Przelot przez Rumunię najprostszą trasą wydał nam się poniżej naszej godności globtroterów, wiec wybraliśmy drogę przez góry gdzie ku zadowoleniu Azji nie ma nic, a przynajmniej jeśli nawet to mało. O ile Maramuresz przejechaliśmy w miarę sprawnie, to Bukowina zaskoczyła mnie całkowicie. W życiu nie jechałem tak koszmarną drogą asfaltową (E58 do Suceavy). Wyglądała jakby systematycznie była ostrzeliwana z granatników. Wyrwy miały po kilkanaście centymetrów głębokości i ostre krawędzie. Mój DL nie był zachwycony. Do tego była kręta jak to górska droga w Rumunii. No i oczywiście zgodnie z prawem Murphiego lunęło tak potężnie, że po raz pierwszy puściła moja przeciwdeszczówka. I to gdzie? W kroczu, a jakżeby inaczej. Kontrast termiczny porażający gdy tak wygrzane miejsce zaleje zimna woda. Z drugiej strony poczułem się nieco podbudowany, ze mimo sędziwego wieku mam ciągle czucie w tych rejonach.