść.kabanosa i uzupełnić wiadomo co. Robimy relaksujący półgodzinny popas i zaczynamy powoli myśleć o noclegu. Szybki rzut oka na naszą lokalizację.i wychodzi nam że czeka nas jeszcze jakiś atak szczytowy. Logistycznie może się okazać ciasno więc żeby nie generować.niepotrzebnej napinki ustalamy że nie będzie obrazą majestatów jeśli dzisiejszy nocleg będzie miał miejsce gdzieś na kwaterze.

No to co… no to wio na ten szczyt!

* piwiony - życiodajne składniki mineralne piwa (w tym wypadku oczywiście bezalkoholowego)
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg 11_resize.jpg (400.3 KB, 18 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 12_resize.jpg (384.4 KB, 16 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 13_resize.jpg (410.9 KB, 15 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 14_resize.jpg (374.0 KB, 37 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 15_resize.jpg (482.5 KB, 17 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 16_resize.jpg (433.2 KB, 13 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 17_resize.jpg (396.5 KB, 16 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 18_resize.jpg (437.5 KB, 15 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 19_resize.jpg (417.0 KB, 18 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 20_resize.jpg (480.6 KB, 24 wyświetleń)
__________________
"Jeżeli ktoś ci mówi że jesteś koniem to za pierwszym razem możesz się obrazić, za drugim razem dać w gębę, ale za trzecim razem już kup sobie siodło."
Danny jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem